Epizod śmierci Olega

 
 
Tekst poniżej, to mały fragment książki, którą właśnie piszę. Choć dokładniej – szkic. Będzie to gruba cegła o przyszłości świata za parę lat. Oczywiście optymistyczną.
Świat nasz przez tysiąclecia dostawał w dupę, bo zło miało przewagę nad dobrem. Niewłaściwi ludzie byli na niewłaściwym miejscu. Pozwalaliśmy, by rządzili nami wariaci, psychopaci i zbrodniarze. Chciwość, pazerność i barbarzyństwo królowały nawet w tak zwanych wiekach oświeconych. Nieporozumienia przeradzały się w kłótnie, a te w głupie wojny.
Głupota od samego początku wygrywa z mądrością.
Czy na prawdę w końcu nie możemy tego zmienić? Czy nie zasługujemy na powrót do raju? Grzech Adama i Ewy jest na zawsze nieodwracalny?
 
Chociaż spróbujmy...
 

 
 
 
 
 
            Jak zwykle założył cieniutki tiszirt i dobre, mięsiste jeansy. Na nogi mięciutkie mokasyny. Miał ważne biznesowe spotkanie, ale już dawno, na swoim poziomie bogactwa, nie musiał przestrzegać typowych, korporacyjnych kodów kulturowych – ubioru, zachowania, fryzury, a nawet manicure wypolerowanych paznokci. Tak, jak teraz było ok.
Nie cierpiał też maniery swoich wzbogaconych rodaków, którzy demonstrowali swoje azjatyckie tradycje Kozaków z Zaporoża – długie wąsy i wygolone czachy z warkoczem. Każda taka demonstracja, właściwie tylko oznajmiająca przynależność do jakiegoś współczesnego plemienia, wszystkie te tatuaże, kolczyki w uszach i w nosie, kilogramowe złote naszyjniki i pierścienie na wszystkich palcach, oraz farbowane włosy i golone pachy, to był niesmaczny obciach. Wprawdzie był to w stanie pojąć i zrozumieć, ale on sam do nikogo i niczego nie należał. W ubiorze, meblach, technicznym sprzęcie najbardziej cenił wygodę, komfort i łatwość obsługi. Życie należy sobie ułatwiać, a nie utrudniać.
Był już obywatelem Stanów Zjednoczonych, ale świeżutkim, który nie tak dawno wyjechał z Ukrainy. Kraju, które kochał i przez który cierpiał. Studiował technologię komputerową, cały ten tak zwany hardware, lecz był też dobrym programistą i autentycznym geniuszem w dziedzinie interface: człowiek – maszyna. I na tym właśnie zarabiał swoje miliardy. Miał już kilkadziesiąt międzynarodowych patentów, a każdy komputer na świecie posiadał fragment jego pomysłów. Najbardziej znany i upowszechniony pomysł, to inteligentna nakładka na standardową klawiaturę qwerty, w parę sekund położona i podłączona, zmieniała i wyświetlała wybrany alfabet – cyrylicę, hebrajski, arabski, sinogramy, czy języka hindi, a komputer reagował, tak, jakby całe życie pisał właśnie po rusku, czy chińsku.
 
Zjechał do garażu. Nacisnął ikonę auta na telefonie i po chwili jego samochód podjechał i otworzył drzwi, zapraszając na przejażdżkę. Oleg zainstalował mu program, który w takim momencie radośnie poszczekiwał, jak ukochane psisko, gdy się zawoła – spacerek!
Jak wszyscy w tej części Europy, z której pochodził, kochał wszystko związane z 007 – James'em Bondem, więc poruszał się po Nowym Yorku Aston Martinem, oczywiście elektrycznym RapidE. Nie rzucał się w oczy. Choć kosztował sporo.
Zaordynował: - Hugo, kanapka.– Auto zapięło mu pasy, zawarczało, jak jego poprzednia, sześciolitrowa, benzynowa wersja, bo Oleg dodał taki właśnie efekt akustyczny do beznadziejnie cichych silników elektrycznych i majestatycznie ruszyło na miasto.
Hugo bez wątpienia był najlepszym food-trackerem w mieście. Niestety, chyba już wszyscy o tym wiedzieli i w porze lunchu była niezmiernie długa kolejka. Lecz było dopiero po dziewiątej, więc wystarczyło odstać parę minut.
 
