Ważenie ducha - ks. Józef Anczarski

Ksiądz Józef Anczarski: "Kronikarskie zapisy z lat cierpień i grozy w Małopolsce Wschodniej". Kraków 1996
 
 (…)
  Dziennik księdza był największym odkryciem tego typu w latach dziewięćdziesiątych. Gdy Polska zrzucała jarzmo komunizmu, zaczęto mówić o sprawach nie tyle zakazanych, co objętych przez podzielone społeczeństwo zmową milczenia. Nadal ton ostrożności w czyjejś tam przedmowie do tej książki, brak w niej życzliwości i entuzjazmu dla odkrywania prawdy, zwiastuje przemożną chęć tuszowania, tonowania i przemilczania – nigdzie potem nie mogłem natrafić na to wydawnictwo; chciałem kupić drugi egzemplarz. Pierwszą książkę zawiozłem stryjkowi i cioci, ówczesnym świadkom-dzieciom. Zdarzyło się wtedy coś, czego nie sposób nie nazwać cudem, widomym znakiem dla mnie.
  Podróżowałem wtedy koleją. Z Żar wracałem przez Warszawę. Pociąg z Żagania przyjechał prawie pusty. Pożegnałem się już z mamą i czekałem na szarpnięcie lokomotywy, gdy do mojego przedziału, w aurze zamieszania i gorączki, przysiadły się, prosząc mnie o pozwolenie, dwie osoby. Był chyba jeszcze z nimi ktoś odprowadzający, kto zaraz zniknął. Parę tę stanowiła pani ze swoim trzydziestokilkuletnim synem. Pani miała zaawansowaną astmę. O synu powiedziała, że jest osobą niepełnosprawną – gdyby tego nie zaznaczyła, nikt by go tak nie ocenił. Mówiła dużo i szybko, co jakiś czas zachłystując się powietrzem. Sposób jej bycia, pełen taktu i kultury, ujmował szczerością - czułem jej niespotykaną wrażliwość.
  Być może ta szczerość została okazana akurat mnie, gdyż mając głowę wypełnioną tym, co przyniósł mi czas odwiedzin, skierowałem naszą rozmowę, nie dalej jak w czwartym zdaniu, na temat księdza Anczarskiego. Teraz już nie pamiętam dokładnie tego pierwszego fantomu natchnienia, ale analizowałem potem początek naszej rozmowy i wiem, że zostałem jakoś do tego przez panią sprowokowany, wiem, że nie zdążyła jeszcze wtedy usiąść i w pierwszym odruchu, gdy usłyszała to nazwisko, odwróciła się do mnie i jej oczy na moment się powiększyły:
  - Księdza Anczarskiego? Znam, jest u nas!
  Kiedy tylko spoczęła, oporządziwszy swoje bagaże – musiała wyjąć  z  nich jakieś medykamenty łagodzące objawy astmy – podjęła niezwłocznie rozmowę.
Jechała do Świnoujścia, tam mieszkała. Tam w jej parafii dożywa swoich dni ksiądz Anczarski:
   -Taki już staruszek!
  Nasza rozmowa jest gorączkowa. Pani z synem zaraz mają przesiadać się do innego pociągu. Nie pamiętam już gdzie – czy w Zielonej Górze, czy może w Głogowie?
Opowiada o świetlanej postaci księdza. Podziwia go w jakiś nieskończony sposób. Nie jest to relacja on-ja, ale on-my; on: duszpasterz – my: wierni ufający Bogu. Widzę w tym prawdziwy Kościół; mogli go zbudować tylko ludzie mądrzy i jednocześnie ozdobieni stygmatem cierpienia, tacy jak ci repatrianci ze Wschodu, z Podola. 
  Oboje, pani i ja opuściliśmy Żary; ona dwadzieścia kilka lat   przede mną. Nie ma do nich takiego sentymentu jak ja. Przyjeżdża tu do siostry, ona dużo jej opowiada, więc Żary nigdy nie stały się jej obojętne. Widać jednak po niej, że pierwszym odruchem jest wstręt, jakim darzy to miasto. Mieszkała na ulicy Pomorskiej. Tuż obok katowni Urzędu Bezpieczeństwa. Wciąż słyszy krzyki ludzi tam torturowanych. Wyjechała jeszcze w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych - tak już jej zostało. Jest strażniczką tamtej prawdy, po czterdziestu kilku latach to temat pierwszy w jej rozmowie o Żarach. 
  Mieszkałem w innej dzielnicy. Mnóstwo dawnych moich sąsiadów to milicjanci i ubowcy. Wisiało to coś w powietrzu, w urwanych zdaniach tylko, w półsłówkach wtajemniczonych, ale ponad tym panował duch rozejmu. W jednym domu mieszkali: więziony kiedyś przez komunistów pułkownik Bojanowski i twardogłowi funkcjonariusze. Dla mnie to było normalne. Do teraz - inaczej jak         dla pani - Żary były i są moje.
 
