Raport o wolności mediów Cz. IV

Dziś o mediach prywatnych, poza tym manipulacje i "ustawki" prasowe oraz podsumowanie wniosków płynących z Raportu. Zwracam szczególną uwage na "ustawkę" Marszu Niepodległości, bo w tym roku szykuje się powtórka.
W następnym odcinku wykaz procesów, wytoczonych polemistom przez koncern Agora i Adama Michnika. Czytelnik sam oceni, komu należało wytoczyć sprawę w procesie cywilnym, a z kim po prostu polemizowac.

Media prywatne
Silne media prywatne wywodzą się w Polsce w dużej mierze z dwóch środowisk, paradoksalnie przeciwstawnych – byłej opozycji politycznej i ze środowisk byłej komunistycznej nomenklatury politycznej i medialnej. Gazety opozycji korzystały z renty sławy walczących o obalenie komunizmu i wolność słowa, co dziś rzadko bywa ich dostrzeganym celem, otrzymywały też pieniądze z Polski i z zagranicy lub były wspierane rozmaitymi ulgami i ułatwieniami. Media postkomunistyczne, szczególnie dwie największe telewizje, wywodzą się ze środków odziedziczonych po okresie władzy komunistycznej.
„Gazeta Wyborcza”, w zamyśle pismo środowisk solidarnościowych, już w 1991 roku wytoczyła proces Jackowi Maziarskiemu za informację, że w 1989 roku otrzymała pieniądze na cała opozycję, a wspiera jedną opcję polityczną. Buduje ona konsekwentnie swój projekt ideologiczny, ściśle ograniczając kręgi elit, dopuszczone do wymiany zdań. Buduje własne elity m.in. za pomocą polityki przyznawania wysokich nagród pieniężnych, a etykietowania a nawet naznaczenia negatywnego, spychając w niebyt osoby i poglądy, które zamierza wykluczyć z debaty publicznej.
Gazety regionalne należą niemal w 100 proc. do właścicieli zagranicznych.
Pracownicy mediów prywatnych chętnie lansują tezę, że wolność słowa pozwala im działać bez jakichkolwiek ograniczeń, również w programach czy tekstach informacyjnych. Nie stosują się do ustawodawstwa, które nakłada na nie obowiązek podawania prawdy ani do zasad wyrażonych w rozmaitych Kartach Etycznych dla dziennikarzy.
Mainstreamowe media prywatne, korzystając ze swobody kształtowania programu, część programów publicystycznych zamieniają w aparat nagonki na polityków a także na inne media. Prowokacje, przebieranie się za księży by skompromitować Kościół katolicki, zwalczanie chrześcijaństwa przestały już w Polsce dziwić. Wiążą się one jednak z nierzetelnym informowaniem o przebiegu wydarzeń, co nie spotyka się z reakcją instytucji, powołanych do ochrony rzetelności informowania. To w prywatnej telewizji dziennikarka skutecznie włożyła w usta lidera opozycji kompromitujące w Polsce a niezgodne z rzeczywistością sformułowanie „prawdziwi Polacy” (patrz rozdział Manipulacje).
Przy słabości i prorządowej orientacji mediów publicznych opozycja ma już niewiele miejsc, gdzie może swobodnie prezentować swoje poglądy.
Zagrożeniem dla debaty publicznej są budzące złe emocje widzów programy publicystyczne, swego rodzaju seanse nienawiści. Metodą przeprowadzenia wywiadu jest rodzaj przesłuchania, kiedy to indagowany ma małe szanse wyjaśnić, co myśli i zamierza. Metodą dyskusji jest napuszczanie polityków na siebie w programach, stronniczość. Metodą informowania jest podawanie przeinaczonych faktów lub ich przemilczanie. Dyskusje polegają najczęściej na rozmowie kilku osób o podobnych poglądach. Poza nielicznymi przypadkami nie ma mowy o szerszej reprezentacji, jeżeli zaś jest, to prowadzący dba o to, by ograniczyć jej możliwość wypowiedzi.
Publikacje kończą się niekiedy utratą pracy przez „bohatera” stronniczego artykułu.
Dominika Tarczyńskiego, zastępcę dyrektora ds. eksploatacji w Ośrodku Informatyki i Telekomunikacji TVP, zwolniono z pracy wskutek artykułu tygodnika "Newsweek Polska". W kwietniu 2011 roku poinformował on, że Tarczyński „pilnuje” namiotu na Krakowskim Przedmieściu. Tygodnik odwołał się do szlachetnej zasady kontroli władzy, zdaniem dziennikarzy bowiem dyrektor Tarczyński jako osoba chora powinien przebywać w łóżku, tymczasem znajdował się koło namiotu. Tarczyński usprawiedliwił się, że na zwolnieniu lekarskim lekarz prowadzący napisał „może chodzić”. Stał się już jednak negatywnym bohaterem prywatnego tygodnika.
Media prywatne odmawiają umieszczania płatnych ogłoszeń o niewygodnej dla rządzących treści. Największa w Polsce rozgłośnia prywatna RMF FM odmówiła wyemitowania spotów wyborczych partii opozycyjnej PiS. Emisji spotu reklamowego nowej „Gazety Polskiej Codziennie” odmówiła nie tylko telewizja publiczna, ale i Polsat. Podobnie odmówiono druku reklam powstającego tygodnika opinii „Wprost przeciwnie”.
Na przykład redakcja „Kuriera Porannego” w Białymstoku odmówiła publikacji anonsu Krajowej Sekcji Nauki NSZZ Solidarność, krytycznie odnoszącego się do planowanych zmian w ustawie o szkolnictwie wyższym. Zorganizowano pikietę przeciwko łamaniu prawa do publicznego wyrażania opinii.