            - Witaj Oleg. Jak idzie? Śniadanko? To co zwykle?
            - Siemanko. Tak, tylko daj mi więcej sosu, i to takiego - 65 w twojej skali.
            - Nie wyrobisz kolego. Tak to tylko twardzi meksykańce jadają.
Wspaniałe buły sprzedawano w pięciu rozmiarach. Głównie z kruchutką wołowiną, ale też z wieprzowiną, indykiem i wegetariańskie. Mnóstwo zieleniny a cuda dopiero robiły pikle i marynaty – od gardiniery, kimczi i nawet sprowadzane z dalekiego kraju prawdziwe, kiszone ogórki. To wszystko oczywiście suto uzupełnione sosem. Hugo stosował skalę ostrości i pikantności sosu od 1 do 100. Setki jeszcze nikt nie odważył się kupić.
 
Oleg zapłacił i szybko wziął pierwszy, niemały kęs. Oczy mu się lekko zaszkliły. Lecz on to kochał. Wszystko co robił było zawsze na granicy. I ciągle ją przesuwał. Dalej i dalej. By życie było coraz pełniejsze.
Ktoś popukał go w ramię. Obejrzał się i zobaczył uśmiechniętego, schludnego, typowego korporacjonistę. Trzyczęściowy garnitur, włoskie buty, krawat i reszta. W ręku trzymał białą chusteczkę.
            - Pan wybaczy. Upaprał sobie pan nos i twarz sosem. Pozwoli pan. – Wytarł dokładnie usta i okolice nosa Olega i jeszcze bardziej się uśmiechnął. – Teraz już jest dobrze. Proszę dalej rozkoszować się swoimi delikatesami.
 
            Oleg przełknął i ponownie ugryzł bułkę. Coś było nie tak... Kęs nagle stracił smak. Jednocześnie zaczęły drętwieć usta i język. Po sekundzie już wszystko widział podwójnie. Zaczęło go ściskać w gardle. Błyskawicznie się spocił i zaczęło mu ciec z nosa. Zwymiotował. Ludzie się rozsunęli i zaczęli krzyczeć. Przewrócił się bezwładnie i po chwili już nie żył.
 
 
            Wiedzieli, że Oleg został zamordowany. Konkretnie – wykonano na nim publiczną egzekucję. Metoda zabójstwa wskazywała na rosyjskie służby. Wielokrotnie stosowali ten schemat. Świadomie zabijali swoje ofiary w miejscach publicznych, często używając tak egzotycznych trucizn, jak sproszkowany, radioaktywny polon, nie po to, by cokolwiek ukryć. Wprost przeciwnie – to był ich stempel – patrzcie i uważajcie. Wrogowie Rosji zginą w spektakularny sposób i żeby nie było wątpliwości, to my się pod tym podpisujemy.
 
Byli przekonani, że Oleg zginął z powodu dawnych porachunków i zemsty ukraińskich szubrawców – oligarchów – złodziei, którym wielu udowodnił przestępstwa i wsadził do więzienia. A wszystkim było wiadomo, że większość z nich działała pod tak zwaną "kryszą", czyli ochroną rosyjskich służb specjalnych. Rosja nie mogła przestać uważać Ukrainy za swoją prowincję.
 
Olega zabito gazem VX. Zresztą trudno to nazwać gazem, bo to ciecz o konsystencji oleju silnikowego, z której na dodatek trudno stworzyć aerozol. To potworne paskudztwo zostało wymyślone w Wielkiej Brytanii i prawie natychmiast zostało potępione i zakazane na całym świecie. Lecz, jak widać, ktoś ciągle tym dysponował. Trucizna została zaaplikowana, jak to potwierdzono ze zdjęć wszechobecnych kamer, przez młodego człowieka, który chusteczką wytarł twarz ofiary, a potem zniknął.
 
