Było to chyba w listopadzie 2022 roku… W pewien sobotni wieczór rozmawiałam sobie tu, na NB z Imć Waszecią i U2. W pewnym momencie padło słowo: emergencja - nie ja je wypowiedziałam, ale napisałam wtedy, że zagadnienie to nie jest mi obce, a nawet planuję wypowiedzieć się kiedyś na ten temat, w szerszej niż komentarz, formule. Myślę, że Waszeć mi wtedy nie do końca uwierzył ;) Ale, ale - naprawdę – mam nawet dowody, że myśl, którą przedstawię była mi znana już wtedy.
Dopiero dzisiaj postanowiłam zmierzyć się z tematem – temat emergencji niewątpliwie zasługuje na przypomnienie, a nawet na uwypuklenie, bowiem na świecie żyje bardzo wielu wyznawców emergentyzmu. Z koncepcją emergencji związana jest także pewna postać, znana Państwu skądinąd.
Profesor Wolniewicz mówił, że jest w historii polskiego kościoła pewna osoba, której życie wraz z upływem czasu coraz bardziej jakoś do niego przemawia… Osobą tą dla profesora był kardynał Glemp. Za to ja, parę lat temu odkryłam dorobek naukowy arcybiskupa Życińskiego i o Jego koncepcji właśnie, wywiązując się ze swoich deklaracji sprzed ponad roku chcę dziś opowiedzieć…
Zwykłam niekiedy parafrazować ulubione zdanie z tzw. „Książki w kratkę”, Karonia, które utrzymuje, że przekonanie, iż kiedyś, w zamierzchłej przeszłości i w sprzyjających warunkach doszło do samoczynnej i przypadkowej inicjacji życia jest odmianą kreacjonizmu, tyle, że redukcjonistyczną. Zdanie to, choć pokrzepiające dla wierzących, nie sprzyja unifikacyjnym dążeniom do prezentacji współczesnego modelu opisującego rzeczywistość. Kreacjonizm nie jest bowiem pojęciem neutralnym naukowo i nie sprzyja interdyscyplinarnemu dialogowi, konfrontującemu i zestawiającemu dane z różnych dziedzin i porządków. Dlaczego mielibyśmy je w ogóle zestawiać zamiast okopać się na w miarę satysfakcjonującym przyczółku dotychczasowych mniemań?
Drogę niepoprzestawania na wymiarze wiary, rekomenduje chociażby w encyklice Fides et ratio, Jan Paweł II, pisząc, sławne już słowa: „wiara i rozum (fides et ratio) są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy”. Jeśli o mnie idzie dwoma ani jednym nawet skrzydłem nigdy nie dysponowałam, ale za to wiem, gdzie się dopłynie wiosłując jednym wiosłem z jednej tylko strony burty… W tej samej encyklice zaraz po tej wprowadzającej sentencji, nasz Papież przypomina, że skoro Bóg włożył w serce człowieka pragnienie dążenia do prawdy, to człowiek, w tym, a jakże - człowiek Kościoła, który głosi Tego, który jest „drogą i prawdą, i życiem” zobowiązany jest do odpowiedzialności za tzw. diakonię prawdy i włączenia się w wysiłki, które ludzkość dla dobra samej siebie, podejmuje w dążeniu do prawdy.
Od ukazania się encykliki minęło dwadzieścia osiem lat i można zadać sobie pytanie, w jakiej mierze znalazła ona pozytywny odzew w postawach wiernych? Czy wiedza, że Pismo Święte zawiera prawdy, ale tzw. zbawcze, czyli konieczne dla naszego zbawienia, natomiast nie rości sobie pretensji by orzekać o nauce jest już powszechna? Czy wszyscy już wiedzą, że pod względem gatunku literackiego opowieść o stworzeniu świata jest poematem i nie zawiera
literalnego odwzorowania etapów dzieła tworzenia? Czy poprzez postawę otwartości i pokory wobec rozumu i talentów, w które Bóg wyposaża naukowców, pozytywnie zaświadczamy o Tym, Który sam zostawił nam swoją naukę? Czy tropiąc trendy redukcjonistyczne sami, deprecjonując racjonalność nie redukujemy..?
