Początek choroby – 24. 12.20. Gorączka szybko wzrastająca do 40 stopni, silny środek przeciwgorączkowy obniża ją do stanu podgorączkowego na godzinę- dwie, potem znowu 40 stopni. Całkowita utrata węchu i smaku. Całkowity brak apetytu. Ból gardła. Słabość. Jeszcze nie ma kaszlu.
25-27.12.20 – jak wyżej. Okresy lepszego samopoczucie po zażyciu leków przeciwgorączkowych. Pojawia się kaszel przy każdym głębszym oddechu.
28 .12. 20 lekarz pierwszego kontaktu kieruje na test. Test 29.12.20. Chory, były taternik, z kilkoma odpoczynkami jest w stanie przejść 300 m. do stacji pobrań.
30.12.20 okazuje się, że wyniki testu są niemiarodajne. Następne skierowanie na test. Chory niestety nie jest już w stanie wyjść z mieszkania. Prosi o mobilne pobranie wymazu. Proponują mu przysłanie stosownej karetki za cztery dni. Tylko w wyjątkowych przypadkach trwa to do 24 godzin. Obiecują pobranie wymazu w ciągu 24 godzin.
31.12.20 Stan chorego wciąż się pogarsza. Nie je. Karetki z mobilną stacją pobrań nie ma ani po 24 ani po 30 godzinach, więc nie ma jednoznacznie stwierdzonego Covid-19. Temperatura lekko spadła, ale dołączył do poprzednich objawów ciężki, rwący kaszel, są trudności z mówieniem, pojawiają się trudności z komunikacją. Mamy ciągły kontakt telefoniczny. Proszę, żeby na nic nie czekając zadzwonił pod 112. Pod 112 opowiadają, że to nie ich sprawa – i się rozłączają.
Parę dni wcześniej, nie bacząc na radosne zapowiedzi dostarczenia każdemu choremu wszelkiej pomocy, w tym darmowego pulsoksymetru, kupiłam pulsoksymetr w aptece. Dość dobry, sadząc po cenie. Jadę na Żoliborz z pulsoksymetrem, witaminami, wodą, itp. Zostawiam pod drzwiami i wracam do domu.
Pierwszy pomiar tym pulsoksymetrem zrobiłam sobie kilka dni temu, wskazywał wartości prawidłowe. Dzwonię do chorego, pytając o wynik. 70% nasycenie, 90 tętno.
Chory dzwoni pod 999, prosi o pomoc, podaje te wartości. Pani dyspozytorka wygłasza przemówienie pod tytułem „nakupowali sobie nie wiadomo czego, co nie wiadomo co wskazuje” i nie chce słyszeć o wysłaniu karetki. Kiedy już wiadomo, że wynik pomiaru się nie zmienia, chory dzwoni pod 999 jeszcze raz. Osoba przyjmująca zgłoszenie stwierdza, że nie słyszy w głosie niedotlenienia, a poza tym chorzy z takim wynikiem nie mówią, lecz leżą pod respiratorem. Oczywiście odmawia udzielenia pomocy.
Chory jest z zawodu śpiewakiem operowym - w porównaniu z tym jak mówi normalnie, dziś nie mówi, lecz rozpaczliwie rzęzi, ale widocznie rzęzi nieprzekonująco. Pogodził się z tym, że nikt nie udzieli mu pomocy, że nikogo nie obchodzi, czy umrze czy przeżyje, ma nie zawracać głowy, skoro jeszcze może mówić. Czeka.
Razem z nim czeka kot, któremu nie ma sił oczyścić kuwety i podać jedzenia, zmienić wody. Może jakiś czuły człowiek zajmie się ratowaniem kota?
04.01.2020
Darek nie żyje. Był dobrym, szlachetnym człowiekiem. Jednym z tych ludzi, którzy powinni jak najdłużej żyć, żeby świat mógł być choć trochę lepszy..
Sześć dni błagał lekarzy o pomoc. Bezskutecznie. Przybyli dopiero wtedy, kiedy umierał. Zrobili test. Zmarł na Covid.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 13627
Ćwicząc perspektywicznie w wyobraźni paralelę do Pańskiego scenariusza, zaopatrzyłem się już we wszystko. I dobrze obsługuję dobry pulsoksymetr. Wszyscy w domu średnio 95 - 97. W pogotowiu sterydy wziewne, wszystko na gorączkę. Clexane też. No i tlen nww (na wszelki wypadek).A w końcu zaopatrzyłem się w Viregyt K i nr. tel. jak dawkować i w którym momencie zacząć przyjmować.
Mimo tego, jestem przekonany, że już na przełomie luty/marzec przeszedłem skąpo-objawowo zakażenie. Kolega, który przywlókł to z Azji zmarł w AMG na niewydolność oddechową. Gdy jeszcze u nas nikt nie miał pojęcia o COVID19.
Dlatego pozwalam sobie uczulać Sz. Doktora, na wielorakie i późne powikłania. Proszę to sumiennie studiować wyłacznie na https://scholar.google.com
Życzę tylko dobrych rzeczy, bez kolejnych kryzysów od dzisiaj,
Podaję numer telefonu -ogólnopolski:800190590 to telefon ogólnopolski-nagłe przypadki
6. Członkowie Narodowej Rady Rozwoju ustalili, już na pierwszym posiedzeniu, że mówiąc w skrócie „nie tędy droga”...
Zbigniew Kuźmiuk, Pierwsze merytoryczne posiedzenie Narodowej Rady Rozwoju, 17 października 2015.
