Może się wydawać, że książka napisana siedemdziesiąt lat po wojnie rozstrzyga niejasne sytuacje z czasów konspiracji, niedopowiedzenia z innych bliźniaczych publikacji, oddzieli bohaterów od ewidentnych zdrajców i od tych, co chcieli tylko przeżyć za wszelką cenę. I tak i nie. Bardziej nie, bo okupacja niemiecka to taka szarość, a nie biel i czerń. Jest rok 1942. Niemcy mordują dziennie tysiąc ośmiuset ludzi. Jak odpowiedzieć na to bestialstwo? Precyzyjnie, niemalże chirurgicznie. Każda istotna postać w tej niemieckiej machinie zagłady, gorliwy zarządca, funkcjonariusz czy konfident musi czuć na plecach oddech likwidatora z AK. „Będziecie strzelać do Polaków, do mężczyzn, będziecie nawet strzelać do kobiet, jeśli na to zasłużą” – instruuje oficer szkolący grupę zaufanych przyjaciół z warszawskiego Boernerowa. Cementuje się oddział 993/W, który będąc postrachem zdrajców i donosicieli, chwalebnie przejdzie do historii. „Kobuz”, „Puchacz”, „Gil” i Lucjan „Sęp” Wiśniewski, który wprawnie przesuwa przed naszą wyobraźnią okupacyjne kadry i całe klisze z odważnych, a czasem wręcz straceńczych akcji.
„Żadnej euforii, żadnej przyjemności i żadnych rozterek. Rozkaz, spełnienie obowiązku. Nerwy i napięcie. Żadnego lubowania się w tym nie było. Chciałem mieć to jak najszybciej za sobą…mówi bohater „Sęp”.
Amerykanie przeprowadzili badania nad metodami walki podczas II wojny światowej i okazało się, że tylko dwa procent żołnierzy nie miało problemu ze strzelaniem wprost do nieprzyjaciela, a 75 procent w ogóle nie strzeliło. W oddziale likwidatorów strzelać musieli wszyscy. Nawet krótkowzroczny „Puchacz”, który przed oddaniem śmiertelnego strzału, dla pewności i wyczucia odległości od „delikwenta” potrafił fizycznie dotknąć palcem, czuć jego namacalność. Te książkę czyta się jednym tchem. Sytuacje psychologiczne niczym z najlepszych westernów. Po udanym zamachu na komendanta powiatowego w Pruszkowie, Ukraińca Maryniuka, „Sęp” i „Gil” wycofują się przed nadciągającą obławą. W pustej ulicy słyszą za sobą warkot motocykla patrolu niemieckiego I… „A my stoimy i patrzymy na nich, pięćdziesiąt metrów, trzydzieści, visem to już spokojnie można trafić muchę w locie…stoimy odwróceni do nich, ręce w kieszeniach, czekamy. Wyboje, jadą wolno, zrównali się z nami, patrzą nam w oczy, a my im…Wydawało mi się, że trwa to strasznie długo. Przyspieszyli, szurnęli tym motocyklem w stronę Komorowa. Też wiedzieli, że jak spróbują nas zatrzymać, to nie przeżyją. A chcieli przeżyć. Tak jak my.
Akcje egzekucyjne, po wydaniu wyroku przez Sąd Podziemny, były planowane z niebywałą starannością i precyzją. Piękne, inteligentne wywiadowczynie rozpracowywały, jak to oni mawiali „pacjenta”. Topografia terenu, trasy codzienne, zwyczaje i zachowania etc. I kiedy przychodził rozkaz wyruszali oni – „drapieżnicy”. Nie można się oprzeć wrażeniu, że dramaturgię i zarazem poezję niektórych akcji mógłby filmowo jedynie odzwierciedlić ktoś na miarę Hitchcocka. Taką artystycznie wyreżyserowaną akcją była likwidacja konfidenta Staszauera w jego lokalu „Za Kotarą”. Trudna i skomplikowana, bo zdrajca pracował dla Gestapo i…AK. Miał też swoją ochronę. Zagęszczenie komplikacji i niespodziewanych zwrotów akcji w trakcie tej masakry (zginęło 15 osób – Niemców, agentów ochrony, konfidentów – przy zerowych stratach własnych) stwarzało klimat z najczarniejszych kryminałów Quentina Tarantino. Kiedy wszyscy uczestnicy przeczuwają, co się nieuchronnie za chwilę wydarzy, ale to będzie za chwilę i …na pewno. Czy taka pokazowa akcja wykonania wyroku na szmalcowniku w kawiarni w trakcie koncertu Mieczysława Fogga.
Jest tu i Powstanie Warszawskie i wyjątkowo intrygujący kontekst misji Retingera (późniejszego organizatora grupy Bilderberg).
Ta mądra książka jest przestrogą – zdrada musi byś ukarana. Żyjemy w takich czasach, kiedy trudno jest odróżnić renegata od pożytecznego idioty. Chociaż jeden element jest czytelny, ten ostatni robi to gratis.
„Ptaki drapieżne” – Emil Marat, Michał Wójcik – SIW Znak Kraków 2016
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2328
To może być ciekawe...