Metasystox i lebaycid

Ze wspomnień rolnika.
W połowie lat 70-tych tylko niektórzy gospodarze posiadali lepszej klasy opryskiwacze marki Ślęza, gdzie wentylator wyrzucał w górę chmurę roztworu, która pozostawała za ciągnikiem. Alternatywą był sposób nie tak mobilny  - drzewa najczęściej były opryskiwane przy użyciu lancy trzymanej w rękach, podłączonej wężem do opryskiwacza.  Duże drzewa owocowe, jakich przez jakiś czas byłem właścicielem, wymagały obejścia ich z każdej strony. Powodowało to, że nawet przy słabym wietrze   były momenty, gdy trująca chmura kierowała się stronę w stronę osoby wykonującej zabieg agrotechniczny. W kilkumetrowej wysokości sadzie niewidoczny opar utrzymywał się zresztą długo, wdychanie go było w zasadzie nieuchronne. Nie miałem własnego sprzętu, kiedy nie udawało się wynająć kogoś ze Ślęzą - zabiegi wykonywano w podobnym czasie, więc nie było to takie proste - wtedy musiałem polegać na  technice   niższego lotu.  Wykonanie zabiegu przypadało mi bezpośrednio. Kierujący ciągnikiem uruchamiał pompę, a ja  biegałem z lancą i na własnej skórze poznawałem charakter pracy mającej w sobie coś z szaleństwa.
Owocówkę jabłkóweczkę zwalczało się przy użyciu lebaycidu, okropnej trucizny. Po tej robocie zaczynały mi drgać powieki. Ten irytujący tik, utrzymujący się przez jakiś czas, był  sygnałem, że   mój system nerwowy doznał wyjątkowego szoku. Towarzyszyło temu wyraźne pogorszenie samopoczucia. Ręczny sposób opryskiwania powodował, że drzewa były zlewane w nadmiarze, roztwór kapał z liści na ziemię, do której i tak dostawało się wszystko, co spłukały częste o tej porze roku deszcze.  Po kilku dniach  pod drzewami pojawiały się masowo martwe krety.  Było to zjawisko niesamowite - wyłaziły spod ziemi, żeby zdechnąć na wierzchu, jakby szukając ratunku. Powtarzało się to regularnie co roku. Tym środkiem opryskiwano późno, praktycznie w czerwcu, a między drzewami często  były posadzone porzeczki lub maliny. Jaki by nie był okres karencji,  sądzę że, trucizna  pozostawała ostatecznie w owocach.
Warunki uprawy i ochrony były takie, a nie inne. Istniała jakaś minimalna świadomość szkodliwości chemii, ale ponad tym działał  przykład i potem rutyna. Na wsi, nim poczucie wspólnoty zostało przez dzisiejsze czasy zniszczone,  ludzie łatwo poddawali się społecznej presji. Postępowanie innych wyjaśniało i usprawiedliwiało działanie własne. Dlaczego nie dolać do roztworu mało szkodliwego środka grzybobójczego, dajmy na to metasystoxu od mszycy, skoro pozwala na to tabela mieszań? Wszyscy tak robią. To nic, że mszycy wcale nie widać, a gdyby nawet była, to jabłonkom zlanym pestycydami i nawozami dolistnymi krzywdy by nie wyrządziła. Zostało ci pół butelki, co z tym będziesz robił? Śmierdział metasystox wyjątkowo, ale człowiek do wszystkiego się przyzwyczai. Ten preparat miał szczególne zastosowanie przy uprawie chmielu. Pamiętam blade, ludzkie cienie z małymi opryskiwaczami między słupami chmielników, gdzie należało regularnie spryskiwać szybko wspinające się po drutach pędy. Przy tym zabiegu mokry pył długo utrzymywał się w  międzyrzędziach, oni wjeżdżali w kolejne, nie patrząc na to. Dla obserwatora odór metasystoxu był nie do zniesienia, pozostawało tylko ewakuować się jak najszybciej w bezpieczne miejsce.
Chyba jeszcze gorszą sytuacją był brak zapachu. Nie miał go oleo-wofatox.  Stosowało się go na bezlistne jeszcze drzewa. Klasa jego toksyczności była określona, jak pamiętam, na II. Gdy sad był nim opryskiwany, trzymałem dzieci zamknięte w domu. Ale co z tego? Drzewa rosły w środku wsi,  z daleka widziałem, jak drogą naprzeciwko zbliżającego się ciągnika z opryskiwaczem, za którym unosiła się trująca chmura, spokojnie zbliżała się kobieta z dwójką dzieci. Jak gdyby nigdy nic, przeszła przez tą chmurę. Za chwilę mogła zajść i zachodziła sytuacja odwrotna – ktoś inny pryskał swój sad, a ludzie zajmowali się swoimi sprawami, wdychając unoszące się nad wsią trujące opary.
 
Zaliczenie do II klasy toksyczności niesie informuję: bardzo toksyczne. LD50 dla tej klasy to przedział 1-50 mg/kg. Ten symbol, pochodzący od słów lethal dose, oznacza uśmiercenie połowy osobników z gromady ssaków, licząc dawkę trucizny na 1 kg ich wagi. Arszenik ma LD50 = 20 mg/kg.
Klasyfikacja stopnia toksyczności raczej do teraz się nie zmieniła, ale widzę, że same środki chemiczne, zachowując swą  nazwę towarową, dzisiaj mają bez porównania bardziej ograniczoną moc niż onegdaj. Kiedyś bez problemu można było nabyć sklepach potężne trucizny w dowolnych ilościach a potem stosować je nie siląc się na precyzyjne obliczanie zalecanego instrukcją stężenia.

Jednym z magazynierów  w GS był  pan K. Do niego należała sprzedaż środków ochrony roślin. Znaliśmy się już jakiś czas. W magazynie  powietrze było ciężkie od chemicznych wyziewów.  Pan K.  nosił dla fasonu biały kitel. Od ostatniego naszego spotkania był wyraźnie bledszy, nie miał w sobie tyle energii co onegdaj. Potrzebowałem czegoś na stonkę.  Pan K. powiedział, że nie ma praktycznie żadnego wyboru i przyniósł słoiczek wielkości musztardówki. Opatrzony  on był etykietą "Ambusz".   Pierwszy raz się z nim zetknąłem. Objętościowo specyfik mi odpowiadał, jednak gdy przeczytałem, jaką  dawkę należy stosować, przeraziłem się. Ten słoiczek wystarczał na cały hektar.  Środek przeznaczony był  do opryskiwań dokonywanych z samolotu!   W czasach  upadania komunistycznej, państwowej gospodarki, taka propozycja była całkiem na miejscu. 
Koniec końców moje ziemniaki były opryskiwanie przez ludzi ze Spółdzielni Kółek Rolniczych.  Traktorzystami byli moi sąsiedzi.  Stosowany przez nich pestycydem był właśnie ten ambusz – jak wspomniałem, w tamtym momencie wyboru nie było. Usługi nie wykonywali z samolotu. Do traktorów, „sześćdziesiątek”, były doczepiane  opryskiwacze, niewielkie jak na dzisiejsze czasy.  Tył kabiny zasłaniała, albo i nie, plandeka z szybką. Nie zapewniało to szczelności, a i tak upalna pogoda powodowała, że kierowcy otwierali w kabinach co się dało. Względnie mały zasięg opryskiwaczy zmuszał traktorzystów do wielokrotnych nawrotów. Praktycznie cały czas pracowali w oparach zabójczej chemii. Gołymi rękami wymieniali zatykające się końcówki rozpylające ciecz i jeżdżąc z poletka na poletko, zmuszani byli do częstego składania i rozkładania lanc, z których lały się resztki cieczy.
Stonka to twardy przeciwnik, niektóre preparaty działały  w sposób ograniczony, zabijały tylko larwy, nie szkodząc dojrzałym owadom.  Ambusz likwidował wszystko. Na potraktowanym nim polu nie było niczego, ani muszki – uderzająca, zapadająca w pamięć martwota. Moi koledzy ze stażem pracy w SKR nie żyją już od dawna. W sile wieku byli okazami zdrowia i tężyzny. Po pięćdziesiątce  zaczęli poważnie chorować, zniedołężnieli i przedwcześnie umarli.
W demografii efekt ten nosił nazwę nadumieralności mężczyzn na polskiej wsi. Żyli przeciętnie 11 lat krócej od kobiet. Pan K. mieszkał w mieście, też nie żył długo.
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika paparazzi

12-11-2019 [02:20] - paparazzi | Link:

To byla tragedia ludzka. Ciekawe jak jest teraz.

Obrazek użytkownika St. M. Krzyśków-Marcinowski

12-11-2019 [13:13] - St. M. Krzyśków... | Link:

Przez lata sytuacja co do stosowania pestycydów ulegała poprawie.  Na rynek weszły środki działające selektywnie. Pierwszym takim, z jakim ja się zetknąłem, był zolone: „nieszkodliwy dla pszczół”. Kto się wcześniej przejmował pszczołami? Zaostrzano przepisy, ograniczono dostęp do preparatów najbardziej trujących, ale do czasu wejścia do Unii specjalnie się tym nie przejmowano. Nie jestem zwolennikiem przynależności do UE, lecz tu oddaję sprawiedliwość nowemu układowi. Zaostrzone kontrole, wcześniej praktycznie nieobecne, w zakresie przechowywania chemii, jakości sprzętu, przestrzegania właściwych terminów i godzin zabiegów itd., być może i jakość szkoleń, a przede wszystkim groźba odebrania rolnikowi dopłat skutkują.
Ostatecznie jednak, przy podniesieniu jakości plonów, mamy na przestrzeni ostatnich 30 lat absolutną redukcję ilości gatunków wszelkiej fauny na obszarach rolniczych. Gołym okiem widać brak ptaków, płazów, owadów. Skali spustoszeń w obrębie zwierzyny trudniejszej do zaobserwowania można się tylko domyślać. A teren Polski na gruntach się nie kończy – dalej jest podobnie marnie. Dlaczego?
W moim odczuciu nigdy spółka: państwo, massmedia i cała rzesza ludzi dobrej woli, nigdy nie zdołała sprostać problemowi niszczenia środowiska, licząc się raczej z awanturami wszczynanymi przez  z gruntu obcych, fałszywych i wrogich ekologów-lobbystów: augustowską obwodnicą, kornikami w Białowieży, emisją CO2 itd.
 

Obrazek użytkownika paparazzi

12-11-2019 [14:38] - paparazzi | Link:

Dawno, dawno temu mieszkałem na wsi i mogę potwierdzić pana spostrzeżenia. Pamiętam jak w czasie opylania pol wiatr wiał w stronę domu to była tragedia. A pamięta pan azotox. Nadmienił bym o nawozach co to tez był rarytas. Jak było coś zakontraktowane to dostawało się odpowiednie nawozy.Czasami się przedawkowalo z niewiedzy /więcej to lepiej/ brak edukacji co skutki były opłakane. Konkludując, lekarz badający moja skore stwierdzil ze za modu miałem do czynienia z szkodliwa chemia co teraz wychodzi w postaci brodawek, kolorów itd. O wewnętrznym stanie nie wspomnę. Dziekuje za uwage.

Obrazek użytkownika wielkopolskizdzichu

12-11-2019 [11:58] - wielkopolskizdzichu | Link:

Bardzo lewacki tekst. Toż to wraża ekologiczna robota mająca podważyć zaufanie do ciężko pracujących mieszkańców polskich wsi. W Berlinie na pewno zacierają ręce z radości po Pańskim wystąpieniu.

Obrazek użytkownika St. M. Krzyśków-Marcinowski

12-11-2019 [13:16] - St. M. Krzyśków... | Link:

Cóż, nie jestem, nawet w małej skali, politykiem.