Internet
Od końca 2009 roku rząd polski przy okazji pracy nad ustawą o hazardzie projektował ograniczenie swobody w internecie poprzez stworzenie Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych. Poza stronami pornograficznymi i propagującymi hazard zakazane byłyby bez możliwości odwołania się do sądu strony „propagujące faszystowski i totalitarny ustrój państwa”.
Na początku 2010 roku rząd zrezygnował z tworzenia „Rejestru...”. pozostawił jednak zmiany, które pozwoliłyby na „ograniczenie swobody świadczenia usług", jeżeli byłoby to niezbędne ze względu na ochronę zdrowia i moralności publicznej, obronność, porządek publiczny lub bezpieczeństwo państwa.
Od chwili katastrofy smoleńskiej i żądań opozycji nie-postkomunistycznej, by podjąć wszystkie możliwe warianty śledztwa, również zamach, komentatorzy rozmaitych mediów, określali poglądy wyrażane przez opozycję i jej dążenie do zmiany władzy w Polsce jako „faszyzm” lub „totalitaryzm”. Planowane zmiany prawa w Internecie umożliwiałyby już podczas nadchodzących wyborów parlamentarnych ograniczenie działania opozycji, gdyby uznano publikowane przez nią treści za „faszystowskie” lub „totalitarne” np. na podstawie opinii komentatorów. Polskie Towarzystwo Informatyczne zdyskwalifikowało projekt nowelizacji, podobnie jak Związek Pracodawców Branży Internetowej IAB, uznając planowane zmiany za niebezpieczne dla wolności słowa.
Dyskusja na temat swobody wypowiedzi w portalach, na forach internetowych i w blogach trwa od początku internetu. Praktyka nie zmierza jednak w Polsce do skutecznych a szanujących wolność słowa rozwiązań. Opierając się na przynajmniej 10-letniej obserwacji popularnych portali zauważyć można wypieranie komentarzy przez „bluzgi” z użyciem wyzwisk i inwektyw. Wielu blogerów opisuje swoje doświadczenia z popularnymi portalami, gdzie publikuje się „bluzgi”, a pomija komentarze merytoryczne i napisane poprawnym językiem polskim. Są oni przekonani, że styl „bluzgowy’ jest celowo lansowany przez właścicieli portali, by zwiększyć „klikalność” dla celów reklamowych. Zasada swobody komentowania na forach staje się w ten sposób fikcją. Autorka niniejszego tekstu sto kilkadziesiąt razy dokonała merytorycznych wpisów na portalach onet.pl czy wp.pl, ale ukazały się one na ekranach tylko kilka razy. Publikowanie na forach „bluzgów” i skrajnych wulgaryzmów w istocie formatuje nowy język debaty publicznej; właściciele większości portali nie reagują zwykle na skargi, a krytykę przyjmują jako zamach na wolność słowa.
Internet w Polsce jest najwyraźniej cenzurowany nie za przyczyną wulgaryzmów czy chamskich napaści, ale za przyczyną poruszania we wpisach czy na filmach śliskiej politycznie tematyki.
Istnieje wiele ciekawych portali społecznościowych, również poruszających ważne problemy bieżące i odsłaniających pomijaną gdzie indziej rzeczywistość. Obok portali związanych z prasą, również tzw. niszową, jak rozwijająca się prężnie niezależna.pl (również w wersji angielskiej freepress.pl), jest blogpress, blogmedia24, niepoprawni.pl – znajdziemy tam zawsze zdjęcia lub filmy z przemilczanych wydarzeń.
Najbardziej znany, popularny w ostatnich kilku latach, prowadzony przez znanych dziennikarzy jest portal Salon24.pl, głównie o tematyce społeczno-politycznej. Jest to portal wzorcowy w polskich warunkach, zaprasza do współpracy wielu cenionych publicystów o różnych poglądach i naukowców, dzięki czemu udało mu się powołanie zrównoważonego politycznie, pluralistycznego medium. Ponieważ mógłby stanowić prawdziwy wzorzec wolnego słowa, opiszemy jego kłopoty z przestrzeganiem zasady swobody wypowiedzi blogerów.
Blog ten wchodzi w konflikty z blogerami, usuwając ich konta lub ukrywając treści za wpisy wskutek zawartych w nich treści politycznych lub krytycznych wobec operatora. W okresie nasilenia konfliktu w końcu 2009 roku pięciokrotnie zmieniano regulamin portalu. Usunięto lub bezterminowo zawieszono, jak ustalili inni blogerzy, co najmniej 100 blogów, a może nawet około 200 . W tym samym czasie 30 osób odeszło z portalu, nie godząc się na politykę administracji Salonu24.
W 2010 r. portal otrzymał z Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości (PARP) dotację 800 tys. PLN na rozwój , o czym poinformowano blogerów. Jednocześnie nasilił się proces usuwania z portalu wpisów i kont. Blogerzy ocenili to jako wprowadzenie cenzury, gdyż znaczna część usuniętych blogów reprezentowała bardzo wysoki poziom publicystyczny i język bez zarzutu.
Blogerzy próbowali określić wspólnie z właścicielami portalu zasady blokowania i usuwania wpisów, które znalazłyby się w publikowanym regulaminie. Nie doprowadziło to do wspólnych ustaleń. Publikowanie sprawozdań z rozmów na portalu traktowano jako „działanie na szkodę spółki” i banowano blogerów.
Blogerzy zwrócili się w tej sytuacji do Urzędu Ochrony Konsumentów i Konkurencji z pytaniem, czy punkt regulaminu pozwalający usuwać wypowiedzi nie stanowi tzw. klauzuli niedozwolonej, i czy nie narusza zbiorowych interesów konsumentów w rozumieniu art. 24 ust. 2 o UOKiK. UOKiK wyjaśnił, że na podstawie art. 479 38 k.p.c – możliwość wytoczenia przeciwko portalowi powództwa w sprawie o uznanie regulaminu za niedozwolone ale zastrzegł: Prezes UOKiK podejmuje działania jedynie wtedy, gdy… skutkami działań sprzecznych z ustawą UOKiK dotknięty jest szerszy krąg uczestników rynku. Krąg 200 usuniętych osób, kilku tysięcy potencjalnie zagrożonych autorów a także tysięcy czytelników nie wydał się UOKiK-owi dostatecznie szeroki.
Jedna z blogerek zapytała PARP – donatora portalu – czy umowa na dotację pozwala portalowi na działania sprzeczne z polską Konstytucją i Europejską Kartą Praw Podstawowych i jak skłonić administrację portalu do ich zaprzestania jako niezgodnych z prawem. W odpowiedzi udzielonej blogerce PARP uznał, że od decyzji Usługodawcy zależy jakie wpisy uzna za naruszające dobre imię serwisu i usunie je oraz że nie może stwierdzić naruszenia umowy o dofinansowanie w związku z podejmowaniem przez Beneficjenta działań niezgodnych z prawem.
Zostało to, co prawda, poprzedzone przywołaniem obowiązujących paragrafów Konstytucji (…zgodnie z tymi przepisami państwo Polskie ma obowiązek stworzenia takiego systemu prawnego, który zapewni obywatelom wolność wypowiedzi oraz powstrzyma się od działań, które tę wolność ograniczają… ), obok jednak, dodano ich specyficznie rozumianą interpretację ( ... należy podkreślić, że nie wystarczy odnieść się bezpośrednio do przepisów ustanowionych w przedstawionych aktach. Zarówno Konstytucja RP, jak i Europejska Karta Praw Podstawowych są aktami szczególnego rodzaju, adresowanymi przede wszystkim do państwa jako takiego. Mają one zastosowanie przede wszystkim do stosunku wertykalnego pomiędzy państwem a jego obywatelami.... Sprawa zaś ... nie dotyczy stosunków pomiędzy osobą a państwem, lecz stosunków pomiędzy osobą, a innym podmiotem prywatnym, z którym jest ona związana cywilnoprawnym węzłem zobowiązaniowym (…).
Tym samym PARP stwierdził więc, że choć prawo obowiązuje, to w tym konkretnym przypadku nie ma zastosowania.
Niekiedy administrator portalu blokuje wpis, zagrożony pozwem o naruszenie dóbr osobistych ze strony osoby trzeciej. Tak się zdarzyło w kampanii wyborczej jesienią 2011. Jadwiga Chmielowska, śląska działaczka społeczna, zamieściła na swoim blogu udokumentowane przez wpisy KRS i oświadczenia innych działaczy informacje na temat jednej z kandydatek do parlamentu; portal zablokował go, ponieważ kandydatka zagroziła procesem za rozpowszechnianie tych wiadomości.
Z internetu, pod pretekstem dbałości o prawa autorskie usuwane są zapisy programów informacyjnych z 10 kwietnia 2010, które dla blogerów prowadzących w internecie własne śledztwo w sprawie 10 kwietnia stanowią jedno z niewielu źródeł, z których mogą oni skorzystać przy ustalaniu rzeczywistego przebiegu wydarzeń tego tragicznego dla wielu Polaków dnia.

