Przerażająca degradacja środowiska naturalnego. To nam dała Unia. Ten ogrom zniszczenia powinien uaktywnić wszystkie światowe organizacje proekologiczne. Nie uaktywnia, potwierdzając po raz kolejny prawdziwe intencje tych żałosnych zielonych ludzików działających tylko na suto opłacane zlecenia i torpedujących głównie projekty klasyfikowane jako konkurencyjne wobec niemieckich i sowieckich, albo projekty realizowane przez niedostatecznie podległe niemieckiej (sowieckiej) politpoprawności opcje polityczne.
1. Kto z Was, moi wspaniali Czytelnicy, widział ostatnio krowę? Nie mówię o nieszczęsnych stworzeniach wepchniętych do cel 1x2 m, całe życie stojących na stalowej kracie, nie znających smaku trawy, od narodzin do śmierci nie oglądających słońca, podłączonych z jednej strony do taśmociągu z mieszanką antybiotyków i „paszy” z martwych zwierząt, z drugiej do rurek wysysających z nich płyn, który kiedyś zwano mlekiem. Mówię o zwierzętach obmywanych deszczem, brodzących po orosiałych łąkach, wyprowadzanych o świcie, sprowadzanych o zmierzchu, śpiących w cieniu drzew lub pod dachem na słomie. Kto z Was widział ostatnio krowę?
Krowa, taka, o jaką pytam, jest niezgodna z normami unijnymi. Co się z taką krową dzieje? Jest poddawana zaostrzonej kontroli. A potem dzieje się z nią to, co ze wszystkim niezgodnym z normami unijnymi. Sprzedaż na rzeź, likwidacja, utylizacja.
2. Kto z Was widział ostatnio konia? Nie mam na myśli ocalałych pięknych arabów z Janowa Podlaskiego, uratowanych przed Totalnymi Trucicielami. Kto ostatnio widział zwyczajnego, poczciwego konia na polskiej wsi? Wiem, „koń to przeżytek”, ale dlaczego WSZYSTKIE takie konie to przeżytek? Kontrola, kontrola, kontrola… itd.
3. Kto ostatnio widział kurę? Nie tę w klatce, pożeraną żywcem przez kurę z sąsiedniej klatki. Normalną kurę, grzebiącą w ziemi, dziobiącą listki, szukającą robaczków, kamyczków, kapiącą się w piasku. To także ginący gatunek, bo kontrola, kontrola…
Czy wiecie, że kokosy na hodowli krów zbija nie polski rolnik, lecz producent stalowych kratek, na których stoją te biedne zwierzęta? Kratki są konieczne, żeby nie produkować zbędnych ilości obornika, żeby zamiast mieszaniny słomy i odchodów na antyunijnej pryzmie pod antyunijnym gołym niebem, można było produkować prounijne beztlenowce w zamkniętych silosach, do których ze stalowych kratek, odpowiednio izolowanymi rurkami spływa tylko czysta, prounijnie toksyczna gnojówka. Co do tego ma producent kratek? A to, że normy unijne bywają kapryśne. Lubią się zmieniać. Kilkadziesiąt tysięcy na kratki w krowim gułagu? Nie ma problemu. Ale za dwa lata wymiary takich kratek okazują się niewłaściwe. Właściwe są inne wymiary. Hodowca jest zobowiązany dostosować produkcję do norm, bo… kontrola, kontrola, kontrola…
Jaki skutek ma zlikwidowanie tradycyjnej hodowli? Przede wszystkim - gigantyczne zyski dla Monsanto. Przecież ta trawa, która wciąż rośnie, te zioła wciąż odradzające się, choć już od dawna powinno ich nie być, te chwasty - niczemu już nie służą, żadnego zwierzęcia już nie nakarmią, a trzeba sobie z nimi sobie jakoś poradzić, trzeba walczyć. Herbicydy, herbicydy, herbicydy… Zboża są pryskane Roundupem tuż przed zbiorami. Rżyska po zbiorach też. W sadach powtarza się to dotąd, aż pozostanie goła, martwa ziemia. Pszczoły nie trafiają do nielicznych nietoksycznych kwiatów. Umierają z głodu. Nawet w ogródkach królują upiorne iglaki i kikuty trawników. Znikąd ratunku. Jesteśmy w Unii.
