Dlaczego Joanna jest wk…wiona?

Joanna poszła na manifę… służbowo: Jacek poprosił. Odmówić trudno – w końcu mąż (też przyszedł, ale głosu nie zabrał; pilnował?).
Napisać przemówienie to fraszka, kiedy się jest „z dobrego domu” (tatuś – lekarz, mamuś – polonistka – mieszkali pod Gnieznem); kiedy się jest prawnikiem po aplikacji (notarialnej). Wkleić do tego (Jacek prosił) słówko „kościół” jak popadnie, słówko „prezes”. Jakoś poszło, trochę nudne, trochę mdłe – trzeba było „ożywić” tym wk…wem. I tyle.
Tyle? No niezupełnie. Jest podglebie. Tego wk…wienia. Siedzi w Joannie jak kolec i ją wk…wia.
 
Jacek jej, dziewczęciu z prowincji, zaimponował: światopoglądem nowoczesnym, posturą, perspektywą dobrej kariery (pewną! na początku lat 90. był dyrektorem do spraw handlowych w firmie Kulczyk Tradex)… Za mąż wyszła – na II-im roku studiów;  - ale jeszcze „po bożemu” (dość wcześnie, nawet jak na tamte czasy; nie tak jak teraz, że najpierw ma się dzieci, a potem się bierze ślub); potem – dzieci, ta aplikacja, praca…
I dom: Mąż pomaga wycierać naczynia. Zmywarki nie mamy, jakimś dziwnym trafem. Sprawy zaopatrzenia, wymianę żarówek, sprzątanie, pranie, inne typowo domowe sprawy także zostawia mnie.
Przebija żal. Za ten brak pomocy. Za syna: tak mój syn na przykład: mamy wnuczkę, Emilkę; syn jeszcze ślubu nie wziął – chociaż jest nadzieja: ale jest już ustalony termin.
Żal o drugiego syna – nie jej: syn męża spoza małżeństwa; o synu męża dowiedziałam się podczas kampanii w poprzednich wyborach; trudno chyba przyjąć taką wiadomość? odpowiada:  W przypadku długoletnich związków, takich jak nasz, na szali zostaje to, co człowiek razem przeżył, co wypracował. Przede wszystkim trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: z kim człowiek chciałby się zestarzeć? I czy, gdyby 30 lat temu składając przysięgę małżeńską, miał późniejszą wiedzę, że taki moment nastąpi, to powiedziałby "tak" czy "nie"? Jeżeli odpowiedź jest pozytywna - czyli jeśli ja w dalszym ciągu twierdzę, że mimo tego wszystkiego, co się po drodze wydarzyło niedobrego, powiedziałabym "tak" - to chyba decyzja jest jasna
– trzeba przetrwać, stłumić ten żal, uciec w inny świat:
Zawsze mieliśmy konkretne psy, najpierw rottweilera, potem amstaffy. Poprzedniczką Klusi była bulterierka Doda. Miała problem z nerkami, odeszła w wieku sześciu miesięcy. Jej śmierć odbiła się na mnie do tego stopnia, że zaczęłam się jąkać, wypadały mi włosy.
Szydełkuję, bo to jest coś, co mnie bardzo odpręża. Najlepiej wychodzą mi serwetki. Mam kosz, do którego je odkładam. Jak będzie pełen, to zastanowię się, co z tym zrobić. Mało kto teraz używa takich dzierganych serwetek, trzeba je napiąć, żeby wyglądały ładne. Usztywnić, cukrem albo krochmalem, rozłożyć na ręczniku, szpilkami nadać kształt.
Gotuję, ale bardziej lubię zaprawiać różne rzeczy w słoiczki. Mam naturę chomika, stresuje mnie pusta spiżarnia. Robię dżemy, bo to w domu schodzi, przede wszystkim konfiturę z wiśni, bo mąż bardzo lubi. Robię dżemy z moreli, agrestu, truskawek, powidła - klasyczne, bez żadnych cukrów żelujących. Jest z tym trochę roboty, zwłaszcza z konfiturami, bo trzeba wyjąć pestki. Nie używam drylownicy, pestki wyciągam agrafką. Drylownica robi dwie dziury w wiśni, a jak się umiejętnie wyjmie pestkę agrafką, to wiśnia jest prawie cała
.
 
Kura domowa? - i nawet w pracy - wszędzie kury: Zdarza się już, że klient przyjeżdża z kurą: "Dzień dobry, pani rejent, przywiozłem pani pamiątkę z urlopu". Mam kurę ze Szwecji, z Zielonego Przylądka. Przy zdjęciu z mężem stoi czerwona kura sycylijska. Zielona z czubkiem przyjechała z Kenii. Te dwie duże to para, kura i kogut. Pochodzą z Bolesławca. A ta malutka, gliniana, niepozorna to kura japońska. Mamy też okno z kurami pancernymi, z metalu. dlaczego kury? Bo to Kórnik. Pracuję tu już prawie 20 lat. Gdy otwierałam biuro notarialne, trzeba było coś postawić na półkach i tak się zastanawiałyśmy z paniami, co.
- a są i prawdziwe kury: Kury hodujemy ze względu na Emilię - mamy pewność, że będą jadły naturalne rzeczy: jajka od młodych kur są niewiele większe od przepiórczych, przypadły wnuczce.
 
Jak to naprawdę jest, wie rodzina: Siostra jest lekarzem. Zadzwoniłam do niej, gdy mąż zaczął morsować. Pytam, co robić, gdy dostanie zawału. A, ona, całkiem serio, pyta: "grabie masz?". No mam. Ona na to: "przydusić i przytrzymać". Ach, bardzo się rozgadałam. W domu gadułą jest mąż.
 
Przydusić i przytrzymać – za to życie zagrabione, za te zdrady, ten domowy terror, za odrzucenie pocieszenia w Bogu…
 
„Nie jestem tu przez przypadek” – zaczęła swój manifestacyjny spicz* Joanna.
To jedno było naprawdę szczere…
 
 
Cytaty z: http://poznan.wyborcza.pl/pozn...
 
 
*wideo na http://poznan.wyborcza.pl/pozn...
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika marsie

09-03-2017 [18:20] - marsie | Link:

Siostra OK. A tenże "morsujący Jacek" rządzi Poznaniem. Tragedia!