Wszystko to przykłady pozbawienia obywateli rzeczywistego prawa do ochrony wolności słowa. Mimo zapisów prawa, teoretycznie strzegących tej wolności, obywatel ma do dyspozycji jedynie trudną, długotrwałą i kosztowną drogę prawną.

Procesy za krytyczne opinie i polemiki
Autorzy niniejszego opracowania mieli kłopot, w jakim rozdziale umieścić ten temat – czy dotyczącym sądów i ich kuriozalnych wyroków, czy raczej dziennikarzy zwalczających wolność słowa. Jednym bowiem z najbardziej zdumiewających zjawisk ostatnich lat są procesy o opinie, wytaczane przez dziennikarzy, i to zasłużonych w walce o wolność słowa w okresie komunistycznym, lub przez publicystów czy właścicieli mediów prywatnych. Znany z wytaczania procesów o zniesławienie w polemikach z jego artykułami jest redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”, Adam Michnik, były dysydent i obrońca praw człowieka, więzień polityczny w czasach PRL. Michnik wytoczył kilkanaście procesów osobom, wyrażającym w mediach krytyczne opinie na temat jego tekstów i zawartych w nich poglądów, szczególnie dotyczących lustracji lub odpowiedzialności funkcjonariuszy aparatu represji w PRL. Sądy przysądzały żądane, niekiedy bardzo wysokie, kwoty odszkodowań za krytykę. Przy czym trudno dopatrzyć się w inkryminowanych tekstach sformułowań wulgarnych lub powszechnie uznawanych za obraźliwe, choć bywają tam miażdżące oceny postawy powoda.
Procesy wytaczał Michnik (lub zatrudniająca go, notowana na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie spółka Agora SA) osobom bardzo znanym. Pozywani byli np. Roman Giertych; Jarosław Gowin, ponieważ przypomniał sobie, że „za poparcie idei lustracji został przez Michnika nazwany faszystą”; Jarosław Kaczyński za porównanie „Gazety Wyborczej” do „Trybuny Ludu” z 1953 roku; prof. Andrzej Nowak za słowa, że media „na czele z Michnikową Wyborczą – wmawiały innym mediom i polskiej szkole (...), że polskość to jest coś, czego trzeba się wstydzić i od czego trzeba się odciąć”; prof. Andrzej Zybertowicz za stwierdzenie, że „Adam Michnik wielokrotnie powtarzał: ja tyle lat siedziałem w więzieniu, to teraz mam rację”; poeta Jarosław Marek Rymkiewicz; pozwali wielu dziennikarzy, wydawców, posłowie, ministrowie. Sąd od każdego z nich zasądzał przeprosiny w mediach i od 10 do 50 tys. zł na cel społeczny. W jednym przypadku (Andrzej Nowak) do przeprosin doszło już po przesłaniu wezwania przedsądowego i powod odstąpił od rozstrzygania sprawy przed sądem. Tylko dwie osoby spoza pozwanych istotnie podały nieprawdziwe informacje na temat Michnika („b. aparatczyk” i „członek PZPR”).
Poeta Jarosław Rymkiewicz został pozwany przez Agorę za swoją opinię o redaktorach „Gazety Wyborczej”. W komentarzu dla „Gazety Polskiej” w artykule Pamięć i Krzyż z 11 sierpnia 2010 roku powiedział o nich: „rodzice czy dziadkowie wielu z nich byli członkami tej organizacji, która była skażona duchem ‘luksemburgizmu’, a więc ufundowana na nienawiści do Polski i Polaków. Tych redaktorów wychowano tak, że muszą żyć w nienawiści do polskiego krzyża. Uważam, że ludzie ci są godni współczucia – polscy katolicy powinni się za nich modlić”. Nazwał więc redaktorów „duchowymi spadkobiercami Komunistycznej Partii Polski”, zauważył też, że „Polacy, stając przy nim [krzyżu na przed Pałacem Prezydenckim], mówią, że chcą pozostać Polakami. To właśnie budzi teraz taką wściekłość, taki gniew, taką nienawiść – na przykład w redaktorach „Gazety Wyborczej”, którzy pragną, żeby Polacy wreszcie przestali być Polakami”
Na rozprawie pojednawczej w marcu 2011 roku do ugody nie doszło. W lipcu 2011 roku sąd nakazał Rymkiewiczowi zamieszczenie przeprosin na łamach „Gazety Polskiej” oraz wpłatę 5 tys. zł na cele społeczne. Zasądzono od niego także koszty sądowe.
Powyższy przykład pokazuje, że Michnik zamiast argumentów używał sądu w dyskusji publicystycznej.
Wykaz pozwów Michnika i Agory w Aneksie.

Przemilczenia i manipulacje w mediach
Media maistreamowe wyraźnie sprzyjają partii rządzącej i życzliwie komentują jej osiągnięcia. Jeżeli nie da się czegoś pochwalić, przemilczają to i często „przykrywają” innym sensacyjnym tematem. Manipulują też informacjami w sposób korzystny dla władzy. Nie ma mowy o ich kontrolnej roli wobec władzy i choćby neutralnym stosunku do opozycji niekomunistycznej.
Poniżej kilka przykładów manipulowania informacjami lub przemilczania ich.

