Wielcy
W swoim mniemaniu
Nie przyjmą Cię
Zbyt wiele musieliby stracić
Z nadmiaru jaki mają
Jesteś dla nich
Zbyt egzotyczny
Nie rozumieją czemu
Znowu wchodzisz
Po skrzypiących schodach
I siadasz przy staruszce
Obrzydliwie siorbiącej kleik.
Czemu zadajesz się ciągle
Ze zrozpaczonymi prostytutkami
I wolisz nadal
Niedouczonych pastuszków
Lichych rybaków
Od bankierów prezesów
Posłów prezydentów
Urzędników z orderami
Myślicieli głębokich
I tych płytszych
Zwyczajnie zapobiegliwych
Codziennym wysiłkiem
Złocących nawet drzwiczki
Kuchennych piecyków
Czemu się nie zmieniasz?
Kiedy świat się zmienia
Do niepoznania
- Co z tego masz?
Pytają
I machają ręką.
Sprawiasz im kłopot
Umywają dłonie
No oczywiście, że chcieliby może
- Ale z tego nie da się wyżyć
Proszę pana
Bo jak?
Ciągle się dziwią
Już od dwu tysięcy lat
- Boziuniu –szepczą czasem
No w końcu
Nikogo nie zabiłem-
I wierzą w to święcie
Idc do kościółka
W niedzielny poranek
Nie myśląc nawet
Że zabili siebie
Radośnie usprawiedliwieni
Przed sobą z siebie.
No bo jakże - są tylko ludźmi
Zresztą Tyś miłosierny
A najlepiej to o tym nie myśleć
No chyba żeby trwoga
To wtedy konieczność
Ale tak no skąd
Z losem się trzeba
Jak zwykle
Twardo za bary
Wziąć od poniedziałku.
Niezwykle praktyczni
Bardzo zaradni
Zaprawieni w bojach
Z codziennością
Nie chcą nawet myśleć
Że są tacy sami
Jak ci trędowaci
Z przytuliska
Spod budki z piwskiem
Z ciepłowniczego kanału
Że to może przez nich?
- No skąd !
Też pomysł
Oni się podzielą
Nawet i z myszą
Rozdadzą wszystko
Co im nie potrzebne
Pomogą zawsze
Dobrą radą
No bo my chrześcijanie
Musimy się wspierać
Ale na więcej
No nie starcza czasu
Chlebuś muszą dla dzieci
Bo to obowiązek
Przed Bogiem i przed ludźmi
A tyle jeszcze zajęć
Choćby odchudzanie
Bo to takie niezdrowe
Kiedy się przetłuścić
I jeszcze jakiś odczyt
Cóż stale robota
Ale jak przyjdzie starość
To można odpocząć
Godnie
Po tej harówie
Tłumaczą Ciebie
Na swoje języki
Żebyś był prostszy
Łatwiejszy i milszy
Prawie taki chociaż
Jak „ nutella”
Nie wierzą w hospicja
Lecz w ”godne odejście”
No bo po co cierpienie
Komu to potrzebne?
- Ja już się, panie
W życiu nacierpiałem.
Co to ja zwierze?
Mam przecież swój rozum.
Stąd są te eufemizmy
Gaszące sumienia.
Aborcje eutanazje
Igraszki słowami.
W końcu to nie kosztuje
A jak uspokaja!
Gromadząc wszystko
Nie mają nadziei
- Łopatą w d. i tyle
To warte, proszę pana.
Praktycznie
Niepraktyczni
Sądzą żeś Ty nie przyszłość
A dziecinna bajka
Jakże szlachetna !
Tulą się do niej jak kiedyś
Do pluszowego misia
Przed zaśnięciem
Aż się nadymają kiedy
Prawią o Tobie
Udają że znają
Przeliczając swój utarg
Nie wiedzą żeś Ty
Ich całym i jedynym
Bogactwem.
Zagubieni
Opuszczeni z wyboru
No bo jak zapomnieć
O sobie
Dla Ciebie?
Ciągle oglądasz się na
Tych Wielkich
Uśmiechasz boleśnie
Współczująco
Tymczasem na golgotę
Idziesz z małymi
Pójdę za Tobą
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2439
Ryszard