Polska – USA: zaufanie traci się tylko raz

Jeśli w najbliższej przyszłości Stany Zjednoczone będą miały do nas jakiś interes, to trzeba dobitnie powiedzieć – nic za darmo.

I. Amerykański sen

Muszę wyznać, że cykl tekstów rozpatrujących geopolityczne sympatie różnych odłamów polskiej prawicy wyszedł mi właściwie przypadkiem. Ot, zirytowany rusofilskimi głosami każącymi nam widzieć w Putinie „katechona” i obrońcę przed demoliberalną zgnilizną, opublikowałem w maju, w nr 20 „Polski Niepodległej” artykuł „Rosyjskie miraże prawicy”. Niedawno zaś, przy okazji lustracji prof. Kieżuna uznałem, że trzeba się bliżej przyjrzeć opcji niemieckiej w kontekście „realizmu” wedle którego należy poszukiwać coraz to nowych zewnętrznych opiekunów, co zaowocowało tekstem „Każdy realista ma swojego protektora” (nr 41 „PN”). Teraz, na zakończenie, warto wziąć na warsztat stronnictwo amerykańskie.

Trzeba powiedzieć, że spośród wyżej wymienionych, opcja amerykańska wydawała się najbardziej perspektywiczna i sam przez długi czas byłem jej zwolennikiem. Po części było to efektem tradycyjnie proamerykańskiego nastawienia Polaków – europejski ewenement, tak jak niegdyś polski pronapoleonizm. To Stany Zjednoczone pod przywództwem Reagana wbiły gwóźdź do trumny sowieckiego „imperium zła”, gdy różni mędrkowie jeszcze w latach osiemdziesiątych roili o konwergencji i snuli wizje jak to Zachód powinien sobie układać stosunki z ZSRR w kolejnym ćwierćwieczu. To w „kolumbowej hameryce” widzieliśmy ostoję wolności, swobód, dobrobytu, a im bardziej komunistyczna propaganda starała się USA zohydzić, tym bardziej w Amerykę wierzyliśmy. Kolejnych prezydentów Polacy witali na ulicach ze szczerym entuzjazmem, za co ci rewanżowali się nam zapewnieniami o dozgonnej przyjaźni i niezłomnym sojuszu, kokietując Wałęsą i Papieżem.
Wydawało się, że ma to swoje twarde podstawy. Po rozpadzie bloku sowieckiego kolejni prezydenci, niezależnie od barw (Bush senior, Clinton, Bush junior), z różnymi zawirowaniami, ale w sumie w miarę konsekwentnie prowadzili politykę powstrzymywania neoimperialnych ambicji Rosji, co przekładało się na aktywną obecność w naszym regionie. Po drodze przystąpiliśmy do NATO – miało to stanowić ostateczne przypieczętowanie od strony militarnej naszego bezpieczeństwa. Ameryka miała jeszcze tę zaletę, że w przeciwieństwie do Rosji i Niemiec leżała za oceanem i z tego oddalenia podpompowywała nas politycznie jako regionalnego lidera. Nie wglądało to źle – pod amerykańskim protektoratem rysował się sojusz krajów Europy Środkowo-Wschodniej z Polską w roli głównej.

II. Bolesne przebudzenie

W powyższym kontekście można było mniemać, że nasze zaangażowanie w eskapady do Iraku i Afganistanu jest ceną, którą warto zapłacić. Przypomnę, że były to czasy gdy Donald Rumsfeld mówił o „starej” i „nowej” Europie, za chwilę pojawił się projekt tarczy antyrakietowej i wizja stałej obecności US Army na naszym terytorium, a poza tym, nasze „nieostrzelane” wojsko miało okazję złapać jakiekolwiek realne doświadczenie bojowe. Nie wolno również bagatelizować zagrożenia islamizmem, które może w pewnej czasowej perspektywie dotyczyć i nas. Cóż, warto było narazić się „starej Europie”, która – głównie Niemcy i Francja - marzyła o wypchnięciu USA z kontynentu, nazywając nas „amerykańskim osłem trojańskim”. Apogeum, lecz zarazem i łabędzim śpiewem była wyprawa prezydenta Lecha Kaczyńskiego wraz z przywódcami Ukrainy, Litwy, Łotwy i Estonii do Tbilisi w 2008 roku, która powstrzymała rosyjską agresję na Gruzję (również partnera USA) i zmusiła Europę do reakcji wobec Kremla.