¬Smoleńsk
Jednym z najgorętszych w Polsce tematów, wymagających szczególnej staranności w informowaniu, szczególnie ze strony mediów publicznych, jest katastrofa lotnicza pod Smoleńskiem w Rosji 10 kwietnia 2010, w której zginął prezydent RP z małżonką oraz 94 inne wysoko postawione osoby, w tym kilku generałów NATO.
Media mainstreamowe, zarówno prywatne jak i publiczne, podejmowały życzliwie każdą koncepcję i teorię katastrofy, przedstawianą przez polskie czynniki rządowe. Od pierwszych chwil obwiniały one o upadek samolotu pilotów, pomijając odpowiedzialność i zaniedbania organizatorów lotu, wykluczały też z góry możliwość zamachu terrorystycznego. Media opozycyjne, o znacznie mniejszym zasięgu, rozpatrywały różne koncepcje, w tym koncentrowały się na możliwości zamachu, mimo ograniczonej informacji oficjalnej na ten temat. Pierwszy oficjalny raport rządowy o wydarzeniu ukazał się w 16 miesięcy po katastrofie. Pojedynczych dziennikarzy, podejmujących w mediach publicznych wątek odpowiedzialności instytucji rządowych w zaniedbaniach przygotowań lotu lub zapraszających naocznych świadków wydarzeń związanych z żałobą lub planami budowy pomnika ofiar, w ciągu dziewięciu miesięcy zwolniono z pracy w Telewizji Polskiej i Polskim Radiu (patrz rozdział o zmianach w Polskim Radiu i Telewizji).
Media publiczne i prywatne mainstreamowe, nie żałując manipulacji i przemilczeń forsowały teorie zwalniające instytucje rządowe z odpowiedzialności. Osobnego opracowania wymagałoby pokazanie kłamstw, manipulacji przemilczeń związanych z tym tematem. Na przykłady „przykrywania” tematów niewygodnych sensacjami na inne tematy czytelnik i widz natyka się niemal co dzień. Część opinii publicznej jest zdania, że „przykrywki” te inspirowane są przez władze, stawiane wobec niewygodnych informacji czy pytań na ważne tematy.
Omówimy je na paru przykładach.
Zaskakujący był w prasie i mediach elektronicznych niemal całkowity brak relacji naocznych świadków z katastrofy bezpośrednio po tym wydarzeniu, i to co najmniej przez około 6 tygodni. Chodzi m.in. o osoby, które widziały wylot samolotu z prezydentem z Okęcia, o dziennikarzy, którzy wylecieli do Smoleńska drugim samolotem, o pilota Jaka 40, który lądował przed Tupolewem i in.
Niemal całkowicie przemilczano rozwijający się ruch społeczny na rzecz budowy pomników ofiar w różnych miastach, w szczególności w centrum Warszawy; zarzut ten dotyczy również mediów publicznych.
Notorycznie, co miesiąc, czytelnicy, słuchacze i widzowie są wprowadzani w błąd co do liczebności manifestacji żałobnych po ofiarach katastrofy smoleńskiej. Dane podawane w prasie różnią się zwykle znacznie od danych podawanych później przez policję, a nawet dziesięciokrotnie od danych podawanych przez niezależne źródła i łatwych do sprawdzenia na filmach ze zdarzeń. W szczególności liczebność manifestacji Marszu Pamięci w rocznicę katastrofy, 10 kwietnia 2011, oceniano w mainstreamowych mediach na 7 tys. osób, tymczasem źródła niezależne szacowały ją na co najmniej 70 tys. osób. Błędne oszacowania funkcjonują potem w licznych komentarzach prasowych, rozsiewając i utrwalając wadliwy obraz zdarzeń.
Nagminne były nie tylko przemilczenia, ale i manipulacje informacjami.
Jako przykład przytoczymy sprawę ewentualnej pomocy USA w prowadzonym śledztwie. Główna polska agencja prasowa PAP (której szefostwo wyznacza Rada Nadzorcza powołana przez Ministra Skarbu), przeinaczyła konkretną wypowiedź rzecznika amerykańskiego, co spowodowało powielenie jej w fałszywej wersji w wielu mediach.
20 stycznia 2011 Rzecznik Departamentu Stanu USA Philip Crowley zapytany na konferencji prasowej o możliwość udzielenia Polsce pomocy ze strony amerykańskich instytucji rządowych w międzynarodowym śledztwie w sprawie katastrofy smoleńskiej, oświadczył: „Nic nie wiem, by USA zostały poproszone o dostarczenie jakiejś szczególnej pomocy w śledztwie w sprawie tego wypadku. Oczywiście jesteśmy gotowi pomóc w każdy dostępny nam sposób, jeżeli Polska lub Rosja nas o to poprosi".
A oto jak wyglądała wypowiedź w depeszy korespondenta PAP:
21.01. Waszyngton (PAP) – „Śledztwo w sprawie przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem to „w zasadzie sprawa między Rosją a Polską” - powiedział w czwartek rzecznik Departamentu Stanu w odpowiedzi na prośbę o komentarz na temat dochodzenia i pytanie czy USA w nim pomogą.” Informację rzecznika USA, że Polska nie zwróciła się o pomoc, podano pod koniec informacji. (PAP, 21.01.2011)
I potem ta informacja rozsiana w polskich mediach:
„USA: Smoleńsk to nie nasza sprawa”, lead: „Stany Zjednoczone nie pomogą Polsce w smoleńskim śledztwie. To sprawa między Rosją a Polską - powiedział rzecznik Departamentu Stanu” („Rzeczpospolita” z 20 stycznia 2011). Podobnie informowały portale internetowe i serwis komórkowy Orange, utrwalając nieprawdziwą a korzystną dla rządu polskiego wersję informacji.
Inny przykład – niesprawdzona wiadomość o ogromnym znaczeniu emocjonalnym.
PAP – 18.02.2011 (depesza z godz.21.15) Polska Agencja Prasowa, nadając swej depeszy tytuł „MAK usunął informację o gen. Błasiku ze swej strony internetowej”, a chodziło o drastyczne szczegóły sekcji zwłok gen. Błasika, ofiary katastrofy smoleńskiej, nie sprawdziła faktów; w chwili, gdy ją podano, na stronie MAK nadal figurowały te informacje.

