Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Kryzys nie kryzys a prawda po naszej stronie. Tylko czyjej?

Filovera, 05.05.2017
Owidiusz powiedział: czasy się zmieniają, a my wraz z nimi (tempora mutantur et nos mutamur in illis). Ale to było w starożytności. Dziś pozwolę sobie na inne stwierdzenie: czasy się zmieniają, lecz problemy trwają. Jednakże nie o polemikę z Owidiuszem chodzi, ale o wciąż trwające problemy lekarzy w Polsce. A może z lekarzami? I może uda się je rozwiązać w czasie dobrej zmiany?

Cofnijmy się jednak na chwilę do II Rzeczpospolitej, dokładniej do lat 30., kiedy to panował kryzys gospodarczy. Ówczesna prasa rozpisywała się o nim szeroko i dogłębnie, nie omijając problemu wpływu kryzysu także na sytuację lekarzy. „Kryzys, który tak ciężko dotknął rolnictwo, przemysł i handel odbił się również w sposób fatalny i na wolnych zawodach. Bardzo mocno odbił się kryzys na dochodach lekarzy” – zaczął autor, podpisany Z.K., swój artykuł pt. „Kryzys w zawodach wyzwolonych”, który ukazał się 9 grudnia 1931 r. w łódzkiej gazecie „Ilustrowana Republika”. I dalej pisał tak: „Liczba pacjentów i ich wypłacalność maleje. Szerokie warstwy ludności, o ile nie należą do Kas Chorych lub nie wchodzą w skład rodzin urzędniczych, formalnie nie mają się za co leczyć”. Przytoczył też pewne dane liczbowe: „Ogółem w całej Polsce praktykuje 10.000 lekarzy i na każde 10.000 mieszkańców przypada 3,4 lekarzy, wówczas gdy w Niemczech – 7,6, w Czechosłowacji – 5,8, w Japonii – 7,7, w Stanach Zjednoczonych 12,6. Jedynie tylko Finlandia i Litwa wykazuje niższą cyfrę”. Poprzestając na zacytowaniu fragmentu tekstu, przybliżę – nie bez powodu – sytuację lekarzy doby kryzysu II RP, jaka się wyłania z całości artykułu. A potem, jako że czasy się zmieniają, przejdę do czasów dzisiejszych.

Polska w latach 30. XX w. borykała się zarówno z niedoborem lekarzy (patrz zacytowane wskaźniki), jak i nierównomiernym ich rozmieszczeniem w kraju. Najwięcej lekarzy było na terenie Izby Warszawsko-Białostockiej, w samej stolicy na każde 10 tys. ludności przypadało prawie 22 lekarzy. Najmniej medyków było w małych miastach i gminach wiejskich – często poniżej średniej dla kraju. Najgorzej było województwach wschodnich – tutaj przypadało zaledwie dwóch lekarzy na 10 tys. ludności, czyli ponad dziesięciokrotnie mniej niż w Warszawie.

Lekarze dzielili się na dwie grupy: pracujących w ramach umów z Kasą Chorych oraz wolno praktykujących. W Warszawie około 40 proc. ludności była wówczas pod opieką lekarzy kasowych. Większość, bo ponad 60 proc., była zdana na korzystanie z usług lekarzy prywatnie praktykujących.

Lekarzy prywatnych w stolicy było szczególnie dużo, na każde 10 tys. nieubezpieczonej w Kasie Chorych ludności przypadało ich aż trzydziestu. I to wśród nich toczyła się walka o pacjenta. Mimo to jakość usług świadczonych przez lekarzy prywatnych, poza niektórymi sławami medycznymi, pozostawiała wiele do życzenia. Ponieważ ludzi często nie było stać na prywatne leczenie, to z braku gotówki na porządku dziennym formą zapłaty były weksle. Bywało, że bez pokrycia. Tocząca się pomiędzy lekarzami walka cenowa o pacjenta-klienta powodowała, że w latach kryzysu dochody znacznej części lekarzy wolno praktykujących spadły poniżej minimum egzystencji. Nie mieli oni też motywacji, aby świadczyć usługi lepszej jakości, gdyż i tak nie miał im kto za nie zapłacić.

