Chcę, bądź oczyszczony! (Mk 1,41)
Trędowaci w czasach Jezusa byli skazani na odosobnienie. Nie wolno było się im zbliżać do miejsc publicznych, a gdy napotykali na drodze ludzi musieli ostrzegać ich specjalną kołatką i natychmiast schodzić im z drogi. Gdy nie przestrzegali tych reguł, mogli zostać ukamienowani.
Trędowaci byli ludźmi przeklętymi, mawiano o nich, że umarli za życia.
Zaiste wielka musiała być determinacja bohatera dzisiejszej perykopy – trędowatego, który odważył się przyjść do Jezusa!
Zaiste wielka musiała być jego wiara w to, że Mistrz może go uzdrowić – jeśli tylko zechce.
Mistrz zechciał. Uzdrowił. Umarły wrócił do życia. Już nie był skazany na odosobnienie.
Dziś trąd nie jest już chorobą tak straszną i tak powszechną. Jeśli jesteśmy trędowaci, to raczej w sensie metaforycznym, duchowym.
Popadamy w konflikty z bliźnimi i sami pchamy się w mękę odosobnienia.
Popadamy w grzech i tym samym oddalamy się od Boga.
Ta choroba też jest straszna i też powszechna jak trąd w czasach Jezusa.
Lecz jest o wiele łatwiej uleczalna.
Wystarczy tylko uznać swe przewinienia, wyrazić skruchę i Jezus poda nam swoją pomocną dłoń.
Jest bowiem wciąż zdjęty litością, która ma swe źródło w wiekuistym ognisku Bożej Miłości.
Lecz jakoś brak nam determinacji, odwagi i wiary tamtego trędowatego.
Mimo, że nikt nam przecież za zbliżenie się do Niego nie grozi ukamienowaniem.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3879
Mado, jest lekarstwo !
No właśnie o tym mowa !
Wiary trzeba! Pokory i wiary - to właśnie to lekarstwo !
I tu bym się akurat nie zgodził. Oczywiście nie ukamienowaniem w sensie dosłownym, ale presja stadna na antykatolicyzm / antychrześcijaństwo jednak istnieje w pewnych środowiskach.
"brak nam determinacji, odwagi i wiary tamtego trędowatego."
Raczej chyba brak jest wiedzy. Sporo zostało wykształconych negatywnych stereotypów na temat wiary, ponadto przez długi czas można było obserwować pewien - powiedzmy - brak finezji w jej nauczaniu. Skutek jest taki, że ludzie czasami utożsamiają z wyzwoleniem (uzdrowieniem) właśnie odejście od wiary. Uznając religię za "opium dla ludu" dokonują np. aktu uniezależnienia się od proboszcza. Tylko że niestety potem na przykład nie mają nic przeciwko, by wpaść w łapy menadżerowi w korporacji (żeby już nie było, że jakiemuś guru, choć przecież i tak bywa czasami), który manipuluje nimi aż furczy... No ale tam już niestety jakoś żadnego "opium" ludzie nie wyczuwają...