Opozycja
Manipulowane i kłamliwe informacje dotyczyły nie tylko katastrofy smoleńskiej, ale szczególnie postępowania partii opozycyjnej.
11.10.2010 w „Faktach” TVN o godz. 19.00 red. Katarzyna Kolenda-Zaleska relacjonując Marsz Pamięci ofiar katastrofy smoleńskiej z 10 października 2010 podała: „Jarosław Kaczyński mówi [podczas Marszu |Pamięci]: i nadejdą jeszcze czasy, gdy prawdziwi Polacy dojdą jeszcze do władzy”. Określenie „prawdziwi Polacy” ma w Polsce złą konotację i w wielu kręgach uważane jest za kompromitujące, kojarzy się z nacjonalizmem. Tymczasem w rzeczywistości polityk powiedział: „Chcemy być wolnymi Polakami i chcemy by ten kraj był nasz, był rzeczywiście nasz, by nikt nam nie narzucał obyczajów”.
Wybuchła burza polityczna, w ciągu godziny Kolenda-Zaleska została poinformowana o swoim błędzie. Zamiast jednak sprostować błędną informację, rzekome słowa Kaczyńskiego, Kolenda-Zaleska poddawała je komentatorom pod dyskusję przez następne dwa dni. Podchwytywały je przez wiele godzin inne stacje telewizyjne i prasa, pogłębiając dezinformację. Sprawa zakończyła się skandalem w środowisku politycznym i dziennikarskim, jednakże przekazane opinii publicznej słowa dalej żyły swoim życiem. Rada Etyki Mediów odmówiła wydania w tej sprawie oświadczenia, ponieważ stacja TVN dwa dni po fakcie częściowo przeprosiła widzów.
W pierwszych dniach czerwca 2011 odbył się w Warszawie pięciodniowy Kongres „Polska Wielki Projekt”, prezentujący doniosłe wyniki badań wybitnych postaci życia naukowego artystycznego nurtu konserwatywnego, dorobek kilkuletniej pracy think-tanku, Instytutu Sobieskiego. Zgromadził on tysiące widzów na imprezach towarzyszących. Media maistreamowe, w tym publiczne, praktycznie pominęły informacje o Kongresie. Na jednym z portali widniała informacja, że Kongres odbywa się w Krakowie, a nie w Warszawie, co zdezinformowało część gości, którzy w rezultacie spóźnili się na uroczyste otwarcie imprezy. Jedyny większy materiał w mediach publicznych dotyczył nagrody dla sławnego kompozytora, ale pominięto informację, że była kulminacyjnym momentem Kongresu.
Przykład manipulacji wypowiedzi lidera opozycji przez telewizję publiczną. Na Kongresie Kobiet 9 lipca 2011 lider PiS, Jarosław Kaczyński, mówił o problemach kobiet:
„(...) W sporze o to, czy mężczyźni o wyjątkowo wysokiej pozycji społecznej mają wobec kobiet jakieś wyjątkowe uprawnienia, my jasno mówimy nie. Nie mają. Odpowiadają tak jak wszyscy, a wysoka pozycja społeczna powinna wpływać tylko na zaostrzenie kary, zarówno co do jej wymiaru, jak co do rygoru jej wykonywania. (...) My z całą pewnością te wszystkie spotkania integracyjne, nie mówię o tych dobrych oczywiście, tylko te szczególnego rodzaju w różnych wielkich firmach, te wydarzenia, tego rodzaju, twardą ręką zlikwidujemy. Bo w tym wypadku trzeba po prostu to całkowicie wyeliminować. Pracownice nie mogą być poniżane.”
Tymczasem Wiadomości TVP1 podały wymontowane fragmenty dźwiękowe tej wypowiedzi:
„Te wszystkie spotkania integracyjne szczególnego rodzaju w różnych wielkich firmach twardą ręką zlikwidujemy”, a po nim odczytane przez spikerkę zdania: „PiS zapowiada między innymi zaostrzenie kar za gwałty.”
Widz otrzymał z mediów publicznych zmanipulowany przekaz, będący na rękę konkurującej z opozycją partii rządzącej, że Kaczyński ma zamiar „twardą ręką” zlikwidować spotkania integracyjne w korporacjach. Stanowiło to dobry pretekst do komentarzy, ośmieszających radykalizm szefa opozycji i jego rzekomy zamiar wtrącania się w regulaminy pracy wielkich korporacji. Tymczasem jak wynika z przytoczonej w całości wypowiedzi, szef opozycji zapowiedział lepszą ochronę kobiet przed molestowaniem i wykorzystywaniem oraz nadużywaniem władzy przez szefów-mężczyzn.
W końcu sierpnia 2011 sąd wydał wyrok skazujący na więzienie b. posła Henryka Dyrdę na podstawie zeznań Barbary Kmiecik, potwierdzając tym samym ich prawdziwość. Tymczasem te same zeznania nie były brane pod uwagę w wytoczonym przeciwko b. rządowi śledztwie, związanym z samobójstwem Barbary Blidy; żadna mainstreamowa stacja telewizyjna czy radiowa, żaden dziennikarz śledczy, nie tylko nie zauważyli, że zeznania te potwierdzają wersję przedstawianą przez partię opozycyjną, ale nie wspomnieli nawet o rysującej się możliwości poprowadzenia śledztwa tym śladem.
Antoni Macierewicz to likwidator niezreformowanych przez 18 lat po transformacji postkomunistycznych Wojskowych Służb Informacyjnych, polityk przedstawiany od lat przez mainstream jako „kontrowersyjny”. Media notorycznie wprowadzają opinię publiczną w błąd, myląc wygrane przez Macierewicza a przegrane przez MON lub umorzone przez sądy procesy, wytaczane mu przez b. oficerów zlikwidowanych służb. Media podają, że przegrał je Macierewicz. Jest to na rękę partii rządzącej, dla której Macierewicz jest konkurencją do władzy. Komentatorzy powtarzają, że Macierewicz przegrywa dużo procesów. Opinia publiczna jest tym samym pozbawiona informacji o uzasadnieniach wyroków, w których sądy stwierdzają, że Macierewicz postępował zgodnie z prawem, i zgodnie ze swoją funkcją likwidatora.
W kampanii wyborczej z końca sierpnia 2011 media krytykowały za premierem Tuskiem wypowiedź posła opozycji Adama Hofmana o posłach ludowej partii PSL, „chłopach”, którzy opuścili wieś i „zdziczeli” w mieście. Telewizje przez kilka dni pokazywały wypowiedź Hofmana, opuszczając jego pierwsze słowa o posłach PSL; w rezultacie wypowiedź zabrzmiała jako pogardliwa wobec rolników i generalnie mieszkańców wsi. Sprawie nadano nadmierny wymiar, przez kilka dni komentując wypowiedź oraz komentarze do niej. Widzom pozostało ogólne wrażenie, że poseł PiS „jak zwykle” powiedział coś bez sensu i po chamsku.
Do przemilczania przedsięwzięć innych nurtów opozycji należy uczynienie niemal tematu tabu z informacji o Ruchu Obywatelskim Jednomandatowych Okręgów Wyborczych i jego akcjach.