Niewiele lepiej przedstawiało się położenie lekarzy zatrudnionych przez Kasę Chorych. Co prawda otrzymywali oni pensję, ale wypłaty były nieregularne, gdyż Kasie brakowało gotówki. Lekarze kasowi, chcąc podreperować swój budżet, usiłowali dorabiać, przyjmując też chorych „w domu”. Tu jednak życie utrudniał im fiskus wysokimi podatkami, więc masowo zamykali swoje domowe praktyki. Jak pisał autor Z.K., zapowiadało się jeszcze gorzej, gdyż Kasy Chorych przymierzały się do wypowiedzenia umów lekarzom i zawarcia nowych na gorszych dla nich warunkach.

W czym opisana sytuacja sprzed prawie dziewięćdziesięciu lat przypomina dzisiejszą? Kryzysu ekonomicznego w Polsce nie mamy – to pewne. Wszystkie wskaźniki na niebie i ziemi pokazują, że gospodarka się rozwija, bezrobocie spada, produkcja rośnie. O wojnach cenowych wśród lekarzy prywatnych nie słychać. Nikt lekarzom nie płaci wekslami bez pokrycia, a ich wynagrodzenia na pewno nie są poniżej minimum egzystencji.

A jednak lekarze dziś – tak samo, jak wówczas – są niezadowoleni z wysokości swoich wynagrodzeń. Mówiąc wprost, uważają, że zarabiają niewspółmiernie mało do ciążących na nich obowiązków i odpowiedzialności.

I tu moim zdaniem pojawia się ponadczasowy problem – rzetelnej wyceny pracy lekarzy pracujących w publicznym systemie ochrony zdrowia. Wyceny adekwatnej do kompetencji, obowiązków i odpowiedzialności, przekładającej się na wysokość wynagrodzeń. Wyceny opartej na rzetelnych danych i nieuwikłanej w „ideologię potrzasku” pomiędzy lekarzem-społecznikiem a lekarzem-kapitalistą. Problem ponadczasowy i jak dotąd – nierozwiązany.

Sfrustrowani lekarze (i nie tylko oni) postanowili swój ekonomiczny byt wziąć w swoje ręce i przygotowali własną propozycję „wyceny” pracy. Jest nią wspomniany w moim artykule pt. „My tu maju-maju a biała polska jesień tuż-tuż”, obywatelski projekt ustawy o wynagrodzeniach w ochronie zdrowia. Co z niego wynika? Według projektu minimalne wynagrodzenia brutto powinny wynosić: dla lekarza bez specjalizacji (w tym rezydenta) – dwie średnie przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw za rok poprzedni, a dla lekarza specjalisty – jego trzykrotność. Jak widać, za podstawę wyliczeń przyjęto przeliczniki „2” i „3” oraz średnią przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw z roku ubiegłego, więc każdego roku wynagrodzenie byłoby waloryzowane o wartość tej kwoty. Jak według tej propozycji kształtowałyby się minimalne wynagrodzenia dla lekarzy w roku 2017, przyjmując do wyliczeń średnią za rok 2016? Odpowiednio dla lekarza bez specjalizacji byłoby to 8554 zł, a dla specjalisty – 12831 zł miesięcznie.  

A skąd te przeliczniki „2” i „3”? No cóż, metodologicznie – znikąd. Historycznie – przelicznik „3” pokutuje już od dawna. O ile dobrze pamiętam (jeśli ktoś pamięta lepiej, proszę o skorygowanie), był już postulowany w czasie przygotowywania reformy służby zdrowia za rządów AWS. Wówczas to Sejm w 1997 r. uchwalił ustawę o Kasach Chorych, która weszła 1 stycznia 1999 r. i zapoczątkowała niekończącą się – jak widać – reformę służby zdrowia. Koncepcja wysokości minimalnego wynagrodzenia dla lekarza specjalisty na poziomie tzw. trzech średnich krajowych była też promowana przez Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy. Pomysł ten w postaci ustawy jak dotąd się nie zmaterializował, ale, choć czasy się zmieniają, utrwalił w świadomości medyków na tyle, że teraz znalazł odzwierciedlenie w rzeczonym projekcie obywatelskim.

