„Miodowy miesiąc” tego trochę zaskakującego małżeństwa Waszyngtonu z Moskwą trwał pięć lat. Owo małżeństwo – a raczej mezalians – było wynikiem tzw. resetu ze strony Baracka Husseina Obamy i postawienia na współpracę z Kremlem ponad głową Europy. Na ołtarzu tego taktycznego związku Amerykanie złożyli Europę Środkowo-Wschodnią, w tym swojego tradycyjnego i największego sojusznika w tym regionie – Polskę.
Ten okres to było pięć lat chudych dla naszego kraju, naszego regionu i naszego kontynentu. Ale były to lata tłuste dla Rosji, która ekspansywnie licytując, w polityce zagranicznej ugrała znacznie więcej niż to, co ma w kartach. Dla Białego Domu owe pięć lat to czas zmarnowanych szans i zmniejszenia jego roli w świecie.
Nic więc dziwnego, że w interesie Stanów Zjednoczonych jest zakończenie owego pięcioletniego „miodowego miesiąca”. Dziś bardziej opłaca się im w relacjach z Rosją mała „zimna wojna”. Widać, że jest to już realizowane. Wsparcie dla euroaspiracji Ukrainy oraz potraktowanie Władimira Putina z buta w kontekście igrzysk w Soczi, pokazuje, że Barack Obama poszedł wreszcie po rozum do głowy. Jak mówi tytuł amerykańskiego filmu: „Lepiej późno, niż później”.
*komentarz ukazał się również w sobotnim wydaniu „Gazety Polskiej Codziennie”
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1433