A właściwie cyrkowej budy, którą postawiono na polskiej ziemi ćwierć wieku temu, na udrękę dla nas.
Przez ten okres wmawiano nam, że to nie buda, nie barak, ale Pałac Sprawiedliwości. Wystarczyło jednak, aby żyrujący system uznali, że satis est! (dość tego!), abyśmy mogli przez chwilę zobaczyć jego prawdziwe oblicze. To co miało być skryte, stało się jawne. Wprowadziło to beneficjentów magdalenkowego ustroju w skrajny popłoch. Nawet najtwardsi gracze wysiedli. Premier Jarosław Kaczyński, na wieść o „cudach nad urną” nie zwrócił się o pomoc w obronie Ojczyzny do oszukiwanego narodu (wszak: „Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli”), tylko do jego najbardziej wartościowej części – jednego z reprezentantów Wysokich Umawiających się Stron w Magdalence. W obecnej sytuacji najbliżej mu było do Leszka Millera, byłego I sekretarza KW PZPR w Skierniewicach oraz członka Biura Politycznego KC PZPR.
W samej rzeczy: to nie naród został oszukany 16 listopada, ale umawiające się w Magdalence strony. Natomiast naród zobaczył na własne oczy to, czego się przez lata domyślał. Nie mogło to wzbudzić entuzjazmu budowniczych III RP.
Dlatego zakopano topór wojenny. W niepamięć poszły dawne urazy. Spuszczono kurtynę milczenia na sprawę moskiewskiej pożyczki Leszka Millera, za wyjaśnienie której jeszcze w 2006 chciał się zabrać min. Ziobro („jest pan zerem, panie Ziobro”).
I na knajackie wywody postkomunisty:
Bracia Kaczyńscy są nie tylko z tej samej partii, ale z tego samego jaja.
Kaczyński raz jest antyrosyjski, raz antyniemiecki, w ogóle jest taki antykoncepcyjny.
I na jawne oszczerstwa:
Rozumiem, że PiS chciałby przysypać grób pani Blidy węglem, ale to się na pewno nie uda.
I na karygodne insynuacje:
PiS rozgrywa Smoleńsk już na takim poziomie, na jakim naziści rozgrywali pożar Reichstagu.
I na słowa zakrawające na podżeganie do agresji:
Powiem państwu wprost: uważam PiS za współczesną wersję narodowego socjalizmu. O ile PO powinna być przez SLD traktowana jako normalny, demokratyczny konkurent do władzy, o tyle PiS musi być traktowane jako wróg [16 luty 2010].
Przypomnijmy, że osiem miesięcy później (październik 2010) zabity został Marek Rosiak, działacz PiS – „niejako w moim zastępstwie”, stwierdził wówczas Jarosław Kaczyński.
Ale to było wówczas. Dziś jest inna mądrość etapu. Dziś rządzi dialektyka, a nie „dystynkcja w rozumowaniu”, jak pisał poeta. Dziś rządzi schizofrenia.
Obecnie najważniejsze jest nieustanną paplaniną zagłuszyć odgłosy rozpadającej się cyrkowej budy. Bredząc nieskładnie o demokracji (której przecież nie ma), poszanowaniu prawa (którego w Polsce nie ma, a przywrócić je dopiero miało PiS), niepogłębianiu chaosu (jakby rzeczywiście można byłoby go jeszcze bardziej pogłębić), przygotowuje się nas do przełknięcia owoców lotosu, chcąc abyśmy zapomnieli o tym, co przed chwilą widzieliśmy (ach, jakże przydałby się teraz ten aparacik z „Facetów w czerni”!).
Jarosław Kaczyński próbuje rozmydlić skandal, godny republiki bananowej, sprowadzając go do… banalnej awarii systemu głosowania w sejmie „Jak w Sejmie popsuje się aparatura elektroniczna to się zarządza reasumpcję głosowania. To jest taka reasumpcja i w tym wypadku” . Reasumpcja, czyli powtórzenie głosowania na tych samych kandydatów do samorządu, co proponuje PiS. Zdaniem szefa Prawa i Sprawiedliwości, takie rozwiązanie jest obecnie jedynym wyjściem z sytuacji, ponieważ wyniki ostatnich wyborów samorządowych „budzą, łagodnie mówiąc, najdalej idące wątpliwości”. – I dlatego nie mogą być uznane za wyniki, które oddają rzeczywiście wolę obywateli.
Ale tak poza tym Prezes Prawa i Sprawiedliwości zaapelował do udziału w drugiej turze wyborów, nieuzależniając jej od tego czy dojdzie do owej „reasumpcji” czy też nie.
Jeśli to myślenie Pana prezesa nie jest przejawem pokrętnej pseudologiki diamatu, to co nią jest? Druga tura jest prostą konsekwencją pierwszej, a przecież jej wyniki nie mogą być uznane za rzeczywiście oddające wolę głosujących. Przeto Pan prezes namawia nas abyśmy poszli głosować, na kandydatów wyłonionych w sposób niedemokratyczny. Mówiąc jeszcze inaczej, namawia nas abyśmy uwiarygodnili nieprawdę. Dodali powagi hucpie!
Panie Prezesie, za co, za co nas Pan tak traktuje! Czy Pan naprawdę sądzi, że wszyscy Polacy to jedno wielkie zbiorowisko Joachimów Brudzińskich i innych pańskich totumfackich?
Albo Stanisławów Piotrowiczów?