  Gdy rozstajemy się z panią ze Świnoujścia, jesteśmy w sobie zakochani. Po kilkudziesięciu minutach rozmowy pełnej pytań do Pana Boga los, który nas zetknął rozdziela nas na zawsze  – cięcie jakby w pół zdania. Muza pojawiła się  i znikła; muza z żagańskiego pociągu - pani z astmą, ze swoim pełnym doświadczeń życiem i z tą nieosiągalną dla mnie, babską łatwością akceptowania rzeczywistości. Nie zobaczyłem już jej przed moim oknem. Na bezludnym peronie mieszały się jak zwykle: ciemność, mgła i żółte światło.
  Pogrążyłem się w noc podróży.
  Sprawdzam wciąż od nowa tą geometrię prawdy, oczywistą dla mnie i bezwartościową dla wszystkich poza mną. Lublin – Żary – Świnoujście. Miejscowości odległe od siebie o setki kilometrów; wspomnienia księdza Anczarskiego z czasów, można powiedzieć, zamierzchłych.
  A to teraz! A to tu, w tym pociągu, w tym przedziale!
Powiesz: - To przypadek! To tylko i wyłącznie przypadek.
Zwykle tak się myśli: jakiś jeszcze jeden wybryk natury, jakieś niepoznane siły, instynkty... Sam przecież z niedowierzaniem odniosłem się do przytoczonej przez ks. Józefa Anczarskiego historii, jaką opowiedział mu inny ksiądz, któremu udało się powrócić z syberyjskich łagrów.
 
  Sybir. Umiera katorżnik. Normalna rzecz, na to był tu przysłany, żeby tak skończyć. Jest świadomy zbliżającego się kresu swojego życia. Zwierza się swojemu nieznanemu towarzyszowi z sąsiedniej pryczy ze swej ostatniej jedynej troski, niespełnionej obietnicy danej komuś, obietnicy nie do wypełnienia. Miał się przed śmiercią wyspowiadać, a to tutaj, w tej otchłani, jest niemożliwe, tu nie ma księży, tu tylko potępienie – mordercza praca, mróz, regulamin, głód, przemoc – wszystko zabija. I wtem okazuje się, że człowiek, który wysłuchuje tej ostatniej, daremnej wydawałoby się skargi, jest nieujawniającym się księdzem. Nagle, mocą Bożą, nieutulenie w żalu zmienia się w jakże szczęśliwą chwilę  Świętej Spowiedzi i spokojnej śmierci.
 
  Z całej książki, ten mało historyczny wątek najgłębiej siedzi w mojej głowie. Innym, nie do zatarcia w pamięci motywem, okazuje się  krótka relacja o młodym uciekinierze, który przeszedł bohatersko całą zmilitaryzowaną Rosję i został zamordowany u siebie w domu, przez Ukraińców.
  Teraz, w tym pociągu, ja jestem w roli kogoś, komu powierza się jakiś skarb. Będę z tym sam, nikt nie chce tego pamiętać czy rozważać na taki sposób, jak ja to czynię, ale Pan Bóg wyznaczył temu jakiś sens. Kiedyś, komuś to ma się przydać – żeby się zbawić.
  Umrzeć za wszystkich…, wyspowiadać się…, ludzie tego nie rozumieją. Nie umieją ocenić swych zbiorowych doświadczeń, nie chcą słuchać Boga. W ich kalkulatorach krew niewinnych ma znikomą wartość.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika joawa123

