W wizji Grzegorza Świderskiego Javier Milei urasta do rangi zwiastuna nowej epoki: symbolu wolnorynkowej odwagi, patrona przyszłych reform w Polsce, dowodu, że da się rozmontować państwo i jednocześnie wygrać cywilizacyjnie. Problem polega na tym, że ta wizja, nawet gdyby w Argentynie zakończyła się sukcesem, opisuje świat, który już nie istnieje.
Nie żyjemy bowiem w epoce konkurencji rynków. Żyjemy w epoce konkurencji systemów państwowych. A w tej epoce model Mileia nie przegrywa dlatego, że jest zbyt radykalny. Przegrywa dlatego, że jest anachroniczny.
Wolny rynek kontra państwo strategiczne - starcie nierównych kategorii.
Model Mileia opiera się na założeniu, że państwo jest problemem, a rynek rozwiązaniem. Że im mniej państwa, tym więcej efektywności. To założenie miało sens w XIX wieku, gdy kapitał był prywatny, technologia rozproszona a państwa słabe.
Ale XXI wiek wygląda inaczej. Kapitał jest polityczny, technologia jest strategiczna, łańcuchy dostaw są bronią a państwo wróciło jako główny gracz. W takim świecie państwo, które samo się ogranicza, nie staje się bardziej konkurencyjne - staje się bezbronne.
Chiński model nie jest aberracją. Jest odpowiedzią.
Chiński model gospodarczy nie polega na socjalizmie, jak wciąż próbują go opisywać zachodni publicyści. Polega na czymś znacznie prostszym i znacznie groźniejszym dla wolnorynkowej utopii. Polega na podporządkowaniu rynku celom państwowym. Państwo chińskie steruje kredytem, subsydiuje przemysł i planuje dekady naprzód. Kontroluje infrastrukturę i traktuje firmy jako narzędzia polityki. Efekt? Dominacja w przemyśle, kontrola surowców, przewaga technologiczna w kluczowych sektorach i odporność na kryzysy. To nie jest model efektywny ekonomicznie w sensie podręcznikowym. To model skuteczny geopolitycznie. A w świecie, w którym geopolityka znów decyduje o dobrobycie, to wystarcza.
Nawet jeśli Milei odniesie sukces i tak przegra.
Załóżmy jednak, czysto hipotetycznie, że Milei w Argentynie odnosi pełny sukces. Inflacja spada, gospodarka się stabilizuje, inwestycje napływają i sektor prywatny rośnie. Co wtedy? Nawet w tym optymalnym wariancie Argentyna nie zbuduje własnych łańcuchów dostaw. Nie stworzy globalnych czempionów, nie uniezależni się technologicznie i pozostanie peryferią systemu światowego. Dlaczego? Bo wolny rynek nie tworzy potęgi systemowej. Tworzy dobrobyt lokalny - owszem. Ale nie daje narzędzi do rywalizacji z państwami, które planują, inwestują, chronią i wymuszają.
Dowód empiryczny: cały świat idzie w stronę Chin.
Najmocniejszym argumentem przeciwko „mileizmowi” nie jest teoria. Jest nim praktyka globalna. Spójrzmy na fakty:
- USA: subsydia, ochrona rynku, nacjonalizacja ryzyka.
- Unia Europejska: polityka przemysłowa, Zielony Ład, regulacje, centralizacja kapitału.
- Niemcy: interwencje energetyczne, ratowanie przemysłu, protekcjonizm.
- Francja: państwo jako inwestor strategiczny.
- Korea Południowa: ścisły sojusz państwa z czebolami.
- Japonia: sterowanie przemysłem od dekad.
To nie są wyjątki. To nowa norma. Świat nie zmierza w stronę Argentyny. Świat zmierza w stronę Chin - mniej lub bardziej nieudolnie je naśladując.
Polski paradoks: rozbrajać państwo w momencie globalnej militaryzacji gospodarki.