No cóż, jakkolwiek dla niektórych zapewne szokujące mogą się wydać podane kwoty minimalnych wynagrodzeń dla lekarzy, to zaletą tejże „wyceny” niewątpliwie jest prostota – wystarczy tylko pomnożyć. O działanie matematyczne oczywiście chodzi, gdyż z pomnożeniem pieniędzy będzie znacznie trudniej. Ponieważ najnowsze informacje wskazują, że inicjatorom projektu ustawy udało się zebrać wymagane 100 tys. podpisów, to Rząd, chcąc nie chcąc, z problemem wynagrodzeń dla lekarzy i pozostałych pracowników ochrony zdrowia będzie musiał się zmierzyć. A matematyka przejdzie na wyższy poziom. Mimo „zróżniczkowanych” w społeczeństwie poglądów, ile to lekarz powinien zarabiać, Rządowi może być ciężko, gdy dojdzie do ”scałkowania” niezadowolenia z wynagrodzeń i funkcjonowania służby zdrowia.  

Tym bardziej, że gdy minister zdrowia Konstanty Radziwiłł za czasów rządów koalicji PO-PSL był jeszcze szefem Naczelnej Izby Lekarskiej, domagał się wynagrodzenia w wysokości co najmniej dwóch średnich krajowych pensji dla lekarzy bez specjalizacji i trzech dla doktorów ze specjalizacją. I lekarze te przeliczniki pamiętają. I tym bardziej są teraz wkurzeni, że rozdźwięk pomiędzy żądaniami godnej płacy dla lekarzy zgłaszanymi przez K. Radziwiłła jako prezesa NRL, a teraz propozycjami dla lekarzy składanymi przez K. Radziwiłła jako ministra jest ogromny. Według koncepcji ministra Radziwiłła podwyżki dla lekarzy miałyby się zacząć w lipcu, a pensje rosłyby stopniowo, tak by osiągnąć pewne minimum w 2021 r. Jakie minimum? Ano takie, że minimalna pensja lekarza specjalisty wyniosłaby wówczas ok. 5 tys. zł brutto, czyli 1,27 średniej krajowej (co stanowi znaczną różnicę pomiędzy historyczną już „trójką“) a minimum dla lekarza bez specjalizacji wyniosłoby 4,1 tys. zł. Lekarze i inni pracownicy służby zdrowia tym bardziej też nie odpuszczą, że kryzysu gospodarczego, jak w II RP, teraz w Polsce nie ma.

Biała jesień jest tuż-tuż. Rząd, by nie zostać zmiażdżonym w kleszczach: wkurzeni lekarze (i reszta pracowników ochrony zdrowia), sfrustrowani pacjenci i totalnie wściekła beznadziejnie totalna opozycja, moim zdaniem powinien poza dobrą strategią polityczną mieć opracowaną metodologicznie propozycję rzetelnej wyceny pracy lekarzy zatrudnionych w publicznej służbie zdrowia (i nie tylko lekarzy). I tę propozycję, wraz ze wskazaniem źródeł ich sfinansowania, poddać do dyskusji środowisku lekarskiemu, innym pracownikom ochrony zdrowia oraz debacie publicznej. Dlaczego? By nie było, że „kryzys nie kryzys a prawda jest po naszej stronie”. Tylko tak naprawdę wciąż nie będzie wiadomo po czyjej i ile ona jest warta.
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 12139
Marek1taki

Anonymous

06.05.2017 18:50

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na Trzeba po prostu urealnić -

