Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Zamach w Katyniu: czy wybory w Polsce mogą być uczciwe?
Wysłane przez Mariusz Cysewski w 15-06-2013 [12:43]
Czy głosy wyborców mogą być walutą zapłaty dla Tuska za jego ciągłe wojenki z większością Polaków?
Najbardziej dobitny dowód zamachu w Katyniu to zdjęcia samolotu „przed” i „po”. Może i wielu jeszcze słucha – z urzędu, dla własnego interesu, z podłości, cynizmu, wyrachowania; a większość po prostu w nadziei że to nieprawda – narracji Rosjan i ich polskich agentów o przyczynach śmierci Polaków. By jednak kogoś przekonać, rosyjska narracja musiałaby być przekonująca nadludzko: trudno wszak przeczyć własnym zmysłom. Jaki jest koń, każdy widzi. Obraz jest wart tysiąca słów – i co się naprawdę stało, każdy na własne oczy widzi na zdjęciach. Owszem, ważne są relacje świadków, obliczenia naukowców, raporty. Owszem, wszystkich szczegółów nie znamy (i nie poznamy). Możemy też nie zdobyć dowodów i nie ukarać głównych sprawców. Ale co się stało – w ogólnym zarysie wiemy; bo sami widzimy na zdjęciach „po”. Samolot w tysiącach odłamków, a gdzie odłamki, tam i wybuch; rozumie to każde dziecko.
Zastanówmy się czy czasem to, co widzimy na własne oczy, i w innych sprawach nie różni się od narzucanych nam „narracji”.
Sfałszowane mogły być ostatnie wybory prezydenckie w konsulacie w Brukseli. W urnach było głosów więcej niż powinno[1]. Sprawa trafiła do prokuratury; nie słychać jednak, by ta – czemu to nie dziwi? – znalazła winnych. Państwo, w pewnym sensie jak organizm, to system naczyń połączonych; rozkład jednej jego części prowadzi do zapaści pozostałych. Bez wiarygodnego systemu dochodzeniowego nie sposób określić, czy wyniki z Brukseli to nie symptom szerszego zjawiska. Powszechnie znana niemożność skazania w Polsce urzędników winnych przestępstw pozwala przyjąć, że nadliczbowe głosy nie były ani jedyną, ani pierwszą formą fałszerstwa, że konsulat w Brukseli nie był przypadkiem odosobnionym.
Dwa dni po ujawnieniu że serwery Państwowej Komisji Wyborczej kontroluje Rosja zmarł współautor raportu z tą informacją - prof. Jerzy Urbanowicz. Profesor miał odejść śmiercią naturalną (na serce)[2], czyli bez udziału „osób trzecich”. A osób drugich? I pierwszych? – zapytam złośliwie. Niewątpliwie każdy kiedyś umrze. Lecz i tu brak wiarygodnego systemu dochodzeniowego sprawia, że w urzędowe zapewnienia o naturalności zgonów coraz trudniej wierzyć. W Polsce pod rządami Platformy Obywatelskiej mnożą się śmierci naturalne i „naturalne” i stąd – a jakże: też naturalnie – wynika postulat, by dla własnej wiarygodności rząd dbał o długowieczność i zdrowie ekspertów. Nie tylko od lotnictwa, ale i wyborczych systemów informatycznych.
W minionych latach pracowałem w wielu komitetach wyborczych opozycji pozaparlamentarnej i lokalnych komitetach wyborców na Śląsku. Działalność tych komitetów to ciąg dezinformacji, szykan, represji, rozbijania przez policję wieców wyborczych, zatrzymań, spraw sądowych niekończących się do dziś. Sąd Apelacyjny w Katowicach rozpatrywał protesty wyborcze – na co miał 48 godzin – miesiącami po wyborach. Tak było z protestami w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2010 r., gdy protesty rozpatrzono w sierpniu, a kasacji nie nadano biegu do dziś. Kilka razy udało nam się wykazać fałszerstwa wyborcze, za które nikt jednak nie poniósł odpowiedzialności. Co więcej, takie obrazki z działalności lokalnych komitetów wyborczych bodaj nigdy nie przebiły się przez szklaną ścianę dezinformacji szczekaczek i gadzinówek.
Przejdźmy do cięższych oskarżeń.
