Niemiecka krew

 
Wywód na temat, skąd się jest, dotyczy każdego. Jasne, że nie wszystkich to obchodzi - różnie się to zainteresowanie może rozkładać.
Ludzi tworzących grupę pierwszą nie obchodzi własne pochodzenie, i co w tym układzie zrozumiałe, nie są oni również ciekawi pochodzenia innych.
Przedstawiciele grupy  drugiej dociekają skąd się wzięli na tym świecie, lecz czynią z tego sprawę prywatną. I tu także, w ramach odrębności, pojawia się brak zainteresowania pochodzeniem nie swoim.
Grupę trzecią tworzą ludzie otwarci, stworzeni do świata wolnego, mniej obciążeni kompleksami. Możliwość poznania genealogii własnej i  bliźnich uskrzydla ich i motywuje do działania i refleksji.
Poza tym mamy do czynienia z wielką gromadą tych, którzy w odniesieniu do swojego rodowodu  przeinaczają, fałszują,  tuszują itd.
 
Przedstawiony tu podział  z grubsza tylko określa sytuację. Życie nie jest proste. Mimo łatwego dostępu do narzędzi  genealogicznych, ludzie zawsze będą skłonni oszukiwać samych siebie, no i oczywiście  innych. O tej spodziewanej publicznej szczerości, choćby we względnie wąskim gronie, mogą myśleć tylko idealiści. Ale czego się spodziewać przy odsłanianiu własnych korzeni, skoro ludzie nie chcą przyznawać się do swojej przynależności partyjnej, chociaż z racji ubiegania się i zajmowania określonych stanowisk publicznych, powinni to społeczności ujawniać. W dyskusjach i przy przedstawianiu swojej opinii na forach  anonimowość stała się normą. Nie słychać, by ktoś wysuwał postulat zwiększenia jawności, przyzwyczajono się, że można działać w szerokim zakresie z dokładnego ukrycia, system został całkowicie zdominowany przez agentury.  W dobie informatycznej, kiedy, wydawać by się mogło, prawdziwość danych  można łatwo weryfikować, rutynowym działaniem jest zamazywanie a nie dekonspiracja.  
Asymetria w przepływie informacji powiększa się z każdym rokiem. Moje finanse, historia mojego uczestniczenia w życiu społecznym, wyniki badania mojej krwi są perfekcyjnie poznane przez nieokreślonych, zewnętrznych graczy, a ja nie mam prawa wiedzieć, kto wychowuje i uczy moje dzieci. W obrębie samej genealogii, trochę na inny sposób, ten  brak konsekwencji również jest widoczny – tu dyscyplina związana z RODO, a z drugiej strony, przez tą powszechną dostępność metryk, otwarta została możliwość przejrzenia katalogów dziadków i pradziadków obcych ludzi.
 
Macham ręką na ten bałagan i strachy – od teorii przejdźmy do przykładu. Daleko nie będę szukać, opowiem o sobie samym, o jednej z moich przygód w trakcie wędrówek po przeszłości.
 
Od mojej babci Władysławy (ur. 1899) wiedziałem, że jej babcia Elżbieta była rodzoną siostrą babci mojego dziadka Ksawerego (ur. 1890). Obie przybyły ze swoją rodziną do parafii Pomiechowo z Poznańskiego. Musieli uciekać stamtąd, nie chcąc zmienić wiary katolickiej na protestancką. Zapisałem te uwagi pół wieku temu przy okazji szkicowania wspólnie z  babcią rodzinnego drzewa. Miałem wtedy zamiar odwiedzić kancelarię parafialną, miałem jechać do cioci Szablewskiej ze Złotopolic, która była starsza od babci i miała więcej pamiętać. Nie pojechałem i po jakimś czasie pogodziłem się z myślą, że nie dotrę ani do imion swoich przodków ani nie poznam historii ich życia. Nawet nazwisko panieńskie moich prababć było podawane w różnych wersjach. Dalej istniało ono w tej okolicy, ale sama babcia nie była skłonna potwierdzić jego właściwego brzmienia: Roll, Rolow, Rolof?
 
