Wschód-Zachód Polska i Ukraina

Wschód - Zachód Polska i Ukraina

 

Na początku lat 90-ych, jeszcze przed wyjazdem wojsk sowieckich z Polski (1993 r.), miałem okazję porozmawiać z dowódcą jednej z jednostek stacjonujących w Legnicy. Na koniec rozmowy o wszystkim, pułkownik wysunął następująca propozycję: - Wy weźcie sobie Ukrainę Zachodnią, a my weźmiemy pozostałą część. Na tak postawioną kwestię odpowiedziałem: - Skoro wy jej nie chcecie, to my, tym bardziej. Dyskusję zamknął tubalny śmiech pułkownika.

Na rok lub dwa przed wstąpieniem Polski w struktury Unii Europejskiej (2004 r.) na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim gościł francuski historyk, sowietolog i doradca Jana Pawła II Alain Besançon. Wyraził wówczas opinię, że przyszła granica Unii Europejskiej powinna sięgać do przedwojennej polskiej granicy wschodniej.

Podobnych przykładów można podać znacznie więcej, ale te dwa głosy ważnych osób z obu stron wystarczą aby stwierdzić, że podział Ukrainy nie był obcy ani na Wschodzie, ani na Zachodzie. I zapewne dlatego min. Ukraina jest, jak to dziś się mówi, w grze.

Polska i Ukraina
Pierwsza Rzeczpospolita była skazana na przyszły narodowy podział. Można dyskutować nad formą i sposobem dokonania tego aktu, ale nie można wykluczyć, że dokonałby się on w sposób pokojowy (patrz propozycje Wysłoucha). Kilka dni temu Grzegorz Górny trzeźwo zauważył, że dziś:
„Jesteśmy świadkami przekreślenia Perejesławia, czyli odwrócenia trendu dziejowego, zapoczątkowanego w 1654 roku. To właśnie wówczas Kozacy pod wodzą hetmana Bohdana Chmielnickiego podpisali tzw. ugodę perejesławską z  Moskwą. Od tego czasu Ukraina znalazła się w rosyjskiej strefie wpływów. Mitem założycielskim nowej konstelacji geopolitycznej stało się powstanie Chmielnickiego, które wykopało przepaść między dwoma narodami Pierwszej Rzeczpospolitej”, (źródło: http://wpolityce.pl/polityka/2...).

Od tamtej pory w duszy przeciętnego Rusina narastało przeświadczenie, że największym ich wrogiem jest polski pan (chitrij Lach). Uważali, że zniszczenie polskiego pana przyniesie im wyzwolenie. Nie dostrzegli wówczas, że struktura państwowa i filozofia władzy I RP dawała im większe szanse na niepodległość, niż sojusz z Rosją. Droga polska była więc znacznie krótsza. Oczywiście trudno określić, jaki miałaby przebieg, ale na pewno byłaby dużo mniej tragiczna niż rosyjska.

Z drugiej strony Polacy myśląc kategoriami szlacheckimi, nie rozumieli tej wiernopoddańczej postawy, którą nie załamały nawet klęski głodu z lat 1921-1947. Na tak żyznych obszarach pochłonęły ok. 10 mln ofiar. Nie mogliśmy zrozumieć, że można aż tak przyspawać się do swojego kata i za wszystko obwiniać Polskę, a właściwie pamięć o polskim panu. (Podobny proces możemy obserwować dziś w Polsce po komunistycznej indoktrynacji).  

Naiwność była więc po obu stronach – ukraińskiej i polskiej. Ukraińcy najpierw nie chcieli, potem nie mogli zaakceptować traktowania ich nadal, jako chłopów. Część z nich uwierzyła, że proces rugowania ze swojej ziemi Lachów, można przyspieszyć za pomocą mordów. Ci Ukraińcy nie zdawali sobie sprawy, że właśnie o taką eliminację Polaków chodziło Rosjanom. Uwłaszczenie chłopów, oprócz walorów cywilizacyjnych, miało właśnie taki cel. Dało kolejny sygnał (chyba ostateczny) do rozwodu z polską kulturą. rozwód ten jednak nie miał na celu pobudzenie samodzielności ukraińskiej, przeciwnie, miał ostatecznie związać ich z samodzierżawiem rosyjskim. Eliminacja szlachty i Polaków miała wykopać tak głęboką przepaść miedzy obydwoma narodami, że już nic nie byłoby w stanie tego zmienić. Eliminacja Polaków miała pomóc Rosjanom w zruszczeniu Ukraińców. Nawet metropolita Andrzej Szeptycki z obrządku bizantyjsko-ukraińskiego wyeliminował wszelkie latynizmy, by przypieczętować ten podział.

