Powstanie Styczniowe - początek nowej epoki?

Każdy kto czytał „Rodzinną Europę” Czesława Miłosza musiał zastanawiać się skąd w poecie taka nienawiść, taka wściekłość na polskie ziemiaństwo. Oczywiście można wszystko zwalić na Oskara Miłosza, niewydarzonego literata, litewskiego patriotę, szpiega pracującego dla nieznanej liczby organizacji, który młodemu Czesławowi powiedział, że nie ma nic gorszego ponad polskie ziemiaństwo. Co takiego spowodowało, że Oskar Miłosz, wygłaszał takie opinie? Otóż rodzina pana Oskara sprzedała poważne areały gruntu na Ukrainie Rosjanom i Żydom, zubażając tym samym to co dla polskiego ziemiaństwa było najważniejsze – narodowy stan posiadania. Wobec powyższego, rodzina Miłoszów z Ukrainy przestała być przejmowana na salonach, bo uznano, jakże słusznie, że są to ludzie niegodni tego, by podejmować ich czymkolwiek, nawet herbatą. Pieniądze zaś uzyskane ze sprzedaży majątku rodzina Miłoszów przeznaczyła na kształcenie tegoż właśnie Oskara. Już to pisałem, ale jeszcze powtórzę: wystarczy wziąć do ręki jakąkolwiek książkę tego człowieka, żeby zorientować się od razu jak fatalna to była inwestycja, jak bez sensu pozbyto się ziemi i pieniędzy, jak nędzną wartość za to otrzymano. Ponieważ jednak Oskar Miłosz miał wielki wpływ na Czesława, a ten z kolei miał wielki wpływ na opinię publiczną Polski nam współczesnej, mamy dziś całe rzesze ludzi, którzy wierzą, że polskie ziemiaństwo to gburowate świnie, które nie chciałby, żeby chłopcy z dobrych rodzin kształcili się za granicą.
Z punktu widzenia ziemian na Ukrainie postępek rodziny Miłoszów był zbrodnią. Pamiętać bowiem  musimy, że każde wydarzenie polityczne ma dwa aspekty – ten widoczny, polityczny właśnie i gospodarczy, który jest zwykle widoczny mniej, lub wręcz całkowicie i pracowicie ukrywany pod propagandą, zwaną niekiedy publicystyką, w przypadkach skrajnych poezją. Nie inaczej było z Powstaniem Styczniowym, sprowokowanym przez idiotę Wielopolskiego, człowieka, który może odnalazłby się ze swoimi poglądami, gdzieś w XII wiecznej Anglii, w czasach Henryka II, ale w XIX wiecznej Warszawie.
Poprzez nagromadzenie mitów i opinii gubi się nam, współczesnym, najistotniejsza deklaracja powstańcza, najważniejszy pretekst, który leżał u podstaw wybuchu tej insurekcji. Otóż chodziło o tak zwane ziemie zabrane, o ich rzeczywisty status. Chodziło o Białoruś i Ukrainę, gdzie polski żywioł był bardzo silny i bardzo bogaty. Chodziło o własność po prostu. Autonomia królestwa, której domagano się w roku 1861 za każdym razem łączyła się z postulatem przyłączenia doń ziem zabranych – ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego i Ukrainy. To był oczywiście postulat nie do zaakceptowania przez cara, ale stanowił on doskonały pretekst do popowstaniowych ukazów uderzających w ziemiaństwo. Przypominam, że Polacy nie mogli obracać ziemią w obrębie własnej społeczności. Mogli ją sprzedawać jedynie obcym. Dochodziło do sytuacji kuriozalnych i tragicznych, dziewczęta rezygnowały z posagów, by zachować majątek w rękach rodziny, lub po prostu nie wychodziły za mąż. Te ekonomiczne szykany trwały do roku 1905, kiedy to car Mikołaj II cofnął wszystkie restrykcyjne ukazy i ziemie zwane przez nas kresowymi od razu zaczęły się zmieniać. Pojawił się kapitał, inwestycje i ruszyły wielkie budowy. I trwało to do wojny w roku 1914, a potem przepadło, bo dla ludzi wychowanych na propagandzie socjalistycznej i nacjonalistycznej nie miały owe te aktywa i nieruchomości, ani związana z nimi tradycja,  żadnego znaczenia. Najważniejsza była czystość doktryny, którą zasłaniano zwykle proste złodziejstwo.
