Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Pełny kontekst uniewinnienia CzeKiszczaka
Wysłane przez Jaszczur w 03-05-2011 [18:32]
Czekiszczak – tak przezywać mieli Kiszczaka sowieci, zadziwieni i zafascynowani jego okrucieństwem w plutonie egzekucyjnym komunistycznej Informacji Wojskowej. Prawie jak Che Guevara, tylko w tym wypadku „prawie” nie robi wielkiej różnicy…
Sprawa niedawnego wyroku uniewinniającego Kiszczaka za sprawstwo kierownicze masakry w kopalni „Wujek” jest więcej niż skandaliczna i oburzająca, tak uważam jako człowiek. Ale analizując sprawę na chłodno, równie dobrze można… mieć pretensje do wilka o to, że je owce. Albo do żmii o to, że kąsa. Dlaczego? Odpowiedź powinna być arcyboleśnie prosta, przywołując aforystę i freestylowca od siedmiu boleści z Budy Ruskiej. Wyrok ten został bowiem wydany przez sąd państwa, którego istotą jest zachowanie ciągłości prawno-ustrojowej z poprzedniczką – PRL. Inny wyrok zapaść więc nie mógł, niestety!
Zresztą, określenia „państwo” powyżej, użyłem w charakterze czysto technicznym. Bardziej adekwatnie ujął to Amalryk: mamy „twór państwopodobny”.
Wyrok uniewinniający Kiszczaka to jedynie konsekwencja. Idąc dalej, odziedziczony po PRL system prawny i bezradny wobec czerwonych zbrodniarzy wymiar sprawiedliwości to jedynie pojedynczy puzzel większej układanki, pojedyncza nić oplatającej nasz kraj czerwonej pajęczyny. Ale po kolei.
Owa „ciągłość prawnoustrojowa”, szerzej – system prawny, a ogółem – system polityczny itd. jest w rzeczywistości niczym innym, tylko konsekwencją realnego układu sił. Genialna „Teologia polityczna” Carla Schmitta rozpoczyna się zdaniem: „Ten, kto decyduje o stanie wyjątkowym, jest suwerenny”. Nie należy traktować tego tylko literalnie i w wąskim zakresie. Oznacza to po prostu tyle, że suwerenem, czyli sprawującym faktyczną władzę jest podmiot, który ustala zasady organizacji danego systemu politycznego, jest w mocy, by je egzekwować i posiada ku temu instrumenty. Tyczy się to także systemu prawnego, jego wykładni, w dalszej kolejności – orzecznictwa i ferowanych wyroków w różnych sprawach, itd. Czyli – prawo ustala silniejszy; prawo jest po prostu emanacją woli silniejszego. Dodajmy jeszcze, że sprawowanie władzy nie musi się pokrywać z nominalnie sprawowanymi urzędami. W Polsce – parafrazując przytoczone słowa Schmitta – suwerenem jest ten, kto już zdecydował o stanie wyjątkowym. Który nie jest monadą, nie jest gwiazdą jakiegoś kur(w)iozalnego one-man-show, jaki próbuje nam serwować neobolszewickie „Ministerstwo Prawdy”, co wielu bezwiednie podchwytuje, nawet bez złych intencji. Kiszczak ani nie działał, ani nie działa sam, a jest elementem (bardzo ważnym) pewnej określonej struktury politycznej; działa w ściśle określonym UKŁADZIE odniesienia, w swoistym „środowisku naturalnym”.
Andrzej Zybertowicz w swoim artykule pt. „AntyRozwojowe Grupy Interesów – zarys analizy”, powołując się na Zdzisława Krasnodębskiego przywołuje tezę o dwóch transformacjach ustrojowych, jakie miały miejsce na przełomie lat 80. i 90.: „transformacji jawnej” i „transformacji ukrytej”. Transformacja jawna polegała na wytworzeniu się instytucji i mechanizmów charakterystycznych dla demoliberalizmu, transformacja ukryta zaś – na zachowaniu władzy politycznej i wpływów przez przetransformowane struktury komunistyczne: nomenklaturę partyjną i bezpiekę. Ze względu na charakter zasobów kadrowych i instrumentów sprawowania władzy, jakimi one dysponują, charakter wiążący i realny ma transformacja ukryta. Dalej w artykule, prof. Zybertowicz zgodnie ze stanem faktycznym pisze, że transformacja ustrojowa jest wypadkową działań spontanicznych i zaplanowanych, zamierzonych. Nie trzeba chyba przypominać, że transformacja była procesem przede wszystkim zamierzonym: przez komunistów zaplanowanym (według jednych już w l. 50, według innych – w 60-70.) i przez nich, via KGB i lokalne bezpieki, przeprowadzonym. Nasz główny „bohater”, ze swoją (typową zresztą dla komunistycznych oficjeli) manierą „mówienia prawie wszystkiego”, specjalnie tego faktu nie ukrywa, ani też swojego w nim udziału: czy to w książce-wywiadzie, czy to w wywiadach dla prasy, czy to na sali sądowej.
Określenie „transformacja ustrojowa” oddaje istotę rzeczy jeśli je dookreślimy następująco – że miała miejsce transformacja ustrojowa komunizmu w neokomunizm. A to, że Sowiety nazywają się oficjalnie „Federacja Rosyjska”, której flagą jest przedpaździernikowy trójkolor a godłem carski dwugłowy orzeł czy też to, że nie istnieje KPZS – jest sprawą wtórną i nie zmienia postaci rzeczy zwłaszcza, że komunizm jest systemem, którego celem jest władza, a symbolikę i inne insygnia można sobie zmieniać do woli. To samo tyczy się Polski. Sprawą wtórną i w sumie niewiele realnie znaczącą jest to, że: godłem jest ukoronowany Biały Orzeł, a formalnie Polska jest krajem niepodległym i suwerennym. Że formalnie i realnie mamy demokrację, wolny rynek i państwo prawa. Tak jest – zarówno formalnie, jak i realnie, bowiem „prawdziwa demokracja”, „prawdziwy liberalizm”, „prawdziwy wolny rynek”, różne „sprawiedliwe prawa” i „sprawiedliwości” z przymiotnikami istnieją jedynie w głowach i w podręcznikach oświeceniowych mędrków i utopistów. Inna sprawa, że praktycznie cały współczesny dyskurs polityczny jest przeżarty oświeceniowymi i liberalnymi zaklęciami.
Jak śpiewał kiedyś Kazik, „korona zdobi komunę”. Stanem faktycznym w Polsce AD 2011 jest nadal PRL-bis i nic nie wskazuje niestety, żeby miało to się szybko zmienić. Demoliberalna III RP jest zaś zaś – jest swego rodzaju nakładką na rzeczywistość, wytworem komunistycznej maskirowki i dezinformacji strategicznej, „Matrixem”; tytuł genialnego tryptyku filmowego braci Wachowskich jest używany – głównie na blogosferze – bardzo często. I równie często, podświadomie i nieświadomie, jest używany w charakterze metafory, podczas gdy jest to opis rzeczywistości.
Neokomunizm-neobolszewizm ma swoje „zasady przewodnie”, które konstytuują jego istnienie: (a) suwerenem jest przetransformowana oligarchia komunistyczna (partia wewnętrzna) z pewnym udziałem opozycyjnych i nowszych kooptantów (partia zewnętrzna), stojących szczebel (lub więcej) niżej od „towarzyszy”, pod których są podwieszeni na mocy powiązań agenturalnych i innych „powiązań hakowych”; (b) na zewnątrz, Polska jest kondominium Rosji Sowieckiej, Niemiec, UE i podmiotów pozapaństwowych, z pakietem kontrolnym Moskwy. To akurat w tej chwili nas nie interesuje, więc zajmijmy się punktem (a). Wyżej wymienione reguły funkcjonowania systemu nie mają rzecz jasna charakteru zapisu w konstytucji ani w jakimkolwiek innym akcie prawnym; nie muszą być skodyfikowane, by miały charakter dla systemu wiążący i obowiązywały. Nie jest też tak, że coś się dzieje na telefon z Kremla czy szyfrogram z politbiura wykonywano rozkazy. Jakie są więc konkretne mechanizmy egzekucji tych reguł? Po prostu neokomunistyczny establishment okrągłostołowy sprawuje władzę poprzez kontrolę „bazy” i „nadbudowy”: poprzez kontrolę nad sferą polityczną, ekonomiczną i kulturowo-cywilizacyjną. Realizuje swoje strategiczne i taktyczne interesy – zarówno interesy swoje jako pewnego kolektywu, pewnej struktury politycznej, jak i partykularne interesy swoich członków.
Wszystkie w zasadzie najważniejsze instytucje polityczne (urząd prezydenta, rząd, parlament, specsłużby, wojsko, system gospodarczy itp.) są przez środowiska komunistyczne kontrolowane albo przez bezpośrednią penetrację, albo zdalnie. Najważniejsze tutaj są kadry, odpowiedni czynnik ludzki: po prostu komuna, bezpieka i agentura awansuje komunę, bezpiekę i agenturę i tak dalej. Ci natomiast, którzy stoją niżej w hierarchii struktury władzy są po prostu „podwieszeni” pod starszych i mądrzejszych towarzyszy i ich pozycja zależy od tego, czy ich interes polityczny jest zgodny, a co najmniej niekolidujący z interesem „partii wewnętrznej”. Stąd też skrajnie naiwne jest stwierdzenie, że „postkomunizm” umrze wraz z naturalną śmiercią komunistów; system nastawiony na sprawowanie i utrzymanie władzy reprodukuje się poprzez dziedziczenie i kooptację oraz równolegle poprzez ekspresję memów.
Operacja „przechwytyzacji” (jak to określa Bukowski) majątku narodowego, jaka odbyła się w drugiej połowie l. 80 i pierwszej l. 90. zapewniła komunistom dalszą kontrolę nad gospodarką. A tym samym – na hodowlę posłusznych sobie elit, w dobie „władzy pieniądza”. W służbach specjalnych nadal wiodące role pełnią starzy „towarzysze z bezpieczeństwa”. W „polskim” „dyskursie” politycznym i społecznym po 1989 roku monopolistą jest środowisko intelektualne, które korzeniami sięga jeszcze komunistycznej, sowieckiej agentury w II RP, a za pierwszej komuny najpierw katowało żołnierzy wyklętych, by później dążyć do stworzenia „komunizmu z ludzką” twarzą, którego to celu dopięto w willi ministra spraw wewnętrznych przy ul. Zawrat w Magdalence.
Jednym z leitmotiv’ów Gazety Wyborczej, a zwłaszcza publicystyki Michnika była relatywizacja komunizmu jako takiego (nie mówiąc już o zaciemnianiu jego faktycznej istoty) oraz popełnionych przez Kiszczaka i Jaruzela mordów. To jedna z „prawd wiary” peerelowskiego wariantu pewnej świeckiej religii, której akceptacja jest jednym z warunków sine qua non dołączenia do establishmentu, a której zakwestionowanie równa się wyrzuceniu na margines czy niedopuszczenie do awansu; bo przecież historia i jej wpływ na sytuację obecną są nieważne, a trzeba „wybierać normalność i przyszłość”. Prócz tego, to głównie organ tow. Michnika służył jako tuba Kiszczaka i Jaruzela, która umożliwiała im mówienie „prawie wszystkiego”: manipulację, dezinformację czy też trzymanie w ryzach agentury poprzez utrzymanie jej w przeświadczeniu, że „jakby co” na jeden sygnał wypłyną odpowiednie „kompr-maty”.
Z kolei w środowisku prawniczym i sędziowskim wiodącą rolę pełnią sędziowie z czasów stanu wojennego i „powojennego”, wcześniej zdarzali się sędziowie z czasów stalinowskich, do tego obrońcy i wręcz „fellow travellers” najważniejszych mafiosów, a wiadomo, że rdzeniem zorganizowanej przestępczości jest „była” bezpieka; poza tym, palestra to środowisko zamknięte, o bardzo ścisłej, korporacyjnej strukturze i hierarchii oraz własnych, wewnętrznych a bardzo specyficznych regułach. Nikt nigdy nie wydał, nie wydałby nawet, ani – nie łudźmy się – nie wyda już wyroku, który dla czerwonych zbrodniarzy byłby jakkolwiek niekorzystny, bo równałoby się to utracie pozycji w środowisku prawniczym, blokadę awansu, a być może i interwencję towarzystwa od wulkanizacji albo wymiany oleju w samochodzie. Wszystkie dotychczasowe próby osądzenia Jaruzela i Kiszczaka, do ostatniego procesu, to jedna wielka farsa, planowana i koordynowana.
Zresztą – postrzeganie ich przez pryzmat mordów popełnionych czy to przez Informację Wojskową, czy to na Wybrzeżu w 1970, czy to podczas stanu wojennego i „powojennego” – to droga donikąd. Trzeba było uznać cały komunizm za system z gruntu zbrodniczy i przestępczy, peerel za formę okupacji przez międzynarodową mafię z centralą w sowietach, a kompartię i bezpiekę – za organizacje zbrodnicze. Analogicznie swoją drogą, należałoby uczynić z neopeerelem. Do tej pory jednak był to postulat poruszany na marginesie, którego wręcz nie zdołano w pełni wyartykułować. Bardzo niewielu podnosiło go wtedy, gdy istniała po temu okazja; w 1992 i w l. 2005 – 07.
I wreszcie, kwestia w zasadzie najważniejsza. Elementem operacji transformacji ustrojowej komunizmu w neokomunizm była tzw. „rewolucja wojskowa” w strukturach komunistycznych, która odbyła się na przestrzeni lat 70 i 80 i polegała na awansie i objęciu kierownictwa kompartii, a co za tym idzie także innych instytucji politycznych, przez oficerów bezpieki, w peerelu głównie bezpieki wojskowej. Apogeum przypadło na lata 1980 – 81. Wojskówka objęła też dowództwo nad MSW, a tym samym nad SB i MO. Nie trzeba przypominać, że Kiszczak był jednocześnie: ministrem spraw wewnętrznych, czyli szefem SB, b. wysokim oficerem komunistycznego wojska a w nim – funkcjonariuszem wojskowej bezpieki, szybko awansującym w hierarchii wojskowej czeki, w której karierę miał rozpocząć i dokooptować doń Jaruzelskiego. Jeśli wierzyć Golicynowi czy Kuklińskiemu – Jaruzelski był członkiem ścisłego, kolektywnego kierownictwa komunizmu w skali całego czerwonego imperium. Logiczne więc, że Kiszczak: albo w tym gremium też był (co jest bardzo prawdopodobne), albo był b. blisko niego. Z kolei na poziomie lokalnym, na poziomie peerelowskiego odcinka operacji „pieriestrojka”, to właśnie Jaruzelski i Kiszczak byli jej zawiadowcami, dowódcami liniowymi. Zarówno jako jej planiści i stratedzy, jak i wykonawcy. Nie trzeba przypominać chyba, czyja była willa przy ul. Zawrat w Magdalence ani tego, kto polewał wódę i wznosił toasty, samemu nie dając powalić się na ziemię. Z kolei stan wojenny to początek nadwiślańskiego odcinka operacji „pieriestrojka”; co zresztą przyznał sam Kiszczak. Posunięciem niezbędnym zarówno w lokalnych, peerelowskich warunkach, jako „podgotowka” do sowieckiego ataku na Zachód oraz jako jedno z sowieckich „działań aktywnych”; kombinacją politycznej prowokacji i dezinformacji.
Mamy więc bardzo mocną poszlakę, jeśli nie dowód wprost na to, że rola polityczna Kiszczaka nie skończyła się wraz z 1990 rokiem, z utratą nominalnie zajmowanych stanowisk w kierownictwie kompartii, bezpieki i „państwa”. Jeżeli neokomunizm jest zjawiskiem o charakterze systemowym, to musi istnieć pewna struktura kierownicza, która podejmuje najważniejsze decyzje i orkiestruje najważniejsze operacje; grupa ta stanowiłaby bezpośredni zwornik Ubekistanu i neopeerelu z neosowiecką centralą. W filmie pt. „Towarzysz Generał”, filmie o Jaruzelskim, ale z uwzględnieniem kontekstu i środowiska, w którym Jaruzelski funkcjonuje Sławomir Cenckiewicz mówi o tym, że Jaruzelski uczestniczył w awansowaniu czy przynajmniej „przyklepywaniu” ludzi na stanowiska generalskie jeszcze na początku lat pierwszych XXI w. Swoją drogą, jak sprawa ta wygląda w chwili obecnej? Dowodem na bardzo wysoką pozycję polityczną Jaruzelskiego był udział w kampanii prezydenckiej Komorowskiego, a najważniejszym – udział w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego. Kogo w takim razie „przyklepuje” Kiszczak? Jaki odcinek należy do niego? I kolejna przesłanka za tym, że także i Kiszczak raczej nie może sobie pozwolić na spokojną emeryturę, na której tylko jeździłby sobie na Zabajkale łowić dwumetrowe łososie czy strzelać tygrysy syberyjskie. Swą krwawą karierę rozpoczynał w plutonie egzekucyjnym zakładanej i kontrolowanej bezpośrednio przez sowieciarnię Informacji Wojskowej, bardzo szybko piął się po szczeblach hierarchii komunistycznego wojska, bezpieki i kompartii, by stać się głównodowodzącym bezpieki i jednym z architektów peerelowskiego odcinka pieriestrojki. Ten człowiek (choćby ze względu na posiadane zasoby informacji) „w razie czego” podzieliłby los takich swoich towarzyszy, jak np. Jaroszewicz czy Fonkowicz (też oficerowie „ludowego” wojska). W pełni uprawniony i poparty mocnymi poszlakami jest więc pogląd, że zarówno Jaruzelski, jak i Kiszczak są członkami (zapewne nieformalnego) „gensztabu” Ubekistanu. Grzegorz Braun w wywiadzie o „układzie wrocławskim” typuje Cioska. A kto jeszcze do tego gremium należy? Dukaczewski, Czempiński, pozostali szefowie WSI i inni prominentni esbecy? Urban? Może… Michnik? Kolejne otwarte kwestie: jak liczne jest to grono i kto pełni jaką konkretnie rolę?
Ku niechybnemu końcowi zbliża się czas biologicznego bytowania architektów i wykonawców operacji transformacji ustrojowej w ramach komunizmu, którzy najprawdopodobniej nadal są członkami kierownictwa neokomunistycznej oligarchii. Konieczna jest więc sukcesja, która trwa od roku 2007 i która musi odbyć się w maksymalnie sprzyjającym klimacie, zarówno ściśle politycznym, jak i kulturowym. Stąd też, Kiszczak i Jaruzelski nie mogą dostać żadnych „zawiasów” ani wyroku skazującego z odstąpieniem od jego egzekucji. Muszą odejść do Niflheimu z mieczem i tarczą, z sierpem i młotem w ręku; z narzędziami i insygniami popełnionych przez siebie mordów. Odejść muszą w klimacie relatywizacji, wręcz unieważnienia ich zbrodni (których przecież „nie było”, względnie „zbrodniami nie były”) poprzez twór, który będąc powszechnie rozpoznawanym jako III RP, jest niczym innym, jak inkarnacją peerelu. Muszą odejść z tego padołu jako bohaterowie systemu, którego od początku byli elementami i którzy swą karierę zwieńczyli jako jego reformatorzy i nieformalni, a faktyczni dowódcy.
YouTube:
Komentarze
03-05-2011 [19:11] - Gość (niezweryfikowany) | Link: bardzo dobry tekst,szykować
bardzo dobry tekst,szykować trzeba tż real ,biorąc pod uwagę sytuację społeczno-ekonomiczną w perspektywie kolejnych dobijających rozporządzeń unijnych z jej lewactwem na czele.pakiet klimatyczny przepisy produkcji żywności itd.Wprowadzenie w życie tych ograniczeń to zamach już nawet na egzystencję społeczeństwa jako całości
03-05-2011 [23:15] - Mycha (niezweryfikowany) | Link: Mycha: I kto by pomyśłał i dał wiarę,
że pomysł tej transformacji w komunizm kapitalistyczny czy kapitalizm komunistyczny jest pomysłem tego sowieckiego mordercy Berii jeszcze z 1953 roku, zanim go zabili. Wszelkie dobra wytworzone przez "proletariat" miały potem przejść w ręce dzieci i wnuków wszelakich decydentów, ich pomagierów i służb. Dokładnie tak planował. Aż dziw, jak długo z jego realizacją czekali. Ale doczekali. Skuteczni są.
Pozdrowienia.
04-05-2011 [22:40] - Jaszczur | Link: @ Mycha
Jeżeli przyjmiemy do wiadomości fakt, że komunizm to teoria i praktyka władzy, jeżeli przyjmiemy, że bolszewicy robią wszystko, żeby władzę zachować - to autorstwo "strategii długofalowej" nie dziwi.
Szkoda wielka, że przez zaprzeczenie powyższego, sowieciarze praktycznie cały czas ogrywają wolny świat tymi samymi trickami, topornymi jak konstrukcja kałacha.
P.S. Ciekawostka - ulubione słówko Stalina?
- pieriestrojka.
05-05-2011 [01:33] - Mycha (niezweryfikowany) | Link: Mycha: Otóż to
Dlatego ciągle mówię, że komuniści i ich mutanci, pod różnymi nazwami, ale zostawmy to, mają te same od dziesięcioleci sprawdzone metody. Bardzo skuteczne. Dotąd aktualne. I po prostu robią swoje. Określenie "Komintern", choć mało kto go używa, ma coraz większy zasięg.
PS. "Pieriestrojka" była ulubionym słówkiem Stalina? No proszę. Mamy ideologiczną ciągłość a głupcom i niedowiarkom wydaje się inaczej. Pięknie dziękuję za tę informację. Nie była mi znana.
04-05-2011 [10:48] - Polak małyAD44 (niezweryfikowany) | Link: Plucia w twarz oświeconym , ciąg dalszy
Bez rozliczenia czerwonego badziewia , polski naród nie ma racji bytu.
To widać , to słychać to czuć
04-05-2011 [22:41] - Jaszczur | Link: @ Polak Mały
Nie pozostaje mi nic, tylko się zgodzić.
04-05-2011 [11:25] - Gość (niezweryfikowany) | Link: Gratuluję
Bardzo dogłębna i obszerna analiza postkomuny. Gratuluję
04-05-2011 [22:40] - Jaszczur | Link: @Gość
Dziękuję bardzo.
Nie post-, a neo-.
17-05-2011 [04:06] - Krzysztof Ander... (niezweryfikowany) | Link: Największą sztuczką szatana było.........
Kapitalna analiza, kiedy doczekamy kontynuacji? Przeczytałem jednym tchem, zapożyczyłem sobie Berię Mychy i poleciałem nad Jangcy, Wołgę, Wisłę i Sprewę. Wyszedł mi ciekawy prequel. Jakby co, jesteście współspiskowcami.
Wszystko było takie oczywiste, teraz wydaje się wręcz banalne. I dałem się nabrać mając wszystko podane na tacy.
Do mojego turystycznego miasteczka przyjeżdżały na kolonie dzieci robotników z Radomia. W ogólniaku rzucali nas na wykopki ziemniaków i do "budowy" oczyszczalni ścieków. Podczas "wieczności akademickiej" dość ochoczo dorabiałem w spółdzielniach studenckich. Kiedy myłem okna w szpitalu, zarabiałem jak sprzątaczka. W zmilitaryzowanym zakładzie nie robiąc prawie nic, dostawałem stawkę godzinową kilkukrotnie wyższą od najlepszych fachowców.
Mogliśmy, ba, wręcz mieliśmy nie pracować, ale wszyscy musieli udawać że pracują.
To co brałem za upadek i degrengoladę, było tylko podgatowką do kontrolowanej transformacji. Mur berliński miał upaść kilka lat wcześniej, już od 1953 roku ZSRR, Chiny i Polska szły razem w przedziwnej trojce.
Pierwsza chińska "piątka", 1953-57, ze stalinowskim know-how, i pełna klapa. Beria miał rację, system był ekonomicznie gorszy od niewolnictwa, skoro nawet żółtym mrówkom nie wyszło,to gorzką prawdę trzeba było przyjąć do wiadomości. Zresztą Mao poprawił Wielkim skokiem i było jeszcze gorzej. System komunistyczny był, jest i zawsze będzie ekonomicznie do kitu, raczej wcześniej niż później ale trzeba wypuścić dżina wolnego rynku.
Byt określa świadomość, ale to kadry decydują o wszystkim.
"Pod koniec 1960 roku produkcja rolna w porównaniu do 1958 roku spadła o 75%, przemysłu ciężkiego o 47%, a lekkiego o 22%[3]. Załamał się także całkowicie handel zagraniczny, a w lutym 1962 roku zanotowano 2 mln yuanów deficytu budżetowego. Na wsiach zalegały ogromne ilości bezużytecznej, niskowartościowej stali, którą później przez wiele lat utylizowano[1].
W kierownictwie Partii nasiliła się krytyka wielkiego skoku. W 1961 roku grupa skupiona wokół Liu Shaoqi, Chen Yuna i Deng Xiaopinga, przy cichym poparciu premiera Zhou Enlaia, rozpoczęła niwelację skutków wielkiego skoku. Do 1965 roku trwał okres regulacji gospodarki, który przyniósł nadzwyczaj dobre efekty[3]. Rozpoczęto likwidację komun, przywrócona została przyzagrodowa uprawa ziemi, a środki finansowe skierowano z przemysłu ciężkiego na zakup maszyn dla rolnictwa i przemysłu lekkiego[1]. W latach 1963-1964 poziom produkcji rolnej wrócił do poziomu z 1958 roku[3].
Odsunięty na boczny tor polityki Mao Zedong, obawiający się utraty władzy, rozpoczął wojnę ideologiczną i propagandową z polityką regulacji gospodarki i jej architektami. Trwało to do połowy lat sześćdziesiątych, gdy Mao powrócił na scenę polityczną i rozpoczął rewolucję kulturalną, aby rozprawić się z przeciwnikami politycznymi.
Po śmierci Mao w 1976 Chiny pod przywództwem Deng Xiaopinga odeszły od jego koncepcji polityczno-gospodarczych. Na zjeździe KPCh w 1981 dokonano krytycznej oceny dorobku Mao Zedonga i potępiono wielki skok oraz rewolucję kulturalną. Mao pozostał jednak w Chinach ważnym symbolem ideowym, zaś dla Chińczyków liczą się przede wszystkim jego zasługi: zjednoczenie kraju po paśmie wojen domowych i niedopuszczenie do uzależnienia Chin od Związku Radzieckiego." {Wikipedia-moja ulubiona kobieta lekkich obyczajów}
W 1978 roku Deng powiedział z mównicy partyjnej; "Nieważne czy kot jest biały czy czarny, ważne jest aby dobrze łapał myszy". I ziemia nie stanęła w miejscu, słońce nadal świeciło, kontrolowana transformacja była faktem i sukcesem. To był jednocześnie koniec epoki Breżniewa, towarzysze przerwali hibernację i obserwacje, musieli przejść wreszcie do czynów, oczywiście w sowieckim duchu, tisze jediesz, dalsze budiesz.
Kiedy padło pierwszy raz, "Nada jenerale, nada"? Polska była idealnym poletkiem doświadczalnym, otoczona "bratnim" pierścieniem, spenetrowana do piątego pokolenia, i co najważniejsze, z prywatnym rolnictwem i rzemiosłem. I z dnia na dzień, gospodarka sporego kraju, po liftingu gierkowskim, fermentowała już tylko ocet. Byt określa świadomość.
U Jacka Hugo-Badera znalazłem takie zdania; "Rząd niemiecki podjął decyzję o przyjęciu 40 tysięcy rosyjskich Żydów. W Badenii-Wirtembergii magistraty miast, w których przed wojną były synagogi, budują dla społeczności żydowskiej ośrodki kultury z domami modlitewnymi. Ten we Freiburgu oddany został w 1987 roku."
To co się stało że się zesrało 13 grudnia 1981? Ano, popuść Polakowi chomąto to poleci, nawet głodny, do wolności. Nieznośna lekkość z jaką miliony Polaków wyrzucało do kosza na śmieci legitymacje partyjne i zapisywało się do Solidarności, zapaliła czerwone światło na kremlu. Nawet Breżniew na chwilę wybudził się z letargu, zobaczył we śnie nieprzebrane zastępy hunwejbinów maszerujących na niego. Stop, zatrzymać, zamrozić, spowolnić, zwiększyć kontrolę i czekać. Jeneral dał radę, utrzymał dżina na wodzy. Ale potem zmilitaryzowana gospodarka radziła sobie z octem jeszcze gorzej.
Chiński model transformacji okazał się w Europie Wschodniej już na starcie nieprzydatny i wręcz niebezpieczny, zbyt długo demoludy były deptane sowieckim butem aby dały się zatrzymać tylko miską. Po zawaleniu kilku terminów, jak to u komunistów, zasiedliśmy do "okrągłego stołu". Ale o tej fazie wszystko już napisał Jaszczur powyżej.
Oczywiście nie przypadkiem Deng Xiaoping rozjechał czołgami studentów na placu Tian'anmen dokładnie 4 czerwca 1989 roku, kilka godzin przed radosnym tańcem Polski przy urnach. Bardzo brutalne zatrzaśnięcie drzwi, a zapalił na skrzyżowaniu tylko żółte światło.
Być może jenerał zachował zimną krew trzymając dżina kilka lat w żelaznym uścisku, porażka transformacji mogłaby zalać Polskę krwią, twardogłowi komuniści chcieliby utrzymać resztki dobytku. Wtedy byłby tylko jeszcze bardziej winny, przyszedł z nimi do Polski, pomagał im instalować zbrodniczy reżim, umacniał go, a na koniec jeszcze wystawił naród polski na niebezpieczny eksperyment w imię ich sukcesu. Niech trafi do piekła.
A sztuczka szatana?
Skoro był tylko kolegą Putina z czasów leningradzkich, nigdy nie zasiadał na ważnych stołkach, to i rosyjscy politolodzy w 2007 roku mówili, "Mały cień Wilka, grzeczny, spokojny, idealny zastępca". I świat uwierzył że szatan nie istnieje, dalej bawimy się w wizje Europy z Putinem, ale po Litwinience na naszych już warunkach. Pierwsze otrzeźwienie przyszło już 2008 roku, po 10.04.2010 świat już wstrzymał oddech i jeszcze kilka miesięcy zostanie na bezdechu.
Wstyd się przyznać, ale co tam, jestem nowicjuszem, gdzie mi do doświadczonych wilków morskich, WOLFów, KATów, czasem jeno poczytałem Aronsona czy Kapuścińskiego. Dopiero kilka dni temu odkryłem tego Pana:
http://press.try.md/item.php?i...
Drugi artykuł wywrócił mnie na lewą stronę, pierwsze dwa zdania; trzęsienie ziemi, potem akcja tylko narasta. A największy i jedyny pozytywny bohater tamtych wydarzeń nie został nawet wymieniony. Lech Kaczyński uratował nie tylko nasz honor, już wtedy przeszedł do historii, 2010 to tragiczne wypełnienie się czary goryczy.
http://www.newsru.co.il/press/...
Przy tych faktach nawet prowincjonalna papuga wybroni premiera, ale w historii zostanie tylko smuga cienia. A i tak na amnestię jeszcze musi zapracować, teraz musi koniecznie zatrzymać szakala, no wilka.
Gong do 7 rundy pojedynku wilka z niedźwiedziem niespodziewanie zabrzmiał w USA, ale wymiana ciosów zabolała UE, bój o Francję chyba dopiero się zaczął. Teraz kontra lewym sierpem może trafić w ulubione Niency wilka. Merkel, Tusk, Obama, ten maj jest za gorący nawet bez Eriki Steinbach w Polsce. Nie teraz, za rok premier może jej sam wręczyć kwiatki na powitanie, teraz jest czas na Rejtana. Można odwołać oficjalną wizytę ze względu na strajk pracowników MSZ, co prawda przy Izraelu zabrzmiało to śmiesznie, nawet Shahar Peer odbębniła tam swoją służbę wojskową. Ale ostatecznie to Netanyahu spóźnił się z aktem własności pewnego kompleksu w Jerozolimie.
Zwolnienie lekarskie, ba, nawet szantaż medicalem będzie ok, niech tylko nie przyjeżdża. Już nawet lot tutki do Kosowa jest szukaniem guza w ciemnej uliczce, potem nawet mecenas czy nadred nie pomoże.
10.04.2010 roku, kilkanaście minut po rozpoczęciu akcji ratowniczej, ktoś oficjalnie zapodał mediom; Wszyscy zginęli, może 97 ofiar, może 131, ale WSZYSCY zginęli. Nie przejęzyczył się, nie pomylił, chciał i po prostu ogłosił światu, to był zamach. A świat uznał że musi milczeć, przynajmniej do TYCH wyborów.
Pozdrawiam mimowolnych współspiskowców.
29-05-2011 [14:31] - Krzysztof Ander... (niezweryfikowany) | Link: Czekanie na Godota.
Chyba się nie doczekam.
Jaszczur wszystko pięknie nam zreferował o wilka, o niedźwiedziach niestety nie ma ochoty napisać.
Pomarańczowa alternatywa i Partia Dobrego Humoru też są przecie warte uwagi.
Mam nadzieię napisać spory tekst, z bulem to mi przychodzi. CDN.
06-06-2011 [21:51] - Jakub Galicyjski (niezweryfikowany) | Link: Szczera i przerażająca prawda.
Jaszczur-ogromny szacunek za analizy.Są świetne.
Tak na otuchę polecam o ile jeszcze nie zapoznałeś się http://www.polishamericancongr...
03-07-2011 [11:13] - Gryzli (nie str... (niezweryfikowany) | Link: Pełny kontekst
Tema na egzamin na Wydziale Historii i pozostałych mających w programie historię, którejkolwiek uczelni. Aksjomaty te są właściwie dla każdego studenta do wkucia do głów - natychmiast.