Aleksander Kwaśniewski oszukał wyborców co do swego wykształcenia i w wyniku tego oszustwa został prezydentem. Z perspektywy czasu elekcja Kwaśniewskiego budzi tzw. emocje mieszane skoro jego rywal - jak i sam Kwaśniewski[3] – zarejestrowany jest jako współpracownik Służby Bezpieczeństwa. Józef Stalin mawiał, że nieważne kto jak głosuje, a ważne to, kto liczy głosy; dziś wiemy że z kolei od tego, kto liczy głosy ważniejsze jest, kto organizuje wyborcom alternatywę. Koniom w żłoby dano; w jednym żłobie siano, i w drugim siano… Skąd dla żuka jest nauka, że jak by nie liczyć głosy - wybory w Polsce w każdym wypadku wygrywa Rosja.
Wspomniana już ściana medialnej dezinformacji wyrządza szkody poważniejsze niż straty lokalnych komitetów lokalnych, nawet licznych. To przez nią informacje istotne nie przedostają się do świadomości społecznej. Na przykład, w Polsce de facto nie ma sądów - ściślej: nie pełnią żadnej roli - co wynika ze statystyk: ponad 98% skazanych[4] w sprawach karnych i 97% (w pewnym uproszczeniu, ale i de facto: 100%) pozwów przeciw skarbowi państwa odrzuconych w sprawach cywilnych[5]. Te statystyki należy rozdawać przy wejściu do każdego sądu i prokuratury, a jednak nie ma ich nie tylko tam, ale i w obiegu informacji w Polsce i tym bardziej w powszechnej świadomości. Brak sądów w danym kraju byłby informacją ważną dla tego kraju, nawet gdyby nie musiał on płacić rachunków za te niebyty i za nieświadczone usługi. Jeśli zakłamać można zagadnienie takiej rangi jak istnienie sądów, to można i zamach w Katyniu, i wszystko inne. Fałszerstwa wyborcze, nawet najgrubsze, nie będą mieć znaczenia gdy pozostaną nieznane. Gdyby odwołać decyzje koncesyjne dla nadawców TV w latach 90-tych, scena polityczna w Polsce i stan Polski byłyby zupełnie inne.
W ostatnich wyborach do sejmu Prawo i Sprawiedliwość nie we wszystkich komisjach wyborczych miało swych „mężów zaufania”. Informacja ta przemknęła przez media szybko i była dość lakoniczna; nie wiemy więc zwłaszcza, czy „nie we wszystkich” znaczy że nie było ich w 5, czy w 55% komisji. Zresztą, jak sama nazwa wskazuje, „mężowie zaufania PIS” to mężowie zaufania PIS; a nie – na przykład – moi.
Dygresja. W razie podejrzeń nie mogę – i nie może nikt inny – wybrać się w wolnej chwili do centralnego archiwum kart wyborczych by tam osobiście przekonać się, czy zgadza się liczba głosów oddanych w lokalu wyborczym nr… w Pcimiu Górnym, Wąchocku, konsulacie w Brukseli, czy gdzie indziej. Najbardziej rozsądna modyfikacja prawa wyborczego – przynajmniej w wymiarze organizacyjnym, bo ordynacje to odrębna historia, nieporównanie ważniejsza – to właśnie transparentność i możność choć wybiórczej weryfikacji wyników, nawet po latach; weryfikacji przez każdego obywatela. Ale i tu narzuca się uwaga, że państwo to system naczyń połączonych: by fragmentaryczna weryfikacja wyników wyborów przez obywateli-ochotników miała sens, należy ją uzupełnić o wydłużenie okresu przedawnienia karalności fałszerstw wyborczych. Jednak mamy też prokuratorów jak ci, co pozorowali badanie fałszerstwa w Brukseli; jak ci co pozorują śledztwo w sprawie zamachu w Katyniu; zresztą w pewnym uproszczeniu, w Polsce „prokuratura” zajmuje się organizowaniem przestępczości, a nie jej zwalczaniem. Stąd konieczne są uprawnienia oskarżyciela publicznego dla „każdego obywatela”. Ale i to może nie pomóc; mamy bowiem też sędziów jak skład Sądu Najwyższego co orzekł, że oszustwo wyborcze Kwaśniewskiego nie wpłynęło na ważność wyborów; dlatego i tu potrzebne są nam – zgadli państwo, wrócę do mojej mantry – sądy prawdziwe, obywatelskie, a nie rosyjskie atrapy. Czyli i tu konieczne są ławy przysięgłych wyłaniane w losowaniu odrębnie do każdej sprawy. Dysponując jak teraz samym tylko wymiarem niesprawiedliwości – fasadowymi sądami i prokuraturą – Rosjanie mogą kontrolować również wynik wyborów w Polsce. Nie muszą użyczać serwerów ani skrytobójczo mordować kandydatów na urząd prezydenta czy ekspertów od informatyki. Koniec dygresji.