Po 50 latach przy pomocy Internetu  dane było mi wyświetlić dużo więcej. Potwierdził się przekaz rodzinny a dokumenty pozwoliły uściślić imiona i bieg wypadków. Mało tego, zostało dołożone coś ekstra, wynik mający szersze znaczenie. Dlatego tu o tym piszę.
 
Rodzicami moich praprababek Anny Roll (1828 -1881) i Elżbiety Rolof (1841 – 1897) byli Michał Roloff  i Zuzanna Martyn. Jak widzimy nazwisko ojca pojawiało się w metrykach w formie dosyć dowolnej, jeszcze przynajmniej w trzech innych „transkrypcjach”, ale jak doszedłem, właściwa jego postać wygląda tak, jak tu zapisałem z podwójnym f.
Zuzanna Martyn pochodziła z „Wielkiego Księstwa Poznańskiego”. W metryce ślubnej jej domniemanej siostry Rozalii Martyn (obydwie zamieszkały w Ozorkowie) zapisano nazwę wielkopolskiej miejscowości z której pochodziła, lecz nie potrafię jej odczytać. Rodzicami byli Kazimierz i Marianna Martynowie.
Skąd pochodził  urodzony około roku 1791 Michał Rolof (Roloff)?  Z zawodu był sukiennikiem. W dobie prężnie rozwijającego się przemysłu włókienniczego na Ziemi Łódzkiej  bardzo takich fachowców poszukiwano. Spora ich liczba została sprowadzona z Saksonii. Czy należał do nich Michał? Jego imię nigdzie nie występuje w formie niepolskiej, ale widać z metryk, że otaczał go żywioł niemiecki. Świadczą o tym niemieckie  nazwiska oraz imiona. Dla kolejnego dziecka wybrał imiona Wilhelmina Paulina, przypuszczalnie ze względu na pamięć o kimś  z najbliższej rodziny.  Niewątpliwie jest spokrewniony z Augustem Roloffem (tak się właśnie podpisującym). Rodzina Roloffów jest silnie skoligacona z Zajdlerami (Seidler na pierwotnych podpisach). Wszystko to wskazuje na niemieckie pochodzenie Michała. Do poszlak na to wskazujących należy również rodzinny przekaz o presji na rodzinę, by zmieniła religię. Nie uciekali oni, co prawda, z zaboru pruskiego – Ozorków leżał w zaborze rosyjskim, ale  nie zmienia to postaci rzeczy. W Ozorkowie działał w tamtym czasie bardzo aktywnie, usilnie zabiegając o zwiększenie liczby swoich wiernych, protestancki pastor i nie sądzę, by mógł wywierać szczególną presję na rodzinę nie mającą korzeni niemieckich. Z drugiej strony dla Saksończyków katolicyzm mógł być ich tradycyjnym wyznaniem. Ten opór i nie znane nam inne uwarunkowania spowodowały wyjazd rodzin Roloffów, Zajdlerów i może jeszcze innych z Ozorkowa.
 
Koniec końców okazuje się, że jest we mnie sporo krwi niemieckiej – coś około 1/16. Przedstawiłem wynik tych „badań” swojej koleżance. Jej reakcja bardzo mnie zaskoczyła. Nieoceniona Zosia, górująca przenikliwością umysłu nad całą okolicą, rzuciła od niechcenia: - Zawsze o tym wiedziałam.
Ja, w pocie czoła,  przejrzałem setki metryk, zgłębiłem dziesiątki artykułów, krok po kroku zbliżyłem się do zakopanej przez historię prawdy i wreszcie tryumfalnie mogłem ją odsłonić dla siebie i niewidzialnej publiczności, a tu ktoś, znający mnie od lat, mówi, że to żadne odkrycie. Mam to bowiem wypisane na czole. 
 