Pan poseł PIS i zastępca przewodniczącego sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, w rozmowie z NaszymDziennikiem.pl stwierdził „Trudno znaleźć dziś Polaka, który nie byłby zbulwersowany sprawą liczenia głosów w wyborach samorządowych. Nie ma jednak zgody na działania sprzeczne z prawem, natomiast naturalnym jest, że społeczeństwo protestuje. Protesty są zasadne, ale muszą się one odbywać w ramach obowiązujących przepisów prawa [podk. RK]”.
Obowiązujące przepisy prawa sprawiają, że obywatele nie mają zbyt wielu możliwości, żeby natychmiast zareagować, zwłaszcza na pogwałcenie demokracji. Pan poseł chyba wie o tym, ale on nie myśli jak reprezentant obywateli, którzy go wybrali, tylko jak uczestnik operacji „ratować system”. Czyli nie dopuścić do tego, aby ludzie mogli oburzyli się na własną rękę, na własny sposób i odpowiedzialność. Jak już pisałem wcześniej: co dobre dla Ukraińca i zbawcze dla Ukrainy, Polakowi może przynieść tylko same zgryzoty a Polsce ruinę.
Polak ma spokojnie czekać, aż Wysokie Układające się Strony ponownie wygodnie się ułożą: „Musimy wspólnie (z politykami innych opcji, zapewne z Leszkiem Millerem na czele) wypracować prawne rozwiązania dla dobra naszego kraju – zauważył poseł Stanisław Piotrowicz”, pisze ND. „Mamy świadomość tego, że będą zarzuty co do niekonstytucyjności pewnych propozycji […] Nie może być takiej sytuacji, że skoro nie przewiduje czegoś Konstytucja, to jesteśmy zakładnikami prawa [podk. RK]”.
I to jest clou myślenia, które łączy wszystkie Wysokie Umawiające się Strony już od ćwierćwiecza: od przekraczania granic obowiązującego prawa jesteśmy my – „elita” władzy. Wy macie słuchać i przyjmować do akceptującej świadomości i do realizacji to co mandaryni systemu wydumają i nazwą „prawem”.
Od dwudziestu pięciu lat rządzą nami jak stadem bydła – kijem ekonomicznych opresji, kłamstwami o państwie prawa i matriksem złudnych nadziei. Panie premierze Kaczyński, niech się Pan wreszcie obudzi, zaprzestanie tych żałosnych „kiwek”. Od „haratania w gałę” był Donald Tusk. Ma Pan szansę zostać przywódcą, wodzem. Jeśli jej Pan nie wykorzysta nie zasili Pan dumnego szeregu bohaterów narodowych. Po ćwierćwieczu politykowania, skończy Pan jako kolejny pastuch, w których III RP nad podziw obrodziła.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 5792
Moje opinie wynikają z głębokiego przeświadczenia (może mylnego, ale jak na razie nikt mnie nie przekonał, że jest inaczej), że Jarosław Kaczyński się miota. Chce zachować cnotę , ale i dolara zarobić. Chce stać na czele ruchu antysystemowego, broniąc jednocześnie systemu.
Kiedy 17 listopada zobaczyliśmy, że król jest nagi, Kaczyński, zamiast zwrócić się do narodu, zwrócił się do Leszka Millera, przechodząc mimo, nad faktami, nad którymi przejść nie miał prawa. Co miał powiedzieć Polakom? Na pewno nie to co powiedział wczoraj, dziś i pewnie mówić będzie w dniach następnych: „zdrada panowie, ale stójcie cicho”. Tak to on może mówić do swoich totumfackich, a nie do narodu, bo w ten sposób traktuje Polaków nie jak ludzi wolnych, ale klientów uczepionych pańskiej klamki.
Kaczyński jakoś nie bał się, że może mieć „krew na rękach”, że będzie odpowiedzialny za nakręcanie postaw konfrontacyjnych, gdy jechał na Majdan. A z tym poczuciem odpowiedzialności to nie przesadzajmy. Pan premier Kaczyński od dłuższego czasu robił wrażenie jakby jego główną troską były problemy socjalne i dobre samopoczucie pana Hofmana, Kamińskieg et caetera. Tak bardzo troszczył się o pamięć pana Rosiaka, że aż zapomniał, że również Leszek Miller dokładał do pieca w tym przemyśle pogardy, którego ofiarą śmiertelną stał się aktywista PiS.
Opisuje to co widzę, a widzę Kaczyńskiego mizdrzącego się do Millera, (post?)komunisty i pytam w czom dzieło? A wnioski wyciagam takie, a nie inne. Moge się mylić, ale jak na razie brak podstaw ku temu żeby tak twierdzić.
Pozdr.
Pozdrawiam
Szanowny Panie,
Nic prostrzego, proszę nie wchodzić na stronę i nie czytać. Ponieważ na ilości wejść bardzo mi zależy i cieszę się z każdego czytelnika, więc pańska kara będzie tym dotkliwsza.
Tak jestem ze Szczecina, a on chyba z gór. Spadochroniarz. Ale to nieważne. Ważne to co o nim w Szczecinie mówią, a cytować nie chcę bo już mi zwrócono uwagę, że knajaczę językiem i co on w tym naszym Szczecinie opowiada. Zresztą jedno z drugim łączy się. Bowiem jak Kuba Bogu ....
Wszechmocny chronił przed kontaktem z panem Brudzińskim, więc sobiście go nie znam
Pozdrawiam
Zawsze jednak mogą w chwili rozpaczy zrobić coś takiego jak korwinowcy - i wtedy koryto w UE lub w sejmie pewne: