Autorytet za granicą

Przykre, że jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności w naszym kraju do rangi powszechnie szanownego autorytetu wynoszone są często postaci, które bez jakichkolwiek zahamowań stać na to by psuć i tak do dziś często nadszarpywany wizerunek naszego narodu. Mowa o panu profesorze Władysławie Bartoszewskim. Minęło trochę czasu od określenia części społeczeństwa mianem „bydła”, do którego i ja się pewnie zaliczam.

Teraz mamy okazję dowiedzieć się prawdy na temat naszych rodaków z czasów hitlerowskiej okupacji. W wywiadzie dla "Die Welt" profesor Bartoszewski, nowy-stary członek Kapituły Orderu Białego RP, stwierdza, że w trakcie drugiej wojny światowej bardziej niż Niemców obawiał się Polaków.

„Jeśli ktoś się bał, to nie Niemców. Gdy niemiecki oficer widział mnie na ulicy i nie miał rozkazu aresztowania mnie, niczego nie musiałem się obawiać. Ale gdy sąsiad-Polak zauważył, iż kupiłem więcej chleba niż zwykle, wtedy musiałem się bać".

To szokująca wypowiedź. Jak to możliwe, że w okupowanej Polsce można było czuć się pewniej, spotykając niemieckiego żołnierza niż własnego rodaka?

Nie mam prawa oceniać tamtych czasów, tak jak mogą to czynić osoby, które doświadczyły wojny. Zaskakuje mnie jednak widoczna potrzeba tak stronniczego opisywania historii w niemieckiej prasie. Słowa profesora Bartoszewskiego jak ulał pasują do klimatu tworzonych w ostatnim czasie, wyrwanych z historycznego kontekstu opowieści o niemieckich wypędzonych czy wreszcie do dozwolonego w pewnych polskich środowiskach oczerniania wizerunku Polaków poprzez często niezgodne z prawdą opisywanie nas jako wojennych grabieżców, żerujących na tragedii Żydów.

Nie twierdzę wcale, że mamy być wobec siebie jako narodu całkowicie bezkrytyczni. Zbyt wiele niesprawiedliwości i cierpienia zaznała jednak Polska i zbyt wielu Polaków zasłużyło się bohaterstwem i odwagą, które w dzisiejszych czasach trudno sobie wyobrazić, by w sposób świadomy przyzwalać na przeinaczanie historii. Wypowiedzi profesora, bohatera z czasów II wojny światowej, z pewnością są także za zachodnia granicą postrzegane jako opiniotwórcze. Co po przeczytaniu wywiadu w "Die Welt" myślą młodzi Niemcy, którzy znają naszą trudną przeszłość tylko z opowieści? Jak po tej lekturze postrzegać będą Polaków? Jako naród kolaborantów, donosicieli? Ludzi nie potrafiących ze sobą współdziałać nawet w najtrudniejszym czasie?

Muszę zakładać, że opisaną w mediach rozmową profesor Bartoszewski za wszelką cenę chciał dążyć do jeszcze większego zbliżenia naszego kraju z Niemcami. Co innego miało nim powodować? Oto naoczny świadek drugiej wojny światowej przyznaje, że tak naprawdę w czasach okupacji trwogę budził nie niemiecki mundur, lecz znajomy polski język. Co z tego wynika? Hitlerowskie Niemcy nie były takie złe? Żołnierze niemieccy okazali się być dla profesora bliżsi niż rodacy? Za udzielanie pomocy Żydom karali Niemcy czy Polacy? Nie rozumiem.

Profesor Bartoszewski jest osobą publiczną, pełniącą niezwykle prestiżową funkcję. Jako obywatel chciałabym by podobne, niezwykle oryginalne zwierzenia padały co najwyżej w granicach naszego kraju. Obawiam się, że w przeciwnym razie lata pracy wykonanej na rzecz poprawy polsko-izraelskich stosunków mogą zostać zaprzepaszczone, a zachodnim poprawnym historykom łatwiej będzie kolejnym pokoleniom opowiadać o tragedii „wypędzonych” w oderwaniu od okrutnej, ale prawdziwej genezy tego zjawiska.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Gość

12-06-2011 [10:08] - Gość (niezweryfikowany) | Link:

'To szokująca wypowiedź. Jak to możliwe, że w okupowanej Polsce można było czuć się pewniej, spotykając niemieckiego żołnierza niż własnego rodaka?' - wg obecnych trendów teraz 'lepiej' jest spotkać złodzieja albo mordercę niż przedstawiciela rządu / Prezydenta... Identycznie myślano jak był poprzedni Prezydent.

Media przedstawiają nas jako społeczeństwo pełne konfliktów, które najchętniej by się powystrzelało w imię jednej z partii politycznych. Postaraj się nie podzielać tego myślenia.

Takie wypowiedzi - człowieka który jest dla nas świadectwem wojny - skłaniają do przemyśleń - moje jest takie, że w obliczu wojny często instynkt zachowawczy jest silniejszy niż 'sąsiedzka solidarność'. Na szczęście nie zawsze- dlatego nagradzamy postawę takich osób jak P. Sandler - która narażając swoje życie pomagała dzieciom uniknąć śmierci. Z perspektywy czasów pokoju wydaje się to oczywiste - każdy powie: ' jakbym mógł to też bym tak zrobił', ale decyzja nie jest taka łatwa gdy narażając siebie - narażamy na śmierć także bliskie nam osoby.
Nie szukajmy w wypowiedzi Pana Bartoszewskiego złej woli - chęci oczernienia społeczeństwa Polskiego - a zastanówmy się nad tą sytuacją, żeby samemu być lepszym i jeśli nadejdą czasy wojny - nie sprawić by Polak bał się Polaka.

Obrazek użytkownika tagore

20-09-2012 [19:39] - tagore | Link:

Wypowiedź Bartoszewskiego jest bzdurą i swiadczy o złej woli żywność w Generalnej Guberni była reglamentowana
cos więcej można było kupić na czarnym rynku w miare możliwości finansowych wszyscy to robili by przeżyć.
Sąsiad najwyżej spytał za ile i gdzie. Donosy się zdarzały sadząc z relacji rodziców neofici volksdojcze byli bardzo ryzykownym towarzystwem.

tagore