„Kultura” paryska, dzieło Jerzego Giedroycia, choć istnieje już tylko w archiwach, do dziś roztacza przedziwny czar. Kiedy obcuje się z czymkolwiek, co z niej i w niej powstało, oddycha się wolnym, polskim powietrzem, inteligenckim w najlepszym tego słowa znaczeniu. Oddycha się prawdziwym patriotyzmem, dbałym o to, co wartościowe, który odrzuca wszystko, co fałszywe i miałkie. To tam, pod Paryżem, w pięknym, jak w Polsce wysadzanym świerkami ogrodzie i dworkowym z wyglądu domu, nazywanym Maisons Laffitte, bił żywy puls życia polskiego, niezakłamanej historii, kultury właśnie, intelektualnych recept i wielkiej polityki. Wielu Polakom z kraju i z emigracji dawało to szansę na druk, na zaistnienie, zawsze na myślenie, debatę intelektualną. Spotykało się w „Kulturze”, zarówno w „Laffitcie”, jak i na łamach wydawnictw, twórców wysokiego i najwyższego lotu, ludzi serdecznie zainteresowanych Polską, jej racją stanu i jej dawnymi i późniejszymi losami, nie mówiąc już o sławnych współlokatorach dworku, jak brat Redaktora Henryk Giedroyc, Józef Czapski z siostrą Marią, Maria Juryś i Zofia i Zygmunt Hertzowie. I na szczęście Redaktor pisał listy, po wiele listów dziennie, a jego współpracownicy zadbali, by je zachować i wydać.
Nie darmo nazywaliśmy Jerzego Giedroycia Księciem. Żył w latach 1906-2000, pisał się Giedroyc nie Giedroyć – nazwisko pochodzenia litewskiego, wywodzące się od książęcego rodu z Wielkiego Księstwa. Stworzył ten najsławniejszy polski, choć emigracyjny, miesięcznik, stworzył obok niego Instytut Literacki i „Zeszyty Historyczne” (1962–2010), wydał setki książek i innych wydawnictw. Stworzył też środowisko, do którego w ciągu kilkudziesięciu lat pielgrzymował każdy Polak, któremu udało się wydostać choć na krótko z PRL. Znał wszystkich i wszędzie, na wielu miał wpływ. Bronisława Geremka ponaglał, by Polska uznała niepodległość Litwy w 1991 roku, z czym Polska niezrozumiale zwłóczyła. Czy może Pan nacisnąć na USA? – pytał Giedroycia Marek Zieliński, polonista i dyplomata z kraju.
Mogę czytać w kółko „Autobiografię na cztery ręce” – wywiad z Redaktorem autorstwa Krzysztofa Pomiana, choć wiele w nim niedopytań i często brak choćby przybliżonych dat wydarzeń. Czytuję inne o Księciu opracowania i próby monografii „Kultury”, nade wszystko zaś ogromną jego korespondencję z luminarzami kultury polskiej, z których wielu wypromował. Po raz nie wiem który czytuję też do poduszki wspomnienia Zofii Hertz, przyjaciółki Redaktora, współtwórczyni i kompanionki środowiska i jej biografię pióra Barbary Toruńczyk.
Wyszła właśnie sponsorowana przez zlikwidowany już po wyborach 2023 roku krakowsko-warszawski Instytut Literatury (Józefa Ruszara) arcyciekawa Korespondencja Jerzego Giedroycia z Markiem Zielińskim w latach 1990-2000. Spór o polskie zmiany. Zapowiada się też wydanie ich wcześniejszej korespondencji, z okresu stanu wojennego. Obecny tom na około 230 stronach zawiera 123 listy obu autorów na temat ówczesnych, nie byle jakich w historii Polski wydarzeń oraz kilka doniosłych artykułów Zielińskiego i najważniejsze – programowy dla Polski tekst Giedroycia W poszukiwaniu dróg wyjścia z kryzysu (1991).
