Wybory w USA, disco polo i Monteskiusz

Wybory w USA blisko, coraz bliżej. Świat wstrzymuje oddech. Rosja nie podejmuje decyzji, co dalej z Łukaszenką, bo czeka na nowego lub starego lokatora Białego Domu – w tej sprawie „deal” Moskwa-Waszyngton wydaje się być oczywisty. Miał zresztą miejsce pięć lat temu, tyle że wówczas opozycyjny profesor popierany przez i „Ruskich”, i „Jankesów” nie miał żadnych szans w starciu z Łukaszenką.

W gruncie rzeczy nie ma faworyta w tych wyborach. Może to i lepiej. Poprzednio stuprocentowym faworytem mediów była Hilary Rodham Clinton, wcześniej nie tylko Pierwsza Dama, ale także nieszczęsna Sekretarz Stanu w pierwszym gabinecie Baracka Obamy. Odpowiadała tam za szalony reset w stosunkach USA - Federacja Rosyjska, który na pierwsze cztery lata niemal w pacht oddał obszar postsowiecki z powrotem Kremlowi. Uczciwie przyznaję, że druga kadencja Obamy była pod tym względem dużo lepsza. Być może 44. prezydent w dziejach USA zrozumiał, że Putin gra z nim w „bambuko”.

Nie wiem, czy Donald John Trump czytał Monteskiusza, ale bardzo częste dymisje, które ogłaszał w swoim rządzie, zwłaszcza w obszarze polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, o czymś mówią. Zaś Monteskiusz pisał tak: „Nie wiem, jak to się dzieje, że nie ma tak złego władcy, aby minister jego nie był jeszcze gorszy”. Żeby było jasne – nie uważam prezydenta D. J. Trumpa za złego władcę – wręcz przeciwnie, ale jego żonglerka własnymi członkami gabinetu jest zastanawiająca. Trochę to przypomina dymisje ministrów na dworze królewskim, które w wieku XVII czy XVIII były oczywiste i nie dziwiły nikogo.

Trump jest politykiem, która może drażnić, jest zakochany w sobie (z wzajemnością), bardzo spóźnił się z reakcją, gdy chodzi o pandemię – jest jednak wielką osobowością. Powtarzam – osobowością, a nie osobliwością.

Joe Biden z kolei to klasyczny przykład polityka niewątpliwie i zdolnego, skoro wygrał rywalizację o bycie wiceprezydentem u Obamy, a teraz, mimo swojego wieku, prezydenckie prawybory w Partii Demokratycznej – i doświadczonego, który jednak jest zupełnie oszalałym zakładnikiem tego, co Amerykanie nazywają „political correctnes” czyli „politycznej poprawności”. To oczywiście wpływa w sposób decydujący na jego wypowiedzi, albo jest nudny, albo śmieszny, albo przekracza kolejne granice żenady. A ponieważ jest nudny i drętwy, doradcy radzą mu, żeby pokazał, że jest kowbojem z jajami – stąd to jego nagłe, ni stąd, ni zowąd – „zamknij się”, skierowane w debacie telewizyjnej do urzędującego prezydenta.

Amerykanie pewnie nie znają polskiego disco polo (poza amerykańskimi Polakami). Gdyby znali, to by w kontekście wyborów prezydenckich w największym mocarstwie świata śpiewali: „Będzie, będzie się działo”…
*tekst ukazał się na portalu Wprost.pl (12.10.2020)
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika u2

29-10-2020 [16:23] - u2 | Link:

"[Joe Biden] jest zupełnie oszalałym zakładnikiem tego, co Amerykanie nazywają „political correctnes” czyli „politycznej poprawności”"

Czy ta polityczna poprawność Joe Bidena oznacza, że może bezkarnie kłamać na temat Polski i Węgier przyrównując te kraje do Białorusi pod względem rządzenia ?

Współgra to z publiczną wypowiedzią vice-przewodniczącej PE p.Katariny Barley o zagłodzeniu Polski i Węgier.

Warto przypomnnieć sobie, że Joe Biden był vice-prezydentem za czasów Baracka Obamy, który bez zmrugnięcia okiem powiedział o "polskich obozach śmierci" i nadal nie przeprosił.