Carskie, popowstaniowe ukazy, prócz ponurej i destrukcyjnej roli spowodowały jednak to, że ziemiaństwo polskie stało się kastą skonsolidowaną, solidarną, zamkniętą na obce wpływy i silną. Żeby je zniszczyć potrzebny był podstęp. I tym podstępem był właśnie socjalizm oraz idea tak zwanej „sprawiedliwej Polski”.
Wracajmy jednak do Miłosza i jego projekcji. W sytuacji dla ludzi posiadających majątek i wprawionych w zarządzaniu tym majątkiem, mocno niewygodnej, zagrażającej podstawom ich egzystencji pojawia się nagle ktoś, kto nie dość, że sprzedaje poważne areały wrogowi, który ma do dyspozycji kredyt  to jeszcze dysponuje policją, wojskiem, siatką prowokatorów i szpicli, to jeszcze rozwija ów człowiek równie wrogą narrację. Twierdzi mianowicie, że został skrzywdzony, bo przestano go podejmować w innych domach. Na to wszystko pojawia się jego młodszy krewny, który mówi wprost, że stało się tak dlatego, że stryj ożenił się z Żydówką, a polskie ziemiaństwo to antysemici. No i ten młodszy krewny zostaje w końcu noblistą, autorytetem i mistrzem dla całej czeredy głupków, którym wydaje się, że poeci są nagradzani za swoje wiersze. Jest ów noblista zarażony bakcylem, który zwykle określany jest jako bakcyl indywidualizmu, ale to nie prawda. Człowiek ów to skrajny konformista, który od swojego krewnego Oskara, przejął dokładną wiedzę o tym, jak należy zachowywać się w sytuacjach trudnych. Otóż zawsze należy popierać bezwzględnie najsilniejszą opcję, ale żeby dowiedzieć się, która z opcji jest najsilniejsza trzeba przejść przez różne wtajemniczenia, bo z wierzchu tego nie widać. Z wierzchu widać, że ziemianie mają ziemię, z ziemi pieniądze i jeżdżą do Paryża, na co nie wszystkich stać i ta zazdrość potworna, zaczyna zżerać mózg człowiekowi, który to widzi. Żeby jednak dowiedzieć się jak jest naprawdę trzeba zajrzeć pod podszewkę, a do tego potrzebne są wtajemniczenia. Jakie? Spyta ktoś. Ot, zwyczajne jak to w życiu: policyjne przeważnie, więzienne, finansowe, czasami pedalskie, jeśli akurat jesteśmy w Wielkiej Brytanii. Dopiero tam widać co jest trąfem i jak skierowane są wektory. Tak więc świat po roku 1864 nie był już tym samym światem. Był światem podzielonym na dwie części, na wierzch i podszewkę. Ta druga wysysała z wierzchu co się dało, puchnąc do rozmiarów zastraszających. Składały się na nią odezwy do ludu, fikcyjne wyroki dla policyjnych prowokatorów, strzępy gazet, manifesty politycznych kacyków, kawałki Marksa, weksle porozrzucane gdzieś po Żydach, fałszywe dolary i ruble. No i amunicja, nie zapominajmy o amunicji. Od roku 1864 podszewka puchła, a wierzch stawał się coraz cieńszy, zmieniło się to na chwilę w szczęsnym roku 1905, po to by przeobrazić się w katastrofę roku 1914. I tylko na jedno nie starczyło miejsca w podszewce – na Słowo Boże i katechizm dla dzieci, nie starczyło tam też miejsca na baśń i legendę rodzinną. Ale poza tym wszystko było, naprawdę wszystko. Nawet poezja i sztuka nowoczesna.
Zwykle mówiąc o Powstaniu Styczniowym używamy takiej formuły: Powstanie zakończyło epokę rycerską. Otóż nie, ono było jej ostatnim akordem i sprawiło, że epoka ta trwała w Polsce jeszcze ponad 40 lat. Na przekór ukazom i propagandzie, na przekór głupim poetom i ich krewnym wysługującym się obcym wywiadom, na przekór wszystkiemu. Zakończyła ją dopiero I wojna światowa.