Najgęściej listy szły w pierwszym pięcioleciu po transformacji (104), w następnym po kilka rocznie. To czas po przełomowym roku 1989, gdy dopiero co „upadła komuna” a opozycja i prześladowani w PRL objęli rządy i rozpoczęła się wielka przemiana Polski w nie-PRL. Do władzy doszedł Mazowiecki, Geremek, Wałęsa. W czerwcu 1989 r. odbyły się po raz pierwszy po 1939 roku wolne w jednej trzeciej wybory, powstał niosący wielkie nadzieje i szybkie rozczarowania rząd Mazowieckiego. Sejm za pomocą absencji części posłów solidarnościowych na prezydenta Polski wybrał na półtora roku Jaruzelskiego, sprawcę stanu wojennego. Zarysował się już wtedy wielki rozłam, aktualny do dzisiaj, symbolizowany przez dwie postaci pokolenia tuż powojennego – Adama Michnika i Jarosława Kaczyńskiego. Część opozycji przestrzegała przed umową z komunistami, żądała szybkich, w pełni wolnych wyborów, rozliczenia winnych z okresu PRL i przyspieszenia reform. Inni, ci już w rządzie, uważali, że uzyskano bardzo wiele i… zatrzymali reformy, godząc się na skrajny plan gospodarczy Balcerowicza i kilkusetprocentową inflację. Potem wybrano na prezydenta Lecha Wałęsę, resztę Państwo znają. O obaleniu rządu Jana Olszewskiego i blokadzie lustracji panowie nie piszą w listach właściwie wcale.
Marek Zieliński to jedna z bardzo ważnych postaci tzw. drugiego szeregu w opozycji, co oznaczało: znał wszystkich, rozumiał wszystko a robił najgorszą codzienną robotę. Był przez lata szefem działu literackiego w katolickim miesięczniku „Więź”, co pozwalało na sporo swobody i mnóstwo kontaktów, był w studium reportażu Kąkolewskiego, świetnie zna kilka języków, za nowych czasów zawodowy dyplomata: wysoki urzędnik konsulatów polskich w Monachium, Bernie i Irkucku, wyjątkowo świadomy swej roli dyrektor Instytutu Polskiego w Moskwie, kiedy to Giedroyc wspierał je plany rozwijania pracy na rzecz kontaktu Rosjan z językiem polskim – np. otwarcia biblioteki polskiej na uniwersytetach moskiewskich, był też gotów wspierać finansowo szerokie programy stypendialne do Polski dla rosyjskich tłumaczy i absolwentów. Wyrzucany z pracy w PRL, w 1981 internowany w Strzebielinku. Nie do uwierzenia, jak mało Zieliński był wykorzystany po 2017 roku przez władze w MSZ; podlegał tam młodym kadrom, które zażenowane, po cichu chodziły do niego po fachową radę i pomoc. Jako wieloletni przedstawiciel „Kultury” w kraju odpowiedzialny był za przerzucanie na Zachód tekstów i wypłacanie autorom w Polsce honorariów. Informował Giedroycia szczegółowo o sytuacji w Polsce i tzw. krajach demokracji ludowej, kontaktował go z dysydentami w Związku Radzieckim i krajach bałtyckich, których wspierał. Także krajowy przedstawiciel amerykańskich czasopism emigracyjnych.
W dodatku człowiek dyskretny, co w stanie wojennym było warunkiem powodzenia przedsięwzięć a zawsze – poprawnych stosunków z ludźmi.
Styl obu autorów listów znakomity, a jeszcze lepsza znajomość kulisów polityki i środowisk ludzi pióra. U Giedroycia uderza nieznajomość polskich realiów okresu tuż po transformacji. Nie był w Polsce od 1939 roku, nie widział Warszawy, zrujnowanej miejscami jeszcze w 45 lat od wojny. Więcej od niego wiedział przypadkowy turysta, który wysiadał z samolotu na Okęciu i oczekując niemiłosiernie długo na zepsuty często autobus lotniskowy, z miejsca widział obdrapane nędzne budynki, ubrania podróżnych oraz stan kanapek w jakimś okropnym barze. A w Warszawie nie chodziły wtedy tramwaje, nie wywożono śmieci, ceny zaś szybowały nieprzytomnie w górę, co Zieliński odnotowuje w listach. Giedroyc uważał, ku zdecydowanym protestom Zielińskiego, że Jaruzelski jest elementem ciągłości państwa polskiego i że on sam inaczej niż Zieliński rację stanu pojmuje.
Obaj korespondenci pisali nie tylko o wielkiej polityce i wydarzeniach bieżących, w tym o niekiedy sensacyjnych kulisach niektórych spraw. Opisywali też ludzi, którzy z opozycjonistów z dnia na dzień stali się osobami publicznymi lub postaciami wielkiej polityki. Giedroyc usiłował stanąć w roli doradcy politycznego rządzących, którzy zresztą go odwiedzali a nawet pilnie słuchali porad, jakich im nie szczędził, co nie znaczy, że w czymkolwiek je wdrażali w życie. Przypominał im o roli Jelcyna (nowego prezydenta Rosji) i potrzebie zainteresowania go sprawami polskimi. W listach pisali obaj o ludziach, o spodziewanych tekstach, o „potrząsaniu” spóźnialskich i zawodnych, bo i tacy, choć rzadko, się zdarzali. Zieliński nie zawahał się opisać roli wieloletniego współpracownika Giedroycia, Pawła Mikłasza, który skupiał zadania dystrybuowania wydawnictw Instytutu Literackiego w kraju, a który okazał się również cennym współpracownikiem SB, blokującym działalność i codzienną pracę „Kultury”. W listach często powtarzają się utyskiwania na Mikłasza, który nie wiadomo, ile wydrukował, ile sprzedał i kiedy ruszy porządnie z robotą. Latami nie mieli żadnych podejrzeń. Mikłasz prowadził szerszą działalność, w pięć lat po jego śmierci również dostałam z IPN informację o jego pracy dla SB w środowisku mojej Matki. Jeżeli chodzi o TW, Zieliński demaskuje jeszcze kilka osób. Następnych kilka kryptonimów omawianych osób mogłabym mu dorzucić.
Zieliński już od stanu wojennego, kiedy to spędzał w Maisons Laffitte po parę miesięcy, cieszył się ogromnym zaufaniem Redaktora. Wyjaśniał Giedroyciowi szczegóły i okoliczności różnych decyzji rządowych, z czasem coraz krytyczniej i z goryczą oceniając postępowanie rządu Mazowieckiego. Nie wątpił także w sprawczą moc Giedroycia, prosił go np. o sprawdzenie plotki, jakoby za cenę wycofania wojsk sowieckich z Europy wschodniej „Polska miałaby zostać poddana kurateli sowieckiej”. „Może ma Pan możliwości nacisku na USA?”. A Giedroyć miał.
Zieliński cierpliwie opisywał Redaktorowi rozmaite nowe/stare sytuacje, np. o ambasadzie polskiej w Moskwie: „Wstrząsające! Na czele stoi Ciosek, który przypomina aparatczyka do kwadratu, ze swoją nalaną twarzą komunistycznego sekretarza, którym był niedawno. (…) Mnóstwo starego personelu. Praca ambasady fatalna.” (s. 115). Albo: w Polsce „dawna nomenklatura ma się lepiej niż przedtem. Nie boją się niczego. Korupcja na potęgę i nowa elita dołącza w szybkim tempie do dawnej, gdy idzie o arogancję, złodziejstwo.” Pisze też np. o ówczesnym załatwianiu sobie mieszkań za grosze przez nowych ludzi wielkich karier politycznych, również przez dzisiejszych nienawistnych moralistów z X-a.
Jako przedstawiciel „Kultury” w Polsce organizował, zawiadamiał, przekazywał teksty, kontaktował się, zamawiał utwory, przesyłał i wypłacał honoraria. Obaj omawiali bieżące plany wydawnicze „Kultury” i próby szerszego wejścia pisma na rynek polski. I Giedroyc z właściwym sobie geniuszem redaktorskim zwracał się z zadaniami publicystycznymi dla najwłaściwszych osób, w czym Zieliński pośredniczył. Giedroyc stale poszukiwał ludzi do działania i autorów do pisania. Zieliński był dokładny, zwięzły i delikatny, o niczym nie zapominał, nie chciał urazić, ale jasno przedstawiał sytuację. O pomysłach Giedroycia, by na prezydenta wysunąć prof. Łętowską: „Pomysł z Łętowską niezły, ale są i zastrzeżenia. Na razie jej szanse są niewielkie (żadne?), tym bardziej, że na jej pracy jako rzecznika ciążą różne posądzenia (zgromadziło się tam sporo exubeków)” (s.102). O Wałęsie wiosną 1991 roku: „Tak naprawdę, tylko on jest jeszcze popularny z dawnej elity opozycyjnej, gdyż nie obciąża się go odpowiedzialnością za chaos” (s. 102).