 
Zlekceważyłbym wartość tej nieoczekiwanej opinii, gdyby nie dwa fakty. Pierwszy z nich opisałem ostatnio. Jest to dające się zbadać pokrewieństwo narodów. Okazuje się, iż Niemcy i Polacy, pomimo przeszło tysiącletniego bezpośredniego sąsiadowania, są genetycznie wyjątkowo odmienni. Myślę, że ten brak  chęci do mieszania się tkwi w samej biologii, nie chodzi tylko o język, kulturę lub religię. To odczuwalna przez obie strony inność, obcość w kimś nie swoim.
Drugi fakt to podłoże sądu mojej koleżanki. Mieszkamy w okolicy zamieszkałej od tysiąca lat przez Polaków. Przeszłość wszystkich miejscowych rodzin nawet nie zahacza o inne strony. Przebadałem genealogię sporej liczby tutejszych i prawie wszyscy ich przodkowie pochodzili z obszaru jednego województwa. Domieszka niemieckiej krwi na tym słowiańskim podkładzie tworzy łatwo zauważalny kontrast.
Czym się różni Niemiec od Polaka? Pytanie to padało w ciągu dziejów miliony razy. Aż doszło to do mnie, dotykając mnie bezpośrednio. Ktoś powiedział, że Niemcy inaczej się poruszają. Ja dodam do tego swoją obserwację a czasów, kiedy sądziłem, iż z Niemcami nie mam nic wspólnego. Uważałem, że oni inaczej patrzą; oczy mówią o ich niemieckim charakterze. To spojrzenie nie jest miłe dla Polaków. Skonstatowałem teraz, że wcale nie rzadko proszono mnie w neutralnych sytuacjach, żebym „tak nie patrzył” i to wtedy, gdy starałem się mieć minę jak najbardziej przyjazną.
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Jurek M

09-03-2019 [06:33] - Jurek M | Link:

"Skonstatowałem teraz, że wcale nie rzadko proszono mnie w neutralnych sytuacjach, żebym „tak nie patrzył” i to wtedy, gdy starałem się mieć minę jak najbardziej przyjazną."

Witam Autora! Jaki ten świat mały! Moje korzenie również tkwią w Ozorkowie i również "wyciągnęły" trochę niemieckiej krwi. I przez całe życie tak mam, jak w cytacie powyżej. Nigdy nie spojrzałem na ten fakt pod takim kątem. Może to jest wytłumaczenie...
Pozdrawiam

Obrazek użytkownika St. M. Krzyśków-Marcinowski

09-03-2019 [10:54] - St. M. Krzyśków... | Link:

Historia Ozorkowa była dla mnie zaskoczeniem bardzo pozytywnym. Nie jest to miasto starożytne, ale ze swoimi szansami wykorzystanymi i straconymi, daje wiele do myślenia i romantykom i pozytywistom. 
Ptaki zauważają drobną różnicę w upierzeniu i dwa ich podgatunki rozdzielają się z czasem coraz bardziej. Myślę, że człowiek wyposażony jest w nie mniejszą zdolność spostrzegania i wyławiania z tłumu „swojego”. Pewnie z poziomu biologicznego da się przejść z tym na poziom kultury i narodowości z nią związanej, ewentualnie powiązać to można razem. Dla mnie było czymś fascynującym, jak czyjeś wprawne oko potrafiło wyłowić Polaków z międzynarodowego tłumu. Pozornie niczym się nie wyróżniali, ale jakieś niuanse w ich zachowaniu, może też budowa ciała, pozwalały na właściwe wytypowanie narodowości.
Nie inaczej jest z tym niemieckim spojrzeniem.    
Pozdrawiam.

Obrazek użytkownika RinoCeronte

09-03-2019 [17:44] - RinoCeronte | Link:

Boże Mój! Rasizm przez Panów przemawia... 

Obrazek użytkownika St. M. Krzyśków-Marcinowski

09-03-2019 [18:23] - St. M. Krzyśków... | Link:

W jakim momencie?

Obrazek użytkownika Kazimierz Koziorowski

09-03-2019 [21:30] - Kazimierz Kozio... | Link:

cechy osobowosci jednostki to cos zupelnie innego niz cechy charakteryzujace narody en masse. coz maja geny do rzeczy, kiedy samookreslenie sie jako Polaka lub Niemca zawsze( tzn. do niedawna) rozstrzygalo o przynaleznosci do narodu. chociaz ostatnimi czasy mamy spektakularne przypadki, kiedy etniczny Polak pluje na swoj kraj w nadziei ze go Niemcy za to docenia, choc w rzeczywistosci w Niemczech i tak jest i bedzie uwazany za untermenscha. a jak nazwac syna etnicznie niemieckich rodzicow, ktory zginal w sztuthofie pojmany jako polski zolnierz wrzesnia? (tacy byli traktowani jako najgorsza kategoria bandytow przeciw III rzeszy). jego wnukowie podzielili sie na tych ktorzy wola, za dziadkiem, byc Polakami(kilkoro), i tzw. volkswagen-deutschow(kilkanascioro)