Bolesne przebudzenie z amerykańskiego snu nastąpiło wraz z wyborem Baracka Obamy, który w ekspresowym tempie „zresetował” stosunki z Rosją, wycofał się z projektu tarczy (znamienna data 17.09.2009) i ogłosił wycofanie się Stanów Zjednoczonych z aktywnej roli w Europie. Krótko mówiąc, cały „strategiczny sojusz” polsko-amerykański skichał się w jednej chwili, tworząc warunki do zaistnienia rosyjsko-niemieckiego kondominium - i to w całym regionie. Oczywiście, ekipa Tuska z Sikorskim już od 2007 grała na przeciąganie „tarczowych” rozmów z USA, czekając na koniec kadencji George'a W. Busha, w międzyczasie orientując Polskę na Niemcy i Brukselę, jednak ostateczna decyzja zapadła w Waszyngtonie.

Zostaliśmy zatem z kacem po Iraku, Afganistanie, z poczuciem, że daliśmy się wykorzystać za bezdurno – zresztą, społeczne poparcie dla obu interwencji nigdy nie było zbyt wysokie, a z biegiem czasu konsekwentnie malało, tym bardziej, ze nie pojawiła się żadna z obiecywanych korzyści, bo interesy w Iraku robił każdy, nawet antyamerykańska Francja, tylko nie my. W ciągu tych lat „ścisłego sojuszu” nie zdołaliśmy nawet wydębić rozwiązania sprawy tych nieszczęsnych wiz, co może jest sprawą drugorzędną, ale jednak symboliczną. Na marginesie, oczekuję by polski rząd wprowadził zasadę symetrii, tak by Amerykanie przechodzili równie upokarzającą procedurę, co Polacy. Szanujmy się, bo nikt inny nas nie uszanuje. Do tego USA niezmiennie wspierały i wspierają uroszczenia hien cmentarnych spod znaku „holocaust industry”, czego konsekwencje mogą być dla nas niezwykle bolesne. Trudno o lepsze potwierdzenie tezy sformułowanej przeze mnie w poprzednim artykule, że bezwarunkowe przystępowanie do czyjejkolwiek strefy wpływów i pożyczanie geopolitycznych protez obarczone jest niezmiernym ryzykiem, bo te protezy mogą zostać nam odebrane z dnia na dzień, a parasol „strefy wpływów” zwinięty bez okresów przejściowych i ostrzeżenia.

III. Zaufanie traci się tylko raz
Poza wszystkim, patrząc z naszej perspektywy, Stany Zjednoczone pogrzebały swą reputację państwa obliczalnego - stabilnego partnera, który swe sojusze i politykę planuje na dziesięciolecia. Nagłe przeorientowanie strategii geopolitycznej, przekształcenie NATO w klub dyskusyjny i to z udziałem Rosji sprawiły, że trudno będzie odbudować wzajemne relacje. Jak powiadają, zaufanie traci się tylko raz.

Tym większe zdziwienie budzi bezrefleksyjny proamerykanizm wciąż dominujący na prawicy – w polityce jest to głównie PiS, z kolei na odcinku medialnym przede wszystkim środowisko „Gazety Polskiej”. Ja również w swoim czasie zaczytywałem się analizami śp. Jacka Kwiecińskiego - jak wspomniałem wyżej, wówczas wydawało się, że opcja amerykańska ma ręce i nogi. Jednak teraz oglądanie się na Stany Zjednoczone ma niewiele więcej sensu niż podczepianie się pod „główny nurt polityki europejskiej” uosabianej przez Berlin, bądź wzdychanie do duginowskiej „Eurazji”. Szczerze mówiąc, przypomina mi to upartą wiarę starego Rzeckiego, że „bonapartyzm to potęga”.
Rozumiem, że oczekujemy aż Obamę zmieni w Białym Domu jakiś republikanin, który znów wprowadzi Amerykę na antyrosyjskie tory, co wymusi jej powrót do naszej części Europy i związane z tym powtórne dowartościowanie Polski? Ale, kto zagwarantuje, że nie będzie to republikanin-izolacjonista zerkający z sympatią na Putina? Albo, że to w ogóle będzie republikanin? Poza tym, czy nowy przywódca nie uzna aby, że Daleki Wschód oraz ISIL na wschodzie bliskim są wystarczającym bólem głowy, by nie zaprzątać swej uwagi Europą? Wreszcie, nawet jeśli będzie to wymarzony z naszego punktu widzenia lider, to na ile? Jedna kadencja? Dwie? A potem USA znów zrewidują swą strategię? W najlepszym razie zyskamy chwilę oddechu, ale i tak będzie to chwila w przerwie tańca do muzyki granej przez innych.