Nie podzielam Pańskiej obserwacji o kastowości i samozwańczej inteligencji albo szantażowaniu rządu. Lekarze jako elita i wolny zawód zostali skutecznie zaorani w PRLu i w III RP nic się nie zmieniło. Zawodowe układy i koneksje są jak wszędzie i jak wszędzie wiążą się z władzą administracyjną i pozaadministracyjną. Różnice wynikają ze specyfiki przepływów finansowych ale i z pracochłonności w zawodzie lekarza, co jeszcze daje się skanalizować ograniczeniami w dostępie do specjalizacji, ale akurat nie do końca z powodu migracji zarobkowej.
Z Biedronką to ma Pan rację, bo czymże jest nabijanie peseli i kodów dla NFZ jak nie elementem pracy kasjerki w sieciówce. Przecież nie cyfryzują pacjentów i lekarzy z innych powodów. Monopol państwowy ujednolica rynek dla wygody zarządzania i operowania dużymi pieniędzmi. Czego Pan chce więcej od elit niż szefowania zmianie w sieciówce?
Imć Waszeć

Dark Regis

06.05.2017 19:40

Dodane przez Marek1taki w odpowiedzi na Nie podzielam Pańskiej

Ależ właśnie działania korporacji przeczą tezie o tym, że rzekomo jest to wolny zawód. Korporacja i korporacyjna bezkarność nie ma nic wspólnego z wolnością zawodu. Niektórzy lekarze nie są elitą polską od chwili, gdy gremialnie poparli plany PO i UE zaorania Polski. Koniec i kwita z elitarnością, kiedy jest się częścią targowicy, kręcącej lody na szpitalach i pacjentach. Równie dobrze kapo z Oświęcimia lub z Majdanka można by nazwać "wychowawcą w systemie penitencjarnym". Korporacja w tej formie jest ewidentnym nawiązaniem do rozwiązań komunizmu sowieckiego. Nic dziwnego, że ludziom postronnym kojarzy się toto z rojem os broniącym bani, z którymi nie da się żadną miara wygrać w sądzie ani przekonać. A kto się poważy, będzie gnojony jak Ziobro. Dawno oglądaliśmy żenujące sceny z biegłymi, którzy zachowują się jak sędzia kradnący kiełbasę lub elektronikę? Pracochłonność w zawodzie lekarza nie ma się w żaden sposób do pracochłonności w zawodzie informatyka programisty. Proszę mi wierzyć, bo pracowałem kilka lat jako programista, albo po prostu wziąć książkę plus samouczek z Internetu i spróbować. Praca umysłowa nie boli, a przynajmniej nie powinna, isn't it? ;) Czekam na wrażenia z podróży, bo jeśli ktoś jedynie "stoi se na własnym gumnie i patrza w te i we wte", jak współcześni mało doświadczeni lekarze (doświadczenie zdobywa się oglądając świat, a nie Fakty w TVN), to naprawdę trudno ocenić pracochłonność, znaleźć analogie lub pojąć własne błędy percepcji. Od elit oczekuję tylko jednego - autentyczności. Nie trawię po prostu jak jakiś burak (nazwisko i adres znany autorowi), szarogęsi się, patrzy z pogardą i unosi pychą tylko dlatego, że jakiś komunista dał mu kiedyś papier na lekarza za umiejętność pokornego uczenia się na pamięć bezmyślnych formułek, zaś lokalna władza umieściła na ważnym stołku w powiatowym szpitaliku. Po zażyciu komunistycznego utrwalacza, osobnik ten nie widzi już powodu, żeby się uczyć czegokolwiek, bo już się wszystkiego potrzebnego w życiu naumiał (w latach 80-90, zaświadcza papier). Ende, fin, kropka. Najwyraźniej w medycynie nic się nie zmienia od czasów króla Ćwieczka, a przynajmniej taki pogląd wyznają niektórzy medycy (tylko którzy to są ci niektórzy? Jaki jest mechanizm weryfikacji, prócz starcia w polu?). Ja jestem ostrożniejszy w poglądach i widzę poważne zmiany nawet w skostniałej matematyce. Lecz ja nie o tym chciałem. Pomijając nawet medycynę, ten burak ma po prostu poglądy i wiedzę ogólną porównywalną z gospodynią domową. Nota bene z takiego środowiska wyrósł, co w tym przypadku przekłada się na stan obecny, choć ja jestem jak najdalszy od takiego klasyfikowania ludzi. W tym jednak przypadku nie mam po prostu wyboru. Krótko mówiąc gie wie, a unosi się jak książę pan na udzielnych włościach. Ma papier, ale to trochę za mało, żeby zasłużyć na szacunek. Elita bez szacunku, to zwykłe pośmiewisko.
Marek1taki