„Ustawki” jasnogórskie - „Gazety Wyborczej” i telewizji Polsat
W ciągu ponad roku doszło do dwóch incydentów pod murami Jasnej Góry w Częstochowie. Zostały one przez prorządowe media, głównie „Gazetę Wyborczą” i telewizyjny „Polsat News” co najmniej nadinterpretowane. Ale w obu przypadkach mieliśmy raczej do czynienia nie tylko ze stronniczą informacją i nierzetelnością dziennikarską, ale także z „ustawką”, prowokacją dziennikarską, czyli wydarzeniem zaaranżowanym a następnie podsycanym przez media. Dzięki temu błahy temat można było eksploatować przez dłuższy czas, sugerując rzekomo chuligańskie zachowanie zakonnika organizującego pielgrzymkę, a związanego z katolickim radiem. Relacje z Jasnej Góry, przedstawione przez wyżej wspomniane media to ponadto sztandarowy przykład jaskrawo stronniczego sposobu relacjonowania.
20 czerwca 2010 około godz. 19:30, kiedy do sanktuarium na Jasnej Górze przybyła pielgrzymka młodzieży katolickiego Radia Maryja, doszło do przepychanki. Według informacji „Gazety Wyborczej” w zajściu uczestniczył Rafał Maszkowski, publicysta internetowy, prowadzący krytykującą Radio Maryja stronę, www.radiomaryja.pl.eu.org, któremu towarzyszyła ekipa filmowa kręcąca dokument o Radiu Maryja. Reżyserem był Brytyjczyk polskiego pochodzenia, wg „Wyborczej” sprowadzony pod Jasną Górę przez Maszkowskiego. Ekipa filmowa podłączyła mu do koszuli mały mikrofon, żeby rejestrować reakcje ludzi na rozdawane przez Maszkowskiego ulotki, krytykujące Radio Maryja. Kiedy do Maszkowskiego podszedł redemptorysta, ojciec Andrukiewicz, organizator pielgrzymki, doszło do sporu. Według Maszkowskiego o. Andrukiewicz zaatakował go i zniszczył mikrofon. Sprawę nagłośniła częstochowska „Gazeta Wyborcza” piórem obecnej przy zajściu Doroty Steinhagen i nieobecnego Piotra Kowalskiego, ze zdjęciami Piotra Deski. Według gazety: „O. (Piotr) Andrukiewicz [był] z obstawą. Rzucił się na Maszkowskiego z pięściami, rozpiął mu koszulę, wyrwał i popsuł mikrofon. Obstawa zakonnika goniła w tym czasie fotoreporterów dokumentujących zajście” - relacjonowali Steinhagen i Kowalski.
A oto ustalenia prawicowego portalu Fronda.pl, który odnalazł świadków zdarzenia:
„Ustaliliśmy, że Maszkowski wcześniej zaplanował swoją akcję i to on ściągnął na nią dziennikarkę "Gazety Wyborczej". Udział w happeningu proponował także innym mediom. Co najmniej jedna telewizja odmówiła”. Reżyser filmu odmówił Frondzie.pl udostępnienia fragmentu filmu, na którym miało być widać atak ojca Andrukiewicza; twierdził, że przekazał go telewizjom TVN i Polsat. „Rzecznik TVN Karol Smoląg powiedział tymczasem, że na filmie nie widać sceny ataku i że materiał jest słabej jakości”.
Rada Etyki Mediów odmówiła wypowiedzenia się na temat przekroczenia zasad etycznych w opisanych tekstach „Wyborczej”, uzasadniając to tym, że prawdziwy przebieg zajść jest nieznany.
Rok później, podczas XIX Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę 10 lipca 2011, według relacji stacji Polsat News krewki uczestnik pielgrzymki miał wyrwać mikrofon i uderzyć reporterkę stacji Polsat News, Ewę Żarską . Kijami miał zostać poturbowany również kamerzysta tej stacji. W rezultacie Żarska zapowiedziała wniesienie prywatnego oskarżenia, wszczęto odrębne postępowanie dotyczące zniszczonej kamery. Sprawcę pochwyciła policja, jednakże po przesłuchaniu został zwolniony.
Śledztwo trwa, wiele amatorskich filmów zaprzecza wersji podanej przez ekipę Polsatu. Natomiast nie czekając na wyniki śledztwa i nie zważając na protesty naocznych świadków zajścia, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji krótko po zajściu potępiła pielgrzymów za zakłócanie pracy dziennikarzom Polsatu. We wrześniu 2011 roku poszukiwani byli świadkowie zajścia ks. Małkowskiego i dziennikarzy prywatnej telewizji Polsat na Jasnej Górze, gdyż organy ścigania nie uwzględniały amatorskich filmów, na których widać było, że stroną atakującą był dziennikarz.
Ustawka „Metra” – Marsz Niepodległości
W poniżej opisanym przypadku sprawa wykracza daleko poza wadliwe informowanie czy prowokowanie zachowań, jak w „ustawkach” jasnogórskich. W „ustawce” przed Marszem Niepodległości gazety wzywały obywateli do mobilizacji i nadały kompromitujące etykietki legalnie działającej grupie obywatelskiej. Przyczynić się też mogły do stworzenia sytuacji ulicznej na granicy zamieszek.
Dziennik „Metro” (wydawca Agora SA) rozdawany jest rankami w dni powszednie u wejść do stacji metra. Nie czytują go osoby jeżdżące po mieście samochodem. Warszawskie wydania „Metra” na dziesięć dni przed 11 listopada 2010, wolnym od pracy Dniem Niepodległości, codziennie ostrzegały przed planowanymi, wg reporterów, demonstracjami nazistowskimi i faszystowskimi. Pismo wzywało do stawienia bariery nazistom i faszystom, którzy mają zamiar „hajlować” (od „heil Hitler”), i chcą zakłócić warszawski Marsz Niepodległości. Pismo wzywało, by nazistów „za wszelką cenę zatrzymać” podczas marszu na głównych placach i ulicach miasta. Część ostrzeżeń i wezwań powtarzano w „Gazecie Wyborczej” i na popularnych blogach.
Cała sprawa wydawała się nieporozumieniem. Nazizm i faszyzm są jednak w Polsce praktycznie niespotykanym nurtem myślenia, kojarzą się z prześladowaniami Polaków i Żydów i z tragicznymi wydarzeniami II wojny światowej, z utratą niepodległości Polski włącznie. Te doświadczenia nawet w trzecim już dziś pokoleniu pozwalają Polakom ściśle odróżniać patriotyzm od szowinizmu. W Polsce odkryto jedną ultranacjonalistyczną stronę internetową ONR, którą można uznać za faszystowską. Z nieznanych przyczyn nie została ona w omawianym czasie sądownie zablokowana, choć głoszenie poglądów faszystowskich, podobnie jak komunistycznych, jest karalne.
11 listopada 2010 na Placu Zamkowym spotkały się dwie główne grupy manifestantów. „Nazistami” i „faszystami” okazały się patriotyczne grupy znanych profesorów, dziennikarzy, (np. prof. Jan Żaryn, Janusz Korwin-Mikke, Rafał Ziemkiewicz), artystów, studentów i zwykłych obywateli, świętujących 92 rocznicę odzyskania niepodległości po 123 latach zaborów. Druga grupa, często w zakrywających twarz kominiarkach, ubrana w stroje paramilitarne, zaopatrzona w transparenty „Stop nazistom” itp., agresywnie atakowała pierwszą, skandując hasła antynazistowskie. Zgodnie z wezwaniem gazet „zatrzymywali” pochód rzekomo nazistowski. Niesmak budziła grupa osób ubranych w pasiaki, co sugerowało, jakoby „naziści” planowali więzić ludzi w obozach koncentracyjnych. Policja ochronnym kordonem otoczyła grupę agresorów, odmawiała też legitymowania ich na żądanie atakowanych osób idących w Marszu. Część pomówionych o nazizm rozważało skierowanie sprawy do sądu, ale agresorów nie udało się zidentyfikować.