I tu dochodzimy do sedna polemiki z wizją Świderskiego. Propozycja, by Polska inspirowała się Mileiem, oznaczałoby osłabienie państwa, deregulację bez ochrony, oddanie pola silniejszym graczom i uzależnienie od cudzych łańcuchów dostaw. W momencie, gdy Chiny wzmacniają państwo, USA wzmacniają państwo i UE wzmacnia państwo, Polska miałaby je demontować. To nie jest odwaga. To jest strategiczna naiwność.
Jedyny realny wybór: silne państwo albo peryferyjność.
Współczesny świat nie daje dziś trzeciej drogi. Są tylko dwie opcje:
- państwo zdolne do ochrony, planowania i inwestowania,
- państwo peryferyjne, żyjące z cudzych decyzji.
Model chiński - w różnych, lokalnych wariantach, wygrywa nie dlatego, że jest moralnie lepszy, ale dlatego, że odpowiada na realia epoki. Model Mileia odpowiada na realia epoki, która minęła.
Nie żyjemy w świecie, w którym wygrywa ten, kto ma mniej państwa.
Żyjemy w świecie, w którym wygrywa ten, kto ma państwo sprawniejsze, silniejsze i bardziej bezwzględne.
Dlatego nawet jeśli Milei w Argentynie odniesie sukces, jego model pozostanie ciekawostką. A jeśli poniesie porażkę - stanie się przestrogą. Ale niezależnie od wyniku, jedno jest pewne:
XXI wiek należy do Chin, nie dlatego, że są wolnorynkowe, lecz dlatego, że zrozumiały, iż rynek jest narzędziem, a nie bogiem.
I dopóki polska prawica tego nie zrozumie, dopóty będzie marzyć o wolności w świecie, który nagradza siłę.
Znów pojawia się kolejna próba przedstawienia mojej pozycji jako "wolnorynkowej utopii" i "anachronizmu XIX wieku". To wraca jak bumerang. Ja obalam wszystkie argumenty mjk1, piszę porządnie uzasadnione notki, a do niego nic nie dociera i pisze kolejną notkę z tymi samymi błędami, które już wielokrotnie obalałem. Już odpowiadałem, dlaczego model Milei to nie utopia, tylko test realnych mechanizmów rynkowych, a model chiński to nie wzór, tylko totalitarne, zamordystycznie państwo, które częściowo oswobodziło rynek, a nie całkowicie go podporządkowało sobie.
Chiński model mieszany to żadna nowość — to dokładnie to samo co doprowadziło Niemcy do upadku gospodarczego, co dziś obserwujemy naocznie. To XX-wieczny model socjaldemokratyczny, keynesistowski, który chyli się już ku upadkowi na całym świecie. Do Chin ten model pasuje idealnie, bo ich cywilizacja jest oparta na kolektywizmie. Podobnie pasuje to do Niemiec opanowanych przez cywilizację bizantyjską. Na Zachodzie ten chiński i niemiecki bizantynizm, zamordystyczny kolektywizm, etatystyczny socjalizm nigdy się nie sprawdził, wszędzie prowadzi do upadku. RFN-u już za dekadę czy dwie w ogóle nie będzie.
Mjk1 nie odpowiada na moje argumenty, tylko buduje swoją narrację opartą na jego chochołach, z którymi mu wygodnie polemizować, bo ze mną już nie może, bo wszystko mu obaliłem. To jego wybór, ale nie zmienia faktu, że moje stanowisko zostało przedstawione i uzasadnione.
Dalsza wymiana notek w tym stylu to już nie polemika, tylko teatrzyk ideologiczny i propagandowa agitka. Dlatego nie zamierzam brać w nim dalszego udziału. Zainteresowanych tematem odsyłam o poprzednich notek:
Ostatni woźnica wolnego rynku- furmanki zaprzężonej w Nasza Szkapę.
