
Wielokrotnie miałem pewien dylemat. Mój norweski pracodawca często przebudowywał swoje statki w polskich stoczniach. Konkretnie w jednej – Remontowa Gdańsk, jednej z najlepszych stoczni na świecie (wiem co mówię)
Nadzorowałem wiele prac. Zdarzało się, że obserwowałem ewidentne błędy, czy nawet przekręty naszych stoczniowców. I wyskakiwał problem lojalności.
Norweg mnie zatrudnia, dobrze płaci i ceni. Praktycznie kształtuje moją sytuację życiową i materialną. Lecz emocjonalnie bardzo jestem związany z Polską. Na dobre i złe. Czyli jestem w stanie wiele wybaczać.
Jednakże w cywilizowanym, rozwiniętym świecie lojalność jest jednym z filarów stosunków społecznych, obok uczciwości i wiarygodności.
I ta właśnie lojalność zmuszała mnie, często wbrew sobie, bym informował swojego norweskiego szefa o nieprawidłowościach, jakich dopuszczali się Polacy.
Przyznam się, były to bardzo niekomfortowej sytuacje.
Lecz jedno należy podkreślić, lojalność nigdy nie przekraczała delikatnej linii, poza którą byłyby moje zachowania nieetyczne, czy niemoralne. Gdybym miał donieść, że stoczniowcy podprowadzają i gromadzą miedź, uzyskaną z obróbki kabli, za co mogliby stracić pracę, to czułbym, że robię świństwo.
Ot, takie dylematy codziennego życia w niezbyt idealnym otoczeniu.
Jednakże lojalność, czy to w rodzinie, grupie przyjaciół i najważniejsze – w pracy, jest niezmiernie istotna.
Praktycznie osoba nielojalna jest wykluczana i izolowana.
Niektórzy zapominają, że lojalność jest nierozerwalnie związana z wiernością.
"W zdrowiu i chorobie, dopóki śmierć nas nie rozłączy" – przysięgamy. Przynajmniej ci, którzy nie dali się zauroczyć chwilowej modzie lewackiego relatywizmu i są wyznawcami tak zwanych związków partnerskich.
Niestety, w Rzeczypospolitej z lojalnością często było kiepsko. A nie zapominajmy, że antonimem do lojalności i wierności jest zawsze zdrada.
A drobniejsze nielojalności są na porządku dziennym i nie słychać, by ktokolwiek przeciwko temu głośno protestował.
Czy kolejni posłowie opuszczający swoją partię w sejmie są jakoś szczególnie napiętnowani? Oczywiście, że nie. Jest to zjawisko na tyle w Polsce powszechne, że nikt się nie dziwi i protestuje. Choć według mnie powinno być ustawowo określone, że w takich przypadkach można pozbawić osobę stanowiska posła. Przecież to partia i konkretni wyborcy tej partii zapewnili komuś stanowisko posła. Ponosząc przy tym pewne, często niemałe koszty. I nagle poseł zmienia poglądy, już mu się dalej nie podoba i zdradza partię i wyborców. Coś tutaj jest nie tak.
Często też z lojalnością mają kłopot wybitni indywidualiści o wysokim poziomie egoizmu. Cóż, oni przecież są najlepsi i nikt im nie będzie mówił, co mają robić.
Miałem taki przypadek we francuskiej stoczni Damen w Breście.
Przejmowaliśmy VLCC (very large crude carriers), czyli wielki tankowiec, od Norwegów, pod norweską banderą. Pracami kierował przesympatyczny staruszek z głębokiej północy, chyba spod kręgu polarnego. Dobry fachowiec.
Z Polski przyleciał młody inżynier. Fenomenalny specjalista, tylko nieco zbyt pewny siebie.
Skandynawowie mają specyficzny kod towarzyski. Tłumaczą coś powoli i dogłębnie, a słuchający powinien cierpliwie uważać do końca przemowy. Tymczasem nowy inżynier, nazwijmy go Krzysztof, już po pierwszych paru słowach szefa, łapał o co chodzi, robił w tył zwrot i leciał wykonać polecenie. Tymczasem Norweg stał zaskoczony i nie rozumiał, co się dzieje. Przecież on jeszcze nie skończył tłumaczyć! Tak nie można.