Odmawiając rejestracji części list Kongresu Nowej Prawicy w ostatnich wyborach do sejmu Państwowa Komisja Wyborcza mogła poważnie wpłynąć na kształt sceny politycznej; inna rzecz czy hipotetyczny fałszerz aż tak doniosły skutek może przewidzieć, doń dążyć i go osiągnąć świadomie. PKW mogła mianowicie uniemożliwić rozbicie lub doprowadzić do skupienia wyborców „antysystemowych” wokół Ruchu Palikota utrefionego na równie antysystemowy jak Kongres Nowej Prawicy. Palikot zdobył pokaźną liczbę miejsc w sejmie a jego posłowie dali Platformie znaczną swobodę ruchu. Ruch Palikota to atrapa; raczej „słup” Tuska, niż jego wytrych do „lewicy”; wystarczy przejrzeć wyniki sejmowych głosowań - w kluczowych sprawach nie różni się od Platformy. Pogląd o przejęciu przez Palikota cudzego elektoratu antysystemowego może być prawdziwy częściowo lub zupełnie błędny – i proszę pogląd ten wziąć za hipotezę; gdyż część komentatorów sympatyzujących z KNP przeczy, by ich elektorat pokrywał się z elektoratem Palikota. Nie wiadomo jednak, jak zweryfikować te zaprzeczenia. Palikot to, jak go złośliwie nazywam, persona non graba - ktoś komu nie podaje się ręki – i przesympatyczni stronnicy KNP może wstydzą się akurat takiej obrotowości ich elektoratu, jego podzielności między KNP i Palikota.
Większość tych spraw omawiano często i każdy ma o nich własne zdanie. W tym artykule idzie o co innego.
W latach 80-tych Margaret Thatcher pokonała inspirowane przez Związek Sowiecki związki zawodowe górników i „obrońców pokoju” z Kampanii Rozbrojenia Nuklearnego (CND). Lecz sukcesy takie są rzadkie. Na naszych oczach rząd brytyjski cofnął się przed islamistami... Widzimy więc jak rządy państw demokratycznych – to skądinąd jedna z największych wad tego ustroju – rzadko występują otwarcie przeciw liczebnie pokaźnym grupom wyborców. Na ogół im schlebiają, obiecują gruszki na wierzbie, itd. Zresztą Thatcher byłaby mniej konsekwentna gdyby nie dramatyczny stan gospodarki i obronności Królestwa w latach 80-tych a przynajmniej w tych dwu sprawach zwyczajnie – o czym często zapominamy – nie miała za sobą milczącej większości Brytyjczyków.
A w Polsce?
W ubiegłym roku – i w tym nie będzie inaczej – miliony Polaków wyszły na ulice w obronie Telewizji Trwam i Radia Maryja i pośrednio w obronie wolności słowa i tych resztek ładu medialnego, których rząd jeszcze nie zniszczył. Trudno rzec, co rząd chce osiągnąć występując przeciw Telewizji Trwam, Radiu Maryja, wolności słowa i resztkom ładu medialnego. Tego rządu, w odróżnieniu od premier Margaret Thatcher, nikt nie posądzi o charakter, poglądy, koncepcję przyszłości i rozwoju swego kraju. Najprawdopodobniej rząd w ten sposób ani też myśli działać na rzecz gospodarki ani obronności. Nie stoi też za nim – przynajmniej w tej sprawie - „większość”, milcząca czy niemilcząca. Być może uznał miliony demonstrantów „radiomaryjnych” za przypadek beznadziejny - twardy elektorat PIS, którego tak czy siak nie uda się pozyskać; elektorat na tyle mu przeciwny by uznać, że może go antagonizować lub lekceważyć. Może i tak. Ale Platforma wystąpiła też przeciw internautom – sprawa ACTA. Przeciw „Zmielonym” i ruchowi JOW; a w środowiskach tych o ile wiem ongiś Platforma górowała. Rząd może nakręcać sprężynę z powziętym już zamiarem ustępstw w przyszłości tak, by stronie społecznej móc dać iluzję sukcesu i kupić sobie jej przychylność (np. przed wyborami) lub przynajmniej jej czasową neutralizację, chwilowy spokój. Rząd może też chcieć podziałów i konfliktów zastępczych i Telewizję Trwam zwalczać tylko po to, by ukryć inne swe, jeszcze szkodliwsze dla Polski posunięcia. Strategie cyniczne to nic niezwykłego w „społeczeństwie demokratycznym”. Są też czymś ewidentnym dla kogoś, kto zna genezę systemu władzy w Polsce.