Tony nawozów sztucznych – oczywiście zgodnie z normami. Jeszcze nie wszystkich na to stać. Ale innej drogi nie ma, bo naturalnego nawozu nie ma, bo nikt nie będzie płacił mandatów za zanieczyszczanie środowiska, bo kontrola…
Wymierają ptaki. Nie ma już jaskółek. Kiedyś lepiły gniazdeczka przy każdej belce, pod każdym okapem, w każdym budynku gospodarczym. Wyginęły z głodu albo uciekły na drugi koniec świata od trujących wyziewów zgodnych w unijnymi normami gnojowników, zbudowanych tam, gdzie kiedyś łowiły owady.
Zniknęły wróble. W całym kraju inwazja kleszczy, produkcja szczepionek idzie pełną parą, a jedyny ptak żywiący się kleszczami zniknął, bo zimą nie znajduje pożywienia ani na wyjałowionych polach, ani w spustoszonych chemią sadach, ani w sterylnych gospodarstwach. Niedobitki wegetują jeszcze w miastach; wymrą, kiedy już wszystkie budynki będą ocieplone i pięknie uszczelnione…
Wrony, te brzydkie wrony, kiedyś każdej jesieni robiące czystkę na zaoranych polach, dopadające każdego nieszczęśliwego pędraka – porzuciły swoje naturalne środowisko. Nie ma hodowli, nie ma zwierząt, nie ma pożywienia. W miastach ścinamy korony drzew, bo wrony nie wyginęły, po prostu się przeniosły - na nasze wysypiska, do naszych parków, pielęgnują teraz nasze trawniki. A w uprawach oraz większe żółte połacie pozostałe po żerowaniu robactwa, próbuje się je zwalczać… opryskami. Błędne koło.
… Kolejne gospodarstwo hodowlane zlikwidowano – bo ASF. Ledwie kilkadziesiąt świń. Niewiele. Choroba przenoszona przez dziki. Parę lat temu pierwsze dziki padłe na tę chorobę znaleziono na Podlasiu... z połamanymi nóżkami. To nie żart, nie konfabulacja. To fakt.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 21515
Rzadza zdobycia kasy za wszelka cene, nawet za cene spustoszenia naszej pieknej planety.
p.s.
Dodalbym do Pani artykulu jeszcze sprawe tzw. " energi odnawialnej " , forsowanie elektro-samochodow i " smieciowa turystyke ".
Pozdrawiam Panią
Kury. Tylko kilka gospodarstw na wieś ma kury. Bo się nie opłaca. Jajka od takich wiejskich kur są zupełnie inne niż te kupne w sklepie i ludzie się na nie zapisują, dogadują itd. Na wszelki wypadek napiszę, bo może ludzie już zapomnieli, jak to zwykle, że żółtko w prawdziwym jajku jest żółte! Blado lub jasnożółte. A nie pomarańczowe. O mięsie to nie będę już nawet pisać.
Krowy. Jak wyżej. Nie opłaca się. Cena skupu mleka jest żałosna. Ale ciekawi mnie czy znacie smak twarogu z takiego mleka, śmietany... Ostatnio na podpuszczce zrobiliśmy taki biały ser, który trochę poleżał i zamienił się w delikatny superowy tłusty lekko żółty ser. Dodać prawdziwego pomidorka i pycha. Smak ludziom już nieznany.
Można tak wyliczać ale zgadza się. UE jest tworem szatańskim. Obserwując co się dzieje widać pewną prawidłowość: ich celem jest niszczenie. Tego co w danym miejscu jest najcenniejsze. W Polsce to np. rolnictwo, górnictwo. Rolnictwo dzięki dopłatom postawione jest na głowie. Ludzie nie znają prawdziwej wartości żywności. Nie wiedzą że wszystko powinno być o wiele droższe. Że jest to szatański sposób na tą całą degradację. Gdyż zwykłemu miejskiemu cielęciu wydaje się że to on coś tworzy ważnego. Zarabia pieniądze. Jest panem życia. Podczas gdy praca rolnika jest taka nieistotna. Bo przecież żywności jest bród i jest tania. Ale nad tym właśnie pracuje system. Modyfikacje genetyczne. Nawozy, hormony itd. Której efektem, wraz z zmuszeniem rolnika by jego produkty były coraz tańsze, jest degeneracja żywności. Tylko czy ktoś myśli jaka jest tego cena? Co tak naprawdę je? Co jest w marketowej kiełbasie?
To jedno a drugie to to o czym piszę w każdym komentarzu. TO SIĘ NIE LICZY. Gdyż liczą się tylko pozory dla mas. Liczy się tylko taki Timmermans lub pajace z PO by np. taki piszący tu Andy miał się czym podniecać. By ludzie mieli tych błaznów których mogą nienawidzić. Po to by tępy lud mógł popierać rząd. Który ręka w rękę z UE nakręca System. CETA. GMO. Likwidacja gotówki. Wszystkie ISTOTNE projekty Systemu w Polsce idą pełną parą z łaskawym poparciem PiSu.
Ludzie nie rozumieją że dla Systemu nie liczą się marionetki takie Timmermans czy Tusk. Jeśli trzeba to PiS być może jakimś cudem może ich nawet wsadzić do pierdla. Ale to bez znaczenia gdyż liczy się cała reszta. Która dla PiS jest nietykalna. Jak właśnie uczestnictwo w UE. Podporządkowanie systemowi korporacyjno-bankowemu. Gdzie istnieje tylko kilka kontrolowanych centrów emisji pieniądza, WIEDZY i technologii.
To się liczy. Ale czy ktoś to tutaj rozumie? Rozumie że PiS jest złem nawet gorszym niż PO gdyż za kilka srebrników z 500+ i innych podobnych ściem sprzedaje właśnie ostatecznie Polskę i Polaków pod kontrolę Systemu. Bo do wielkiego przekrętu potrzebne jest wielkie poparcie. Ten cały idiotyczny „polityczny” szoł dla ogłupionego tłumu.
Nie zostaną przymknięte drzwi przed szczepionkowym obłędem (szczepionek bowiem przybywa w postępie geometrycznym i wprowadza się je po weryfikacji "na tzw. gębę"), nie zostaną też przymknięte drzwi przed GMO, bo jemy je w każdym sklepowym produkcie i żywimy nimi zwierzęta.
Ruszył program wpychania ludności w pułapkę tzw. czystych źródeł energii, co jest absurdem w naszej strefie klimatycznej. Ogrzewanie domów gazem to jest propozycja dla naprawdę bogatych - a państwo położyło już swoją rękę na pozyskiwaniu drewna do celów opałowych, bo wolno bez uzgadniania z kimkolwiek drzewo zasadzić, ale zamiar jego wycięcia trzeba zgłosić odpowiednim organom. Co dziwi niepomiernie, bo od chwili uśmiercenia drobnego rolnictwa większość dawnych pól uprawnych zamieniła się w zadrzewienia - celowe bądź porośnięte tzw. samosiejką, co sprawia, że lasów ci u nas dostatek.
Degeneracja żywności, o której Pan pisze, jest straszliwa. Ja może krótko o dzisiejszym mleczarstwie, bo to jest dziedzina, o której co nieco wiem. Współcześnie krowy mleczne to jest tzw. bydło oborowe, w wiekszości oglądające zielony świat przez okno. Jak mają nie oglądając słońca zasymilować w swoim organizmie wszystkie te witaminy, które rzekomo mają się w mleku znajdować - tego nikt nie wyjaśnia.
Zapytałam kiedyś panią pracującą w mleczarni na stanowisku technologa, czy w jej zakładzie jest dział zakwasów mleczarskich, niegdyś obowiązkowy, najważniejszy. Hodowla i namnażanie czystych kultur mleczarskich jeszcze 30 lat temu to było serce każdej spółdzielni mleczarskiej, Czyste kultury przechowywano w termostatach strzeżonych jak sejfy, a ich prowadzenie powierzano najlepiej wyszkolonym i zaufanym pracownikom. Więc ta pani technolog roześmiała się i powiedziała: "Nie, nie hodujemy już zakwasów. Surowiec przeznaczony na masło, twarogi, jogurty, kefiry zaprawiamy preparatami przywożonymi do nas w workach".
Czy zatem można się dziwić, że twaróg w kostce smakuje jak kazeina przemysłowa 30 lat temu, a śmietana jak serek homogenizowany? Ser w wiaderku może stać poza lodówką miesiąc i dłużej i nie zgliwieje ani nie pleśnieje, jak Lenin w mauzoleum.
I czy masło to jeszcze masło, skoro nie jest już uzyskiwane drogą zmaślania, tylko strącane przy pomocy jakiejś technologicznej sztuczki, wlewane do formy, gdzie po schłodzeniu staje się kostką extra?
Co się stało z normami na żywność i kiedy? I czemu się o tym nie mówi?
Przypomina mi się tutaj jak Warufakis, bardzo ciekawy minister finansów z Grecji opisał co zastał kiedy został ministrem. Ano to że oprogramowanie w jego ministerstwie, które nadzorowało system podatkowy było poza jego wglądem... Wyobraźcie to sobie. Zostajecie ministrem finansów a tam kluczowy dział kontrolują bezpośrednio... jakieś ludki z UE. Warufakis zastanawiał się nad włamem i innymi dziwnymi opcjami ale ostatecznie nie musiał tego zrobić gdyż zorientowawszy się w końcu jak naprawdę to wszystko działa, złożył rezygnację a Cipras nałożył na Greków kolejne zobowiązania.
No i tak właśnie sobie myślę. Czemu w Polsce nie miałoby być inaczej? Kto wie czy serwery w ministerstwie finansów nie są pod bezpośrednią kontrolą UE. Tak jak po prostu cały rząd. A reszta to zwykła fikcja dla mas.
No więc co tak naprawdę mogą zrobić ci wszyscy PiSowcy? Tylko jedno. Zintegrować się z Systemem. Lizać tyłki każdemu kto sprawi że ich ciepłe posadki, które dostali po tylu wyrzeczeniach, po tym jak tak długo czekali, nie zostały im odebrane.
I to cała tajemnica rządów w Polsce.
Na ale my, tu na dole, dobrze by było, gdybyśmy w końcu powzięli jakieś działania a nie czekali na cud, który spadnie z nieba. Warto pamiętać że różne książki sugerują że to co na koniec spadnie z nieba raczej nie będzie rajem obiecanym... Że tylko my możemy coś zmienić. Ok. Szanse są zerowe ale lepsze chyba to niż powolna śmierć z rąk Systemu.
Przy okazji narzekania na eko-unię zwracam uwagę że PiS zapowiedział że NIGDY nie przyłoży ręki do wyjścia ze związku landowego, a właśnie jesteśmy na etapie wdrażania i angażowania się we wszystkie zielone-błękitne-eko brednie tej bandy szaleńców.
Generalnie to chyba obowiązuje zasada, że im więcej oficjalnie zadekretowanej "ochrony środowiska" i ton papierów na kolejne przepisy tym większe spustoszenie w realu.
PS. od lat nie widziałem zająca.
Inwazja lisa jakoś przygasła, i w moich stronach pokazały się więc pojedyncze zające. Ale znowu chodzą słuchy, że szykuje się nowa akcja zalisiania nieobsianych nieużytków.
Inna wersja wieści gminnej mówi, że raczej wchodzi w rachubę wypuszczenie wilków, co także może być prawdą, bo kilka sztuk w mojej gminie już wypuszczono. W takim wypadku - miej się na baczności zwierzyno płowa, bo wilki będą chciały coś jeść.
Strach pomyśleć, co zostanie wypuszczone w celu przetrzebienia stad dzików baraszkujących w liczbie po 20, a nawet 40 sztuk. Na pewno nie zrobią tego koła łowieckie, zajmujące się hodowlą, mnożeniem i dokarmianiem tych wszystkich stad. Po monitach i różnych uzgodnieniach panowie myśliwi podjęli próbę zredukowania grasujących w okolicy watah, ale nie mieli farta. Żadnych stad nie mogli znaleźć, a jak w końcu znaleźli, to im uciekły. Zabili dwa warchlaki i wrócili do domu. Szkoda było buty moczyć.
Tak to jest, jak człowiek zaczyna się bawić w Stwórcę - bo wystarczyło by szanować i rozsądnie używać.
"widział ostatnio krowę"
A ja - nie tak dawno byl ja na Podkarpaciu i w lubelskiem, i widzial - cala zywa , a nawet dosc licznie wystepujaca - okolice Bilgoraja oraz Tuchowa
Mam antenata, dosc dalekiego krewniaka w wieku matuzalemowym niemal. I on twierdzi - a ja mu wierze, bo chlop ma swoje lata a cale zycie utrzymywal sie z roli, ze wieksza swoboda na wsi byla nawet pod butem pewnego bawarskiego kaprala.
Lzej bylo zyc! Wyobrazacie to sobie - pod teutonska okupacja wiekszy luz niz teraz?
A jednak....
MiniMax
Pozdrawiam serdecznie
Serdecznie pozdrawiam
danuta
...mam mały kryzys pt "POCOJATOWŁAŚCIWIEWPUŚCIŁAM".
No właśnie... Też piszę emocjonalnie. Mimo tego, staram się ważyć słowa. Jakieś poczucie odpowiedzialności trzeba mieć, gdy mówi się do tysięcy ludzi.
Wszystko, co napisałaś, to mniej więcej prawda. Nawet więcej. Przekonany jestem, że pytanie, czy z Unią nam po drodze jest nieadekwatne, bo obserwując już 14-letnie poczynania, widzę, że Unia, dosyć świadomie nas niszczy, gospodarkę, rolnictwo, tylko po to, byśmy nie stali się konkurencją dla "starych" krajów Europy.
Lecz to jeszcze nie koniec. Jeszcze mamy szansę walczyć i zatrzymać złe procesy. A twój wpis jest katastroficzny - już po nas panowie. Czytający sobie przemyśli i wywnioskuje, że polskie władze świadomie dają się łupić szubrawcom z Brukseli. Szczególnie jak im się podrzuci hity histeryków - Monsanto i Rundup.
Po poprzedniku, który lubił być odgrodzony od całego piękna kraju, przystrzygłem żywopłot dosyć sporo i jakiż to mam wspaniały widok. Nagle ukazało się gospodarstwo sąsiada, chłopa, a jakże, który jest przemiłym i wesołym człowiekiem, bo życie mu się ułożyło, jak mógł sprzedać nieco swych malowniczych ziem i pozostać na ojcowiźnie i kontynuować tradycję. Tuż za żywopłotem po sadzie chodzą i dziobią kury, a ich szef Kogucki, budzi mnie o świcie, nieco dalej na łące trawę skubie ten nasz, nie arabski, typowy polski konik. Gospodarz czasem go zaprzęga do klasycznej furmanki, jak chce rozrzucić gnój na polu, choć ma nowoczesny traktor i przyczepy. Oprócz koguta, rano słyszę krowę, żądającą obsługi. Wczoraj, jak codzień pasła się na łące, a popijała sobie prosto z rzeczki Kaczej. Nie ma Monsanto i Rundupu. Jest cudnie! 15 km od centrum Gdyni.
To, o czym piszesz, to raczej obraz wielkich farm produkcyjnych, które, na dodatek, nie są w polskich rękach. Gdyby PIS natychmiast w 2015 nie zablokował sprzedaży ziemi, to pewnie te wielkie farmy byłyby już dominujące w polskim rolnictwie.
Lubię polskie wędliny. Są najlepsze na świecie. Ani włoskie, hiszpańskie, czy niemieckie im nie dorównują. Lecz nigdy nie kupuję już wyrobów Morlin, czy Sokołowa, bo to już niepolskie. A jakich cudów dokonują, by szynka była taka różowiutka, to nie wiem. I nie chcę wiedzieć. Rodzinny, niedaleki sklep, który przetrwał, a nawet się rozrósł, mimo trzech Biedronek, Lidla i pięciu Żabek obok, codziennie mi oferuje kolekcję polskich wędlin z małych, lokalnych wędzarni. Co oni potrafią zrobić. Tak, jak piekarze, gdzie jest silna konkurencja.