Podsumowując, jeśli w najbliższej przyszłości Stany Zjednoczone będą miały do nas jakiś interes, to trzeba dobitnie powiedzieć – nic za darmo. Jest kilka rzeczy do ugrania - baza NATO, zaprzestanie wspierania przez USA żydowskich roszczeń majątkowych, podzielenie się technologiami, wsparcie naszej polityki w regionie, zerwanie współpracy NATO z Rosją... i płatność z góry poprosimy. A przede wszystkim – zacznijmy grać na siebie. Bądźmy wreszcie, do ciężkiej, podmiotowi. Lekko nie będzie, obecnie mamy bowiem w naszym regionie sytuację następującą: Litwa antypolska i oglądająca się na Skandynawię; Ukraina widzi swego patrona w Berlinie; Słowacja, Czechy, Węgry, całe Bałkany z wyjątkiem Rumunii – prorosyjskie. Z tym zostaliśmy po 20 latach „strategicznego sojuszu” (1989-2009). Powtórzę memento z poprzedniego tekstu: nie ma strategicznych sojuszy dla słabych.

Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Na podobny temat:
http://blog-n-roll.pl/pl/rosyjskie-mira%C5%BCe-prawicy#.VEagn1c_j5G
http://blog-n-roll.pl/pl/ka%C5%BCdy-realista-ma-swojego-protektora#.VEahWVc_j5E

Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa” nr 42 (20.10-26.10.2014)

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Ewaryst Fedorowicz

26-10-2014 [10:54] - Ewaryst Fedorowicz | Link:

"jeśli w najbliższej przyszłości Stany Zjednoczone będą miały do nas jakiś interes, to trzeba dobitnie powiedzieć – nic za darmo. "

Tak, tak i jeszcze raz tak!

Ale to niemożliwe: po ostatnim przewerbowaniu "na zielone papierki" najbardziej prorosyjskich tuzów "naszej? klasy politycznej",  amerykańska agentura wpływu jest w Polsce tak samo silna, jak niemiecka czy ruska. Nie pozwolą, żebyśmy cokolwiek (oprócz rachunków do zapłacenia)  z popierania jankesów mieli  :-)

Obrazek użytkownika Gadający Grzyb

26-10-2014 [11:37] - Gadający Grzyb | Link:

Ja to wiem. Ale mówić o tym trzeba. Przynajmniej tyle...

pozdr.
GG

Obrazek użytkownika maniera oficera

26-10-2014 [15:29] - maniera oficera | Link:

@Ewaryst

Napisał Pan: "amerykańska agentura wpływu jest w Polsce tak samo silna, jak niemiecka czy ruska".

Myli się Pan, Ewaryście. Agentura amerykańska nie jest tak silna, jak te stworzone przez sąsiadów, z prostego powodu: USA nie mają w Polsce żywotnych interesów (mają je za to nasi sąsiedzi), tj. nie wiążą z Polską przyszłości, ani terytorialnie, ani kulturowo (nie licząc lobby żydowskiego w USA), ani militarnie. Polską USA interesują się tylko sporadycznie i tylko oportunistycznie, tzn. wtedy, gdy są do tego zmuszone lub gdy nadarza się okazja, by wykorzystać polskich obłąkanych straceńców, np. do kontroli rosyjskiej strefy wpływów lub do innych międzynarodowych gier.