*

Przykłady manipulacji medialnych można by mnożyć. Niemal co tydzień następowała jakaś „wrzutka” mediów do opinii publicznej, fałszywa informacja, rozdymany skandal, a z ich braku sfałszowana wypowiedź. W kampanii wyborczej manipulacje informacyjne zdarzały się kilka razy dziennie w różnych mediach.
Osobnego tekstu wymagałaby analiza publikacji „Gazety Wyborczej”. W jednym z tekstów porównała ona Piotra Gontarczyka, historyka w IPN zajmującego się lustracją, z antysemickim propagandystą okresu marca 1968 roku, Gontarzem. Czytelnik miał najwyraźniej myśleć, że Gontarczyk jest równie nieuczciwy co niegdyś Gontarz, a w domyśle to antysemita.
Kuriozum są wyjaśnienia Piotra Stasińskiego, zastępcy redaktora naczelnego „GW”, który po rozmaitych interwencjach, m.in. ze strony Rady Etyki Mediów, odżegnywał się od krytyki postępowania gazety, wyjaśniając, że nie podpisała ona żadnej Karty Etycznej Mediów, więc – w domyśle – nie ma zapewne powodu, by przestrzegała zawartych tam zasad dziennikarskich.
Za pewnego rodzaju ograniczanie dostępu do prasy można uznać postępowanie spółki AMS, związanej z koncernem Agora. Przejęła ona w 2007 roku kioski gazetowe w m.in. okolicach Krakowskiego Przedmieścia w centrum Warszawy i nie prowadzi w nich sprzedaży gazet opozycyjnych. Na marginesie warto dodać, że kioskarki narzekały, że po katastrofie smoleńskiej nie dostarczano im do sprzedaży zniczy żałobnych, chętnie zapalanych przez turystów przed Pałacem Prezydenckim.
Podsumowanie
Podsumowując, należy stwierdzić, że alarmy o zagrożeniu wolności słowa, ograniczaniu swobody debaty publicznej i dostępu do informacji, podnoszone przez część polskiej opinii publicznej, oparte są na licznych niepokojących faktach.
Władze państwowe przez swoich przedstawicieli podważają konstytucyjność opozycji, prawo obywateli do pełnej informacji, zajmują się potępianiem i ściganiem autorów prac magisterskich na niewygodne tematy. Ograniczają także lub próbują ograniczyć pozaustawowo podstawowe wolności obywatelskie, jak prawo do organizowania manifestacji i do swobodnego przemieszczania się. Nie dbają o odpolitycznienie mediów publicznych, tolerują ich stronniczość i łamanie ustawowych zasad funkcjonowania. Utrudniają, lub tolerują utrudnianie posłom pracy w parlamencie, przez zaniechanie kontroli wspierają nadużycia organów ścigania, sięgają po inwektywy, obraźliwe i wykluczające sformułowania w dyskusjach i polemikach.
„Za każdym razem, gdy prawo do zgłębienia prawdy zostaje pogwałcone, jakiś fragment aktualnej politycznej rzeczywistości ulega deformacji” – napisała Bettine Rohl, ciężko doświadczona przez życie córka Ulriki Meinhof. Gdy jest asymetria władzy, nierównowaga sił, a konflikt wykracza poza cywilizowane ramy, dobro wspólne przegrywa. Polskie media, zarówno publiczne, jak i prywatne, zamiast szeroko i rzetelnie informować, prowadzić śledztwa dziennikarskie w interesie publicznym i podtrzymywać wysoki poziom debaty publicznej, pomagają rządzącym pseudoelitom tworzyć swoisty Matrix, rzeczywistość ukrywać „za kurtyną fałszu i iluzji” i podmieniać ją na nierzeczywistość. Przemilczają niewygodne dla władzy informacje, manipulują materiałami w sposób zgodny z oczekiwaniami władz, a nawet organizują zdarzenia, by móc skrytykować lub potępić nielubiane lub niewygodne środowiska.
Powstał agresywny, antypatyczny typ dziennikarza, poza standardami obyczajowymi, niewrażliwego na prawdę, obojętnego na dobro publiczne, i uciekającego się do chamstwa.
Organizacje pozarządowe są słabe i koncentrują się raczej na sprawach karnych. Organizacje dziennikarskie bardzo słabo bronią dziennikarzy usuwanych z pracy za poglądy.
Podsumowując, można stwierdzić, że te procesy prowadzą nieuchronnie do dalszego obniżenia jakości demokracji w Polsce.

*

„Raport” przygotował Zespół pod kierunkiem Teresy Bochwic; współpraca Anna Mieszczanek i Barbara Świtalska. Konsultacja: Anna Pawełczyńska, Bogumiła Tyszkiewicz, Andrzej Zybertowicz, Jan Żaryn. Serdeczne podziękowania dla mec. Stefana Hambury. Dziękujemy elig i Johnowi Mayowi.

Ponizej drukujemy przypisy do powyższego rozdziału. Ponieważ nie "wchodzą" one w tym formacie, prosze traktować je jako dodatkowe uwagi i odnosniki do źródeł.

