Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Polska – Jegendamt: 1 do 0 (do przerwy...)
Wysłane przez ryszard czarnecki w 31-08-2016 [08:46]
Akcja niemieckiego Jugendamtu i zabranie polskiego niemowlaka polskim rodzicom mieszkającym w RFN (decyzją sądu zostało zwrócone, ale jak podkreślono, „czasowo”) uruchomiła u mnie pokłady pamięci. Mój długoletni kolega, rodem z Poznania, ze starej rodziny mieszkającej „od zawsze” w Wielkopolsce, opowiadał mi, że dwóch starszych braci jego ojca, urodzonego w 1943 roku zabrali podczas II wojny światowej Niemcy „do germanizacji”. Jego dziadkom pierwszy syn został zabrany w ramach represji za odmowę podpisania kolaboracyjnej Volkslisty. Gdy dziadek, pan S., odmówił po raz drugi zostania Volksdeutschem zabrano mu... drugiego syna. Żaden z nich nie wrócił. Prawdopodobnie jedno z tych dzieci zmarło, a drugie może żyć do dzisiaj, nie mając pojęcia o swoich polskich korzeniach.
Nie były to sytuacje jednostkowe. Była to zaplanowana akcja germanizacyjna ze strony III Rzeszy Niemieckiej. A wszyscy słyszeli o, dosłownie, przemyśle wywożenia „Dzieci Zamojszczyzny”. Ale akcja ta, z różną intensyfikacją i w różnym czasie, objęła wszystkie tereny polskie wcielone do Niemiec po 1939 oraz tzw. Warthegau czyli „Kraj Warty”. W wyniku tej akcji Niemcy w czasie II wojny wywieźli ponad 150 tys. (sic!) polskich dzieci. Szacuje się, że wróciło do Polski z powrotem około 22-23 tysięcy – czyli 15%. Bywało, że owi sztuczni „Niemcy” dowiadywali się o tym, że są Polakami w wieku pięćdziesięciu lat. Zapewne większość nie dowiedziała się nigdy.
Planowa akcja niemiecka nowoczesnego „jasyru”, niczym tego tatarskiego ze średniowiecza, doprowadziła do dziesiątków tysięcy autentycznych rodzinnych tragedii – nie tylko tragedii narodu. Gdy mojemu koledze z Poznania urodził się syn, jego dziadkowi, wspomnianemu pan S., któremu dwóch braci porwali Niemcy (jego samego ukryli sąsiedzi...), wyrwało się na widok wnuka blondyna ‒ „Gdyby teraz byli Niemcy, to by go zabrano”. Świadczy to o niebywałej traumie trwającej 70 lat!
A ja z dzieciństwa pamiętam opowieści mojej śp. Mamy o Dzieciach Zamojszczyzny właśnie. Musiały być poruszające, skoro pamiętam to po przeszło 40 latach. To była jedna z tych rzeczy, którą szczególnie zapamiętałem.
Dzisiaj już nie tylko polska opinia publiczna, ale też wreszcie polski rząd walnął pięścią w stół, gdy chodzi o zabieranie polskich dzieci przez władze niemieckie. I warto podkreślić, że przyniosło to natychmiastowy skutek. W sprawę zaangażowali się szefowie resortu sprawiedliwości i spraw zagranicznych, na rozprawę do niemieckiego sądu pojechał wysokiej rangi przedstawiciel Konsulatu RP w Monachium. Polska pokazała, że będzie bronić swoich obywateli, także tych najmniejszych, ledwo co narodzonych – nawet jeśli żyją na obcej ziemi.
Za długo jestem jednak w polityce, by uwierzyć w natychmiastową przemianę państwa niemieckiego i jego struktur w tym obszarze. Nie sądzę, aby po tym jednostkowym wypadku, należałoby od razu formułować opinię o zmianie nastawienia Berlina w zakresie tej „nowej germanizacji”. Myślę, że teraz władze RFN będą „badać bojem” czy ze strony Polski to tylko słomiany zapał w obronie małych Polaków czy rzeczywista, konsekwentna, strategiczna zmiana w porównaniu z hańbą milczenia i pozorowanych gestów za 8-letnich rządów PO-PSL. Szczęście w nieszczęściu, że to urzędowe, oficjalne uprowadzenie polskiego niemowlaka przez Jugendamt nastąpiło dosłownie kilka dni przed wizytą kanclerz Niemiec w Polsce. Oczywiście niemieckie sady są, jak powszechnie wiadomo, całkowicie, ale to absolutnie całkowicie niezależne(!?) od rządu ‒ lecz, ot, przypadek, trzeba trafu, 48 godzin przed wizytą Frau Kanzlerin w Warszawie niemiecki sąd na niejawnym posiedzeniu (sic!) podejmuje decyzję, która nie rujnuje politycznego znaczenia spotkania kanclerz Merkel z szefową polskiego rządu, a potem przywódcami państw tworzących „V4” czyli Grupy Wyszehradzkiej. Pragmatyczni Niemcy wiedzieli, że gdyby sąd wydał inną decyzję niż wydał, słusznie rozwścieczone polskie media i – po dobrej zmianie ‒ stanowczy polscy politycy, bez zahamowań rzuciliby się do gardła Angeli.
Znów okazało się, że warto być twardym. Także w obronie polskich dzieciaków.
*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (31.08.2016)
Komentarze
31-08-2016 [10:43] - anakonda | Link: Panie euro - posle dlaczego
Panie euro - posle dlaczego nie nie probuje Pan zachowac przynajmniej
resztek poselskiego honoru?
Ciekawe ile Panu PiS zaplacil za te banialuki ktore Pan tu wypisuje,
a ktore sa powszechnie znane od dziesiatkow lat.
Przeciez to co Pan pisze NIE MA NIC WSPOLNEGO ze sprawa tego nieszczesnego
niemowlaka.
Ja bedac na Pana miejscu i majac Panskie mozliwosci w uzyskaniu
informacji u zrodla ( mam na mysli niemiecki Jugendamt ), postaralbym sie
dowiedziec dlaczego matka tego dzieciaka byla pod " obserwacja " Jugendamtu,
jakie panuja w tej rodzinie warunki materialne i moralne, ( w koncu Jugendamt
wiedzial, ze maz matki tego dziecka NIE JEST jego biologicznym ojcem ),
a dopiero na podstawie uzyskanych informacji napisalbym artykul o tej sprawie.
31-08-2016 [12:09] - jdj | Link: To co piszesz to sam
To co piszesz to sam wymyśliłeś, czy też podsunął ci te insynuacje szef tego hitlerjugent i zapłacił? Przecież to bzdury!
31-08-2016 [12:57] - gorylisko | Link: panie nie wiem czym pan mysli
panie nie wiem czym pan mysli ale gość dobrze pisze... dziecko dzisiaj, porwała ta sama instytucja która porwała w czasie Drugiej Wojny Światowej tysiące dzieci z Polski... jugendamt istnieje od czasu powołania go za władzy adolfa hitlera, jest niemiecka i postnazistowska...kapewu
31-08-2016 [12:59] - gorylisko | Link: nie wiem czy pan to przeczyta
nie wiem czy pan to przeczyta panie europoseł... ale dlaczego nie zgłosi pan projektu do tej całej ()uuujniii jewropejskiej, że jugendamt jako pozostałość po hitleryzmie powinna zostać uznana jako organizacja zbrodnicza... jak ss na ten przykład