Kilka lat temu Państwowe Tory wyścigów Konnych udostępniły pewnej firmie swój płot na reklamę. Nie wymieniam nazwy tej firmy żeby jej w żaden sposób właśnie nie reklamować. W tym rzecz że od dziesięcioleci na murze Wyścigów umieszczali swoje rysunki artyści tak zwanej street art. Moi uczniowie próbowali objaśnić mi zasady i specyficzną hierarchię obowiązującą w tym środowisku lecz wydawało mi się to zbyt skomplikowane, żeby się w to zagłębiać. Jest to niewątpliwie sztuka pewnej podkultury i nie jest to moja podkultura ani mój gust. Zamalowanie na czarno płotu i zniszczenie niektórych historycznych już i kultowych malunków uważałam pomimo wszystko za straszliwe barbarzyństwo. Młodociani artyści znaleźli jednak doskonały sposób na rozprawienie się z firmą. Setki osób wysłało na jej adres oświadczenia, że jeżeli nie odstąpi ona od używania płotu dla potrzeb swoich reklam nigdy nie kupią jej produktów i będą odradzać ich nabycie swoim znajomym. Firma ugięła się po kilku dniach. Graffiti wróciły na mur Wyścigów i są jego oryginalną ozdobą.
I tak się to załatwia w naszych skomercjalizowanych czasach. Ideologia ideologią, ale dla każdej firmy liczą się i powinny się liczyć przede wszystkim pieniądze, które przynoszą wierni klienci.
Przez wiele lat byłam wierną klientką Ikei. W sklepach tej firmy można znaleźć wiele uroczych i przydatnych drobiazgów. Tanie meble jednorazowego użytku, regały które chwieją się pod ciężarem albumów, lampy z papierowymi abażurami oraz różne skrzynki na drobiazgi i narzędzia przydatne na działce. Otóż pokonując wrodzone lenistwo wysłałam kilka dni temu do firmy oświadczenie podpisane imieniem i nazwiskiem, że dopóki firma nie przywróci do pracy i nie przeprosi niesłusznie zwolnionego pracownika (za odmowę propagowania haseł LBGT) moja noga nie stanie w żadnym ze sklepów tej firmy i nie kupię niczego z produkowanych przez nią wyrobów. To samo dotyczy mojej rodziny i znajomych, będę uprawiała „czarny marketing szeptany”. Gdyby każdy solidaryzujący się z niesłusznie zwolnionym pracownikiem Ikei zdobył się na wysłanie takiego oświadczenia firma musiałaby wyciągnąć z tego wnioski. W każdej firmie istnieje dział PR, który zajmuje się jej społecznym odbiorem i taki sygnał nie może pozostać niezauważony.
Zarząd Ikei może sobie wierzyć w co chce. W postęp, w komunizm, w dobroczynne działanie jogi i w latającego potwora spaghetti. Nie ma jednak prawa narzucać nikomu swoich wierzeń i poglądów, a za odmowę głoszenia tych poglądów zwalniać z pracy. Zarząd Ikei postawił moim zdaniem na złego konia, źle rozpoznał swój target. Chciał się przypodobać lewactwu w zarządach większych miast. Zapomniał jednak, że zakupy w sklepach tej firmy robią zwykli klienci, zwykli szarzy ludzie i od nich zależą jej sukcesy ekonomiczne. Dla „elity” wyroby Ikei są zbyt prymitywne, zbyt masowe, za mało elitarne właśnie. Ta elita zainstalowana w Polsce na sowieckich czołgach upodobała sobie meble ekskluzywne, najlepiej zrabowane w cudzych pałacach antyki. Gardzi ona motłochem, który nie pija wina w Toskanii i nie jada ostryg w Bretanii ( albo odwrotnie, nie mam pojęcia) Według kryteriów profesora Króla i pani Młynarskiej do tego motłochu ja się też oczywiście zaliczam. Ten motłoch kupuje meble w Ikei, jeździ nad morze za 500+ i głosuje na PiS. Jeżeli jednak my motłoch, my zwykli ludzie przestaniemy kupować w Ikei firma niewątpliwie w Polsce splajtuje.
Nie są to czcze pogróżki. Po odrażającym przedstawieniu pod tytułem „Klątwa” dyrekcja Teatru Powszechnego miewała kłopoty ze skompletowaniem widowni. Ja osobiście, tak jak sobie obiecałam, wykreśliłam Teatr Powszechny z listy wydarzeń w których chciałabym uczestniczyć. Tak jak nie będę oglądać programu Big Brothel ( literówka celowa) w telewizji ani nie wybiorę się do klubu dla panów. Wykreślenie Ikei z listy sklepów z których oferty korzystamy jest zupełnie realne. Powinien to zrobić każdy kto nie zgadza się z nachalną propagandą LGBT i ze zwalnianiem pracowników o innych niż zarząd Ikei poglądach.
