Donald Trump ma szansę na wygranie jesiennych wyborów prezydenckich w USA na pewno mniejsze niż pół roku temu i na pewno większe niż pół miesiąca temu. Czterdziesty piąty w dziejach USA prezydent przestał zjeżdżać po sondażowej równi pochyłej i zaczyna dościgać starszego o trzy i pół roku Joe Bidena. Trump jest ofensywny, ruchliwy, aktywny. Biden pozoruje aktywność, a jego siła polega na … antytrumpizmie. Trochę tak, jak siła Rafała Trzaskowskiego polegała na antypisizmie. W Polsce owo „anty” okazało się niewystarczające. Czy amerykańskie „anty” dowiezie Bidena ponownie do Białego Domu – tym razem nie w roli wiceprezydenta, jak za obu kadencji Baracka Obamy tylko w roli głównego lokatora Białego Domu? Okaże się to w nocy z pierwszego wtorku na pierwsza środę miesiąca listopada, bo wtedy w USA odbywają się wybory Głowy Państwa.
To, co ważne, to fakt wyraźnego awansu sondażowego kandydata Republikanów i urzędującego prezydenta odnotowany nawet przez nieznoszący Trumpa CNN. Może szczególnie istotny jest wzrost poparcia w tzw. „swing states” czyli w stanach, które nie są „safe constituencies” dla obu głównych partii czyli nie wiadomo jak zagłosują, a przechodzą zwykle z rąk Demokratów do prawicy – i odwrotnie. Tutaj Donald John Trump zbliżył się do Josepha Robinette’a Bidena Jr. na odległość tylko procenta (choć niektóre wcześniejsze sondaże dają byłemu „wice -Obamie” większa przewagę). Gdyby nie koronawirus, ta zaraza XXI wieku, Trump mógłby już dzisiaj patrzeć jeszcze wyżej z Białego Domu niż patrzy, a Melanie mogłaby kupować nowe meble i boazerię. Ale zaraza stała się faktem. Trump w fatalny sposób ja zlekceważył, co w sytuacji kontrowersyjnego, niespotykanego w Europie systemu opieki zdrowotnej w USA miało fatalne konsekwencje. Przede wszystkim jednak COVID-19 uderzył w USA w gospodarkę i miejsca pracy. To mogło być (i może być) gwoździem do trumny republikańskiego prezydenta. Tyle, że w tej chwili w tym właśnie obszarze Biały Dom odzyskuje teren: wyraźnie zwiększa się liczba miejsc pracy, gospodarka przyspiesza i nie ma mowy o „hibernacji” amerykańskiej gospodarki, jak to w jakiejś mierze działo się jeszcze kilka tygodni temu.
Zatem wybory prezydenckie w Stanach nie są jeszcze rozstrzygnięte. Na dwoje babka wróżyła. Obaj kandydaci mają w sumie 151 lat, co świadczy o jednym: Amerykanie i amerykańskie partie polityczne stawiają na doświadczenie …
*tekst ukazał się na portalu dorzeczy.pl (18.08.2020)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2244
""Uważamy, że w tych trudnych czasach Rosja ma do odegrania kluczową rolę. Nie jest tajemnicą, że Moskwę i Mińsk łączą szczególne stosunki oparte na bliskich powiązaniach historycznych, kulturowych i gospodarczych. W tym kontekście wzywamy władze rosyjskie do poparcia prawdziwego dialogu między władzami politycznymi, opozycją demokratyczną i społeczeństwem obywatelskim Białorusi w celu rozwiązania obecnego kryzysu politycznego, przy pełnym poszanowaniu niezależności i suwerenności Białorusi. Dialog ten, aby był merytoryczny i prawomocny, musi oczywiście obejmować Radę Koordynacyjną powołaną przez kandydatkę zjednoczonej opozycji, panią Swiatłanę Cichanouską, która jest powszechnie uznawana za kandydata, który uzyskał większość głosów w wyborach" - napisali."
https://www.salon24.pl/n…
"...Cichanouską, która jest powszechnie uznawana za kandydata, który uzyskał większość głosów w wyborach"
To jest niezły patent i prawdopodobnie będzie też zastosowany wobec Trumpa, który co prawda wygra wybory, ale lewica "powszechnie uzna", że zwycięży Biden. Killary już to nawet zapowiada. Będzie gorąco.
U nas też nic nie stało na przeszkodzie aby ostatnio "zwyciężył Trzaskowski", kwestia jednej decyzji możnych gdzieś na wysokościach.
Reprezentujący Polskę politycy akceptując żądania nielicznych protestujących na Białorusi zaakceptowali mechanizm odwołania samych siebie. Zatem niech odejdą prezydent, premier i politycy większości parlamentarnej i ich ulubionej opozycji, którzy się z tym mechanizmem zgadzają. Niech odejdą, tak jak tego oczekuje mniejszość na Białorusi, ustępując przed mniejszością niedemokratyczną w Polsce. Odwołuję ich. Są gotowi co widać po zdolności do ustępowania we wszystkich sprawach istotnych dla większości.
To się nie liczy, tak samo jak by się nie liczyło gdyby za Cichanowską nikt nie stał.
Rządzący w Polsce politycy-harcownicy wciągając i apelując do UE zaakceptowali de facto mechanizm, że to nie głosowanie, ale jakiś zagraniczny ośrodek decyduje czy wybory w takim czy innym kraju były ważne i wskazuje kto je wygrał. W zasadzie to docelowo w bantustanach mogłoby się nawet obyć bez głosowania, bo i po co, ale jakiś świecki rytuał dla ludu trzeba zostawić.
Zmiany następują skokowo, co ciekawe u nas zwykle jakimś cudem akurat za rządów PiSu.