Jan Paweł II przypominając o słuszności postawy poszukiwacza prawdy podkreśla, że właśnie takie, nie inne nastawienie zjednać może i udobruchać współczesny świat względem nas; katolików… Wtedy będzie szansa, iż rzeczeni, żyjący współcześnie, często niewierzący, poprzez pozytywne zetknięcie z otwartą, przychylną racjonalności, postawą nie zamkną się przedwcześnie na rzeczywistość, którą my zdeponowaną mamy w swoim sercu, tj. Objawienie. Z drugiej strony funkcja sługi prawdy (diakon znaczy sługa) Kościoła narzuca sumieniu przekazywać innym zdobytą wiedzę.
Powinność ta, skoro już w służbie prawdy realizowana winna być procedowana roztropnie, ale z pominięciem metod niegodnych, tj. manipulacji, forteli czy grania na emocjach… Emisariusz, który tak by się zachowywał naraża na utratę wiarygodności nie tylko siebie, ale i ośmiesza sprawę dla której podejmuje działania za pomocą metod moralnie wątpliwych.
Rozpatrując pozytywnie zagadnienia poruszone przez Ojca Świętego w encyklice w 1998 roku, można powiedzieć, że katolicy, którzy wiedzą, iż teraz poznajemy jakoby w zwierciadle, niejasno”, mogą wykazać się postawą przynajmniej teoretycznie, przećwiczoną, a pożądaną u każdego zajmującego się nauką - postawą pokory, wytrwałości i determinacji czy odporności na niepowodzenia… Wszystkie te cechy cenione są przecież i trenowane na naszej osobistej drodze zbliżania się do Prawdy osobowej, a więc nie jest tak, że nie mamy światu już nic do zaoferowania.
Przekonanie to na pewno towarzyszyło Janowi Pawłowi II, Jemu bowiem zawdzięczamy swoiste, współczesne areopagi, nie tyle pogan, co wspólnej myśli, wypracowujące płaszczyznę intelektualną ludzi dobrej woli nauki i wiary. Mam na myśli spotkaniach w Castel Gandolfo, na które Papież zapraszał do swojej letniej rezydencji fizyków, filozofów, historyków, teologów – gościł tam m.in. Paul Ricoeur, Robert Spaemann, ale także Leszek Kołakowski, a nawet, stary grandziarz, jakby powiedział Michalkiewicz, Soros… (Soros jednak, według relacji świadków, pozostał jako jedyny nieporuszony wyjątkową atmosferą tych spotkań).
Wiele inicjatyw Ojca Świętego, m.in. wspomniana encyklika, wskazuje na Jego troskę o interdyscyplinarny namysł nad rzeczywistością. Tradycja owych spotkań sięga aż krakowskich czasów, bo już wtedy odbywały się spotkania z lekarzami, fizykami i przyrodnikami. U podłoża idei tych spotkań, prócz niewątpliwych zabiegów usuwania stereotypów sprowadzających się do postrzegania instytucji kościoła jako skostniałej, fanatycznej i zasklepionej w konserwatyzmie, zorientowanej na utrzymywaniu wiernych w stanie niewiedzy i ciemnoty, mogło też przyświecać Papieżowi aspiracja przeciwdziałania nadmiernej parcelacji nauki.
Życiński, który na owych letnich sympozjach był także obecny, nadmienia, że sformułowanie współcześnie wyraźnych różnic epistemologicznych pomiędzy naukami przyrodniczymi, filozofią i teologią oprócz pozytywnych zjawisk – podkreślenia konieczności niemieszania porządków, spowodowało skutki mniej pozytywne - odcięcie się uzyskujących autonomię gałęzi nauki poprzez odgrodzenie się i impregnację na inspirację oglądu innego niż swój. Jako przykład na wcześniej istniejącą tolerancję Życiński podaje koncepcję ewolucji Darwina, w której pierwotnie wcale nie dostrzegano konfliktu z chrześcijańską tradycją. Sam Darwin, mówi Życiński, protestował gdy sympatycy marksizmu usiłowali zaprzęgnąć jego teorię do służby materialistycznemu ateizmowi.
Z drugiej strony można obserwować zabiegi odwrotne, polegające na próbach uatrakcyjnienia i promowania swojej dziedziny nawet za cenę utraty statusu naukowości.