Choć należy przyznać, że specyficzną "siłą" amerykańskiej agentury wpływu są owi "obłąkani straceńcy". Bowiem regularni agenci wpływu to ludzie, którzy za swoją "pracę" chcą stanowisk, władzy, pieniędzy, kariery, popularności (w wybranej przez siebie konfiguracji). Takichże mają Rosja i Niemcy (trudno ich nie zauważyć). Natomiast polską specyfiką, którą m.in. USA wykorzystują, są ludzie ciężko pracujący "za obietnice". Ot tacy utopijni idealiści o solidarnościowej proweniencji, którzy marzą o tym, by USA dokończyły polską "bezkrwawą rewolucję", pokonały Sowietów (np. przez zniszczenie Rosji), przy okazji może również pogroziły Niemcom, zaś przede wszystkim, by zrealizowały w Polsce obietnicę raju z okresu poprzedzającego tzw. transformację ustrojową (a więc okresu m.in. intensywnej działalności CIA w Polsce).

Raj, choć niedoszły, paradoksalnie już stał się rajem utraconym, co można poznać po publicystycznych szlochach byłych opozycjonistów oraz po ich swego rodzaju "emerytalnych podrygach bojowych", również publicystycznych, charakterystycznych choćby dla niektórych blogerów Naszych Blogów. Solidarnościowi emeryci oraz ich młodsi (relatywnie) sympatycy i uczniowie są słusznie rozczarowani rzeczywistością, którą nota bene przez 25 lat tworzyli wspólnie z funkcjonariuszami totalitarnego systemu. 

Zwracają się więc obecnie w tym samym kierunku, co w latach 80-tych - w kierunku USA, nie zauważywszy, że Stany Zjednoczone A.D. 2014 różną się diametralnie od potężnego imperium jakim były jeszcze w latach 90-tych.

Obrazek użytkownika maniera oficera

26-10-2014 [17:55] - maniera oficera | Link:

Sprostowanie

Mam nadzieję, że żaden "solidarnościowy emeryt", który był i jest prawdziwym szlachetnym wojownikiem o polską wolność - pełną i na polskich warunkach, nie obrazi się na moje barwne określenia. W powyższym komentarzu nie wskazuję ludzi, którzy walczyli i nie przestali walczyć, lecz tych, którzy po 25 latach zorientowali się, że "wolność" wg Lecha Wałęsy, Michnika i uhonorowanego pogrzebem generała, nie jest "tą, o której marzyli". Oni to w licznych swoich publikacjach dają wyraz swojej naiwności i bezradności, wyrażanych czasem poprzez sztuczną wojowniczość (powrót "oni vs my"). Proponują przy tym przestarzałe recepty na kolejną i kolejną "reformę", te same recepty, które do dzisiejszego stanu Polskę doprowadziły. Ludzie ci przez 25 lat nie mieli nic do powiedzenia, niewiele mają i dziś. Bo co można dziś powiedzieć nastoletniemu wnukowi bez perspektyw?

Obrazek użytkownika Gadający Grzyb

26-10-2014 [18:06] - Gadający Grzyb | Link:

No, fakt. W Polsce podejście do Ameryki  w wielu przypadkach zatrzymało się na Reaganie i latach 80-tych. A dziś to jedna inny kraj i inna polityka. Swoją, drogą, ta obietnica Obamy, ze poprosi Kongres o miliard dolarów dla całego naszego regionu to był wręcz policzek...

pozdr.
GG

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

26-10-2014 [11:25] - NASZ_HENRY | Link:

Z Turcji trzeba brać przykład w układach z USA ;-)

Obrazek użytkownika Deidara

26-10-2014 [12:14] - Deidara | Link:

A Polska i tak, niezależnie kto będzie rządził, zrobi USA "łaskę" za darmo, zaś wujo Sam wygłosi kilka nic nie kosztujących słów o dzielnych Polakach itd.
Czepiamy się zuego Tuska, który wysługuje się poduej y podstępnej Makreli, tymczasem smutnym faktem pozostaje, że ani Makrela, ani Shroeder nie zażądali nigdy od Polski wysyłania jej wojsk w egzotyczne zakątki świata, aby tam broniły ich interesów. Ile razy zrobili to już nasi najlepsi przyjaciele z za oceanu? Co nam za to dali? Możliwość zakupienia u nich sprzętu, po czym po iluś latach łaskawie dorzucili rakiety. Na tym tle Szkopy, które za symboliczną złotów odstąpiły nam Leopardy, wychodzą na bezinteresownych...

