Ostatnio poruszamy trudne tematy. Żyjemy w ciekawych i bardzo niebezpiecznych czasach. Ze wszystkich zagrożeń, które czają się za rogiem to o którym za chwilę posłuchacie, pozornie jest mało ważne. Pozory często mylą. Chodzi nam o stan Kościoła Katolickiego. Kilka dni temy zakończył się Synod, który miał ustalić postawę Hierarchów Kościoła wobec rodziny i przyjmowania Komunii Świętej. Ktoś może zapytać: przecież to nie jest takie ważne? Otóż jest. Nasza cywilizacja została zbudowana na chrześcijaństwie, a Kościół Katolicki miał znaczącą rolę w tym procesie. Kiedy niszczy się fundament, budowla się zawala. Na wspomnianym Synodzie okazało się, że duża grupa kardynałów chce doprowadzić do rewolucyjnych zmian. Te zmiany w uproszczeniu mają „otworzyć” Kościół na nowe czasy. Jednak według największych znawców Kościoła Katolickiego ta zmiana przyniesie katastrofalne skutki. Sprawi, że ludzie odejdą od kościoła i zniechęcą do religii, która będzie wybaczać wszystko wszystkim. O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy Pana Tomasza Terlikowskiego, który jest znawcą spraw związanych ze Stolicą Piotrową. W rozmowie z Piotrem Szlachtowiczem opowiada o nastrojch, które towarzyszyłył wspomnianemu wydarzeniu i dzieli się swoimi wątpliwościami na temat kierunku, w którym zmierzają decyzje Papieża Franciszka. Zapraszamy do słuchania: http://nowypolskishow.co…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1718
Sprawę nierozerwalności małżeństwa akurat odbieram jako trudną. Z jednej strony nie można machnąć ręką na małżeństwo, bo to doprowadzi do lawinowego rozpadania się małżeństw: wierność nie przychodzi sama z siebie, wymaga wysiłku a lewicowe "wolne związki" są czystą fikcją. Rodzina musi dawać dzieciom oparcie a żeby tak było, nie może być w każdej chwili zagrożona rozpadem.
Jest jednak i druga strona medalu, której "pilnowacze czystości doktryny" zdają się nie dostrzegać: jeżeli np. żona ucieka od męża, ponieważ zagraża on zdrowiu i życiu jej oraz jej dzieci, albo odchodzi mąż, którego żona notorycznie zdradza i "robi w domu piekło", to decyzja o odejściu jest decyzją słuszną a małżeństwo rozbija nie ten, kto odchodzi, ale ten, kto to odejście prowokuje.
Żadne doktrynalne wygibasy nie odmienią tego prostego życiowego faktu.
Przed Kościołem zatem trudna sprawa: trzeba uniknąć ustawiania się po stronie winowajcy (a to się de-facto dzieje, jeśli mówimy ofierze, że na całe życie skazana jest na swego kata) a jednocześnie nie ulec presji tych, którzy gwoli zaspokojenia swych poligamicznych chuci chcieliby małżeństwo traktować z przymrużeniem oka.
Ale jak znam życie, stanie się dokładnie odwrotnie.