Niewielu chce się dziś przyznać, iż są sierotami po POPiS-ie. Ja również czynię to niechętnie. Tak jakby było coś wstydliwego w tym, że człowiek dał się uwieść pięknej politycznej idei szerokiego frontu solidarnościowo-prawicowo-konserwatywnego i jednocześnie gospodarczo liberalnego.
Czy była to jedynie mrzonka mająca zwabić politycznych naiwniaków? Czy budowa IV-tej RP skazana była już na starcie na porażkę? Dziś łatwo dezawuować ten pomysł, tym bardziej, że usłużne mainstraemowe media utrwaliły jego wykoślawiony obraz. Choć to stek bzdur – IV RP kojarzy się nadal z policyjnymi akcjami o 6-ej rano oraz polowaniami na czarownice i politycznych przeciwników. Tymczasem był to wielki projekt modernizacji Rzeczypospolitej w opozycji do antywartości PRL-u, na fundamencie nauki społecznej Jana Pawła II i z wykorzystaniem tych wątków polskiej historii, które napawają dumą z przynależności do wspólnoty narodowej.
Panuje opinia, że ideę POPiS-u storpedował Donald Tusk w obawie przed marginalizacją swojego środowiska politycznego. Stało się to z oczywistą strata dla Polski, ale – jak dowiodła przyszłość – z równie oczywistą korzyścią dla PO i jej lidera. Po dwuletnim okresie pozostawania w opozycji Platforma, wspierana przez środowiska opiniotwórcze, zapewniła sobie i oblepiającym ją aferzystom dwie kadencje przebywania w spiżarni pełnej konfitur.
W polityce rola jednostek na szczytach władzy jest trudna do przecenienia. Oprócz Tuska swoje pięć minut miał w roku 2005 również Jan Maria Rokita. Był wtedy (przedwcześnie) nominowany na „premiera z Krakowa” i jego gwiazda błyszczała jasno na firmamencie. Mógł odegrać znacząca rolę w polskiej polityce. Niestety Jan Rokita nie stanął na wysokości zadania i nie wykazał się umiejętnością gry w politycznej pierwszej lidze. Dziś, gdy czytam wywiady z Rokitą odnoszę wrażenie, że nie miał on i nadal nie ma świadomości jak istotną postacią był w tym czasie dla Polski. Gdyby zdobył się na samodzielność i przeciwstawił Tuskowi, mógł trwale zmienić oblicze kraju. Jednak analityczny umysł i prokuratorski talent wykazany w sejmowej komisji badającej aferę Rywina okazały się jedynymi atutami Rokity. Zapamiętany zostanie jako przybierający marsowe miny główny aktor operetkowych negocjacji w świetle telewizyjnych reflektorów i kamer. Gdy dzisiaj chce zachować równy dystans do Tuska i Kaczyńskiego daje dowód politycznego daltonizmu. Gdy mówi, że nie zamierza wracać do polityki, wypada mieć nadzieję, że mówi szczerze.
Tymczasem potrzeba szerokiej, centro-prawicowej – nomen omen – platformy jest obecnie jeszcze bardziej dobitna, niż była przed ośmiu laty. Jedynie taka konfiguracja polityczna wyrwać może Polskę z obecnego marazmu i uwolnić od niszczącego działania kłamstwa smoleńskiego i jego głosicieli. Cytatem na czasie niech będą słowa Jarosława Kaczyńskiego: Bez prawdy nie odbudujemy tego, co zostało tak dotkliwie naruszone po 10 kwietnia 2010 r. Nie odbudujemy polskiej godności. Polskiej, narodowej i państwowej godności. Bo musimy pamiętać, że państwo jest organizacją, ale państwo jest także pewnym bytem moralnym, moralną jakością. Tam, gdzie tego braknie, tam państwo działa źle i musi działać źle.
Jeśli chcemy żyć w normalnie funkcjonującym państwie (czyli państwie sprawnym, działającym na rzecz obywateli, a nie na rzecz salonu) - musimy go zbudować na fundamencie wartości. Bo to duch kształtuje materię. W demokracji jedynie większość może spowodować polityczną zmianę. Dlatego zasadne jest pytanie, jak tę większość skonstruować? Nie będzie się już z oczywistych względów nazywała POPiS-em, ale gromadzić powinna z grubsza tych samych ludzi (ten sam elektorat). Ludzi, którym nieobojętny jest los kraju, którzy będą mieć zaufanie do rządzących, bo wiedzą, że kierują się oni takimi samymi jak my wszyscy motywacjami i wartościami, i że nie knują przeciw nam powodowani wyłącznie chęcią utrzymania władzy. W orbicie tej politycznej konstrukcji powinni się również znaleźć tacy posłowie Platformy Obywatelskiej jak Marek Biernacki, John Godson, Jarosław Gowin czy Jacek Żalek. Nie jest najważniejsze jaką formę organizacyjną przyjmie ta płaszczyzna porozumienia sił centro-prawicowych, czy będzie to rozrost Prawa i Sprawiedliwości, czy koalicja ugrupowań – ważne jest, by skonsolidowała elektorat niegdysiejszego POPiS-u.
Oczywiście najkorzystniejszym rozwiązaniem byłby przepływ elektoratu do PiS, czyli przebudzenie znacznej części lemingów okadzanych przez lata bajkami o zielonej wyspie i straszonych powrotem IV RP. Żeby jednak taki przepływ nastąpił muszą znaleźć się odważni liderzy mający wizję stanu docelowego. Jarosław Kaczyński musi otrzymać wsparcie. Nie może się powtórzyć sytuacja z roku 2005, gdy dwóch polityków – jeden cyniczny (Tusk), a drugi nieudolny (Rokita) – doprowadziło w konsekwencji do głębokich podziałów społecznych i ugruntowało – być może wbrew intencjom - wpływy postkomunistów. Dziś stawka jest jeszcze wyższa, bo grozi nam zapaść cywilizacyjna wskutek rosnącego długu publicznego oraz wyludnienia kraju. Wielkim wyzwaniem pozostaje też obrona państwowej suwerenności Polski.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 6748
A teraz proszę o jakiś pomysł na osiągnięcie większości parlamentarnej (dziś lub w przyszłości) dla niezbędnych w Polsce zmian. Chyba że mamy się obejść bez parlamentu, bo wystarcza nam przekonanie, że mamy rację.
Pozdrawiam.
Góral