SKANDALICZNA AUKCJA W NIEMCZECH. HANDLUJĄ "PAMIĄTKAMI" Z OBOZÓW
Korespondencja polskich więźniów obozów koncentracyjnych, często o charakterze bardzo osobistym, czy naszywki więźniów z obozu w Buchenwaldzie znalazły się na aukcji, którą ogłosił dom kolekcjonerski w Neuss.
List od polskiego więźnia Auschwitz z 1940 roku za 180 euro? Dokumenty Gestapo z informacją o egzekucji w getcie w lipcu 1942 roku za 350 euro? Albo ogłoszenie o śmierci pacjenta zamordowanego w 1944 roku w ramach akcji T-4, również za 350 euro? Takie pozycje zawierał katalog niemieckiego domu aukcyjnego Felzmann. Została ona zaplanowana na poniedziałek 17 listopada 2025.
"Nie należy handlować pamiątkami" - napisał ambasador Niemiec w Polsce Miguel Berger. Warto doprecyzować, że te "pamiątki" to były oryginalne dokumenty Polek i Polaków z obozów Auschwitz, Majdanka, dokument z gett w Warszawie, Łodzi, czy naszywki z napisem "Jude". Już w kolejnym wpisie ambasador doprecyzował, że "nie wolno handlować dokumentami i przedmiotami osobistymi ofiar nazizmu"
Nazizmu…
Sprawa wypłynęła w czasie tego weekendu, gdy Auktionshaus Felzmann w Neuss zamieścił w katalogu serię materiałów związanych z ofiarami niemieckiego terroru: listy więźniów z obozów koncentracyjnych, karty Gestapo, plakat antyżydowski oraz — jak podawano — naszywkę „Judenstern”. Aukcja miała się odbyć pod tytułem „Das System des Terrors Vol. II 1933–1945”, a katalog i zapowiedzi pojawiły się na stronie domu aukcyjnego. W jednym z opisów można przeczytać, że wysoka cena wynika z faktu, że takie „późne świadectwa” są „rzadkie, bo w 1943 roku żyło już tylko kilku Żydów”. Brak wrażliwości niemieckiego domu aukcyjnego widać również w tym, jak publicznie udostępniono dane osobowe prześladowanych. Wśród oferowanych dokumentów znajdował się np. raport medyczny mężczyzny przymusowo wysterylizowanego w Dachau. Zawiera pełne imię i nazwisko, adres, informacje o pięciorgu dzieci. W archiwum publicznym taki dokument byłby chroniony i udostępniony wyłącznie w zanonimizowanej formie – by nie krzywdzić jego rodziny. W katalogu aukcyjnym można obejrzeć go bez żadnych ograniczeń.
Międzynarodowy Komitet Auschwitz nazwało planowaną sprzedaż „bezczelną” i zaapelowało o natychmiastowe odwołanie — argumentując, że osobiste dokumenty ofiar nie mogą stać się towarem handlu. W podobnym tonie wypowiedziały się także instytucje pamięci (nasz IPN), politycy i część opinii publicznej. Prezydent RP Karol Nawrocki za pośrednictwem rzecznika przekazał, że polski rząd powinien niezwłocznie zażądać zwrotu, a w ostateczności wykupić wszystkie pamiątki po ofiarach zbrodni niemieckich na naszych ziemiach.
Po fali protestów — w tym nacisku ze strony władz regionalnych oraz apelów międzynarodowych — aukcja została ostatecznie odwołana, a sporne pozycje zdjęto z internetowego katalogu. Władze podkreśliły, że takie przedmioty powinny trafić do muzeów i instytucji pamięci, a nie na rynek kolekcjonerski. Link do pustej strony aukcji w komentarzu. Ciekawe, czy sprawa będzie miała dalszy ciąg czy afera rozejdzie się po kościach.
Co z tego wynika dla nas, jakie są wnioski z tej sytuacji? Pamięć o ofiarach nie jest eksponatem. Dokumenty, które noszą ślady cierpienia konkretnych osób i rodzin, mają wartość pamięciową i moralną — nie tylko rynkową. Ten przypadek pokazuje, jak cienka jest granica między katalogiem aukcyjnym a kpiną z czyjejś tragedii.
Inna sprawa to fakt, że utyskujemy na Niemców i organizację tego rodzaju aukcji, a przecież od dawna polskie państwo toleruje fakt iż w naszych rodzimych serwisach internetowych sprzedawane są np. oryginale karty pocztowe więźniów z obozów na Majdanku. To, co dla kolekcjonera może wydawać się „unikatowym artefaktem”, jest dla rodzin ofiar bolesną pamiątką po tragedii, a dla historyków – częścią dziedzictwa, którego nie wolno prywatyzować. Pamiątki z okupowanej Polski, listy z Auschwitz, dokumenty z Zagłady – nie mogą być towarem, którego wartość określa się cyniczną logiką rynku.
Żeby nie było że jabłko daleko od jabłoni https://niezalezna.pl/po…
To jest nie jakiś wybiórczy skandal a kolejny skandal. Jak bowiem określić służalczość wobec Niemców obecnych władz w Polsce wzbraniających się przed wystąpieniem o zwrot dzieł sztuki.Jeżeli minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Cienkowska polski stary rękopis ,,Gaude Mater Polonia'' uważa za własność niemiecką i twardo stoi na stanowisku,że nie możemy się upominać o ich własność to jaki los czeka np.polskie dzieła sztuki których Niemcy nie zdążył zrabować i wywieźć.i znajdują się w polskich muzeach?Wystarczy że jakiś Niemiec zechce go posiadać a Cienkowska przyniesie mu to w zębach.