Co jest lepsze, stracić rękę, czy resztę życia spędzić na farmie w Kanzas? Oczywiście są różne hierarchie wartości. Jednak nie zmienia to faktu, że pieniądz istnieje jako miernik wartości pracy, a konkurencja prowadzi do minimalizacji wysiłku, a więc wzrostu efektywności. Państwowa służba zdrowia jest świetnym przykładem na to, co się dzieje, gdy się ten aspekt z premedytacją ignoruje.
Idzie murzyn z psem po ulicy .
Policjant pyta , dokąd idziesz z tą małpą .
To nie małpa to pies odpowiada murzyn .
Nie ciebie pytam tylko psa , na to policjant .
Zrozumiałeś chamie ?
Tam nie można nawet zaparkować.
Podaję adres przychodni w której skutecznie covida leczy dr Bodnar:
https://przychodnia-prze…
Tragiczny opis. Aż człowieka ściska.
Komentarzy nie czytałem, bo pewnie zdenerwowałbym się złośliwymi bzdetami.
Lecz napiszę wyraźnie wytłuszczonym drukiem i wiem co piszę, bo od urodzenia jestem dokładnym obserwatorem, a i czasami usługobiorcą tego środowiska, która od dawna nie ma prawa nazywać się służbą - to nie wina Kaczyńskiego i Morawieckiego; to nawet nie wina Zjednoczonej Prawicy, oraz, choć mam tu małe wątpliwości, ministra MZ. To wina systemu, jaką jest polska, nieprywatna, służba zdrowia. Zdemoralizowana i nieetyczna nie mniej niż wymiar sprawiedliwości, czy edukacja. Jadąc dalej - lata po transformacji i katastrofalne błędy szkolnictwa i edukacji spowodowały, że nastąpiła selekcja negatywna. Najlepsi lekarze,w RP niedoceniani, są na szczytach kariery za granicą; najlepsze pielęgniarki podcierają tyłki takim, co jeszcze wołają Heil! Ratownicy, farmaceuci też odeszli. I co ważne - ci dobrzy, którzy nadal są w kraju, dostępni są w prywatnych klinikach i gabinetach za niemałe pieniądze. Służba zdrowia zagwarantowana Konstytucją leży i kwiczy, a naprawa tego to dziesięciolecia.
A moralność i etos pracy to problem całego narodu. I to na zasadzie odwróconej piramidy - im wyżej tym gorzej z kulturą, uczciwością i przyzwoitością.
Jednakże Pani Danuto, przepraszam z góry, bo oczywiście poza tym krótkim raportem nie znam sytuacji, lecz dziwię się, że bliskie otoczenie nie zdecydowało się i nie zdołało zorganizować pomocy we własnym zakresie.
Pozdrawiam i Dosiego!.
Ma Pan oczywiście rację twierdząc, że winni są tu ludzie i najbardziej ci zarządzający i kierujący. Tylko widzi Pan, ja pisząc - system, mam właśnie na myśli ludzi, bo to tylko oni + infrastruktura + przepisy są systemem. Powiedzmy, z matematycznego spojrzenia jest to zbiór elementów podlegających pewnym regułom.
Natomiast Pańskie stwierdzenie, że dążę do prywatnej służby zdrowia to jakieś nieporozumienie. Znam fatalne prywatyzacje, jak gdyński Szpital Miejski, z fantastyczną tradycją jest, jako prywatny biznes taki, że matki przestrzegają już dzieci w kołysce przed nim. Lecz też znam świetne prywatne kliniki.
Co do wyjazdów za granicę - od dawna nakłaniam i się rozpisuję, że powinien, jak we wielu krajach (osobiście znam to z Norwegii), istnieć kredyt studencki. Bez szczegółów - RP kształci ciebie za darmo, więc masz obowiązek obywatelski pracować po studiach 10 lat dla Polaków. A strajk rezydentów udowodnił wszystkim, z jaką klasą ludzi mamy do czynienia.
A tak przy okazji - czy ktoś policzył dokładnie ile nadprogramowych pieniędzy wpompowano w ochronę zdrowia z powodu pandemii?
Nie wypowiadam się na temat bliskiego otoczenia, dla zasady i na prośbę samego chorego. Ja do najbliższego otoczenia nie należę. Jesteśmy od lat zaprzyjaźnieni i jeśli tylko dajemy radę, pomagamy sobie wzajemnie.
Jeśli chodzi o lekarzy - jest dużo racji w tym, co Pan pisze, ale mimo spustoszenia jakiego dokonała i dokonuje poskomuna w tym środowisku, są też lekarze wspaniali. Uratował mi życie Pan Profesor, internista kardiochirurg o światowej sławie, człowiek , który codziennie o godzinie 7 rano jest na oddziale, nie tylko po to, żeby koordynować pracę zespołu, ale i po to, żeby porozmawiać z każdym chorym, bez żadnych wyjątków. Człowiek, który uczestniczy w każdym zabiegu, kierując zespołem i pracując razem z nim, który wykształcił wielu swoich następców, wyznających te same zasady, i to się nie zmieni, bo stało się standardem w tym szpitalu, na tym oddziale. Z wielkim żalem nie wymieniam nazwiska Pana Profesora, żeby nie sprowadzić na jego głowę kodziarskiej fali hejtu, Chciałam tylko pokazać, że tacy ludzie są, w naszym kraju, i - w co coraz trudniej uwierzyć - w Warszawie
Pozdrawiam serdecznie
jako syn lekarza, dobrego lekarza, mam wielki szacunek dla tej profesji. Lecz dzisiaj jest tak, że mam mały notesik, a tam wpisuję profesjonalnych i zaufanych lekarzy. Statystyka moja ciągle bez zmian 3 z 10 jest dobrych.
Mimo tego, dziwi mnie nieco ta bezradność w sytuacjach kryzysowych. Czasy są takie, że w momencie tragedii, większość woli zrobić zdjęcie komórką, niż pomóc.
Serdeczności