Anonymous

06.05.2017 20:01

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na Ależ właśnie działania

Proszę powiedzieć do czego zmierzamy w dyskusji, bo ja nie twierdzę, że lekarze stanowią wolny zawód, albo że ideałem jest kołchoz. Z informatykami nikt się nie może równać, nie jest to więc przedmiotem sporu. O bezkarności lekarzy proszę nie przesadzać, tak samo lekarzy straszą pacjentami. Elitarność lekarzy to wynik bezrybia, zresztą mimo negatywnej propagandy wobec lekarzy pacjenci w większości nie mają tak negatywnych doświadczeń jak Pan. Starciem w polu byłby wolny wybór lekarza przez pacjenta, wolny wybór kształcenia i działania w zawodzie lekarza. Do tego trzeba dążyć.
Imć Waszeć

Dark Regis

06.05.2017 22:33

Dodane przez Marek1taki w odpowiedzi na Proszę powiedzieć do czego

Ostatnie 2 zdania lub bardzo podobne już wypowiedziałem w innym miejscu dyskusji pod tym artykułem. Ja nie mam negatywnych doświadczeń i problemów z lekarzami. Moja rodzina ma, ale to długa historia. U matki dziesiąty rok diagnozują chorobę i jest przyjmowana na jakiś oddział regularnie raz na kwartał. Poleży, porobią tomografie, kontrasty i wszystko co refundowane i wraca do domu z nowym terminem badań i nowym podejrzeniem. O ilości pochłanianych leków na możliwe schorzenia już nie wspominam. Zaznaczę tylko, że właśnie traci wzrok od tego, a choroby jak nie było tak nie ma. Przy okazji chirurg spieprzył trochę operację oka,a drugiego boi się tknąć, bo jest wahające się ciśnienie i jakieś zapalenie. Jest ona tzw. "smakowitym kąskiem", czyli emerytem z dostatecznie dużą emeryturą, żeby można było szczypać szmal po większej porcji i jednocześnie ordynować absurdalne badania tylko w celu wyciągnięcia jeszcze większej stowarzyszonej kasy z NFZ. Nie będę opowiadał o "dyskusjach" lekarzy, czyli ocenach pracy poprzedników, kiedy matka trafia na kolejnego jasnowidza. To byłoby budujące, że mają taką rozbudzoną samoświadomość grupową i zdanie o kolegach, ale nie mówimy tu o kabarecie, tylko o człowieku wykorzystywanym niczym pampers. Zaczęło się z grubej rury od bardzo mądrze brzmiącego atopowego zapalenia skóry, potem była miopatia, kleszcz, nerki, prekursory raka, zanik mięśni, wreszcie na wszelki wypadek kuracja sterydowa. Pomogło, ale sterydy każdemu łysemu karkowi pomagają, więc to żaden sukces. Po trzech tomografiach, kilkunastu prześwietleniach, kilkudziesięciu badaniach krwi, kilkunastu pobytach w szpitalach, rzuciła się osteoporoza i wreszcie jeden wybitny specjalista wynalazł sklerozę mięśni. Nie wiem co to jest i nie wiem czy ktokolwiek wie, ale ja żadnych tego rodzaju symptomów nie widzę. Oczywiście co diagnoza, to od razu wymiana garnituru kilkunastu leków "roboczych" i "osłonowych", gdy poprzednie są już wykupione i ledwie nadgryzione. Dziwimy się marnotrawstwu leków? A może przyjrzyjmy się najpierw wykształceniu i motywacji lekarzy? Jak widać pieniądze wyższe niż dla inżyniera nie poprawiają poziomu leczenia. To co ja widzę nie kwalifikuje się w żadnym wypadku do podwyżki wynagrodzenia. Dlatego wracamy do wątku "wolny wybór kształcenia i działania w zawodzie lekarza". Dla mnie to wygląda na zawoalowane powiedzenie "trzeba było skończyć studia medyczne", czyli nie "lekarzu lecz się sam" ale "Polaku lecz się sam", bo oni cię ukatrupią samą swoją pychą. No dobrze, niech tak będzie, ale to oznacza równocześnie, że nadprodukcja lekarzy to właściwy kierunek. Wtedy każdy zainteresowany leczeniem siebie i rodziny Polak będzie miał okazję skończyć studia medyczne i albo wyjechać za pracą, albo zostać i np. założyć klinikę dla bogatych bubków z Europy, Ameryki lub Emiratów. To jest ten wątek logiczno-ekonomiczny, albo raczej prakseologiczny.
Marek1taki