Zakusy ponad miarę można było także obserwować po drugiej stronie barykady, tj. na gruncie teologii, gdzie w widoczny sposób realizowane były eklektyczne zabiegi interpretacyjne, które w wypowiedzi na temat ewolucji przyrody uwzględniały na równi z naukami przyrodniczymi, nie tylko filozofię, ale i poezję – tu jako przykład Życiński podaje optykę Pierre’a Teilhard’a de Chardin, którego system, zapewne z tego właśnie powodu zasłużył u
- znanego z nieprzebierania w słowach, Wolniewicza na miano: pomylonego…
Za przykłady takich właśnie manowców Życiński podaje ze strony popularyzatorów nauki, np. Dawkinsa zaniechanie prowadzenia wywodu opartego na wynikaniu logicznym na rzecz sugestywnych metafor charakteryzujących bardziej eseistyczny styl, a z ramienia tzw. myśli chrześcijańskiej, wymienia Josefa Seiferta, krytykującego teorię ewolucji jako metafizykę materialistyczną i ateistyczny dogmat przyrodników.
Z tego punktu widzenia, koncept dialogu interdyscyplinarnego i znalezienia balansu na pograniczu nauki, filozofii i teologii wydaje się być słusznym treningiem z wysiłków nad odzyskiwaniem właściwej perspektywy, która pomaga inspirować się, a nie tylko czuć zagrożenie supremacją innych, badających podobne zagadnienia, dziedzin.
Koncepcja emergentyzmu Życińskiego nie stanowi funkcji służebnej dla kreacjonizmu; stoi względem niego nieco obok, równolegle, w ciut innej perspektywie – filozoficznej i za to Życińskiemu należą się wielkie wyrazy uznania.
Emergentyzm chce wyjaśnić, jak możliwe było, że nasz gatunek, który wydał Mozarta i Einsteina, jednocześnie pod względem biologicznym wykazuje znaczne podobieństwo z pantofelkiem (pantofelek ma 40 chromosomów). Teoria, którą zaproponował Życiński bazuje na dwóch wcześniejszych modelach: filozofa Karla Poppera oraz matematyka, George F. R.
Ellisa i rozważa emergencję wąsko, jako mechanizm zmian zachodzących w toku ewolucji, by prowadzić namysł, w jaki sposób możliwe jest, że z połączenia prostych składników pojawiają się nowe jakości, nie dające się przewidzieć struktury, które swoją złożonością, przekraczają sumę składników wcześniejszego poziomu, z których struktura się wyłoniła i które nie są do nich redukowalne, jeśliby chcieć proces odwrócić…
Chociaż Życiński badał zagadnienie emergencji przede wszystkim wąsko – w kontekście ewolucyjnych zmian w przyrodzie, to rozszerzenie jej znaczenia, przysparza koncepcji współcześnie wielu, często nieświadomych, zwolenników… Widzę ich wśród wszystkich tych, których obawy wynikają z wizji pojawienia się w przyszłości AI wyposażonej w świadomość.
Miała to być opowieść o emergencji, a wyszedł jedynie zwiastun tematu z rozbudowanym wstępem... Dlatego za tydzień będę chciała raz jeszcze spróbować opowiedzieć Wam dzieje mojej do myśli Życińskiego, słabości.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 5034
Skąd biorą się takie pomysły jak ten w notce? Zacznijmy od podstawowych cegiełek.
Kwarki (u,d,s,c,t,b) to podstawowe cząstki materii. Nazwy wszystkich kwarków to wynik wybujałej fantazji fizyków, którzy uganiali się za nim jak za pełną wdzięku kobietą, nie mogąc jej zdobyć, tfu ich odkryć.
Dwa najlżejsze kwarki otrzymały nazwy: górny (up) i dolny (down)
Nazwa trzeciego kwarka to - dziwny (strange)
Nazwa czwartego kwarka to - powabny (charm)
Kwark piąty - piękny (beauty/bottom)
Kwark szósty - prawdziwy (truth/top)
Jak już fizycy odkryją co i jak to następnie przychodzą teolodzy i filozofowie, którzy z tych powabnych i dziwnych oraz pozostałych kwarków, korzystając z koncepcji emergencji budują światy dziwne i powabne. Dla jednych powabne dla drugich dziwne. Żeby nie wywoływać kolorowego TW wilka z lasu to na tym zakończę. Czekam z niecierpliwością jak autorka wykorzysta cztery pozostałe nazwy zaczynające się od u, d, b, t 🌹
---------------
Może gdyby przynętą był emerger, wykluwający się owad doskonały, prawidłowo dobrany na przytopionym przyponie;) Kto wie:))
-Rymarz to zawód na wymarciu od zawsze, kiedy pamiętam. W małej kamienicy przy skrzyżowaniu był jego zakład. Nigdy człowieka nie poznałem… Kawaler, ale czego?