Są autorzy, którzy polemizują. Są autorzy, którzy odpowiadają na argumenty. I są też tacy, którzy, gdy rzeczywistość zaczyna im uciekać, zsiadają z konia, obrażają się na świat i ogłaszają, że już wygrali. Grzegorz Świderski właśnie dokonał tego trzeciego manewru. „Wszystko już obaliłem” - czyli zaklęcie, które ma zastąpić argument Odpowiedź Świderskiego można streścić w trzech punktach:
To nie jest polemika. To jest rytuał magiczny. Jeśli powtórzyć wystarczająco często, że „wszystko zostało obalone”, to, w tej logice, fakty powinny się same wycofać, Chiny zwinąć fabryki, USA skasować subsydia, a świat grzecznie wrócić do roku 1890, gdzie czeka już przygotowana furmanka. Podczas gdy świat odpala silniki jonowe, Świderski sprawdza, czy Łysek ma podkowy. Spójrzmy na kontrast, bo on jest po prostu komiczny. Na Świecie państwa pompują biliony w przemysł, subsydiują półprzewodniki, blokują eksport technologii i traktują gospodarkę jak pole bitwy. USA mówią - bezpieczeństwo narodowe. Chiny mówią - plan na 30 lat. UE mówi - strategiczna autonomia. A Grzegorz Świderski ogłasza: „To wszystko się zawali. Za chwilę nie będzie Niemiec. Zachód się myli. Prawda jest w wolnym rynku.” To trochę tak, jakby cały świat budował rakiety a jeden pan stał z boku i krzyczał: „Spokojnie! Mam lepszy pomysł! Polecimy na Księżyc furmanką! Łysek już zaprzęgnięty! Z pokładu Idy!”
Chiny jako „zamordystyczny kolektywizm” - argument z epoki radia lampowego. Najlepsze jest jednak to, że Świderski w ogóle nie odpowiada na pytanie o skuteczność, tylko ucieka w moralizowanie. Chiny są złe, totalitarne i kolektywistyczne. Świetnie. I co z tego? Gospodarka światowa nie działa dziś na zasadzie „kto ma ładniejszą ideologię, ten wygrywa”. Działa na zasadzie: „kto kontroluje kapitał, technologię i łańcuchy dostaw”. Ale zamiast się z tym zmierzyć, Świderski woli opowiadać, że: „to wszystko upadnie”, „to XX wiek”, „to bizantynizm”. To nie jest analiza. To jest czekanie, aż rzeczywistość się zawstydzi i sama zniknie.
Niemcy upadają, więc Chiny też? Logika na poziomie bajki ezopowej. Argument, że „model chiński to to samo co Niemcy”, zasługuje na osobne wyróżnienie. To tak, jakby powiedzieć, że „Łódź tonie, więc okręty podwodne też zaraz zatoną” Niemcy nie upadają dlatego, że mają państwo. Upadają dlatego, że przegapiły geopolitykę, uwierzyły w tani gaz i straciły strategię. Chiny mają dokładnie odwrotnie. Geopolityka jest fundamentem, surowce są narzędziem a strategia jest religią. Ale w wizji Świderskiego wszystko, co nie jest wolnym rynkiem, to to samo. To nie analiza. To ideologiczna blenderownia.
„Nie będę dalej polemizował” - klasyczny exit ideologa. Najbardziej rozczulający moment przychodzi na końcu: „Nie zamierzam brać dalszego udziału w polemice”. Oczywiście, że nie. Bo polemika wymaga odniesienia się do faktów. Przyjęcia, że świat może iść w inną stronę i korekty własnych założeń. Znacznie łatwiej ogłosić zwycięstwo, wyjść z sali i zostawić po sobie zapach XIX-wiecznego liberalizmu i kopyta Naszej Szkapy.
Świat nie odrzuca wolnego rynku dlatego, że jest głupi. Odrzuca go dlatego, że przestał wystarczać. Nie wygrywa dziś ten, kto ma mniej państwa. Wygrywa ten, kto ma państwo skuteczniejsze.
A Grzegorz Świderski może sobie krzyczeć z pobocza, że rakiety są „utopią”, ale one już lecą a furmanki nie mają nawet silników, żeby je dogonić.
Znany przedsiębiorca Roman Kluska o swoich doświadczeniach w dużym i małym biznesie oraz o polityce gospodarczej państwa - jako antypolskiej!
"Roman Kluska: Alarm! TO BĘDZIE STRASZNE! Musimy być gotowi — wszystkie ręce na pokład!"
I MEM-y: "https://dakowski.pl/wlasna-piersia-powstrzymuja-mem-y-v/"