Obrazek użytkownika Marek1taki

26-10-2014 [15:13] - Marek1taki | Link:

@Deidara
Szkopy podbiły nas prawem unijnym, które działa jak sok trawienny, i konsumują przez powolne przyswajanie. Sami przez tysiąc lat upadli cywilizacyjnie. Zatem o powtórnej próbie podjęcia sojuszu jak na zjeździe gnieźnieńskim mowy nie ma. Sytuacja raczej przypomina koniec lat trzydziestych. Niemcy jeszcze nie gotowe i prowadzą politykę miłości wobec Polski a swoje robią.

Obrazek użytkownika Gadający Grzyb

30-10-2014 [22:03] - Gadający Grzyb | Link:

@ Deidara
Wysyłanie wojsk miało sens jako "inwestycja w sojusz". I gdyby nie wolta USA dokonana przez Obamę miało by nadal. Teraz już nie ma.

pozdr.
GG

Obrazek użytkownika goral

26-10-2014 [12:18] - goral | Link:

Witaj G.G
..." Słowacja, Czechy, Węgry, całe Bałkany z wyjątkiem Rumunii – prorosyjskie...."
Kwestionukje zasadnosc tego stwierdzenia.
Balkany ,tylko Serbia.Jednak ich odrebnosc geopolityczna czyni taka "orientacje" bezwartosciowa.To tylko poltyczny sentyment i wspolna tradycja chrzescijanska.
1}Slowacja..zorientowana na UE,Austrie
2)Chechy-zorientowane na siebie i Niemcy
3)Wegry-(jak na razie)zorientowane na siebie i wlasna racje stanu
Duza czesc roku przebywam na pograniczu-Slowacko-Czesko-Polskim wiec znam nastroje od zrodel.

Rumunia-owszem (jezdze tam czesto i mam swietne kontakty z ludzmi w administracji panstwowej.)
Mozna mowic o Polonofilizmie wsrod Rumunow.
Sa autentycznie zainteresowani Polska i Polakami.
Prezydentowi Basescu nie przeszkadzaly "popioly wulkaniczne" aby sie stawic osobiscie z liczna reprezentacja na pogrzeb prezydenta Kaczynskiego.
Zaloba zwiazana ze Smolenskiem byla autentyczna ,o czym swiadcza wielogodzinne kolejki przed ambasada Polska do wpisu w ksiedze Kondolencyjnej.
Caly ten region (srodkowo-europejski)jest do "zagospodarowania".
Potrzeba jednak jak wczesniej pisales ,zdecydowanej orientacji politycznej i wysilku tak jak czynil to prezydent Kaczynski.
Brakuje w twoim zestawieniu Turcji i Iranu.
Geograficznie i historycznie blizej nam do Ankary,Teheranu niz np. do Lizbony czy Londynu.
Wiele wspolnych interesow mozna zrobic od morza Baltyckiego do morza Arabskiego (Iran).
USA jest gnijacym i upadajacym Imperium.To tylko kwestia czasu jak padnie..
Polityczna orientacja na USA jest strata czasu.
UE rowniez w stanie agoni.(nastroje w UK wskazuja na total pull-off z UE)
Najwyzszy czas pomyslec o sobie i zawrzec lokalne(bilateralne) sojusze.
Uwazam ,ze Polsce jest potrzebna jakas forma "Izolacjonizmu" ,ktora pozwoli nam skupic sie na wlasnych problemach ,Zerwanie (lub zawieszenie na wiele lat) stosunkow dyplomatycznych z Rosja soviecka jest najwazniejszym,politycznym imperatywem w dzisiejszych czasach,a jednoczesnie bedzie wyraznym sygnalem dla innych co do kierunkow Polski na przyszlosc.
A jak jest jasna wizja to znajda sie rowniez "followers".

Obrazek użytkownika Gadający Grzyb

26-10-2014 [18:01] - Gadający Grzyb | Link:

Serbia, Bułgaria - to główne karty Putina na Bałkanach. Ale jest też Macedonia, Grecja. Nawet jeśli Chorwacja, Bośnia czy Czarnogóra mają inne nastawienie, to nie ma to większego znaczenia. Słowacja i Czechy konsekwentnie sprzeciwiają się antyrosyjskim sankcjom, Węgry również. Te kraje lawirują między Rosją a Niemcami i w tej chwili wolą nie narażać się Rosji.

No włąsnie - orientacja na Turcję i Rumunię nie byłaby złym pomysłem - choćby dlatego, że  Ruskich tam się niezbyt lubi i to z wielu powodów.