Zdecydowanie inaczej niż szewc na Zdrojowej… zawsze pytał, czy pstronie biorą? Wiedział, że lubiłem miejsce obok kościoła.
Czegóż tam nie trafiłem, był źródlak i tęczak, właśnie na emergera łowiąc z biegiem rzeki. https://www.youtube.com/… podobny tyle, że z mikro wolframem i wylinką…Wybacz to ego wędkarskie. Miało być o wykluwaniu talentów, prawdziwych ludziach w stadium emerger. Obiecałem, a jeszcze wolno pisać?…Raz jeden wygładzałem dla kobiety, …zagarnął wirus.
A Kościółek, król w nim bywał. Cudowne miejsce. Zostawcie proszę tam zdrowaśkę w drodze do pienińskiej kapliczki.
--------
Fragmenty
Nimfa to ma dopiero długie i klawe życie - jak cysorz :)
Uwielbiam patrzeć, jak mój młodszy syn zarzuca.
Dziadek Ich nauczył wędkować, a wieczorami, przy ognisku śpiewał im:
https://www.youtube.com/…
Skoro tak, to posadź zimą młodego przy starym flytiersie. Niech spojrzy, a będzie miał jak znalazł czy to będąc chirurgiem, automatykiem czy wziętym w jakimkolwiek zawodzie wymagającym precyzji. Nic jak to uspokaja.
Wstawiam do dziennika 5 z plusem.
Niektórzy tak utrzymują.
Jeśli kościół utrzymuje że w tej sekundzie gdy plemnik styka się jajem powstaje nowy człowiek to oznacza że kościół ma naukę w doopie.
To jest najprostszy przykład pokazujący bez cienia wątpliwości, że zaloty kapłanów do naukowców są wyłącznie interesowne.
Inny przykład do zachwyty nad stwierdzeniem Hawkinga że do stworzenia wszechświata potrzebny jest Bóg, przekaziory kościelne trąbiły o tym niczym na ponowne przyjście Pana, kiedy fizyk wycofał się z tego założenia to cisza zapanowała.
Napiszę pewne zdanie, pochodzi ono z instrukcji, pt. Donum vitae (1987r.)
Zdanie owo, wiem, potrafi zdenerwować, więc przepraszam, że je napiszę, ale skoro Pan wypowiedział się na poważnie i ja przybiorę poważny ton:
"Człowiek nigdy później nie stałby się człowiekiem, gdyby nim nie był od samego początku".
*Nie przeszkadzał Kościołowi handel niewolnikami i zasilanie tym samym kasy sułtanów.
Od każdego sprzedanego murzyna na plantacje arcychrześcijańskich narodów, do Istambułu szedł podatek.
Św. Augustynowi i św. Tomaszowi na pewno jest głupio z wiadomych powodów.
Chyba uległaś zachwytowi nad polityką oswajania nauki przez religię.
Nauka za podstawę ma wątpliwość, religia wiarę.
Są to byty które mogą się spotkać i nawet deliberować z sobą, ale Boże chroń by nawzajem się łechtały.
Przepraszam, dopiero dzisiaj zauważyłam, że Pan coś jeszcze napisał.
Wątek już przebrzmiał prawie, ale chciałabym polecić Panu ten wykład Polkinghorne"a.
Tuszę, że z angielskim nie będzie miał Pan problemu, a warto posłuchać gościa, który stoi w rozkroku, ale stabilnie, między dwoma dyskutowanymi dziedzinami :)
https://m.youtube.com/wa…
A propos Hawkinga - można powiedzieć, że wśród naukowców także istnieją różne charyzmaty ;)
Hawking ze swoją tragiczną historią zrobił wiele jako popularyzator nauki.
Serdeczności.
PS dziękuję także za pierwszy komentarz, jestem jednak za wąska w uszach, by coś napisać z sensem, przynajmniej na tę chwilę. Troszkę liczyłam, że może ktoś inny coś Panu napisze.
