Kiedy wpadam do naszej najstarszej redakcji na Filtrowej (obecnie mamy dwanaście podmiotów o charakterze redakcji), zawsze zderzam się z widokiem archiwalnych numerów „Gazety Polskiej”, tych z XIX wieku i międzywojnia. Jest jeden numer, który robi na mnie szczególne wrażenie – z końca stycznia 1831 roku. Zaczynał się wtedy trzeci miesiąc powstania, które miało wyzwolić Polskę z rąk rosyjskiego zaborcy. Tego dnia nasi koledzy sprzed prawie dwustu lat opublikowali informacje, które wyrwali z archiwów carskiej tajnej policji. Chodziło o spisy agentów i dowody ich współpracy. Nie była to dzika lustracja, bo dokumenty pozbierał i uporządkował specjalnie do tego powołany komitet, coś jakby dzisiejszy IPN. Wtedy komitet-komisja do ujawnienia agentury rosyjskiej i jej wpływów był w sposób czytelny tym samym. Dzisiaj ludzie mają to jakoś porozdzielane w głowach, efekt oczywistego kamuflażu. Niemniej „Gazeta Polska” ma w swoim DNA ujawnianie tego, co ze strony Moskwy grozi polskim sprawom, szczególnie naszej niepodległości.
Osiemnaście lat temu, dokładnie 9 czerwca, zostałem redaktorem naczelnym „GP”. Wtedy już wiedziałem, że tytuł, który wydajemy, miał swoich poprzedników. Zleciłem badania nad historią „GP”. Powstały z tego dwa albumy: XIX-wiecznej „Gazety Polskiej” oraz odtworzonej przez piłsudczyków w latach 20. ubiegłego wieku. Pierwszą współzakładał Maurycy Mochnacki, redagował Józef Ignacy Kraszewski zatrudniony przez Leopolda Kronenberga, pisał do niej Henryk Sienkiewicz (tu opublikował „Quo Vadis”), a na koniec jej szefem był Roman Dmowski. Drugą, jak wspomniałem, wydawali piłsudczycy, czyniąc z niej ulubioną gazetę Marszałka. Ich wszystkich łączyła miłość do Polski, nawet gdy nie było jej na mapie.
Kiedy zostałem redaktorem naczelnym, pewnie byłem najmłodszym szefem liczącego się tytułu w Polsce. Gazeta dla mnie, tak jak dla wielu moich kolegów, była przedłużeniem walki. Zdążyłem się załapać jeszcze na pisanie w podziemiu, jako nastoletni licealista współpracowałem ze środowiskiem „Głos” Antoniego Macierewicza. Wydawaliśmy też z kolegami własne pismo. W 1989 roku postanowiliśmy z grupą Macierewicza przymierzyć się do wydawania dziennika. Zabrakło na to środków. Potem okazało się, że dziennik „Nowy Świat” założył pisujący dla tego środowiska Piotr Wierzbicki. Po pół roku zmuszono go do dymisji. Odszedłem razem z nim. Namówiłem go do założenia „Gazety Polskiej”. Muszę przyznać, że kiedy w 1992 roku rozmawiałem o przekazaniu nam tytułu z jego ówczesnym prawnym właścicielem, nie miałem pojęcia, z jakim spadkiem historycznym mamy do czynienia. Ten spadek to niesamowite zobowiązanie, zapisane na stronach pożółkłych egzemplarzy. On nie pozwala zapomnieć, po co jesteśmy, i przypomina o sobie, gdy przychodzi chwila próby. Wszyscy – dziennikarze, pracownicy i czytelnicy, a także widzowie naszych mediów – stajemy się dziedzicami wielkiej tradycji.
Felieton pochodzi z najnowszego wydania tygodnika "Gazeta Polska" z 14 czerwca 2023
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1021
Wiele razy jeździłem Filtrową tramwajem z Politechniki do akademika Bratniak i Muszelka. Bratniak teraz nazywa się Akademik :-)
Jesteśmy narodem , który powstał z wielu plemion zamieszkujących całą Europę Wschodnią i Centalną aż po Łabę w wyniku wielkiej schizmy wschodniej i kolonizacji niemieckiej.
Część naszego potencjału przejęli Niemcy kłamiąc od tysiąca lat,że od Łaby po Wisłę to ich ziemie. Piastowie wspólnie z Sasami najeżdżali słowian zachodnich ( zaodrzańskich ) co doprowadziło do dalszego podboju niemieckiego na wybrzeżu Bałtyku.
A schizma 1054 roku mentalnie odcięła nam kresy,połowę potencjału pokrewnych słowian - ludzi tego samego języka.
Sklejenie dwóch części za pomocą tolerancji religijnej w pierwszej Rzeczpospolitej dało odpowiednią siłę,ale już spoodowało dalsze kłopoty. Mentalność narodowa musi być w miarę jednolita. Byliśmy z konieczności religijnie liberalnym państwem,którego szlachta wybierała sobie "prezydenta" zwanego Królem. Z czasem byli akcptowani innowiercy. Jedni lojalni wobec państwa ,inni nielojalni.
Jesteśmy ofiarą podziału religijnego tak samo jak Bałkany, które mordują się nawzajem do dziś. W dodatku zafundowaliśmy sobie w Pusach protestanckie ,czyli wrogie katolicyzmowi czyli Polsce, państwo słowiańskie rządzone przez Niemców.
Ale zanim to się stało po serii sprawnych "prezydentów"-królów nastał jeden nawiedzony, któremu trafił się dodatkowo tytuł króla Szwecji. Szwedzi nie za bardzo chcieli uznać tego króla i przyjść swojemu królowi z pomocą. Przyszli do Polski go obalić i nam Polskę obalili.