Oczywiście naiwnością jest sądzić, że w każdym przedsięwzięciu rząd popierać musi jakaś większość. W rzeczywistości, w walce z Telewizją Trwam – jak i w sprawie ACTA, JOW, destrukcji edukacji w Polsce, propagowaniu nieobyczajności itd. - rząd Tuska popiera taka czy siaka, po części różna w każdej z tych spraw, ale każdorazowo niewielka mniejszość. Ale mniejszość o takich wpływach i realnej władzy – na przykład w mediach i zagranicą, a dokładniej: ekspozyturach zagranicy w Polsce - że skutek tych wpływów i władzy rekompensuje rządowi straty ponoszone w jego bezsensownych na pozór wojenkach.
Wojenkach z większością Polaków.
Jaka jest waluta rekompensat dla „rządu” za jego wojenki z większością Polaków? W tym za transmisję interesów obcych do Polski? Czy rekompensaty te oblicza się w głosach wyborców?
Nie wiem czy wybory parlamentarne w Polsce zostały sfałszowane. Przeciw tej tezie przemawia pokaźna jednak baza wyborcza Platformy, a margines bezpieczeństwa – grubo ponad milion głosów[6] – jest szeroki na tyle, że bodaj nie może wynikać z idących w tysiące lokalnych fałszerstw, o których wiemy. Konieczne byłoby fałszerstwo wielkie. Tak wielkie, że mógłby nie ukryć go przemysł dezinformacji nawet tak potężny, że ukrył brak w Polsce sądów i mógł próbować ukryć sprawstwo zamachu w Katyniu.
Ale - jak w wypadku tego zamachu - nie zdołamy zaprzeczyć temu, co widzimy na własne oczy.
W wywiadzie dla reżimowej Polityki powiada Tusk: Niezależnie od tego, jaka będzie przyszłość w 2015 r., zrobię wszystko, by była dla Polski bezpieczna, co z mojego punktu widzenia oznacza wygraną Platformy[7]. „Wszystko”? Abstrahując od zwyczajowego pustosłowia blagiera, za jakiego mam Tuska, jeśli jego rząd tłumaczy nam i okazuje dzień w dzień, że nie ma poparcia większości, że zamierza działać przeciw większości, i że nie zależy mu na woli wyborców - to może nie zostać nam nic innego, jak w końcu mu w to uwierzyć.
Uwierzyć mu, że nie zależy on od woli i decyzji wyborców.
Mariusz Cysewski
tel. 511 060 559
Zapraszam też:
http://www.youtube.com/user/wo...
http://mariuszcysewski.blogspo...
https://sites.google.com/site/...
[email protected]
Komentarze
15-06-2013 [14:50] - dogard | Link: tuSSek moze teraz gadac
dowolnie ; procz garstki zaczadzonych nawet jego klientela ma go za spalonego drania.Nie bylo tak aroganckiego,zaklamanego i zmiennego politruka jak ten gostek.Wszyscy to wiedza,nieliczni z nim pozostana do konca.
15-06-2013 [16:19] - misio | Link: właściwą walutą zapłaty
za wszystkie draństwa jest wieloletni kryminał.
My o tym wiemy i oni też doskonale to wiedzą - wszak Tusk zapowiedział już wprost, że zrobi "wszystko" aby utrzymać władzę. Wobec dramatycznego spadku POparcia najbardziej prawdopodobne będzie zapewne takie ustawienie wyniku wyborów aby gładko zmontować koalicję PO-SLD, być może z dorzuceniem człowieka-penisa, który przecież i tak robi tylko za "słupa". A jak to technicznie zorganizować to już nasza PKW się szkoli u Putina.
16-06-2013 [03:33] - nie_czerwonoarmista | Link: Świetny artykuł
Temat należy drążyć aż do znudzenia, by gdzieś to czerwone światełko niebezpieczeństwa ciągle się paliło, bo mogą przecież - przygotowani do kolejnej przewałki - rozwiązać parlament, gdy my będziemy w przysłowiowych powijakach.
Ten reżym - otoczony specjalistami z minionej epoki, których przywiózł tu Stalin - jest nieobliczalny, dlatego ciągle pamiętajmy kto zacz.
Z wielka przyjemnością czyta się Pana. I nie tylko z tego powodu jest Pan Polsce bardzo potrzebny!
Z poważaniem
NieCz