http://www.polskieradio.pl/5/3... [dostęp 15.06.2011].
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wi...
Protest opublikował prof. Edward Malec, przewodniczący Krajowej Sekcji Nauki NSZZ „Solidarność” http://ksn.nszz.solidarnosc.sa... [dostęp 8.09.2011].
M.in. Stefan Bratkowski, prezes Honorowy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w liście otwartym na Walnym Zebraniu Członków Oddziału Warszawskiego SDP. Patrz strona internetowa SDP, www.sdp.org.pl.
http://wiadomosci.dziennik.pl/...
Platforma powstała w 2006 roku - na początku prowadzona przez Bognę Janke i Igora Janke. Potem prowadzona przez spółkę Salon24.pl sc. Od stycznia 2010 Platformą hostingową salon24.pl zarządza podmiot Media Obywatelskie Sp. z o.o. KRS 0000333139 (współwłaściciele: Igor Janke i Radosław Krawczyk).
Lista 29 zbanowanych blogerów (blogi skasowane lub bezterminowo zawieszone):
http://blogmedia24.pl/node/41659 oraz http://emerytka.salon24.pl/257... (publikacja z 08.12.2010). "Lista potępionych" obejmuje z kolei 68 blogerów, których notki lub całe blogi zostały „zwinięte” po wprowadzeniu filtrów, w okresie od 19.11 do 14.12.2010 http://delfin.salon24.pl/25941...
Umowa na uruchomienie „agregatorów blogowo-informacyjnych na platformie Media Obywatelskie”, http://pokl.parp.gov.pl/files/... [dostęp 04.09.2011].
http://jankepost.salon24.pl/19...
Niektóre notki i komentarze znikały zupełnie, inne pozostawały w portalu, ale były możliwe do odczytania po odblokowaniu hasła „treść ukryta”, które zastępowało tekst blogera. Blogerzy, będący stałymi uczestnikami portalu uzyskali możliwość odblokowywania treści ukrytych, nie mają jednak takiej możliwości tylko osoby czytające teksty w portalu.
Tamże.
Amerykańskie strony rządowe.
http://www.dziennikzachodni.pl...

O. Tadeusz Rydzyk: To medialny terroryzm, „Rzeczpospolita, http://www.rp.pl/artykul/10,32..., [dostęp 11.09.2011].
Rafał Maszkowski, Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa ściganego z oskarżenia prywatnego oraz wniosek o ściganie, „Gazeta Wyborcza”,
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wi..., [dostęp 10.09.2011];
Tytuły 20.06.2011 na portalu Gazeta.pl: „Radio Maryja wymusza porządek pięściami’” i „O. Piotr Andrukiewicz rzucił się z pięściami na Rafała Maszkowskiego, który jest krytykiem toruńskiej rozgłośni”. Dorota Steinhagen, Piotr Kowalski, Po awanturze na jasnej Górze, „Gazeta Wyborcza” (Częstochowa),
http://wyborcza.pl/1,76842,674..., [dostęp 11.09.2011];
Jarosław Stróżyk, Szarpanina pod Jasną Górą, „Rzeczpospolita”, http://www.rp.pl/artykul/32348... [dostęp 11.09.2011];
http://fronda.pl/news/czytaj/t...
Ekipa Polsat News pobita na Jasnej Górze (wideo), http://tvpolsat.info/news.php?..., dostęp [11.09.2011]; Polsat News dowiódł, że o.Rydzyk ma rację, „Ekran”, http://normalny.nowyekran.pl/p..., dostęp [11.09.2011]; Dorota Steinhagen, Ostre starcia w świętym miejscu , „Gazeta Wyborcza” (Częstochowa),
http://czestochowa.gazeta.pl/c..., [dostęp
11.09.2011]; Marek Mamoń, Po ataku na Jasnej Górze: dziennikarka przesłuchana, „Gazeta Wyborcza” (Częstochowa), http://czestochowa.gazeta.pl/c... [dostęp 11.09.2011].
Agata Stasińska, Anna Milczarek, Faszyzm nie przejdzie, jeśli się postawisz, "Metro"z 2010-11-02, ostatnia aktualizacja 2010-11-02 19:19, http://www.emetro.pl/emetro/1,...
Agata Stasińska, am, Igor Nazaruk, Władzo, postaw się faszystom, "Metro"z 2010-11-03, ostatnia aktualizacja 2010-11-03 19:4,
http://www.emetro.pl/emetro/1,...
Agata Stasińska, Igor Nazaruk, Nie siedź w domu, idź na blokadę 11listopada.org, "Metro" z 2010-11-08, ostatnia aktualizacja 2010-11-08 19:47
http://www.emetro.pl/emetro/1,...
Mariusz Jałoszewski, Bo hajlowanie się nie nagrało, "Metro" z 23.02.2010
http://www.emetro.pl/emetro/1,...
Zob: Seweryn Blumsztajn, Przeciw marszowi faszystów. Wygwiżdżmy ich z miasta, "Gzeta Wyborcza" z 05.11.2010, http://warszawa.gazeta.pl/wars...
[dostęp 16.09.2011].
Seweryn Blumsztajn, Po marszu ONR - komentarz Seweryna Blumsztajna, "Gazeta Wyborcza" z 14.11.2011, http://warszawa.gazeta.pl/wars...
Wojciech Czuchnowski, Seweryn Blumsztajn, "IPN oczernia Jacka Kuronia"; "Gazeta Wyborcza",
http://szukaj.wyborcza.pl/Arch...
Określenie zaczerpnięte z artykułu Władimira Lisiczkina, Zasada wirusa w wojnie psychologicznej, „Fronda” nr 60/2011.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Janko Walski

22-10-2011 [20:34] - Janko Walski | Link:

mimo że ci, do których powinno tak szokujące opracowanie przemówić nie wezmą go nawet do rąk. Nie ma Pani certyfikatu koszerności salonowej! Certyfikat ten już tylko sprzeniewierzeńców, oszustów, kłamców, kapusiów, zdrajców i sprzedawczyków czyni "autorytetami", których wskazane jest czytać.

Dawne uznania przestały odgrywać rolę. Ci co powinni nie tylko Pani tekstu nie wezmą do rąk, ale będą na Panią wściekli nie wiedząc dlaczego. W dzisiejszych czasach media są wszystkim.

Czemukolwiek bliżej nie przyjrzelibyśmy się to zobaczymy patologię. Jakiejkolwiek patologii nie próbowalibyśmy wyjaśnić to zawsze dojdziemy do mediów.

W swej istocie media wróciły do peerelu, jeśli przyjmiemy, że kiedykolwiek wyszły. Rewolucja pożarła Michnika. Cynizm Urbana jest dziś dla niego wzorcem, a dla Tuska i Komorowskiego, przebiegłość Kiszczaka i Jaruzelskiego. Opętała ich gra. Polską.

Wcześniej czy później wyzwolimy się z tego i przyjdzie czas płacenia rachunków. Wcześniej czy później przyjdzie czas na dekomunizację także w odniesieniu do komunizmu nowego typu, który jak rak opanował znaczną część Narodu po 1989 roku.

Pani opracowanie jest bezcennym materiałem do historii zniewolenia.

Pozdrawiam serdecznie,
JW

Obrazek użytkownika Teresa Bochwic

22-10-2011 [22:51] - Teresa Bochwic | Link:

Rzeczywiście panuje dziwne milczenie po moim Raporcie.
Może szuka się w nim błędów, żeby triumfalnie ogłosić, ze ktoś pisze się przez inne "ż" albo ze data jest o dzień pomylona...