W sali „Romy” w Warszawie przy ulicy Nowogrodzkiej odbył się jesienią 1949 roku pierwszy powojenny, ale już IV Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina. Trwał od 15 września do 15 października. Mój Ojciec, Witold Rudziński, kompozytor i muzykolog, był jego komisarzem. Konkurs uświetniał Rok Chopinowski, obchodzony z okazji stulecia śmierci wielkiego muzyka (17.10.1849). Oto garść wspomnień mojego Ojca, Witolda Rudzińskiego, o tym i następnych konkursach.
„Rok wcześniej [w 1948 roku] powołano Komitet Honorowy z ówczesnym premierem Józefem Cyrankiewiczem na czele oraz Komitet Wykonawczy, na czele którego stanął Stefan Dybowski, minister kultury i sztuki. Wiceprzewodniczącym zaś i faktycznym spiritus movens tej imprezy został wiceminister tego resortu, Włodzimierz Sokorski. Przewidziano liczne wydawnictwa, cykle koncertów w różnych środowiskach, konkursy. Powołano też Biuro Organizacyjne z Edmundem Rudnickim jako dyrektorem. [...] Biuro Komitetu nadzorowało także dwie imprezy specjalne. Jedną była wystawa chopinowska w Rapperswilu (Szwajcaria) – jej komisarzem został Stefan Jarociński, znany muzykolog. Drugą był Konkurs Chopinowski, ja zostałem komisarzem Konkursu”[1].
Na czele jury konkursu stanął wybitny muzyk, Zbigniew Drzewiecki. Był to pierwszy i jak dotąd jedyny Konkurs Chopinowski, w którym pierwszą nagrodę otrzymały ex aequo dwie uczestniczki – Polka Halina Czerny-Stefańska i Rosjanka Bella Dawidowicz – i w którym ośmioro Polaków znalazło się w pierwszej dwunastce. Wtedy również rozpoczęła karierę Regina Smendzianka, późniejsza profesor i rektor Akademii Muzycznej w Warszawie.
Nie obeszło się bez skandalu.
„Nieprzyjemny incydent wydarzył się po drugim etapie, w czasie przerwy. Na estradę wszedł jakiś młody człowiek i zaczął odczytywać protest przeciwko decyzji jury, które nie dopuściło do dalszego etapu Tadeusza Kernera. W jury zapanowała konsternacja. Podszedł do mnie Sieriebriakow, obok Oborina reprezentujący pianistykę radziecką, i zagroził wycofaniem swoich z Konkursu, jeśli organizatorzy nie odnajdą i nie ukarają przykładnie winowajcy incydentu. Nie bardzo wiedziałem, jak wybrniemy z tej niemiłej afery. W tym momencie szybko wszedł do pomieszczenia jury Włodzimierz Sokorski, trzymając w ręku jakąś legitymację uczniowską: «Mamy go, siedzi już w areszcie!». Był to nieprawdopodobnie przytomny blef. Nie wiem, od kogo pożyczył legitymację, sprawa nie miała żadnych dalszych konsekwencji, ale uspokoiło to wzburzonego jurora. Jurorzy zachodni milczeli, zamyśleni nad sprawnością organów bezpieczeństwa. Czesław Lewicki, który siedział przy magnetofonie Polskiego Radia (były to pierwsze próby stosowania nagrań), szybko skasował taśmę z owym wystąpieniem. Oczywiście Kerner, który uzyskał później poważną pozycję w Ameryce i nieraz do Polski przyjeżdżał z koncertami, wypierał się jakiegokolwiek udziału w tym incydencie.
Jeszcze bardziej sensacyjne było rozwiązanie sprawy pierwszej nagrody. Okazało się, że dwie pianistki, Halina Czerny-Stefańska i Bella Dawidowicz (ta druga ze Związku Radzieckiego, obie panie zasiadały potem w jury XIII Konkursu), uzyskały praktycznie biorąc jednakowe (lub prawie) wyniki, obawiano się więc, by nie powtórzyła się sytuacja z II Konkursu[2]. I znowu Włodzimierz Sokorski stanął na wysokości zadania. Po błyskawicznych konsultacjach telefonicznych z kim należało, oświadczył, że władze postanowiły przyznać dwie równorzędne nagrody w pełnej wysokości dla każdej z pań”.
Ojciec przez całe życie głęboko interesował się Chopinem i konkursami chopinowskimi. Omal kiedyś sam nie został pianistą. Uczeń Szpinalskiego, laureata I Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego w 1927 roku (druga nagroda), zawsze komentował konkursy i nie tylko uczęszczał na koncerty, ale opisywał je w prasie muzycznej. Pamiętam jako dziecko ożywione dyskusje dorosłych po V Konkursie w 1955 roku, który wygrał Polak, 23-letni Adam Harasiewicz, krytykujących, że ten na finał konkursu założył frak; frak powinien założyć dopiero na koncert laureatów! I tym żyła jakiś czas muzyczna Warszawa! Pamiętam także gorące komentarze w 1980 roku, gdy Martha Argerich, laureatka z 1965 roku, opuściła demonstracyjnie jury X Konkursu, po tym jak Chorwat Ivo Pogorelić, którego uznała za pianistycznego geniusza, został wyeliminowany po trzecim etapie.
Przepuszczanie przez sito jury największych diamentów pianistycznych świata trwało przez wiele lat, wywołując kolejne skandale. Po XIII Konkursie, w 1995 roku, kiedy nie przyznano pierwszej nagrody głównej ani w ogóle nagród za mazurki, Ojciec podsumował swoje doświadczenia i przemyślenia na ten temat. Trzynastka okazała się pechowa, pierwszej nagrody nie przyznano po raz drugi z rzędu, powodując rozczarowanie milionów melomanów z całego świata i zawód młodych pianistów, a co za tym idzie zagrożenie dla rangi konkursu. Nagród za mazurki nie przyznano po raz trzeci z rzędu. Ojciec w domu zżymał się na decyzję jury, nazywał ją skandalem międzynarodowym. W artykule decyzję jury nazwał „samobójczą bramką” i dokonał przeglądu zwyczajów, które od lat prowadziły w tym złym kierunku.
„Jest to najgorsze, co się mogło stać. Trudno kogokolwiek przekonać, że wśród przeszło 130 kandydatów [dodajmy: najzdolniejszych młodych ludzi z całego świata – przyp. T.B.] nie udało się znaleźć najlepszego i przyznać mu pierwszej nagrody. Konkurs, który nie potrafi wyłonić czołówki kandydatów do najwyższych nagród, przestaje być szanującym się konkursem i ryzykuje utratę światowej pozycji, tym bardziej że ten proceder zaczyna wchodzić w zwyczaj.
Odegrał tu pewną rolę hermetyzm jury, które swoją pracę traktuje jak misteria. Jurorzy, zapatrzeni w abstrakcyjny ideał chopinowski obrośnięty wieloletnimi nawykami, sprawili, że ideał ów skostniał. [...] Najwyższy czas, żeby otrząsnąć się ze starych nawyków i powitać nowe oblicze sztuki. Wszystkie pokolenia trzymały się tekstu Chopinowskiego, jednak uzyskiwały dobre rezultaty wtedy, gdy interpretacja szła z duchem czasu. Może się okazać, że na którymś z następnych konkursów uczestników będzie mniej niż członków jury”.
I zaproponował, by w Konkursach Chopinowskich zastosować w przyszłości rozwiązanie stosowane od I Konkursu im. Czajkowskiego:
„zapomnieć o punktach i na czystych kartkach napisać jedno nazwisko – zdobywcy pierwszej nagrody”.
Dało to świetne rezultaty i sprawiło, że konkurs ten zyskał światową rangę.
---------------------------------------
Fragmenty z: Teresa Bochwic, „W rytmie Polski. Witold Rudziński – życie twórcy (1913-2004)”.
[1] Witold Rudziński, Z perspektywy trzynastu Konkursów [Chopinowskich], „Ruch Muzyczny” 1995 nr 24, s. 7 i nast.
[2]Alexander Uninsky i Imré Ungár otrzymali wtedy identyczną liczbę punktów, a ówczesny regulamin Konkursu przewidywał w takiej sytuacji… losowanie. Zwycięstwo przypadło pierwszemu pianiście.
Odpowiedzią na obawy o "skostnienie sztuki" jest artykuł (w wersji skostniałej artykół) red.Marzeny Nykiel
https://wpolityce.pl/kul…
Zastanawiające jest, że w okresie stalinowskim wielokrotnie odważniejsze jury konkursowe potrafiło "przemycić" nagrody autentycznym ludziom z prawidłowym kręgosłupem moralnym. Dzisiejsza poprawność, być może zaślepia jury, jednak w tym samym konkursie znajdują się perełki; https://www.youtube.com/watch?v=TKoNyNP2__ To wykonanie zawiera wszystko: zabawy nad ukochaną rzeką, wspólna radość "Pod Blachą" z sąsiadami - przedwojennymi ludźmi o wielkiej wiedzy i charakterze, którzy tak bardzo pragnęli, byśmy uchwycili odrobinę tamtej dwudziestoletniej wolności, mimo otaczającej nas rzeczywistości.
Konkurs Chopinowski służy głównie reklamie fortepianów: Steinway, Yamaha, Kawai, Fazioli oraz Bechstein oraz płyt wydawanych przez niemieckie Deutsche Grammophong, które posiada monopol na pokonkursowe wydawnictwo granych utworów.
Jako meloman amator nie wiem który pianista wygra konkurs ale z dużą śmiałością obstawiam, że zwycięzca konkursu będzie grał na fortepianie marki Steinway & Sons?
Zostały do obstawienia jeszcze cztery marki Yamaha, Kawai, Bechstein, Fazioli. Melomani typować, typować, z odsłonami nie żartować, tfu nie żałować 😉
Wydaje mi się, że o awansie do kolejnych etapów decydują punktu i ich średnia ważona. Zwycięzcę wyłania się faktycznie w głosowaniu na najlepszego w finale.
Ten konkurs to jest może największa światowa polska marka.
To dobrze, że ścierają się w nim tendencje konserwatywne i postępowe. Żadne nie powinny dominować. Konserwatyzm bez odważnych reform czy postępu staje się martwy. Postęp bez konserwatyzmu to szkodliwe manowce.
W sumie, to jeden z dwóch najlepszych albo i ten "naj" konkurs pianistyczny na świecie. W dodatku promujący Chopina, a to znaczy - polskość, zawartą w jego muzyce. I to piękne!
Szkoda, że Warszawa nie umiała się przygotować. Rozkopy, płoty, zapory, remonty, huk młotów pneumatycznych pod Filharmonią w czasie przesłuchań konkursowych. Trzaskowski udzielił wywiadów, że on za nic nie odpowiadał.
Zasłonięte groby szopenowskie na Powązkach. Pomnik odsłonięty w dniu rozpoczęcia, ale pianiści i goście ze świata przyjechali parę dni wcześniej i chcieli go obejrzeć bez przeszkód. A przeszkody stały dookoła, na pamiątkowych zdjęciach będą mieli kawałki płotu od remontu.