Lecz teraz już wiedzieli. Kurt – Norweg, specjalista od kodów, kryptografii i metod sterowania robotami, który przy tych wszystkich talentach był fenomenalnym hackerem, odnalazł w wewnętrznych sieciach, którymi posługiwały się poza internetem, światowe służby specjalne, sygnatury, że poza Olegiem, cała ich pozostała siódemka była oznaczona, jako cele do obserwacji. Ktoś miał ich na oku. Ktoś ich wytrwale śledził i pilnował. I widać, jak trzeba, potrafił także zabijać.
Siedzieli razem i rozmyślali. Czy to możliwe, że postanowiono wyeliminować ich wszystkich, jeżeli nie potraktują odpowiednio ostrzeżenia – śmierci Olega? Dlaczego? Kto jest ich wrogiem i niszcyzcielem? Wiadomo jedno – jest potężny, jeżeli potrafi korzystać z możliwości i zasobów służb specjalnych.
 
 
Tak zakończył się ich okres dziewictwa. Zostali rozprawiczeni. Zetknęli się z prawdziwym obliczem świata – brutalnością i bezwzględnością, gdzie nie bierze się jeńców, tylko przeciwników się eliminuje. Co z tego, że oni to jedni z najbogatszych i najinteligentniejszych ludzi. Jak komuś wejdą w paradę, to nie będą się patyczkować i ich po prosu zabiją.
 
Wtedy właśnie wspólnie, cała ich siódemka, stanowiąca rdzeń nowej generacji ludzi chcących i mogących zmieniać świat, postanowiła zejść do podziemia. Lub tylko zniknąć ze szpiegowskich ekranów, śledzących kogo potrzeba
 
++++
 
W gabinecie szefa Operacji Specjalnych, w budynku zwanym wsród wtajemniczonych jako Lair, czyli nora, albo legowisko dzikiego zwierza,  o rzut kamieniem od Donought, czyli ciastka z dziurką, siedziby Government Communication Headquaters (GCHQ), w sercu Anglii, obok miasteczka Chaltenham, a dzisiaj nieoficjalnego centrum praktycznie wszystkich służb specjalnych całego świata, szef służb specjalnych UK, główny koordynator działalności wywiadowczej i przewodniczący poufnego komitetu współpracy służb, admirał Sir Thomas Croxbridge, siedział w fotelu lekko wściekły.
- Coś poszło nie tak? – Zaczął niedbale, z typową brytyjską powściągliwością.
- Nie było źle. – Zakomunikował pułkownik McKenzie, głowa Realizacji. – Wyeliminowaliśmy, zgodnie z prośbą naszych wschodnich przyjacół tego ukraińskiego napaleńca. Zgodnie z prognozami mógł on sporo namieszać na osi Moskwa – Kijów – Ankara. Więc sprawa wymagała pilnych działań. Natomiast z analiz wynika, że on był w ścisłym kręgu, tych nowych, popieprzonych miliarderów. Nie wiemy dokładnie o co im chodzi. Mają olbrzymie fundusze i są  bardzo, bardzo inteligentni. Tylko, że .... fuck it all, nie mamy tam wewnętrznych źródeł, nie wiemy, czy oni coś knują i o co tam chodzi. Jak pan, Sir, wie w gronie miliarderów jest coraz więcej młodych wariatów. Usiłujemy to kontrolować i trzymać rękę na pulsie, lecz nasi starzy przyjaciele są wyraźnie zaniepokojeni. Szala światowych finansów przechyla sie w stronę nieprzewidywalnych gówniarzy i nasz cały precyzyjny układ może się rozsypać. I co wtedy?
- Do tego nie możemy dopuścić. Zadania są wyraźnie zdefiniowane. NWO nie wypaliło, bo świat natychmiast wyczuł czosnek. Ten Soros to był błąd. Chcemy utrzymać status quo.
Dałem autoryzację na to zadanie, bo sprawa jest poważna. Po raz pierwszy mamy cel, który ma praktycznie nieograniczone możliwości finansowe, a co gorsza, nie jest głupi. Ten Ukrainiec musiał zginąć nie dlatego, że prosili o to ci skorumpowani szubrawcy ze wschodu. Chociaż to była premia i nasz fundusz ładnie się powiększył. To był przekaz do całej tej grupy – ilu ich jest – kilkunastu, kilkudziesięciu? – by nie próbowali się mieszać do spraw świata. Niech sobie tworzą te swoje wynalazki i patenty. My też z tego korzystamy. Lecz tu jest precyzyjna granica. Krok dalej i jeden po drugim zostanie wyeliminowany. Aż skończy się ta dziecinada.
            - Przypominam Sir, że rewolucje zazwyczaj robią młodzi ludzie. Lecz jeszcze nie wiemy, czy oni prą do jakieś rewolucji. A jeżeli tak – to do jakiej. Dzisiaj mamy ważniejszy problem. Część z nich zniknęła. Rozpłynęli się. Nie tylko z domów, miast i ulic, ale z naszych radarów. Satelity straciły ich znaczniki. Praktycznie nie wiemy gdzie są i co robią. Musieli albo się przestraszyć, albo połapać, że ktoś z nimi gra. Pytanie – czy wiedzą kto? Sądzę, że jeśli jeszcze nie wiedzą, to wkrótce będą wiedzieli. Tak więc sytuacja bardzo się pogorszyła. Musimy wszystko przemyśleć od nowa i podjąć kroki adekwatne do sytuacji. Mamy za mało ludzi i już kompletnie brakuje takich, którzy pasowaliby do ich otoczenia. Wbrew ich pozornej beztroski, to hermetyczne środowisko. Brutalny, zmasowany atak też raczej nie wchodzi w rachubę. Zagroziło by to naszej egzystencji. Póki jesteśmy w cieniu i się nie afiszujemy naszym istnieniem to wszystko jest w porządku. A gdybyśmy wyszli na jaw, to szereg państw otwarcie zaczęłoby z nami walczyć. A na to nie możemy sobie pozwolić. Oddać władzę amatorom, to najgorsze, co można sobie wyobrazić. Od stuleci ciągle się o tym przekonujemy.
            - Masz rację. Co więc proponujesz?
 