Obrazek użytkownika Jean Bart

30-10-2014 [10:30] - Jean Bart | Link:

przyznam ze sledze twoje wypowiedzi , komentarze i generalnie jest mi z nimi po drodze....ale proponujesz jedne sojusze zastapic innymi!to tak troche zeby w miare dobre karabiny zastapic dzidami i maczugami......
z jednym sie zgodze ze jak polska bedzie silna sama z siebie to wszyscy beda sie z nia liczyc i zabiegac o "sojusze" z nia wlasnie! ale to wymagaloby zmiany wielu doktryn...takiej w miare sporej rewolucji, spojrzenia na wiele spraw inaczej...nie jest to wcale trudne!ale nie widze szans powodzenia z powodu charakteru moich wspolrodakow! dla nich sie liczy "kasa" , pelna micha itp! niewazne kto poda te miche, czy niemiec czy ruski....moja chata z kraja, micha pelna i o co chodzi? od czasu do czasu zaspiewamy sobie " polska bialoczerwoni polska"....gdy siatkarze wygraja...pozniej poczytamy blogerow, cos od siebie dorzucimy i powiemy "liberum veto"..;a co ? sami dobrze wiemy jak powinno byc bo znamy sie na wszystkim, prawda? tutaj leczymy nasze kompleksy, prawda?tworzymy takie "kolka wzajemnej , blogerskiej adoracji", prawda? dowalimy kazdemu pod pozorem obiektywnego wyrazania opinii bo w koncu jest wolnosc slowa , prawda? i tak dalej i tak dalej az do usr....j smierci!

Obrazek użytkownika maniera oficera

26-10-2014 [17:14] - maniera oficera | Link:

Pragnąc dopełnić niejako to, co napisał autor Gadający Grzyb, pozwolę sobie zauważyć, że gdy mowa o USA, Polacy - również nieomal wszyscy analitycy ze środowisk patriotycznych (zwłaszcza "Gazety Polskiej") - w swojej analizie polityki amerykańskiej notorycznie nie zauważają lub nie rozumieją występowania 2 ważnych czynników:

1. Politykę wewnętrzną i zewnętrzną uprawiają w USA różne grupy interesu. "Naród amerykański" - mówiąc językiem zrozumiałym w Polsce (czyli ang. People of the United States) - jest de facto, niestety, jedną z grup interesu. Tak się składa, że reprezentacja interesu tej grupy w polityce USA, na przestrzeni ostatnich dekad bardzo podupadła, jeśli w ogóle jeszcze istnieje. Amerykańska racja stanu, którą można utożsamić z interesem Amerykanów, jest obecnie właściwie zmiażdżona przez interesy grup ze sobą konkurujących, a mających większy lub mniejszy wpływ na realizację polityki wewnętrznej i zewnętrznej.

Należy zatem pamiętać, że może zaistnieć sytuacja, w której np. amerykański prezydent niekoniecznie będzie w rzeczywistości reprezentantem amerykańskiej racji stanu, a jego administracja niekoniecznie wykonawcą interesu Amerykanów.

2. W USA, w okresie zwłaszcza w ostatnich 2-ch dziesięcioleci, doszło do olbrzymich zmian społeczno-kulturowo-politycznych. Można zaryzykować generalne stwierdzenie, że USA zmieniły się nie do poznania. 

Kulminacją zmian, swoistym przypieczętowaniem, są kadencje Obamy, swoiście antyamerykańskiego prezydenta, który prowadzi politykę wewnętrzną polegającą na radykalnej demoralizacji młodzieży, antagonizacji grup społecznych oraz propagandowej zmianie mentalności Amerykanów. Nie mówiąc o pewnych "korekcjach" ustrojowych - Obama podporządkował gospodarkę niektórym żelaznym regułom socjalizmu, dokonał swoistej faszyzacji administracji federalnej oraz wprowadził dyktaturę politycznej poprawności do armii.

Można zaryzykować twierdzenie, że współczesne USA są państwem, w którym rozkwita "nowoczesny" bolszewizm. Prawie tak bujnie, jak zakwitła rosyjska propaganda - w Stanach, ale też i Kanadzie. Moskwa usiłuje konsekwentnie zmienić obraz Rosjan z "wrogich" na "po prostu innych, interesujących", a nawet "fajnych i fascynujących".

