Każda organizacja, żeby działać skutecznie musi mieć rytuały inicjacyjne, na tyle oryginalne i demolujące psychikę, żeby jej członkowie naprawdę poczuli się częścią wspólnoty i nigdy jej nie zdradzili. Musi też posiadać strukturę, w której adept może awansować, a awans ten będzie wiązał się z realnymi korzyściami. Stąd właśnie, większość organizacji, nawet jawnych, ma swoje tajemnice i sekrety, bez tego nie byłyby skuteczne czyli nie mogłyby po prostu istnieć. Ponieważ mnóstwo naiwnych osób od wielu lat usiłuje wyśledzić jak to rzeczywiście jest z tymi organizacjami i jak one realizują rekrutację, oraz jakimi metodami przytrzymują przy sobie nowych członków, powstał cały szereg mitów i bajek dotyczących tychże praktyk. Cały folklor po prostu, który, jak sądzę, nie ma nic wspólnego z istotnymi elementami werbunku, a jest jedynie zasłoną dymną dla frajerów, czy – jeśli ktoś lubi używać rosyjskich słów – maskirowką.
Jeśli ktoś myśli, że ja tu piszę o masonach, jest w błędzie. Ja chciałem dziś postawić jedno ważne pytanie: dlaczego (chyba, że czegoś nie wiem) w ciągu ostatnich 20 lat nie wykryto i nie doprowadzono do pokazowego procesu żadnej sieci pedofilów w Polsce? Bo co to faktu, że sieci takie istnieją nie mamy wątpliwości, prawda? One są. My to czujemy i drżymy o nasze dzieci. My to czujemy w momentach takich, jak ta zapomniana już audycja z reżyserem Zanussim w roli głównej, który nazwał 13 letnie dziecko prostytutką. No więc czy ktoś z Państwa ma jakieś sugestie? Dlaczego, słysząc co drugi dzień o jakimś księdzu co samotnie wykorzystywał dzieci, aż wpadł, o innym, który mówi, że dzieci same się pchają dorosłym do łóżek i o biskupie co wypowiada się na temat pedofilii nie tak jak trzeba, dlaczego mili państwo, przed naszymi oczami nie rozegrał się jeszcze żaden pokazowy proces siatki pedofilów? Dlaczego?
Ktoś mógłby powiedzieć, że nie rozegrał się, bo takie sieci nie istnieją, a jeśli istnieją to jedynie w Kościele, zaludnionym przez zboczeńców, którzy kryją się nawzajem. Niektórzy mają silną pokusę, by stawiać takie tezy. Nie mogą jednak tego robić otwarcie, bo kiedy zaczęlibyśmy śledzić owe pedofilskie wątki w Kościele serio, a nie tak jak to się czyni teraz, mogłoby się okazać, że na końcu jednej z nitek siedzi jakiś postępowy i potrzebny mediom ksiądz. Siedzi i jest smutny jak nie wiem co. No, przecież tak nie może być, tak nie wolno mili państwo. Ważne jest bowiem by widz odnosił wrażenie iż struktura Kościoła, oglądana przez pryzmat pedofilii przypomina ciasto z rodzynkami. Mamy masę, a w niej niczym te rodzynki siedzą pedofile i oni się czują bezpiecznie, bo masa ich chroni. Nie komunikują się ze sobą, nie mają kontaktu, bo mieć nie mogą. Gdyby się okazało, że jednak mają, ktoś ciekawski, na przykład jakiś dziennikarz z tygodnika „Do rzeczy”, mógłby się zainteresować czy czasem nici owej kościelnej siatki zboczeńców nie wychodzą poza strukturę Kościoła i nie rozciągają się dalej. No i co wtedy? Właśnie co wtedy?
Całe szczęście dziennikarzy mamy dobrze wytresowanych i oni są tak reaktywni, że najlepszy pies Pawłowa przy nich wysiada. Nie ma szans po prostu, jest zerem.
O tym jak ważna i istotna dla systemu jest wypowiedź księdza Bochyńskiego, przekonać mogliśmy się wczoraj, bo głos w sprawie zabrał sam redaktor Lisicki, alfons i omega polskich mediów prawicowych. Nie jakiś Gursztyn czy inny Gociek, ani nawet nie Gmyz, ale sam najważniejszy rednacz. To jest proszę Państwa bardzo znamienne i dla mnie osobiście dość szokujące. Choć przyznać muszę, że się na redaktorze Lisickim nie zawiodłem wcale. On od razu wskoczył na ten, znany wszystkim, poziom emocji, który różnym nierozsądnym ludziom każe wykrzykiwać, że ho, ho, gdyby tylko ten wstrętny ksiądz był w pobliżu, to dopiero byśmy mu dali popalić. Na słowach z pewnością by się nie skończyło....Tak właśnie lansował się tu wczoraj redaktor Lisicki, który miał widocznie nadzieję, że poruszy emocje ojców, kochających swoje dzieci. Otóż ja jestem ojcem i kocham swoje dzieci, a tekst Lisickiego uważam za skandal. Tak po prostu. Więcej, uważam, że tekstem tym Lisicki udowodnił ostatecznie, że dziennikarzy w prawdziwym tego słowa znaczeniu, nie ma, a ci którzy próbują ich udawać, znaleźli się na swoich stanowiskach w wyniku selekcji negatywnej. Mówiąc wprost zdradzali objawy agresywnego zidiocenia i dlatego ich awansowano.