Polska naiwność z kolei posiadała w sobie jedną dominująca cechę – brak nienawiści i protekcjonalny stosunek do ludności, traktując ją nadal jako poddaną. To, co dziś pozostało z tamtych lat, to głębokie uprzedzenia, a więc kulturowa amunicja, którą nadal strzelamy do siebie na ślepo.
Polska, jako pierwsza zaakceptowała niepodległość Ukrainy, spełniła więc swój „jagielloński” obowiązek. Teraz kolej na Ukraińców, zwłaszcza z Ukrainy Zachodniej. Polacy nie chcą ani Lwowa, ani Zbrucza. Nie można natomiast tego samego powiedzieć o Rosji i Niemczech, w interesie których strzelamy do siebie kulturowymi ślepakami.

Odwrócenie kierunku perejasławskiego będzie wymagało od Ukraińców bardzo dużo wysiłku. Niektórzy historycy twierdzą, że to właśnie wojny Chmielnickiego zatopiły I RP. Patrząc realistycznie i nie wnikając w szczegóły, droga do Europy jest drogą do Polski. Oczywiście, nikt trzeźwy, nie chce z Ukraińców robić Polaków, ale droga do Europy oznacza powrót do polskiego kręgu kulturowego i współpracy z Polską -  dlatego, że dla obydwu naszych sąsiadów, Rosji i Niemieć, teren pomiędzy nimi jest nadal terenem do zdobycia. Z geopolitycznego punktu widzenia, jedziemy więc na „tym samym wózku”, a narodowość ma znaczenie tylko dla nas. Odrzucenie ugody perejasławskiej prowadzi do ideologicznego wskrzeszenia I RP, lecz już na zupełnie innych, niepodległościowych zasadach. Ukraina w tej grze jest podmiotem, który powinien dostosować się do kultury, od której, przez kilka wieków, tak uciekała. Nie oznacza to kalki lub powielania starych reguł, lecz wypada zauważyć, że przebudzenie ukraińskości i poczucia własnego interesu narodowego nastąpiło wprawdzie na Zachodzie, a więc w kontakcie z Unią Europejską, ale powrót do korzeni oznacza powrót do idei I RP. Taka jest historyczna logika. Rezygnacja z ugody perejasławskiej oznacza też odwrócenie punktu odniesienia w budowaniu swojej przyszłości.

Polska jest natomiast podmiotem, który czeka. Przeciwko sobie będziemy mieli Wschód i Zachód. Jeden z moich znajomych niedawno wrócił z Ukrainy Zachodniej i opowiadał, że oglądał film w tamtejszej telewizji akceptujący wspólną przeszłość. To bardzo dobry kierunek, ale jedni za drugich ginąc nie możemy dlatego, że nadal dzielą nas: obopólny strach przed sobą i dawne nierozbrojony upiory. Geopolityka zmusza nas do określonych zachowań, ale bariery kulturowe nie pozwalają na jej realizację. Tu głos ma historia i geopolityka. My jesteśmy szafarzami swojego losu – razem lub osobno.

Walka o wpływy
W brazylijskiej Fortalezie Chiny, Indie, Rosja, Brazylia i RPA podpisały swój Bretton Woods. Będzie on nosił nazwę BRICS (źródło: http://finanse.wp.pl/kat,10337...). Przez tę organizację stworzony zostanie bank z konkurencyjnym kapitałem – 100 mld dolarów. Warto przy okazji zauważyć kilka strategicznych wartości: 1) bank światowy posiada widoczny kres swoich możliwości finansowych, bank BRICS prezentuje kwotę początkową – sygnalną, 2) kapitał banku BRICS podany jest w dolarach, ale w każdej chwili walutę można zamienić na juana, 3) powołanie nowego banku to konkurencja dzieląca świat na dwie rywalizujące ze sobą części, 4) skończyła się izolacja Rosji, zaczęła się jej podrzędność porównywalna do powojennych Niemiec, będzie więc stanowiła element gry.

Gdy położymy na szalę możliwości Banku Światowego i banku BRICS, natychmiast musimy dostrzec ogromną przewagę tego drugiego. Jedynym atutem więc naszej części jest siła militarna USA. BRICS nie musi się odwoływać do wojny. Wojna jest jej niepotrzebna. Naszą stronę cechuje nieustająca mentalność kolonialna i dodatkowo irracjonalny masochizm kulturowy, który wyżera nam korzenie, a wiec rozgrywka militarna staje się jedyną i ostatnia szansą. Obóz amerykański stał się „obozem wodzowskim”, w którym demokracja, jako lepiszcze kulturowe cywilizacji łacińskiej, musi zacząć słabnąć. Siła gospodarki amerykańskiej oparta jest na dolarze, a więc umowie z Bretton Woods. Co będzie, gdy BRICS dolara zamieni na juana? Z kolei lepiszczem USA, jako państwa, jest pieniądz, a więc w świecie ludzkim, coś sztucznego. Gdy dolar osłabnie, potęga Stanów Zjednoczonych zostanie zachwiana, a owa sztuczność przejmie inicjatywę i zaczną same się realizować wszelkie scenariusze filmowe, którymi tak podbija świat kinematografia amerykańska. Kultura oparta na pieniądzu nie ma w sobie mechanizmów regulacji wspólnotowych, nie posiada w sobie kulturowych elementów amortyzujących; posiada natomiast zbilansowaną energię wytworzoną przez efekt „zerwanego łańcucha cywilizacji”. Skutki tego efektu obserwujemy na co dzień. I jest to podstawowa słabość amerykańska i oczywiście nasza. Mniej cybernetyzowana kultura zachodnioeuropejska posiada wprawdzie większa odporność kulturową, ale nie posiada już woli sprawczej – zachowuje się jak na kolonialnej emeryturze.

