Znaczy katastrofę. To w tytule to przejęzyczenie oczywiste. Nie mnie pierwszemu się przecież przydarzyło. Tytuł tej notki, zaplanowanej przedwczoraj miał brzmieć „Trotyl w Dreamlinerze” ale jak wiadomo „ukradł” mi go pan Wojciechowski a na dodatek pan Piechociński „ukradł” cały wczorajszy i dzisiejszy dzień. Ale co tam. Jak napisałem od Piechocińskiego świat się nie zawali więc stale trzymać mu ręki na pulsie nie zamierzam. Niech to robią inni. Ja wracam do sprawy trotylu na pokładzie drugiej „tutki” o numerze bocznym 102.
W informacji, którą upubliczniła Prokuratura Wojskowa jest kilka elementów zdumiewających. Pierwszym i najistotniejszym jest samo przeprowadzenie „eksperymentu” oraz powody, które do tego doprowadziły. Oczywiście Prokuratura podaje ten oficjalny, który każe przyjąć że albo prokuratorzy w mundurach to jakaś osobliwa instytucja popularno- naukowa służąca zaspokajaniu ciekawości opinii publicznej albo stado bezczelnych „ściemniaczy” mających w dodatku wspomnianą opinię publiczną za ciemny lud. Słusznie czy nie to już inna sprawa.
Głowy sobie uciąć nie dam bo zbyt długo mieszkam w Polsce by całkowicie wykluczyć takie koncepty jak popularyzatorska działalność prokuratury ale przekonany jestem że u źródeł wspomnianego eksperymentu leżało coś zupełnie innego. To mianowicie, że pułkownik Szeląg podczas sławetnej konferencji prasowej, kiedy wziął się za uspokajanie opinii publicznej co nota bene też chyba nie jest rolą prokuratora, obiektywnie łgał jak najęty bo nie miał żadnych podstaw ani by uspokajać ani by twierdzić to, co twierdził. I dopiero wysłanie specjalistów z ich precyzyjnymi czujnikami do samolotu numer 102 oraz to co tam zastali czy też stwierdzili dawało jakieś tam przesłanki by uspokajać i twierdzić. Czemu pisze przesłanki a nie dowody? Bo dowody to dałoby faktycznie dopiero przebadanie takiego dreamlinera. Gdyby i tam czujniki zaczęły wariować moglibyśmy uznać że cząstki wysokoenergetyczne” są w naszym świecie równie częste jak tlen, wodór i azot oraz ze spokojem wywalić na śmietnik całe to skomplikowane i zapewne nie takie znowu tanie wyposażenie do ich wykrywania. Po co wykrywać coś co jest wszędzie?
Jednak nie do końca jest tak, że tę prokuratorską aktywność, podjętą trochę po sienkiewiczowsku ku pokrzepieniu serc Polaków, którzy w tego i owego mogli zacząć wątpić, uważam za bezsensowną. Wręcz przeciwnie! Widzę w niej bardzo głęboki, choć pewnie niezamierzony sens.
Ów eksperyment dobitnie pokazuje jakie znaczenie ma dla sprawy smoleńskiej tragedii uwolnienie się gorsetu uzgodnionego ponoć przez panów Tuska i Putina wspólnego, polsko- rosyjskiego śledztwa. Oto na próbki ze Smoleńska musimy czekać najmniej pół roku a tu proszę, starczyło pójść do naszego Tupolewa i mamy to samo do razu. Nic tylko natychmiast lecieć z nimi do tych wspomnianych wcześniej przez Szeląga laboratoriów.
Stąd ten mój tytułowy postulat. Sugeruje więc prokuratorom- Panowie, zróbmy sobie własną katastrofę i będziemy mogli ją wyjaśnić w tydzień, dwa. Bez konieczności żmudnych „pomocy prawnych” z łaski niezbyt chyb dla nas łaskawej Moskwy. Posadźmy, oczywiście wirtualnie, w fotelu pilota pana przewodniczącego Laska, który nie tylko o katastrofie wie dosłownie wszystko ale nawet przeprowadził nie tak dawno coś w rodzaju kieszonkowej symulacji. Myślę, że raz dwa będziemy wiedzieć wszystko.
Czytelnikowi zostawię ocenę czy to, co napisałem jest poważne czy raczej przesiąknięte kpiną. Całkiem poważnie uważam jednak, że ów prokuratorski eksperyment coś jednak udowodnił i pokazał. To mianowicie jak bardzo całej sprawie ciąży brak samodzielności naszych śledczych i specjalistów i jak szkodliwa jest przyjęta na początku czy też narzucona nam formuła. Panika, jaką wywołała publikacja „Rzeczpospolitej” musiała to uświadomić najpewniej i naszym prokuratorom, którzy widząc swoja bezradność postanowili wreszcie ruszyć głową i zrobić coś więcej niż tylko wypisywanie kolejnych druczków wniosków o prawną pomoc. Jakkolwiek trudno mi przesądzić czy efekt ma jakieś przełomowe znaczenie to inicjatywa prokuratorów ma kolosalną przyszłość.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2597
Ten cały eksperyment z TU-154 oznaczonym numerem 102 to można o kant d..y potłuc.
Prokuratorzy wojskowi są tak bezczelni swoimi wyjaśnieniami, tłumaczeniami, eksperymentami a nie mówiąc już o podstawowej pracy jaką jest przeprowadzanie śledztw, że już nawet nie muszą z siebie robić durniów, bo od 10.04.2010r. nikt chyba nie ma wątpliwości że nimi są.
Kłamstwa i krętactwa przewyższają nawet kłamstwa Kopaczki-Kłamaczki a to z tego powodu, że oni są od tego żeby dojść prawdy a nie szukać "dowodów" na przyjętą od pierwszego dnia tragedii wersję moskiewską równie ochoczo popartą przez Tuska i jego służby organizujące nieszczęśliwy lot
To co robi prokuratura, nie tylko wojskowa, samo kwalifikuje się do sprawy prokuratorskiej, tylko kto miałby to zrobić?, sami sobą raczej się nie zajmą.
Co robił BOR, jeżeli do tej POry, nie wykrywano trotylu w TUtkach ;-)
Przy okazji rodzi się ciekawe pytanie i spostrzeżenie. Otóż nasi "eksperci" od bezpieczeństwa zapewniali, że przed feralnym lotem 10 kwietnia samolot był DOKŁADNIE sprawdzany również pirotechnicznie i ..... NIC NIE WYKRYTO. Śmiać się czy płakać ??
Zamach nie byłby możliwy gdyby nie przyzwolenie na pewne rzeczy w Polsce, wyczuli naszą słabość, nie ma zbrodni doskonałej, dlatego Tusk oddał śledztwo Rosjanom, lepszy kraj to kraj bez wpływów niemieckich i rosyjskich
Ciekawe kiedy rozliczy się Pana Bondaryka za katastrofę w smoleńsku, zachodnie wywiady wiedziały doskonale, że coś się święci powiedział to nawet sam Jarosław Kaczyński, moim zdanie po katastrofie w Smoleńsku Pan Bondaryk powienien podać się do dymisji,