Jeżeli chcemy, aby Polska stała się wreszcie krajem ludzi wolnych, nie traktujmy wyborców jak niewolniczego stada. A już na pewno nie traktujmy tak ludzi, na których poparcie możemy liczyć w walce o wolność. O zachowanie suwerenności naszej Ojczyzny. Naszej tożsamości.
Nie możemy wsłuchiwać się w rytm bębnów i piszczałek (jak to ujął Obywatel Poeta) ludożerców z „GieWu”, z TuskVN, z Radia Bzdet. Polska plemienna niech tańczy tak jak jej zagra orkiestra wojskowa WSI pod batutą gen. Dukaczewskiego. To dzicz, która postawiła się - z łaski kolonizatorów: zrazu czerwonych, dziś różowo-tęczowych - ponad nami.
Ponad narodem ludzi wolnych, w którego piersi pulsuje serce przebite tysiąc lat temu Chrystusowym krzyżem. I wobec takiej Polski mamy zobowiązania. Nam dziś chórów anielskich słuchać - melodii, brzmiących w duszach rycerzy spod Grunwaldu, Kircholmu, Wiednia. Ułanów spod Rokitna, gdzie Nasz Wąsowicz, chłop morowy. Zbił Moskali w Cucyłowej, spod Komarowa, gdzie z kolei przegnaliśmy precz bolszewicką hołotę.
Po ćwierćwieczu eksperymentowania na żywym organizmie narodu, po zatoczeniu się pijanym łukiem koła historii, znów znaleźliśmy się w czasach zdychającej komuny. Rządzi nami jedynie słuszna partia za pomocą służb specjalnych i propagandystów poprzebieranych za dziennikarzy. Mamy podział społeczeństwa na równych i równiejszych. Mamy ustawę o „bratniej pomocy”, którą nie tak dawno podpisał Pierwszy Łowczy III RP. Poza tym długi, które znów przyjdzie spłacać kolejnym pokoleniom. Zaciskającą się wokół nas pętlę podległości wobec państw ościennych. Spodlone niewolą komunistyczną i ćwierćwieczem życia w chlewie zwanym III RP, społeczeństwo. Przenicowane agenturą i ludźmi złej woli partie polityczne, w tym PiS. Co sprawia, że słusznie nazywać partię Kaczyńskiego łżeantysytemową.
A na jej czele człowieka, który potrafi się tak zachować, że nie wiadomo gdzie oczy podziać. Z całej ponurej feerii tych zachowań, które nie raz wymieniałem na blogu NB, przypomnijmy chociażby wykrzykiwanie, na tle flag banderowskich, idiotyzmów na Majdanie, albo mizianie się z Leszkiem Millerem po totalnej kompromitacji PKW i szukanie wrogów wśród ludzi protestujących przeciwko hańbie sfałszowanych wyborów.
Mam wielki szacunek do ludzi, którzy wówczas czynnie zaprotestowali. Tak jak żywię sympatię do kilku kandydatów na prezydenta III RP, wystawionych przez szeroko pojęty ruch narodowy. Wiążę nadzieję z zupełnie nowymi nazwiskami, które powoli zaczynają pojawiać się na polskiej scenie politycznej. Podobnie jak podobają się mi sygnały, świadczące o tym, że może w końcu Polacy obudzą się i zestrzelą myśli w jedno ognisko. I w jedno ognisko duchy. Tak jak wtedy; w cudownym roku 1980. Oby doszło do tego jak najszybciej, niezależnie jak przebiegać będą najważniejsze, z zapowiedzianych, wydarzenia polityczne tego roku.
Mimo to, w wywołanej niedawno dyskusji w tzw. obozie niepodległościowym opowiadam się za Jarosławem Kaczyńskim. Za tym, aby w rozpoczynającej się właśnie walce przedwyborczej, którą zwieńczą majowe wybory prezydenckie a później jesienne do parlamentu, twarzą kampanii był przyszły premier Jarosław Kaczyński.
Nie ufam ludziom, którzy po 1989 r., zrobili karierę. Są tak samo niepewni jak ci, którzy przedzierali się, z pomyślnym dla siebie skutkiem, przez druty kolczaste jakimi opasana była Peerel. O ludziach sukcesu III RP wspominałem na NB, pisząc że każdy z nich musiał usiąść przy jakimś okrągłym stoliku, chociażby wtedy, gdy odwracał głowę na widok bitych i poniżanych. A odwracał, bo inaczej nie mógłby osiągnąć tego co osiągnął.
Jarosław Kaczyński otoczył się takimi ludźmi, obleńcami i obrońcami obleńców. Jednak sam kariery nie zrobił. Wprost przeciwnie. Kaczyński jest człowiekiem przegranym, typowym luserem, a może nawet mocniej – frajerem? III RP odebrała mu wiele. Może nawet więcej niż ten komunistyczny pokurcz – Peerel? W swoich losach jest Kaczyński typowym przedstawicielem przeciętnego Polaka. Stąd, o paradoksie!, jest postacią niepowtarzalną.