Czyli... do katastrofy jeszcze daleko, a jak będziemy czujni i waleczni, to wygramy z tym europejskim świństwem.
Serdecznie pozdrawiam
Tylko, że to nie ma żadnego wpływu na nędzny obraz przemysłowej produkcji żywności, tej żywności, która jest spasana przez ludność tubylczą via struktury służące jej masowej dystrybucji. Z moich okien widać coś całkiem innego, niż z pańskich, 15 km od centrum Gdyni, jak pan pisze. Z okolicznych wzgórz wieczorem widać łunę od bijącą od rzęsiście oświetlonego Rzeszowa, stolicy Podkarpacia. Pracowitego Podkarpacia, onegdaj producenta żywności, zagłębia produkcji roślinnej i zwierzęcej. Tam, gdzie rosły zboża, ziemniaki, buraki cukrowe i plantacje warzyw - dziś szumi samosiejka brzozy i olchy, a rolnikom wypłaca się dopłaty za koszenie ugorów i pielęgnację nasadzonych lasów.
Te dwie ocalałe krowy, o których pisałam powyżej - owszem, one jeszcze widzą światłość Bożą, ale już jej praktycznie nie ogląda stado znajomego producenta mleka z sąsiedniej gminy, wszystko zgodnie z narzuconymi przez UE procedurami i przepisami. Żeby było bardziej tragicznie, producent ów odstawia wyprodukowane mleko, ale wara mu od skosztowania smaku mięsa hodowanej przez siebie krowy czy cielęcia. Cielę jest znane systemowi od chwili zapłodnienia i zniknąć z systemu nie może. Chcąc spróbować własnej cielęciny, musiałby 1. zacząć od weterynarza, zapłacić za badanie, opinię i sporządzenie papierów do rzeźni 2. wynająć samochód do przewozu żywca 3. zapłacić za profesjonalny ubój w rzeźni 4. wynająć samochód po przewozu mięsa. Policzył, i wyszło mu, że nie opłaca się tej cielęciny jeść.
W jego farmie produkującej mleko na skalę przemysłową zdarzyło się, że krowa po wycieleniu nie wstała na tylne nogi, co się zdarza, bo do inseminacji często używa się materiału pobranego od mięsnych bydlęcych mutantów. Krowę podwieszono na pasach, bo istniała szansa, że wyzdrowieje. Krowa na tyle przyszła do siebie, że jadła, piła, dawała mleko, ale o chodzeniu należało zapomnieć. Właściciel wymyślił to, co w takiej sytuacji zawsze robili rolnicy: zwierzę oprócz tego, że nie chodziło, było zdrowe, więc należy je zabić i napełnić zamrażarkę. Okazało się, że nie może tego zrobić. Po pierwsze - procedury takie, jak przy cielęciu, punkt 1 i 2 . Dalej było już tylko gorzej - odstawić by to zwierzę musiał jako żywą padlinę do utylizacji, rzeźnia i pozyskanie mięsa nie wchodziło w rachubę. Ostatecznie system został pokonany, Polacy mają wszak duże doświadczenie w oszukiwaniu okupanta, co się sprawdzało i w czasie hitlerowskiej okupacji, i w czasie komunizmu.
W sąsiedniej gminie też mieliśmy producenta dobrych, naturalnych wędlin. Tak długo nękano go kontrolami i karami, aż się złamał i dostosował do CE.
A Monsanto i Roundup to jest niestety także już nasza rzeczywistość. Roundupem są "dojrzewane" na komendę takie uprawy, jak : zboża, rzepak, cebula, grochy i fasole, gryka.
Mutantami są: pszenica, proso, większość odmian ziemniaka, kukurydza, dynie (również te dodawane przez Gerbera do żywności dla dzieci), oraz duża część warzyw.