Pogadałem sobie z Krzysztofem i wytłumaczyłem mu pewne zasady obcej dla niego kultury. Na to on stwierdził, ze dla głupich pozorów on nie będzie się zmieniał i jak się komuś to nie podoba, to trudno. No i po tygodniu już nie pracował. Szkoda. Pewna spolegliwość i lojalność wykraczała poza jego katalog zasad. A zarobki były świetne, a w domu młoda żona i dwójka dzieciaków.
Dodam, to w żadnym wypadku nie jest oporunizm, czy konformizm.
To jest postawa, którą dosyć często obserwuję. Wysoka samoocena i napompowane ego utrudnia dobą pracę w zespole. Nawet jeżeli ma się bezdyskusyjną rację czasami warto to przemilczeć. Wiem, jak to ciężko, bo sam byłem taki.
Tymczasem świetna pani minister cyfryzacji Anna Streżyńska widocznie niezbyt rozumie na czym polega lojalność i gra zespołowa i zaczyna swoje frustracje wylewać publicznie. I to gdzie! W nieprzyjaznej radiostacji.
Chlapanie jęzorem, często nawet na granicy konfabulacji i kompleksu Barona Münchhausena, jak to zademonstrował doktor Berczyński, jest częstą przywarą polityków u władzy. Jakby sobie nie zdawali sprawy, że hieny antypisu tylko na to czekają. Byle przejęzyczenie (słynny San Escobar) może szybko przez krwiożerczych propagandzistów dorobić się własnego hasła w angielskojęzycznej Wikipedii.
Czyli, jak zwykle, należy ważyć słowa i częściej lepiej trzymać język za zębami.
Gdyby poczucie lojalności było mocno ugruntowane w zasobie codziennych wartości, takie bulwersujące skandaliki nie miałyby miejsca i premier nie musiałaby zwoływać nadzwyczajnego posiedzenia rządu.
Młoda ta nasza demokracja i ludzie jeszcze nie całkiem poważni.
.
Czy kolejni posłowie opuszczający swoją partię w sejmie są jakoś szczególnie napiętnowani? [...] Choć według mnie powinno być ustawowo określone, że w takich przypadkach można pozbawić osobę stanowiska posła. – Więc poseł ma być oficjalnie politycznym żołnierzem bezmyślnie wykonującym polecenia sztabu. Bierny, mierny ale wierny – PZPR wiecznie żywa. Partiokracja. Mało tam już dziś tępych pyskaczy? Gorzej, Pan chce przywiązać posła do partii, najwyraźniej wraz z dyscypliną klubową, bo inaczej to nie ma sensu.
Ponosząc przy tym pewne, często niemałe koszty. – Koszty ponosi podatnik.
Partia wystawia kogoś na posła z jego zapatrywaniami i przymiotami. Poseł może odejść, jeśli uzna, że poza partią może realizować je lepiej. Oczywiście bezwzględne posłuszeństwo może być głównym kryterium doboru kandydatów, kosztem innych. Wydaje się, że tak jest u zasiedziałych partii, zwłaszcza rządzącej.
eee, chyba się Pan czepia, ale poczekajmy na odpowiedź.
"Partia wystawia kogoś na posła z jego zapatrywaniami i przymiotami."
Proszę Pana, jest dokładnie odwrotnie, przystępuje się do partii, której poglądy, program itp. mi odpowiadają, to partia wystawia kandydata, a nie kandydat partię!
Też uważam, że jak takiemu wybranemu z ramienia partii posłowi poglądy się odmienią, powinien ponieść jakieś konsekwencje, albo rezygnacja takiego z posłowania, ja jako wyborca oddając głos, kieruję się z jakiej partii jest, lub jaka partia go popiera, nawet w "ślepo" oddając głos na człowieka, którego nie znam, ale ufam partii z której jest.
Tak ogólnie system wyborów powinien być zreformowany, za dużo możliwości oszustw i takich zdrad posłów, którzy wykorzystują wybory do prywaty.