Anonymous

07.05.2017 08:39

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na Ostatnie 2 zdania lub bardzo

Przeżywamy choroby razem z bliskimi. Zwłaszcza, gdy dolegliwości nie znajdują uśmierzenia i są codziennością. Bezsilność medycyny w wielu chorobach jest faktem. Pozostaje leczenie objawowe. Jego działania uboczne łączą się z dolegliwościami wnikającymi z choroby i starzenia. Trudno w tym znaleźć wąską i krętą ścieżkę, po której trzeba prowadzić pacjenta. Czasem ta ścieżka ginie i lekarze błądzą. Bezsilność lekarzy wobec choroby dotyka pacjenta i jego rodzinę.
Teofila77

Filovera

08.05.2017 16:48

Dodane przez Imć Waszeć w odpowiedzi na Ostatnie 2 zdania lub bardzo

I tu widać, że medycyna to nie matematyka. A trudność w ustaleniu diagnozy wcale nie musi wynikać z braku wiedzy jakiegoś konkretnego lekarza/y, ale stanu zaawansowania medycyny. Wiele chorób wciąż jest nie do końca znanych i odkrywanych, co do innych zmieniają się poglądy na ich etiologię, patogenezę, nawet symptomatologię, nie mówiąc o diagnozowaniu i leczeniu.  Na tym m.in. polega postęp - na ciągłej zmianie i przybliżaniu się do prawdy, do której i tak nie udaje nam się satysfakcjonująco zbliżyć.

Stronicowanie

  • Pierwsza strona
  • Poprzednia strona
  • Wszyscy 1
  • Wszyscy 2
Filovera
Nazwa bloga:
NIECODZIENNIK
Zawód:
Kilka, dożywotnio lekarz
Miasto:
Odpłynęłam z Łodzi do domku pod lasem

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 52
Liczba wyświetleń: 343,732
Liczba komentarzy: 711

Ostatnie wpisy blogera

  • Zajawka o Pani Sztucznej
  • Ruiny zamku w Kole
  • Katar, gula i cała reszta

Moje ostatnie komentarze

  • Bardzo przydatna lista. 
  • A ustaliliście pojęcie "płuca Ziemi"? 
  • Człowiek też może wpuścić w maliny. Istotą jest krytyczne podejście, czyli z tzw. ograniczonym zaufaniem. Sprawdzanie samemu w innych źródłach danych i po prostu myślnie. Ono zawsze się przydaje :-)…

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • My tu maju-maju, a biała polska jesień tuż-tuż
  • Koronawirus atakuje mózg?
  • Gdy kobieta bije "Rudą"

Ostatnio komentowane

  • Dark Regis, Nie wiem czy taką inwigilację byłby w stanie prowadzić człowiek. Serio mówię. Spróbuj na przykład coś powiedzieć o mnie na przykładzie muzy, którą stworzyłem w Suno ;)))https://suno.com/s/…
  • Grzegorz GPS Świderski, To fejk. Wystarczy samemu spytać, by się o tym przekonać. A tu przykład trochę innego pytania: https://www.salon24.pl/u/gps65/1364336,esej-ai-o-maseczkach
  • Kazimierz Koziorowski, ciekawe czy wyznawcy AI to skomentują?

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności