"Przyczyną zgonu obu ofiar katastrofy były rozległe obrażenia czaszkowo-mózgowe i obrażenia klatki piersiowej, co koresponduje z wnioskami zawartymi w opiniach wydanych po sekcjach zwłok przeprowadzonych w Moskwie. " napisała Wojskowa Prokuratura Okręgowa w swoim oświadczeniu na temat przyczyn śmierci Anny Walentynowicz.
Kto podpisał się pod tym kolejnym oszustwem, pozostającym w jaskrawej sprzeczności z oczywistymi faktami, ze świadectwem bliskich śp. Anny Walentynowicz? Jak powiązano urazy głowy z katastrofą, skoro zmasakrowano ją całkowicie już po rozpoznaniu ciała przez rodzinę!
Oburzenia nie kryje Piotr Walentynowicz, wnuk pani Anny: Nie wiem, jak prokuratorzy doszli do takiego wniosku, skoro podczas sekcji, jaka odbyła się we Wrocławiu po ekshumacji, ciało mojej babci nie miało nawet czaszki.
Warto przypomnieć, że przy rozpoznaniu w Moskwie nie były widoczne żadne obrażenia. Babcia wyglądała, jakby po prostu spała - wspominał relacje swojego taty wnuk.
Skandalicznymi badaniami kierowała ta sama "ekspert", która rok temu orzekła zgodnie z peerelowskimi matactwami, wydawało się ostatecznie zdemaskowanymi, jakoby Pyjas spadł ze schodów.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 8758
Pozdrawiam,
JW
* "popaść w depresję" użyłem tu dla odkreślenia stanu umysłowego części elit, a nie swojego stanu emocjonalnego. Po Orwellu takie rzeczy przyjmujemy z chłodnym spokojem, jak lekarz pacjenta z chorobą weneryczną.
Sprawa śp. ks. Jerzego Popiełuszki jest wciąż otwarta, o czym najwięcej wie chyba Wojciech Sumliński, który wytropił utajnione operacje służb końcowego PRLu o kryptonimach "Teresa", "trawa", "robot". Celem tych operacji było utrzymanie oficjalnych wersji morderstwa. Operacje te, jestem przekonany, nadal trwają już bez formalnej oprawy i będą trwały tak długo jak długo będą żyli ludzie, których kryły. Wynika to z publikacji Wojciecha Sumlińskiego i gry prowadzonej przeciwko temu wybitnemu dziennikarzowi śledczemu. Jedną z pierwszych osób, które zwróciły uwagę na sprzeczności w oficjalnej narracji był śp. Jerzy Przystawa, który na gorąco wyłapywał je w swoich artykułach umieszczanych we wrocławskim bedebitowym kwartalniku "Obecność".