Obrazek użytkownika Valdi

11-03-2019 [00:18] - Valdi | Link:

Volkswagen od pewnego czasu bardzo stracił na popularności

Obrazek użytkownika St. M. Krzyśków-Marcinowski

10-03-2019 [00:51] - St. M. Krzyśków... | Link:

 
W tym, co piszę nie roszczę sobie pretensji do uczoności. Opowiedziałem anegdotę z sobą w roli głównej. Wszakże zdarzenie niezmyślone w pewien sposób domaga się często wyjaśnienia, odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Kombinuję więc z lepszym lub gorszym skutkiem. Samo życie stawia mnie uparcie na gorących liniach polsko-niemieckich i polsko-żydowskich. Pan Bóg nad tym wszystkim, co nie stoi w sprzeczności z tym, by rzymski katolik szukał. rozwiązań racjonalnych.
Nie zgadzam się z Pańską opinią, że cech jednostki nie  można wiązać z charakterem narodu, do którego ona należy. Trudno mi na ten temat dyskutować z braku przygotowania, ale tyle co wiem, pozwala mi tak sądzić.
Poza tym podzielam Pańskie  zdanie.  
Samookreślenie jest decydujące w kwestii narodowości.
Widma Übermenscha i Untermenscha wciąż kryją się za kulisami różnych incydentalnych i ogólnych, politycznych działań.
Moje pisanie miało pokazać absurdalność  powszechnego podziału. Był on i będzie, choć to koniec końców tragiczna, ludzka głupota. O mnie samym mówiono całkiem poważnie, że jestem Niemcem, gdyż pochodzę z przygranicznych Żar, że jestem Ukraińcem, bo ojciec mój pochodzi z Podola. W USA byłbym patriotą amerykańskim i nie bardzo miałbym wybór. Dobrze to znać na własnej skórze, choć dla mnie były to humorystyczne drobiazgi, ale dla innych, których przykłady Pan podał, te dylematy i oskarżenia okazywały się ostatecznym, krańcowo bolesnym dramatem.
 

Obrazek użytkownika Valdi

11-03-2019 [00:15] - Valdi | Link:

Bo my jesteśmy Słowianie ... tacy trochę rozmarzeni, na wstępie akceptujemy każdego nowo poznanego. Jeśli jednak zajdzie nam za skórę długo żywimy urazę. To postawa generalnie obca dla Niemców preferujących bardziej analityczny stosunek do obcego.
Z drugiej strony różnimy się od naszych wschodnich braci niechęcią do skrajności - rewolucja u nas ma małe szanse powodzenia.

Obrazek użytkownika St. M. Krzyśków-Marcinowski

11-03-2019 [13:07] - St. M. Krzyśków... | Link:

Bardzo trafna charakterystyka. Mordowanie (rewolucja) obce jest polskiej naturze. Potwierdzają ja fakty natury historycznej.
Przez wieki Żydzi byli przez nas akceptowani tak, jak nigdzie indziej. Wrogowie, sami zdolni do takich czynów, próbują nam dorobić gębę nacji urządzającej pogromy. Jesziwę Mędrców, szkołę dla rabinów, wybudowano w Lublinie, w  wolnej Polsce, w roku 1930. Nie w Kijowie, czy Berlinie.
"W 1655 roku Lublin najechały wojska moskiewsko-kozackie, które doszczętnie spustoszyły miasto żydowskie. Zniszczeniu uległ kompleks synagogalny przy ul. Jatecznej, wraz z bożnicą Maharszala, domem studiów, mykwą oraz szkołą talmudyczną. W gruzach legła większość domów mieszkalnych, a wojska najeźdźcze wymordowały ponad 2000 Żydów. Dzieła zniszczenia dopełnił o rok późniejszy najazd wojsk szwedzkich."
Przewodniczący Rady Ministrów III Rzeszy Niemieckiej H. Himmler nakazał w lipcu 1941 wybudowanie obozu koncentracyjnego w Lublinie. W pewnym sensie było to dzieło rewolucyjne.