Wiem, że wszyscy czekają na III tom Baśni, ja czekam na tę książkę także, tym silniej, że sam muszę ją napisać. Ponieważ jestem nie tylko autorem, ale reprezentuję także wydawcę, czyli moją żonę, muszę zajmować się tym co zwykle określane jest słowem strategia sprzedażowa. Ponieważ obsługa takiego produktu jak „Baśń” jest niezwykle absorbująca, ktoś mógłby pomyśleć, że poza Baśnią nie powinniśmy wydawać niczego więcej, bo się niepotrzebnie rozpraszamy. Otóż nie. Jestem głęboko przekonany, że nie. A wiąże się to z ciągle, biorąc pod uwagę nasze dotychczasowe, wyniki, za wąskim kanałem dystrybucji. Tak się składa, że najwięcej książek sprzedaje nasz sklep www.coryllus.pl. Na drugim miejscu jest księgarnia www.multibook.pl , na trzecim zaś dopiero są hurtownie. Mieliśmy jeszcze jednego dystrybutora, ale on zrezygnował, proponując nam sprzedaż praw do tytułu, na co myśmy się rzecz jasna nie zgodzili. Ponieważ rynek książki w Polsce jest tak urządzony, że 50 sprzedanych egzemplarzy na tydzień uznawana jest przez fachowców za ilość hurtową, musimy – chcąc nie chcąc – zwiększyć ilość produktów, czego oczywiście nie robimy z żalem tylko z przyjemnością. Czynimy tak również z tego powodu, że strategia sprzedażowa na ten rok opierać się będzie na czterech wielkich imprezach targowych. Musimy być tam obecni z tego właśnie samego powodu, dla którego zwiększamy ilość produktów. Nie ma sensu stać na targach z pięcioma tytułami. Mam nadzieję, że do maja Toyah skończy swoją książkę o zespołach i będziemy mieli na Warszawskich Targach Książki naprawdę poważną ofertę. Wcześniej zaś będą jeszcze Targi Wydawców Katolickich, a na jesieni Targi w Krakowie, gdzie zamierzam być i Targi Książki Historycznej w Warszawie.  Postaram się, żeby do jesieni wzbogacić naszą ofertę o dwa przynajmniej tomy Baśni. To są wszystko poważne wyzwania, jak się Kochani domyślacie i to właśnie, odciąga moje myśli od III tomu Baśni. Nie martwcie się jednak wydamy go jeszcze w zimie.
Jakie mamy plany na wiosnę? Już mówię. Pierwszy punkt tych planów został właśnie zrealizowany, wznawiamy „Pitaval prowincjonalny”, czynimy tak ponieważ na targach pyta o tę książkę bardzo wiele osób. Nie będzie to jednak ten sam „Pitaval”, nawet tytuł książki jest inny. Rzecz nazywa się obecnie „Nigdy nie oszczędzaj na jasnowidzu” i zawiera wiele nigdy nie publikowanych opowiadań. Jak niektórzy pamiętają książka traktuje o moich przygodach w mediach różnego rodzaju, od lokalnych począwszy na ogólnopolskich kończąc. Pisana jest z perspektywy, tak zwanego szarego pismaka, można się więc w pewnych momentach nieźle pośmiać. Starałem się nie wymieniać ważnych nazwisk, ale nie udało się. Trudno. Książkę, podobnie jak książkę Toyaha „Marki, dolary, banany i biustonosz marki Triumph” sprzedawać będziemy najpierw po 20 złotych plus koszta wysyłki, a kiedy nakład już do nas dotrze, co potrwa pewnie z tydzień, cena wzrośnie do 30 złotych plus koszta wysyłki. Jak widzicie na fotografii zmieniliśmy nie tylko tytuł, ale także okładkę, która teraz o wiele bardziej przyciąga wzrok.
Tej zimy mamy nadzieję wydać jeszcze audiobooka, którego (oby, oby) przeczyta Grzegorz Braun i III tom Baśni, na wiosnę zaś zapomnianą już nieco historię przenoszenia mojego domu z Podlasia pod Grodzisk Mazowiecki, oraz specjalny tom Baśni zatytułowany „Baśń jak niedźwiedź. Historie amerykańskie”, no i oczywiście książkę Toyaha o zespołach. Latem, mam nadzieję, Kamiuszek skończy swoją książkę o Koperniku, a Toyah przygotuje jeszcze jeden tom publicystyki. Bardzo więc wszystkich oczekujących na III tom przepraszam za zwłokę, ale musieliśmy pomyśleć nieco szerzej o polityce wydawniczej w nadchodzącym roku i to właśnie spowodowało opóźnienie. Wszystko będzie, jeśli Bóg pozwoli i da zdrowie autorowi.
Nowa książka „Nigdy nie oszczędzaj na jasnowidzu” dostępna jest póki jedynie co na stronie
www.coryllus.pl