09-10-2014 [08:37] - joawa123 | Link:

Pięknie napisany tekst i- niestety... słuszna konkluzja. Może wspomniana książka jest dostępna w którymś kiosku kościelnym? Pozdrawiam

Obrazek użytkownika St. M. Krzyśków-Marcinowski

10-10-2014 [00:52] - St. M. Krzyśków... | Link:

Dziękuję i pozdrawiam. Parę lat temu moje poszukwania spełzły na niczym. 

Obrazek użytkownika Rybak

09-10-2014 [09:41] - Rybak | Link:

Nie zdaje Pan sobie sprawy, że przekazał Pan świadectwo, jak ważną rolę w komunikacji społecznej spełniała podróż pociągami.
Obecnie każdy telepie się w jakimś swoim aucie (dobrze się składa, auto wyrzuca na aut)i ludzie są już zupełnie zatomizowani.
Myślę, że to na siłę wymuszone przesiadanie się ze środków komunikacji publicznej, poza oczywistym złupieniem głupich, ma też i taki cel.
Na tym tle widać doskonale, ile warte są te wszystkie walki z "ociepleniem klimatu". Dwutlenek węgla z aut się nie liczy!
W państwach, których religią państwową jest materializm, nie liczy się człowiek, tylko kasa!

Obrazek użytkownika St. M. Krzyśków-Marcinowski

10-10-2014 [00:49] - St. M. Krzyśków... | Link:

Istotnie, na przestrzeni ostatnich 25 lat społeczeństwo zostało dramatycznie rozbite. Przesiadka do samochodów jest jedną z głównych przyczyn, może i najważniejszą. Stało się to samo przez się - natomiast w pełni kontrolowanym pociągnięciem mającym na celu zatomizowanie społeczeństwa było skreślenie z ustawy o samorządzie terytorialnym obowiązku organizowania zebrań dla mieszkańców miejscowości przynajmniej raz w roku. Obecnie w tej samej, skandalicznie wyretuszowanej ustawie, mówi się tylko o tym bardziej jak ogólnie, że radny powinien utrzymywać kontakt ze swoimi wyborcami. W efekcie czekam u siebie na takie zebranie od 8 lat.
Jeżdżę pociągami przeszło pół wieku. Kiedyś w jednym przedziale przynajmniej 50% pasażerów nawiązywała ze sobą kontakt, wdając się w krótszą lub dłuższą rozmowę. Obecnie zdecydowana większość ludzi zamyka się w sobie. Widzę, że niekiedy ludziom aż głupio, że siedzą tak w milczeniu, ale nie są w stanie przełamać oporów i po ludzku ze sobą pogadać. Tablety, laptopy, smartfony  zabijają interpersonalne kontakty do końca. Doszło do tego, iż trafiają się pasażerowie, którzy zwracają uwagę innym  ze sobą rozmawiającym i domagają sie milczenia, bo "rozmowa im przeszkadza" (autentyczne, trasa  Warszawa Służewiec - Piaseczno)

Obrazek użytkownika waga

09-10-2014 [22:55] - waga | Link:

Śp. ks. kan. Józef Anczarski zmarł 23 czerwca 2002 r. w wieku 90 lat.
http://www.niedziela.pl/artyku...

O książce ks. Józefa Anczarskiego:
"Kronikarskie zapisy z lat cierpień i grozy w Małopolsce Wschodniej". Kraków 1996
być może wiedzą coś w wydawnictwie Cracovia Leopolis, info@cracovia-leopolis.pl

Obrazek użytkownika St. M. Krzyśków-Marcinowski

10-10-2014 [00:10] - St. M. Krzyśków... | Link:

Dziękuję za linka opowiadającego o życiu Księdza i podpowiedzi, gdzie szukać jego książki. O ile dobrze pamiętam, wydana była przez Pallottinum.