 
.
 
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika cyborg59

13-06-2018 [09:50] - cyborg59 (niezweryfikowany) | Link:

Wymyśliłeś (?) od nowa "Organizację Widmo" ! A może zawsze istniała ?! "Jaja bzdyklaczy" przynoszą efekty. (Osoby które nie czytały -  dawno temu - tak zatytułowanych notek, nie zrozumieją ! ).

Obrazek użytkownika jazgdyni

13-06-2018 [14:05] - jazgdyni | Link:

Witaj Cybie!

Czas popuścić wodze fantazji. Mam pomysł i mam plan. Tak na 500 stron cegły. Kurcze - "Organizacja Widmo" to jest to właśnie! Oczywiście dla złych. ORFEO kontra Organizacja Widmo w walce o świat. Zdradzę Ci tylko, że pierwszy zrealizowany projekt ORFEO to NAMIB SUN. Tytuł mówi wszystko. Wiesz, że dzisiaj wykorzystujemy jedynie 1,5% energii slonecznej? ORFEO to zmieniło w końcu. Ropa i gaz do muzeum.

Serdecznosci

Obrazek użytkownika Zygmunt Korus

13-06-2018 [11:20] - Zygmunt Korus | Link:

Jeśli kilku zagrożonych, najbogatszych ludzi na świecie, ze strachu znika i tworzy podziemie, to ich aktywa i źródła dochodu pozostają, pracują dla nich nadal... Czyli dotarcie do tych person nie jest trudne.
Po drugie na razie trudno sądzić, czy to jest omówienie zamysłu powieści, czy już jej kawałek...? A to przecież, z uwagi na literaturę, najważniejsze pytanie. Czyli o formę narracji, jej język: jak dalej?

Obrazek użytkownika jazgdyni

13-06-2018 [12:52] - jazgdyni | Link:

Witaj Zygmuncie

Tam jest zupełnie inny czas i inne możliwości. Można "zniknąć" i "zejść do podziemia" wcale tego fizycznie nie czyniąc. To będzie precyzyjnie wytłumaczone i nie zamierzam w żadnym miejscu złamać zasad logiki. Musimy zerwać z myśleniem i streotypami partyzantki, jaką znamy. Taki miliarder Carlos Halu, raz pierwszy, raz drugi najbogatszy człowiek świata zatrudnia na świecie pół miliona ludzi. On jest jeden. Czy jego 'brak" by zatrzymał cokolwiek w działaniu firmy "Halu"?
Znika się i schodzi do podziemia tak, by wrogowie, nawet wyposażeni w najlepszy sprzęt nie mogli zidentyfikować w każdej chwili miejsca pobytu, a co ważniejsze, nie wiedzą co się robi. Poznają tylko pewne efekty działań. Gdy jest się w grupie najbogatszych ludzi świata, to dosłownie można sobie "kupić" wszystko. Nie uniknie się tylko jednego - śmierci. Dlatego trzeba zejść z celownika. Oni nie kryją się ze strachu. Nie daj Boże. Oni chcą konsekwentnie realizować swój plan, który zagraża status quo istniejącemu skorumpowanemu systemu światowemu. Postępu i przemian nie da się zatrzymać, jak już raz zostaną puszczone w ruch.
To nie jest omówienie powieści. To tak, jak napisałem, tylko epizod. Dosyć kluczowy jednakże. Młodzi działają już od dawna. Są kontynuatorami współczesnych nam w 2018 młodych miliarderów. Oto trochę faktów: "Wraz z rozwojem nowoczesnych technologii i postępami nauki, pole do popisu dla młodych geniuszy rozrastało się geometrycznie. Już kilkudziesięciu cudownych dzieci poniżej 35 roku życia, znajdowało się w pięćsetce najbogatszych ludzi świata. Najniższy majątek nowego, bogatego młodzieńca, grubo przekraczał 10 miliardow dolarów, co lokowało go dopiero w drugiej setce, ale proszę wskazać kogokolwiek, kto zarobił tyle w dwa lata.
Ci młodzi i bogaci, szybko nawiązali wspólny jezyk, a czesto nawet trwałe przyjaźnie.
Już w roku 2018 najmłodsze z nich, siostry Andresen, lat 21 i 23, Norweżki pracujące w inwestycjach miały majatek wart 2,8 miliarda USD, A inny Norweg, Gustav Magnar Witzoe, 25 lat, na swoich farmach łososi zarobił 2 miliardy USD.Tymczasem 28 letni Amerykanin Evan Spiegel twórca internetowej aplikacji Snapchat, dorobił się majątku 4,1 miliarda USD.

Można sprawdzić, a podałem tylko dzieciaków. Elon Musk, ten od projektu Tesla, ktory nadal jest dla mnie inspiratorem, ma już 46 lat. Dzisiaj wart jest 20,8 miliarda dolarów.

W książce wiele lat przed opisanym epizodem młodzi miliarderzy zawiązali nieformalną grupę 
ORFEO - Opening Revolution for Earth Organization
Związek z mitycznym Orfeuszem nie jest przypadkowy.
Wiele lat działali przede wszystkim na polu rewolucji technologicznej, całkowicie zmieniającej życie, jego jakość i styl na ziemi. Lecz to tylko etap przygotowawczy. Co trzeba zrobić więcej i jak, by rewolucję dokończyć - o tym w książce.

Obrazek użytkownika cyborg59

14-06-2018 [08:41] - cyborg59 (niezweryfikowany) | Link:

Janusz ! Ty jak zwykle - merytorycznie. Przeczytaj drugie zdanie Korusa. MUSISZ napisać sobie konspekt powieści, ustalić kto jest narratorem, czy dopuszczasz dialog i puszczanie "oczek" do czytelnika. Naprawiam maszyny i komputery koledze z małej ale poważnej drukarni akcydensowej. Tomek często musi wchodzić w rolę redaktora wydawnictwa i poprawiać, poprawiać ....

Obrazek użytkownika jazgdyni

14-06-2018 [13:04] - jazgdyni | Link:

Cybie!!!

Nie zauważacie w tytule słowa epizod?! Oczywiście, że utworzyłem plan, konspekt, charakterystyki bohaterów i całą tą redakcyjno - przygotowawczą robotę. Zygmunt chciałby, bym napisał literaturę z wysokiej półki - taki tomik na 200 stron. Ja mam na początek inne plany. Bliżej Millenium niż W poszukiwaniu straconego czasu. Chcę napisać coś, co się będzie sprzedawać, a nie będzie głupie. Potem będzie czas na literaturę.
Naprawiasz kompy, a ja stwierdziłem, że do pisania muszę mieć niezależną maszynę, nie podłączoną do sieci i z najlepszym polskim Wordem. Oczywiście Apple byłoby najlepsze, ale jestem już za stary i za biedny, by uczyć się nowego OSa i wydawać 4 tyś. na sprzęt.

Najlepszego