No, a książki nasze leżą w sklepach www.multibook.pl,http://www.ksiazkiprzyherbacie... , w księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 34, w księgarni Wolne Słowo w Lublinie, przy ul. 3 maja, w sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie, w księgarni Ukryte Miasto przy Noakowskiego 16 w Warszawie i w każdej właściwie księgarni w kraju, która współpracuje z hurtownią Azymut. A jeśli nie leżą, to mogą się tam znaleźć na prośbę czytelnika. Zapraszam. 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Józef Darski

21-01-2013 [10:52] - Józef Darski | Link:

potwierdza tezę Coryllusa.

W XIX w. polska inteligencja Podola skupiała się w Żytomierzu, centrum kultury, rozrywek i oświaty. Był to tak silny ośrodek, że mieszkający tu Polacy utracili poczucie, że są w carskiej Rosji. Polacy życie spędzali w wyłącznie w polskim otoczeniu, spotykali się w polskich kawiarniach, leczyli się u polskich lekarzy, interesy załatwiali u polskich notariuszy, a sprawy sądowe u polskich adwokatów. Tradycja trwała, jedyna styczność z zaborcą miała miejsce w szkołach i urzędach państwowych.
W praktyce wszystkie podolskie rodziny szlacheckie były ze sobą spokrewnione lub spowinowacone, gdyż nie zawierano związków poza własnym środowiskiem. Polacy żyli we własnym świecie. Małżeństwo z Rosjanami uważano za mezalians. Taki krok mógł powodować nawet zerwanie z rodziną. Pradziadek Hugo Ruszczyc tak zbudował siedzibę w 1880 roku, żeby Kancelaria miała osobne wejście i była izolowana od reszty dworu. Bywali w niej bowiem rosyjscy urzędnicy. Polskie ziemiaństwo troszczyło się by „nie narażać rodziny, a zwłaszcza kobiet na przykrość takiego spotkania”.

Stosunków towarzyskich z Rosjanami nie utrzymywano z zasady, dlatego osiedlenie się w pobliżu rosyjskiego pułkownika, uważane było za dolegliwość, gdyż „rodzina musiała się spotykać” po sąsiedzku z Rosjanami, czyli okupantami. 

Anna Pawełczyńska, Koniec kresowego świata, Wydanie III, Lublin 2012; Koni żal, Wydanie II, Lublin 2012 – do nabycia przez internet pod adresem: http://bookshop.freepl.info/  mail: contact@freepl.info Tel. 519-353-511

Obrazek użytkownika Coryllus

21-01-2013 [11:54] - Coryllus | Link:

Dziękuję.

Obrazek użytkownika Janko Walski

21-01-2013 [11:25] - Janko Walski | Link:

Powód aż nadto wystarczający by zasłużyć na ostracyzm. To wydaje mi się bardziej prawdopodobną przyczyną aniżeli zupełnie absurdalny antysemityzm podnoszony przez noblistę czy sprzedanie ziemi, o której pan mówi. Trwonicieli majątków nie brakowało wśród ziemiaństwa, a mimo to pozostawali w obiegu towarzyskim.

Obrazek użytkownika Coryllus

21-01-2013 [11:53] - Coryllus | Link:

Skoro nie brakło trwonicieli, to może będzie pan łaskaw wymienić ich z nazwiska, co? A nie powtarzać głupstwa po socjalistach. Stać pana na to? I może pan po prostu  przeczyta tę "Rodzinną Europę", bo tam jest to napisane wprost. 

Obrazek użytkownika Janko Walski

21-01-2013 [12:47] - Janko Walski | Link:

nakłamał by odwołać się do najbardziej chyba znanych przekazów.

Obrazek użytkownika dogard

21-01-2013 [14:41] - dogard | Link:

do wybuchu powstania dla mlodziezy,zagrozonej branka i 20 letnia sluzba w armii carskiej.Milosz to klasyczny przedstawiciel zubozalej, wielonarodowosciowej familii kresowej,ktora wypadla z obiegu towarzyskiego polskiego ziemianstwa,z powodow oczywistych, wymienionych przez autora.Ziemianstwo polskie, jako najbardziej patriotyczna czesc narodu, bylo szczegolnie uwrazliwione na takowych miloszow postepki.

Obrazek użytkownika gregoz68

21-01-2013 [18:51] - gregoz68 | Link:

To tytuł książki Henryka Głębockiego. Warto przeczytać. Jeszcze jedno*... Kieniewicz... Powstanie**... Wtedy straciliśmy prawie wszystko. Nie wiem czy ktoś wie, że rząd Północy*** też....

---
* Stefan Kieniewicz to autor fundamentalnej pracy o Powstaniu
** a bezimienny listonosz przynosił Nobliście listy. Fakt. Noblista czuł się człowiekiem spełnionym. W Krakowie... [następny w kolejcePan Andrzej a potem Owsiak... i tak dalej... aż do końca]
*** Wyjątkowo paskudnie zachowała się Północ. Taka zwykła amerykańska przypadłość.

A Wierną Rzekę... bardzo lubię.