PS Jeśli byłoby to możliwe, to bardzo proszę o nienazywanie wypowiadających się pod moim tekstem osób, tak, jak Pan napisał w komentarzu 🙏
Kudy mi do w/w autorytetów, ale pozwolę sobie na swoją małą opinię. Dysputy inicjowane i prowadzone min. przez Jana Pawła II były przede wszystkim przeznaczone dla i do ludzi wykształconych, a język niezrozumiały dla zwykłego człowieka. Jakiś czas temu, może nawet więcej niż jakiś czas temu, troszkę interesowałem się zagadnieniami filozoficznymi i próbowałem "ogarnąć" temat. Było mi ciężko ze względu na materię i moje marne w tym zakresie, wykształcenie. Niemniej jednak, jeden wniosek stał się dla mnie oczywisty. Filozofia i pochodne, to samo nasze życie, tylko powiedziane inaczej, bardziej dogłębnie, z wnikliwymi spostrzeżeniami, analizami. Wielu z nas nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo to się zazębia. Tak samo, jak nie zdajemy sobie sprawy, że to co się wokoło nas dzieje, to czysta matematyka. Dla większości z nas to potoczne słupki z mnożeniem, dzieleniem, itp. :) Narzeka się powszechnie, że dzisiaj język stał się knajacki, ludzie mało inteligentni, bazują na najniższych instynktach. Może to wina owych uczonych, którzy nie podejmują trudu wytłumaczenia nam, maluczkim, innymi, prostszymi słowami tych zagadnień. Przypomina mi się z młodości czas, kiedy w niedzielne popołudnie czekałem na spotkanie z profesorem Zinem - https://www.youtube.com/…; Jego język mnie hipnotyzował. Z rozdziawioną buzią słuchałem opowieści o Krakowie. Kolejna osobowość, z której się troszkę śmiano, to Waldorff - https://www.youtube.com/…; Nietuzinkowa postać, z którą można się było zgadzać lub nie, ale miał zawsze mój szacunek. Dzisiaj lubię słuchać profesora Nowaka - https://www.youtube.com/…
Z właśnie odsłuchanego Profesora Zina: "... bo to zostało bardzo ostatnio zniszczone, ale przecież my możemy nadać temu formę niesłychanie dokładną i przywołać kształty te, które były tutaj dawniej"... Dziękuję.
Chodzisz i jęczysz regularnie, jak to cię kiedyś ten i tamten potraktował. Między jękami i stękami rozdzielasz eurognidy od bezczelnych wypierdków, czepiasz się urody innych kobiet, ci jest kuriozalne.
Tyle osób ci pisało o twej piramidalnej obłudzie, że daj sobie spokój na trzy dni od pisania i zastanów się nad sobą. To najlepszy prezent, jaki możesz sobie zrobić.
Nikt się nie zgadza na obelgi pod swoim adresem... ale jest jedno ale: jeżeli tolerujesz (czyli nie walczysz z tym) obelgi pod cudzym adresem, to automatycznie wyrażasz zgodę na obelgi pod swoim własnym - bo nic i nikt chama nie powstrzymuje.
Tak to działa i ten właśnie mechanizm prowadzi do degradacji.
Pamiętam słowa, których użyłem. Długo się nad ich użyciem zastanawiałem, bo to nie leży w mojej naturze. Pamiętam również, jak wielokrotnie prosiłem Ciebie, abyś nie używała wobec mnie określeń Wy, nie przypisywała mi jakiś inklinacji i poglądów, których nie wyrażałem. Nie pisała o mnie zwolennik Tuska, bo nim nie jestem. Nie zgadzasz się z moimi poglądami, to się do nich odnieś, zmieszaj je z błotem. Mam dystans do siebie, ogarnę to. Niestety.... Doceniam to, że odezwałaś się pierwsza, szanuje Twoje poglądy, choć z wieloma się nie zgadzam, a na to, że jest we mnie dużo dobrej woli mówię przepraszam.
U biskupa Życińskiego lubię jego niepowtarzalny styl. Jego książki ("Trzy kultury" 1989, "Granice racjonalności" 1993). Owszem, kontakty z SB, podobnie jak dwie dekady wcześniej "Wspomnienia z przyszłości" Dänikena: teorie bzdurne, ale zdjęcia prawdziwe. I piękne.
Wcale a wcale się nie zdziwiłam, że Pan Życińskiego czytał :-)