Znajoma uprawiała dynię dla Gerbera, z powierzonego materiału siewnego - plony były niesamowite. Zachowała trochę nasion z tych dyń, które wyhodowała i zasadziła je w następnym roku. To coś, co wzeszło, pomimo starannej pielęgnacji nawet nie chciało rosnąć, z trudem wyglądało na dynię. Pokazały się pojedyncze kwiaty i jeszcze mniej liczne karłowate i nieforemne owoce. Na tym właśnie polega szatańska pułapka Monsanto: mutanty roślinne i patenty na materiał genetyczny. Jeszcze pamiętam czasy, kiedy to każdy zbierał samodzielnie nasiona ogórków, pomidorów, dyń. Sadziło się je w następnym roku, a one owocowały i powtarzały cechy. Podobno na ścianie wschodniej oraz na Ukrainie zachował się ten zwyczaj i tam jeszcze stare dobre odmiany się zachowały.
Dopóki nie wiemy, co jemy, ma prawo nam smakować.
Ale kto wie czy kiedyś jego dziecko już ich nie zobaczy i nie będzie widzieć w tym nic nadzwyczajnego. Ot polska wieś, taka jaka powinna być.
Na przemyśle rolniczym się kompletnie nie znam. W sensie upraw wielkoobszarowych i farm przemysłowych. Nikt też z przodków nie był rolnikiem, więc nie mam tego we krwi. Lecz znam się na żarciu. Właśnie jutro będzie otwarcie kolejnej gastronomii - delikatesów. Osobiście, organoleptycznie i kontrolując surowce i technologie, sprawdzaliśmy oferowane półprodukty. Więc proszę mnie tu nie pouczać płynnymi, czy aerozolowymi ekstraktami wędzonki. Wszystko, czego się dotykam, wędzone jest tradycyjnie, marynaty też, a nawet drewno używane do wędzenia. Bo ma to znaczenie. Jedynym w pewnym sensie substytutem, który sprowadzam ze Stanów, jest hickory salt (sól hikorowa), używana od stuleci w USA (m.in). I jest to produkt kompletnie naturalny, bo sól przez 14 dni wędzi się w dymie z drewna hikorowego (drzewo hikorowe, ma PL nazwę, orzesznik i rzeczywiście jest nieco, jak orzech włoski). Tak samo, jak wędliniarze, również piekarze oferują swoje produkty, niczego nie ukrywając. Przedwczoraj mój wspólnik spędził w nocy trzy godziny, od 3 do 6 by obserwować proces i składniki wytwarzanych bułek. W tych dwóch kategoriach - wędliny i pieczywo, jest już taka konkurencja, że mamy produkty na najwyższym. światowym poziomie. Sery niestety nie nadążają. Kiedyś fantastyczny Koryciński, jak zrobił się popularny, to się zepsuł, z oscypkami nie wiadomo co się dzieje, a reszta dopiero się krystalizuje.
Jako wyśmiewany optymista, jestem przekonany, że jak już na prawdę ludzie zaczną się bogacić, to nie dadzą sobie wciskać kitu na Rundapie i made by Monsanto. Zawsze byliśmy wybredni i lubimy dobrze zjeść.
A, że pod Rzeszowem jest jak jest, to dlatego, że UE najbardziej by chciało, żeby polskie rolnictwo zupełnie padło. Bo mimo głodu na świecie, w Europie jest nadprodukcja żywności, a nasze towary są bardzo konkurencyjne. Co już osiągneliśmy? Najwyższa jakość i pierwsze miejsce w truskawkach, jabłkach,kwiaty gerbery i poinsecja. W ziemniakach chyba też jesteśmy najlepsi, ale tu dużo jest międzynarodowych koncernów.
Z nikim nie będę się sprzeczać, że Europa chce zniszczyć, bądź tylko podporządkować polskie rolnictwo. Ja czekam i patrzę. Jak na jesieni zobaczę, że kopiemy przekop przez Mierzeję, a w 2020, że rozpoczęto Baltic Pipe z Danii do Polski, to będę wiedział, że się nie damy szubrawcom i krwiopijcom.
Pozdrawiam