Bo oto najbardziej znany w kraju człowiek, wybitny polityk, o olbrzymim doświadczeniu, również w kierowaniu machiną państwową, może o sobie powiedzieć, że w minionym ćwierćwieczu przegrał właściwie wszystko, tak jak przegrała wszystko większość Polaków. Może o sobie powiedzieć, że jak większość ludzi w Polsce jest wykluczony - nie narażając się przy tym na śmieszność.
Kaczyński jest jedynym powszechnie znanym politykiem, który daje gwarancje, że Polska będzie impregnowana na wpływy niemieckie i rosyjskie, że nie przywlecze się za nim zmora WSI, że będzie z nią walczył. Tak jak będzie walczył z drugim nie mnie bezwzględnym okupantem Polaków – sitwami, które drenują nasz kraj z resztek zasobów, w tym zwłaszcza zasobów ludzkich. Dyspozytura tych sitw, oblazła obecny PiS jak robactwo gnijące truchło.
Jarosław Kaczyński jest dziś jedynym politykiem, który ma realną szansę zgromadzić wokół siebie ludzi, na których powinno nam najbardziej zależeć – wykluczonych z systemu. Tych, którzy uciekają za chlebem z „zielonej wyspy”, oraz tych, którzy na tej wyspie zostając wegetują z dnia na dzień, tonąc we wszechogarniającej ich frustracji. Sprzedanych przez tych, którzy idą po trupach do celu. Zablokowanych w swoich dążeniach do małego szczęścia, oszukanych, wykolegowanych. Właśnie tych luzerów, frajerów, nieudaczników. Bo w Nowym Państwie, to oni będą solą ziemi.
Gros z nich to ta bierna połowa społeczeństwa, która na wybory nie chodzi, bo nie widzi sensu, bo uważa, że wybory i tak niczego nie zmienią. Sądząc po efektach decyzji wyborczych Polaków po 1989 r., trudno nie przyznać tym konsekwentnym malkontentom racji.
Jest jednak jeden podstawowy warunek – Jarosław Kaczyński musi się zmienić. Musi porzucić nadzieję na pozyskanie mitycznego centrum. Nie ma żadnego centrum, jest podział jak spod siekiery: na frajerów i git-ludzi. Bo mityczne centrum to sitwy: git-ludzie pod przywództwem pachanów. Trzeba je tępić, tak jak one tępią i tępić będą wszystkich, którzy im nie chcą służyć (Powiedz mamo, powiedz tato czy git-ludzie to gestapo? Owszem, owszem drogi synu, trzeba tępić s…..). Kaczyński musi się wreszcie zdecydować do kogo mu bliżej: do frajerów czy gitowców. Ja chcę tylko zauważyć, że frajerom jest bliżej do niego. Nawet jeśli zabrzmiało to cokolwiek dwuznacznie.
Czy rok 2015 okaże się dla pariasów III RP rokiem zwycięskim? Nie wiem. Raczej wątpię. Ale jedno wydaje się pewne. Jeżeli do takiego mało prawdopodobnego zwycięstwa dojdzie i jeżeli Jarosław Kaczyński chce magna pars esse tego zwycięstwa, to musi się ponownie narodzić. Pisałem już kiedyś o tym, dodając, że akurat dla Kaczyńskiego nie jest to rzecz niemożliwa.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 12611
Dziekuję za uwagę.
Aktywność polityczna obywateli, a wyraża się ona chociazby poprzez wystawianie własnych kandydatów na radnego, posła czy jak w tym wypadku prezydenta, cieszy. Świadczy ona, że ludzie nie chcą zadowolić się tym co im pod nos podsuwają struktury partyjne - ich rzeczywiste interesy nie zawsze pokrywają się z interesami społecznymi. Biorąc w ten sposób sprawy w swoje ręce. A przecież o to w demokracji chodzi. Moim zdaniem najzdrowiej dla nas, mieszkańców obszaru leżącego między Odrą a Bugiem byłoby gdyby pojawił się ruch obywatelski (a'la "S") , kreujący zupełnie nowy garnitur przywódców, nowe idee polityczne (bowiem to co dziś dzieje się na scenie politycznej, to w gruncie rzeczy przedłużenie konfliktów i animozji opozycji przedsierpniowej - ale to rzecz na dłuższą dyskusję i raczej nie teraz) et caetera.
Ale jest jak jest, na ruch a'la "S" chyba się na razie nie zanosi (choć może się mylę?), a na obecnej scenie politycznej jedynym człowiekiem, który ma szansę, który jest najlbliżej spraw obywateli (mimo wszystko), z którym obywatele mogą się identyfikować (patrz wyżej) jest premier Jarosław Kaczyński. Czy jest najlepszy? Tego nie wiem, bo scena polityczna jest tak zabetonowana, że inni nie bardzo mają mozliwości wykazania swoich walorów. Natomiast jest najlepszy z polityków, jak to wcześniej określiłem "starego rozdania". Lepszego nie ma. I nie będzie.
O reszcie zamilczę. Jak ktoś ma czas i chęć niech sobie doczyta.
Pozdrawiam