No i mamy tego księdza Bochyńskiego, który nie wiadomo kim jest, bo nie można wykluczyć, że ksiądz jest po prostu prowokatorem i jurto, podobnie jak Lemański założy sobie jarmułkę i będzie zadawał szyku. Wypowiedź zaś swoją złoży na karb pomroczności jasnej czy goleni prawej. Ja nie wiem, bo nie znam księdza Bochyńskiego, ani nawet nigdy go nie widziałem. Załóżmy jednak, że tak nie jest, że on to powiedział szczerze i z przekonaniem. Cóż to może oznaczać? Otóż oznacza to, że ksiądz Bochyński i inni księża wiedzą coś czego my nie wiemy. I tu dochodzimy do rzeczy najważniejszej, do różnicy pomiędzy światem, w którym żyją duchowni, a światem naszym. Po tym co ja osobiście słyszałem od różnych kapłanów, ten ich świat, z mojego punktu widzenia, to jest prawdziwy koszmar. Ja nawet nie próbuję zgadywać co tam się dzieje w sercach i umysłach tych ludzi. Otóż, z tego co słyszałem, wierni przychodzą do księży przeważnie po to, by opowiadać o swoich deficytach i słabościach i poszukują jakiegoś wsparcia, czyli mówiąc wprost usiłują się tanim kosztem wykpić ze swoich nieuczciwych lub wręcz świńskich poczynań. Ksiądz wysłucha, zada jakąś pokutę, która jest zwykle niekompatybilna z ciężarem grzechu. I już. Można się zmitygować i poprawić, a można pozostać przy swoim i za miesiąc znów przyjść po kolejną pokutę. I popatrzmy teraz w jakiej niesamowitej pułapce są ci księża. No bo jeśli ich postrzeganie świata jest całkiem inne od naszego, a jeśli inne to rzecz jasna in minus, bo wiedzą więcej o nas samych, a jeśli in minus, to ma to właściwości demolujące i deprawujące, a do tego zatarta jest różnica pomiędzy zachowaniem akceptowalnym społecznie a patologią, jeśli to wszystko następuje po kolei, to mamy wyjaśnienie wypowiedzi księdza Bochyńskiego. Przy założeniu, że nie jest on prowokatorem oczywiście. Czy to jest wyjaśnienie rokujące jakąś nadzieję? Oczywiście, że tak. Ja sobie wyobrażam, co by się stało gdyby takie rzeczy jak Bochyński, opowiadał jakiś ksiądz dziekan z Czeskiego Krumlova w czasach kiedy w Pradze redaktorem naczelnym najważniejszej gazety był Egon Erwin Kisch. Nie do pomyślenia byłoby, żeby antyklerykał, Żyd i komunista Kisch, wyskoczył z czymś takim jak Lisicki. On by do tego Krumlova wysłał jakiegoś chłopaka przebranego za ślusarza, albo sprzedawcę drutu miedzianego. On by znalazł ze trzech księży, którzy w okolicznościach mniej dramatycznych wypowiadali się podobnie, on by wreszcie skontaktował się z kimś w Rzymie, a także przeszedł się spacerkiem do pana komisarza policji i pogawędził z nim o tym, z jakimiż to personami konferował ostatnio ów pechowy dziekan. Dopiero potem zrobiłby aferę na miarę sprawy pułkownika Redla. I dopiero wtedy okazałoby się, czy w monarchii, w jej samym sercu istnieje sieć pedofilska czy nie. Wszyscy również dowiedzieliby się kto nią zarządza. Główny prowodyr zbiegłby rzecz jasna do Argentyny, w tak zwanym ostatnim momencie, ale jego zastępcę i pomagierów na pewno by ujęto. No, ale Egon, co by o nim nie mówić, był dziennikarzem. Czego o Lisickim nijak powiedzieć się nie da. Lisicki to jedynie pies Pawłowa. Nie wiemy niestety póki co w jakich okolicach przebywa sam doktor Pawłow, opiekun wszystkich śliniących się psów, jak świat długi i szeroki.
Na koniec tak zwana druga strona medalu. Będziemy mieli protest w związku z tą nieszczęsną instalacją w Zamku Ujazdowskim. I ksiądz arcybiskup Nycz wyraził w związku z tym dziełem szczere ubolewanie. I ja sądzę, że to jest objaw daleko głębiej zaawansowanej deprawacji kapłanów niż wypowiedź księdza Bochyńskiego. Goły idiota kładzie się na krucyfiksie, a arcybiskup wyraża ubolewanie, w dodatku w czasie kiedy wierni idą protestować pod to całe muzeum. To dopiero jest demolka umysłu. I myślę sobie czy oni ich czasem na tych arcybiskupów nie mianują w ten sposób, że wcześniej każdy musi, niczym student V roku historii sztuki, zdać egzamin ze sztuki nowoczesnej i rozpoznawać na wyrywki dzieła Kifera, Rothko, Mela Ramosa i innych...a jak się któryś pomyli to wraca na parafię do Jasienicy. Może tak być. W końcu to jest poważna organizacja i musi mieć poważne rytuały inicjacyjne.
Od niedawna sprzedajemy książkę Toyaha o zespołach, póki co jest ona dostępna jedynie na stronie www.coryllus.pl, w księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 i w Sklepie FOTO MAG przy metrze Stokłosy oraz w księgarni Latarnik przy Łódzkiej 8/12 w Częstochowie, nie mam jej jeszcze, ale niedługo mam nadzieję będzie. Są tam za to wszystkie inne nasze książki. Zapraszam.
17 listopada w Lublinie, przy ul. Willowej 15 będę miał spotkanie z czytelnikami, będzie to raczej krótkie spotkanie, bo organizuje je miejscowa fundacja i prócz mnie będą także inni prelegenci. 21 listopada zaś mamy wieczorek w Poznaniu, Grzegorz Braun i ja. Nie znam jeszcze miejsca, ale w odpowiednim czasie wszystkich o tym poinformuję.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 14211
Bardzo ciekawe teksty, nie tylko te o Gabrysiu!
http://www.3centra.pl/c1…