Jak więc na tym tle plasuje się Polska i Ukraina? Polska jest w Unii Europejskiej i NATO, a  więc w strefie wpływów amerykańskich. W godzinie „zero” może mieć to niewielkie znaczenie. Polska wchodząc do UE podporządkowała się  interesom niemieckim. Próbował to zmienić Lech Kaczyński, ale w swoich działaniach pozostał tak samo osamotniony jak Polska w 1920 i 1939 r. To standard w stosunkach polsko-zachodnich. Zmianę tych proporcji mogą wymusić jedynie Amerykanie, Chińczycy są już bowiem po drugiej stronie. Mimo to, Polska ma pozycję dużo bardziej stabilną niż obecna Ukraina i lepiej rozumie wzajemne geopolityczne uwarunkowania.

Obecna Ukraina dłużej posiadała niepodległość niż III RP, ale dziś jest terytorium przetargowym – miejscem wzmocnienia lub osłabienia jednej ze stron. Dziś swoje rachunki musi płacić krwią. Będzie więc trwała walka o jej podporządkowanie. Porozumienie BRICS daje jednak pewną szansę. Zmienia ono ramowy układ geopolityczny. Europa Środkowa przestaje być regionem obrotowym, uzyskuje obszarową stabilność, ale stabilność słabszego. Traci też swoje strategiczne znaczenie jako terytorium pomiędzy Rosją a Niemcami, ale zachowuje strategiczne znaczenie dla obydwu stron. Europa Środkowa i Wschodnia ponownie staje się obszarem granicznym, z pełnymi tego skutkami. BRICS wprawdzie nie potrzebuje wojny, ale wzmocnienia potrzebuje Rosja, i to w sposób radykalny. Jak w tej sytuacji zachowają się Chiny, które również dążą do wzmocnienia swojej wewnętrznej pozycji, pokaże czas. Jedno jest jednak pocieszające, że na tym obszarze granicznym, zarówno Unia Europejska, jak i USA muszą zwiększyć nie tylko potencjał obronny, ale również przemysłowy, jak i kulturowy. Może już nie jesteśmy tym potencjalnym gruzowiskiem poatomowym, ale smutne to, choć jednocześnie jedyne, to pocieszenie.

PS. Serdecznie pozdrawiam uczestników zlotu młodzieży patriotycznej „Wataha 2014” w Chmielnie!

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Józef Darski

27-07-2014 [12:41] - Józef Darski | Link:

Na razie to Polacy się realizują służąc za darmo rosyjskiej propagandzie skierowanej przeciwko Ukrainie, bo jak wiadomo to Ukraina nam zagraża i nas prześladuje. Polak już potrafi tylko klęczeć przed Rosją. Są wyjątki - ci potrafią tylko pełzać. Jedni samodzielnie inni potrzebują rozkazu z Berlina, bo są zdyscyplinowani. Ordnung muss sein an der Weischel.

Obrazek użytkownika Ryszard Surmacz

27-07-2014 [20:41] - Ryszard Surmacz | Link:

Dzięki za komentarz. "Polak już potrafi tylko klęczeć przed Rosją. Są wyjątki - ci potrafią tylko pełzać". Nie powiem, że - nie. Podjąłem próbę opisu sytuacji w kontekście geopolitycznym. Zachęcam do kolejnych analiz. BRICS przewraca dotychczasowy świat. Ciekawy jestem co Amerykanie zrobią, aby zablokować te inicjatywę?
Pozdrawiam

Obrazek użytkownika Ewaryst Fedorowicz

27-07-2014 [23:06] - Ewaryst Fedorowicz | Link:

Dodam jeszcze, że Polacy fakt, okropni, ale tacy Francuzi ruskim potrafią też , wieszczem jadąc - "stopy lizać" ( a fe!)

A ja nieustannie podziwiam Pańską wyprostowaną postawę.

Dobrej nocy!