Obrazek użytkownika Gadający Grzyb

26-10-2014 [17:54] - Gadający Grzyb | Link:

To fakt - Obama jest nieodrodnym dzieckiem rewolucji kulturalnej i stara się przekształcić Stany na neobolszewicką modłę, zaś ścieranie sie różnych lobbies to wręcz istota systemu "waszyngtońskiego". Cała nadzieja w amerykańskiej prowincji. Może amerykański odpowiednik naszego Podkarpacia zachował jeszcze witalność i kręgosłup :)

pozdr.
GG

Obrazek użytkownika maniera oficera

26-10-2014 [18:55] - maniera oficera | Link:

Obawiam się, że nawet jeśli "amerykańska prowincja" gdzieniegdzie zachowała (a owszem, zachowała) i zachowa kręgosłup, nie będzie to miało większego wpływu na postępujący upadek imperium. Trzeba tu zrozumieć specyfikę amerykańskiego "prowincjonalnego" patriotyzmu - ma on charakter bardziej lokalny niż federalny. Poza tym jest "skażony" pewną utopią libertariańską, tzn. patriota amerykański, jeśli mu władza federalna nie wchodzi siłą do zagrody, a Waszyngton nie zagląda do okien, uważa, że jest OK. Czyli dopóki on na swoim może robić co chce i w swojej lokalnej społeczności żyć wartościami jakimi chce, nie interesuje go co tam się wielkiej polityce wyprawia, ani nie zamierza iść ze strzelbą na Waszyngton, by strzec Konstytucji. Amerykanie "prowincjonalni" przyzwyczaili się, że od zapewniania im Konstytucyjnych praw są wybierane przez nich władze, w tym władze na szczeblu federalnym, a także prezydent. Opamiętanie może przyjść za późno.

Proszę sobie też wyobrazić, że coraz częściej słychać głosy, wśród tych bardziej zorientowanych Amerykanów, nie skażonych radykalnym libertarianizmem czy wiarą w demokratyzm, że imperium musi upaść, niczym Rzym i nie da się go uratować. Zastanawiają się więc już nie jak "ratować system", lecz jak przetrwać i zachować ideały, którym są wierni od pokoleń. Zastanawiają się czy "amerykańskość" ma szansę się odrodzić, a jeśli tak, to gdzie i w jakiej strukturze.

Patrioci amerykańscy są też szczególnie narażeni na ryzyko przyjmowania niektórych koncepcji oferowanych im przez rosyjską propagandę. Wydaje im się czasem, że skoro Obama promuje nienaturalne przywileje dot. homoseksualistów, a Putin zabrania propagandy homoseksualnej, oznacza to, że Putin mądrzej zarządza i kieruje się dobrem Rosjan. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że strategia Putina jest obosieczna, tzn. za pomocą rozbudowanej w USA agentury zachęca do demoralizacji Amerykanów, a propagandowo kreuje się na obrońcę moralności w swoim kraju. Podobnie działa w Unii Europejskiej. Robi to dlatego, że rozumie, iż demoralizacja będzie miała wpływ na podejmowanie (lub niepodejmowanie) decyzji, także strategicznych. Putin zdaje sobie sprawę, że w razie konfliktu globalnego i starcia z USA, sprawność bojowa armii, która zajmuje się "prawami gejów w wojsku" będzie obniżona.

Obrazek użytkownika Gadający Grzyb

30-10-2014 [22:01] - Gadający Grzyb | Link:

Owszem, ta tendencja jest zauważalna np. w izolacjonistycznym skrzydle Republikanów.

pozdr.
GG

Obrazek użytkownika maniera oficera

26-10-2014 [18:56] - maniera oficera | Link:

Również pozdrawiam :)

Obrazek użytkownika Jean Bart

30-10-2014 [10:14] - Jean Bart | Link:

zaden amerykanin nie uzyje wyrazenia "peoples" a raczej "nation" jako narod! ja wiem ze wielu polakow , blogerow uwielbia wrzucic cos po angielsku bo to wtedy takie powazne ze "wow! a jak jeszcze cos dorzuci po francusku to "chapeau bas"! ale nalezy uwazac zeby sie nie osmieszyc!im ktos ma wieksze kompleksy intelektualne tym bardziej popisuje sie ze jest taki swiatowy bo od czasu do czasu "rzuci" cos po angielsku .....