Miła wiadomość, Marek Jurek podpisał porozumienie o współpracy z PiS. Miła, może niespecjalnie doniosła, 1% więcej, no, ale, powtarzam, zawsze dobrze, jak ludzie trzeźwieją ze snów o potędze, rozglądają się, liczą i dochodzą do wniosku, że jednak lepiej jest realizować swoje ideały w 90% niż nie realizować ich w ogóle. Mam swoje zdanie o Jurku, niby taki najniezłomniejszy z niezłomnych, najpryncypialniejszy z pryncypialnych, ale, jak PiS bojkotował TVN, to Jurek zawsze był obecny, świeży i odprasowany, by udawać , że jest zachowany pluralizm w TVNowskich dyskusjach, bo przecież jest opozycja, nie? Krzesło nie stoi puste! Nikt nawet nie usiłował udawać, w jakim charakterze Jurek tam łazi, podobnie, jak nikt nie miał najmniejszej wątpliwości, że nikomu nie przyszłoby do głowy go zapraszać , gdyby nie ten bojkot PiSu. Także sam Marek Jurek, bo przecież głupi nie jest.
Zbrodnia stanu to nie jest, ale najładniejsze też nie, Dlatego pisałem swego czasu, że Marek Jurek niby taki niezłomny, a jednak jest do kupienia, nawet niedrogo, za kilka minut czasu antenowego.
No, ale miło, że zmienia zdanie w dobrą stronę, zawsze się cieszę, jak nasi się jednoczą i szlag mnie trafia, jak się kłócą z powodu głupich ambicyjek. Szeregowi zwolennicy, tacy, jak ja, nie rozumieją , czemu ludzie tak głupieją, skoro tak niewiele nas dzieli. Pamiętam, jak byłem w komisji wyborczej, pani z ramienia komitetu Jurka szepnęła mi , gdy reszta akurat była w toalecie, albo spożywała kanapki na uboczu: „Ja też głosuję na Jarka. A przewodniczącą też znam, można jej ufać””. No, ale to była druga tura ;-)
Ot, właśnie czytam odpowiedź Jacka Kurskiego, którego zresztą lubię i cenię, choć ostatnio jakby mniej, z powodu ciężkiego przypadku odbicia palmy i zainfekowania wirusem Świętej Katarzyny, który wydawał się wymrzeć, a proszę, odżył. Odpowiedź na list Jarosława Kaczyńskiego nawołującego do powrotu do PiSu, czyli na tzw mymłon ( przypomniał mi się kolejny żenujący żart prowadzącego: „połóż rękę na mym łonie, kochanie”. „A co to jest ten mymłon?” ). Co do niektórych powrotów, mam swoje zdanie, ładny gest, kogo szkoda, tego szkoda, ale paru ludzi z całą pewnością nie namawiałbym do powrotu, całą tą czeredę agenciaków z PJN, na przykład. A poszli w cholerę! Ile ludzi ich popiera, to już wiemy, żadnej wartości dodanej tu nie widzę, Poncyliusz przyprowadzi jednostę pancerną? Migaloman – batalion strzelców? Nie, jedynie zdrade w sercu. Poncyliusz mniej, Poncyliusz więcej, żaden zysk, niewielka strata. Raczej odstraszą naszych a naszym wrogom dostarczą uciechy i amunicji. Tudzież dowodu, że wszyscy politycy warci siebie, zatem nie róbmy polityki, budujmy stadiony, albo coś w tym stylu. Niech idą śladami Kluzicy i Libickiego, szerokiej drogi. Może kto przygarnie.
No więc, wracając do Kurskiego, oczywiście nie jest dla nikogo tajemnicą, że Jacek Kurski zaplanował i przeprowadził spektakularne wyrzucenie siebie i Ziobry, więc jego odpowedź jest średnio wiarygodna. Jego list przypomniał mi film, który akurat jednym okiem oglądam, chiński, czy wietnamski, bo akurat płyniemy obok i puszczamy pasażerom. Taki sobie, ale opowiem pobieżnie. Oto wieśniaczka kłóci się z wójtem, bo ten kopnął jej męża. Wójt jest gotów zapłacić za lekarza i opatrunek, ale przeprosić- nigdy w życiu. Wieśniaczka nie chce pieniędzy, tylko przeprosin. W Azji utrata twarzy , to gorsze od śmierci, jak wiadomo. Między nimi kursuje milicjant- rozjemca. Namawia wójta- nigdy, ale mogę dać pieniądze, niech przyniesie rachunki! Namawia kobietę- zapłaci, uznał swą winę, to tak, jakby przeprosił! No, dobrze. Przychodzi z rachunkami, wójt rzuca jej pieniądze na ziemię- tu jest 20 banknotów, podniesiesz je, schylisz głowę 20 razy przede mną , dostaniesz pieniądze. Kobieta depcze pieniądze i jedzie do miasta , napisać skargę. Nie sama, przed komendą siedzi pisarz, co wieśniakom takie skargi pisze, pyta, czy ma być na ostro, czy polubownie, dla ułatwienia mówi, że doradza łagodnie, bo już dwóch klientów mu rozstrzelano, a czterech dostało wieloletnie wyroki, jak napisał ostro. Milicjant znowu negocjuje, przychodzi z ciasteczkami- wójt nie chce przeprosić, bo jest wójtem, rozumiecie, towarzyszko, ale kupił ciasteczka, to tak, jakby przeprosił. No, dobrze, niechaj będzie. Nastepnego dni kobita przysyła przez teścia ciasteczka z powrotem- sprawdziłam w sklepie, to nie wójt, sam kupiliście, towarzyszu milicjancie! Się nie liczy! I tak dalej.
Zupełnie nie wiem, czemu mi się skojarzyło z Kurskim, który pisze, że jakby Prezes Kaczyński zrozumiał swoje błędy i przeprosił, to by było inaczej.
Moja córeczka swego czasu skarżyła się że ją kotek drapnął i nie przeprosił. „Córciu, jak miał kotek przeprosić?” „No, jakby tak trochę machnął ogonkiem, to możnaby uznać, że przeprosił i wtedy by było w porzadku”. No, ale córeczka miała kilka latek, Kurski ma trochę więcej i dlatego porównanie jest całkowicie chybione i niezamierzone.
P.S. Zachęcam do czytania felietonów w Gazecie Polskiej Codziennie i Freepl.info.
http://freepl.info/seawolf
http://gpcodziennie.pl/a…
http://niepoprawni.pl/bl…
http://niezalezna.pl/blo…
http://seawolf.salon24.p…
Oraz w wersji audio tutaj:
http://niepoprawneradio.pl/
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 5416
Pozwól,ze przeniosę nas o 2500 lat wstecz...no prawie :-)
Po jakiejś większej bitwie,do króla Filipa II Macedońskiego przybyli ocaleli dostojnicy z obozu wroga!
Przysięgli na wszystkich bogów:wierność,podległość,przyjaźn,milość i posłuszeństwo bez granic.
Filip ich wysłuchał i kazał zawołac synka Aleksandra.
-Patrz synu! Oto sa dostojnicy naszego wroga,którego dzis pokonalismy.Przyszli do nas prosić o łaskę
stanowiska,frukta naszego zwycięstwa...patrz zatem na moja odpowiedź!
I wydał rozkaz,aby wszystkich tych dostojników...ściąć bez litości...na oczach nieletniego Aleksandra.
-Ojcze! Dlaczego to uczyniłeś? Przeciez mogli się nam przydac...
-Słuchaj synu i patrz!
Otóż tak jest w życiu,że kto raz zdradził,ten juz zawsze będzie zdradzał!
A oni zdradzili swego króla,przyszli do mnie po łaskę i jeszcze sie ofiarują do pracy dla nas.
A ja chce spac spokojnie,nie patrząc pod łóżko,ani nie ogladając się za siebie na polu bitwy!
Marek Jurek...pasuje mi do tej opowieści...
PS.Zaczerpnięte z Arystotelesa :-)