W czasie okupacji niemieckiej członkowie szarych szeregów w ramach małego sabotażu malowali na murach hasło: „ tylko świnie siedzą w kinie” i to działało. Ten kto nie ma własnego rozumu chroniącego go przed udziałem w złych sprawach bywa wrażliwy na ostracyzm społeczny. Ostracyzm społeczny powinien wrócić do łask, stać się ponownie jedną z form oddziaływania na ludzi.
Szpital na Niekłańskiej utracił moje zaufanie po skazaniu na śmierć małego Szymona. Niestety mechanizm rynkowy czyli presja ekonomiczna działa tylko w tak prostych sprawach jak kupno rzodkiewki na bazarze czy mebli w Ikei. Choć przez całe życie płaciłam przymusowe składki na służbę zdrowia i system jest u mnie zadłużony na kilkaset tysięcy do szpitala po wielogodzinnym oczekiwaniu będzie mnie w razie konieczności przyjmował anonimowy selekcjoner, który nie musi być nawet lekarzem. Nie mam najmniejszego wpływu na to kto będzie mnie ewentualnie operował i w jakiej sali zostanę umieszczona. Pacjent płacący przecież z góry za swoje leczenie czuje się jak w dziewiętnastowiecznym szpitalu dla ubogich.
Niewidzialna ręka rynku jako gwarant jakości usług nie sprawdza się w społeczeństwie które niespostrzeżenie skłania się do totalitaryzmu. Niepełnosprawny Vincent Lambert, który też niewątpliwie był ubezpieczony w jakiejś firmie nie ma dziś najmniejszego wpływu na swoje losy. Francuski lekarz doktor Sanchez poinformował 2 lipca, że „ kończy leczenie”, co oznacza zaprzestanie karmienia pacjenta. Aby być pewnym wykonania wyroku skazującego Vincenta na okrutną śmierć z głodu i pragnienia lekarze uzyskali wyrok we francuskim sądzie. To paradoks, że współczesne społeczeństwa, w których ze względów humanitarnych nie skazuje się na śmierć nawet popełniających najcięższe zbrodnie skazują na okrutną śmierć ludzi chorych i bezwzględnie egzekwują wykonanie tego wyroku. Tak właśnie zaczynał się hitleryzm.
Ikea to tylko rozgrzewka. Czeka nas bój z bezwzględną cywilizacją śmierci.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 14876
Dla mnie na wiekszosci reklam kobiety wyglądają tak, jakby skladaly sie wylacznie z piersi i tyłka, a reszta byla wyłącznie dodatkiem do tychże.
Nie rozumiem zatem Pani protestu, ktory pomija taką ponizającą optykę reklamodawców.
Tak, - niektórzy ludzie. Nowocześni, wykształceni, postępowi, światowi. Z dużych miast, - oczywiście.
Cieszy sie kolega, ze biedne polskie pipidówy utrzymują bogatych Holendrów?
Ciekawe jak by się potoczył los pracownika instytucji państwowej gdyby w internetowej sieci, pod adresem ex premier Szydło, która zakłada często spodnie, po prostu przytoczyłby taki cytat.
"5 Kobieta nie będzie nosiła ubioru mężczyzny ani mężczyzna ubioru kobiety; gdyż każdy, kto tak postępuje, obrzydły jest dla Pana, Boga swego"
Pisze on o szkolnictwie ale jest wiele analogii z sytuacją w medycynie, bo dominacja państwa jest podobna.
Obie dziedziny są idealną pożywką dla parodii normalności przez współczesną rewolucję. Już nie pełzającą przez instytucje tylko zagnieżdżoną i agresywną. Już kwestia eutanazji w szpitalach i seksualizacji w szkołach jest etapem minionym. Teraz przerabiamy eutanazję przez zagłodzenie i seksualizację pod wymogi dewiantów.
Ile?
Pani kolezanka wplacila 180 tysięcy i nic z tego nie ma, bo z wpłaty nie został ani jeden grosz.
Ty to chyba dzisiaj z głowy dyskutujesz , gołym okiem widać brak konspektu . I po raz kolejny przypominam , nie używaj cyfr bo to cię pogrąża . Dobrze że chociaż nie wykonujesz działań to jest ni śmieszno ni straszno .
W IKEI działem PR zajmuje się pięknie uśmiechnięta na zdjęciach wnuczka Zygmunta Broniarka, wiadomo kogo i skąd. Ma zapewne w nosie akcje bojkotowe. Korespondowałam bezskutecznie z "rzeczniczką IKEI" po sprzedaniu mi kanapy bez siedzenia ("niektórzy proszę pani wolą nie mieć siedzenia w kanapie") i po serii bezskutecznych reklamacji. A ile przy tym było śmiechu na korytarzach IKEI! Fakt, kanapa bez siedzenia to naprawdę pęknąć ze śmiechu.