O pewnej ekscentrycznej, już dziś nieżyjącej opozycjonistce, którą Giedroyc chciał zatrudnić jako specjalistkę od spraw wschodnich, Zieliński pisze: „…znam, ale mam zdanie niedobre, (…) jest chaotyczna, niezbyt rozumie sprawy wschodnie i nie zna języka rosyjskiego. Czasami jest szkodliwa, gdyż chwilami ociera się o hochsztaplerstwo. (…) Można ją wykorzystać do różnych spraw, ale z zastrzeżeniem, że jej głupota może też i zaszkodzić. (s.102)”
Słowem – warto przeczytać, zanurzyć się w tych niedawnych czasach.
*
Wiele spraw opisanych w listach działo się na moich oczach.
Bywałam w tym czasie parokrotnie w Paryżu (podczas hucznych obchodów 40-lecia „Kultury” w grudniu 1986 roku, w 1990, 1991 i 1999), raz w stanie wojennym dostałam paszport, mimo że o niego nie wystąpiłam, to takie rozmaitości ustroju policyjnego. Redaktor był mnie ciekaw jako córki Anny Rudzińskiej (1919-1992), więźniarki politycznej w PRL (1961-62), sądzonej za kontakty właśnie z „Kulturą” paryską, pomógł mi też wydać w Londynie książkę o „Solidarności” Oświaty lat 1980-81. Udało mi się wtedy zrobić mu zdjęcie na tle wiszącej u wejścia do jego gabinetu makatki z widoczkiem lajkonika, z napisem „Cave hominem” – Strzeż się człowieka.
Na pamiątkę napisu częstego u progu rzymskich domów: „Cave canem” – Strzeż się psa.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Korespondencja Jerzego Giedroycia z Markiem Zielińskim w latach 1990-2000. Spór o polskie zmiany. Opr. Małgorzata Ptasińska. Wyd. Neriton, Warszawa 2024
@Teresa Bochwic
Cześć Tereniu
Mój tata uważał Giedroyca za "lekko stukniętego". Sam był z kresów i miał
"swoje spojrzenie". Ale polował na wszystko z Paryża.
Poznałaś go osobiście. Możesz się podzielić jaki był na prawdę?
Serdeczności
Janusz
To podaj mi swój telefon, proszę, wieczorkiem zadzwonię
Teresa
Najlepiej na X na priv
@Teresa Bochwic
Jestem rzadko na X. Usiłowałem coś wysłać, ale dostałem: - Nie można wysyłać wiadomości do @TBochwic. Nie wiem co robić>
Musisz mnie zaobserwować na TT, a ja Ciebie. Nie znam Twojego nicka, nazwiska chyba też nie.
Wtedy możemy korzystać z poczty prywatnej TT
Może trzeba podsunąć @Adminowi, żeby była możliwość kontaktu przez prywatną pocztę dla zalogowanych.
Taka funkcja była kiedyś na "niepoprawnych", nawet można było prowadzić coś w rodzaju telekonferencji z kilkoma blogerami poza oficjalną stroną.
To dobra rada. Brakuje komunikacji.
Nie. Jest mnóstwo narzędzi specjalnie do komunikacji. Mniej lub bardziej poufnej. Portal blogowy nie duży do tego. Zawsze mogę pomóc i już nieraz pomagałem w sprawach skontaktowania się z kimś. Ale poczcie portalowej jestem przeciwny. Bo są specjalne programy do tego,bardzo popularne, nie ma ich co wyręczać
Nasz @Admin ma rację. Można zawsze założyć oficjalny kanał "Naszych blogów" na Discordzie. Inne komercjałki typu Fejzbuki odpadają z oczywistych przyczyn.
Przy okazji - czy naszeblogi nadal są elementem niezależnej.pl?
Nie ma tu wielu funkcji, np. przeglądu wpisów, komentarzy, odsłon itp. A może nie umiem ich znaleźć, proszę o podpowiedź
Jestem na X taki: - janusz kamiński@JKaminski151 i też https://x.com/JKaminski1…
Nareszcie znalazłam. Masz inne - albo podawaj janusz kaminski albo @JKaminski151. Razem nie działa. Piszę Ci telefon na priv