Pzdr.
Człowiek łatwiej się pozna na człowieku, niż na abstrakcyjnej partii. Prędzej zwęszy oszusta, niż oszukańcze hasła i programy. Dlatego system, w którym głosuje się na etykietki partyjne, pomijając niemal osoby, sprzyja oszukaństwu. I to też widać od dawna.
A Pan to popiera!
Pan uważa dyscyplinę partyjną jako coś złego?
Nie pozostaje nam nic innego, jak znieść partie, każdy niech sobie sam kandyduje i wchodzi do sejmu, tylko kto będzie tworzył rząd, ministrów itd.?
Dla Pana niezrozumiałe jest, że jak partia wygrywa jakimś programem, to jednocześnie oznacza, że każdy jej członek musi go poprzeć, a jak mu się nie podoba, to niech odda mandat. Domyślam się, że dla Pana np. krytyka rządu przez oficera wojska, który odszedł na emeryturę, czy zmienił stanowisko, jest dopuszczalna.
Chyba się nie rozumiemy, albo Pan nie rozumie, co na jedno wychodzi, ciekawe co nam Gospodarz podpowie.
Dyscyplina partyjna jest oczywiście zła, wyjąwszy być może kwestie taktyczne.
Dla Pana niezrozumiałe jest, że gdy posła wybrano z jakimś programem, to znaczy, że jeśli jego partia się od niego odstępuje, powinien głosować wbrew niej. Vide aptekarskie kumoterstwo.
Naturalnie, krytyka rządu przez oficera na emeryturze jest dopuszczalna, jak każdego. Nie wiem, jak można mieć inne zdanie.
Podobną nieprawidłowość widać w wymiarze "sprawiedliwości", gdzie sędzia wydając niewłaściwy wyrok, lub udzielając przepustki jakiemuś mordercy nie ponosi żadnej konsekwencji w przypadku pomyłki, zaniechania lub uległości, gdy zdarzy się powtórka z przestępstwa (często tragiczna). Jest to nie do pomyślenia w innych zawodach, gdzie za błędy odpowiada się karnie.
Co do podprowadzania. Zdarcie miedzianego oplotu, tzw ekranu, by odsłonić żyły kabla, to produkowanie miedzianego złomu. Dla mnie śmieci. Ja zamawiam i płacę za zainstalowany kabel. Co pozostaje jest dla mnie bezwartościowe. Czy chłopcy sobie tą miedź zabiorą, czy należy ona do stoczni, to pod względem mojej lojalności już nie moja sprawa.
może Pan to rozwinąć.
Wg Pana i Kukiza, elektorat ma zbierać podpisy, czy może zrobić referendum nad odwołaniem posła, potem jak jakimś cudem będzie referendum, okaże się, że frekwencja nie dopisała i w ten prosty sposób nie tylko zleci kawał kadencji sejmu, to jeszcze wywalimy w błoto mln zł, choć Kukizowi to nie przeszkadza, skoro rząd wydawał na Misiewiczów, jak ostatnio powiedział, jest wyjście, też Kukiza, obniżyć progi frekwencji, proponuję tak od 1 do nieskończoności.
Wg mnie nic bardziej mylnego, jakbym głosował na posła, to tak, ale z zasady głosujemy na partię, a wtedy tylko i wyłącznie partia ma mandat, by takiego posła pozbawić mandatu.
Pamiętam, jak swego czasu ś.p.Lepper wprowadził system lojalnościowy w swojej partii, oparty na wekslach, które odchodzący poseł, będzie musiał wykupić, jaka była wtedy burza.
Faktem jest, że lojalność bywa cenniejsza niż złoto, tak bywało kiedyś, teraz to jest towar.
Ma pan też dobre pióro :)
Pzdr.
Jak tu być mądrym, kiedy lojalność jest cnotą, jakie i kiedy ma zastosowanie?
Widzę, że dla naszego znanego i poczytnego blogera pojęcie lojalność jest całkowicie obce, co jest do udowodnienia.
Pozdrawiam i dziekuję
Po cholerę było brać na tapetę Norwegię ,ich statki i swoje przemyślenia ....