Narodowe dobro - miłosierdzie

W załączniku do życzeń z okazji Wielkiejnocy otrzymałem ciekawą przypowieść autorstwa księdza Edwarda Stańka - „Sędzia skazańcem”. Wnika ona w sens ofiary Boga z siebie samego:
„...Sprawiedliwy Sędzia nie miał innego rozwiązania. Jeśli chciał zachować sprawiedliwość musiał wydać wyrok śmierci. Będąc zaś miłosiernym, zapłacił za skazańca własnym życiem.”
Sędzia poświęcił swoje własne życie, aby przestępcy dać szansę poprawy. Ocalonego takie absolutne poświęcenie się wybawcy powinna nakłonić do wyboru dobrego, prawego życia.

Historyjka jest głęboka i godna zapamiętania. Tak się jednak złożyło, że na okoliczność dyskusji przy jednym z moich poprzednich wpisów, miałem w zanadrzu przykład bardziej życiowy, wolny od zimnego tchnienia racjonalizmu, aczkolwiek też natury literackiej. Doszedłem do wniosku, że powinienem o tym odłożonym argumencie coś napisać, nie bacząc na fakt, że znają go „prawie wszyscy”.

Geniusz, Henryk Sienkiewicz, stworzył Juranda ze Spychowa. Nie byłby możliwe konstruowanie takiego bohatera, gdyby nie 900 lat chrześcijaństwa w Polsce i pewna właściwa Polakom cecha, pozwalająca im rozumieć Boże miłosierdzie.
Dzieje Juranda to jeden z wątków w historycznej powieści „Krzyżacy”. Mniej go pamiętam z lektury, bardziej z filmu w reżyserii Aleksandra Forda (Mosze Lifszyca) z roku 1960. Dramat osobisty Juranda i poniechanie przez niego zemsty przyjmuję wręcz jako coś pierwszoplanowego w tym filmie o wielkiej, przełomowej bitwie. Nie wiem czy inni wciąż odnoszą podobne wrażenie. Mówiąc o tych innych mam na myśli swoich rówieśników, przede wszystkim kolegów zapalonych miłośników kina. Ja obejrzałem film dwa, może trzy razy a znałem takich, którzy na „Krzyżakach” byli przeszło czterdziestokrotnie. Wspominam o tym, żeby współcześni zrozumieli siłę oddziaływania takiego rycerskiego uczynku w tamtych czasach - „Krzyżacy” cieszyli się rekordową oglądalnością.Telewizja wtedy raczkowała, filmów na bladym ekraniku jak na lekarstwo – sale kinowe wciąż były miejscami magicznymi. Ludzie byli bardziej względem siebie otwarci i spontaniczni, dzieciaki mniej otumaniane nauką. Owocowało to wspólnym przeżywaniem, w szkole i na podwórkach, obejrzanych filmów, dzielenie się swoimi przyniesionymi z kin odczuciami i odkryciami. Porwanie Danuśki, determinacja starającego się o jej odzyskanie ojca, sceny z malborskiego zamku na różne sposoby, w zależności od talentu oratora, przewijały się w dziecięcych opowieściach. Ukoronowaniem tego wszystkiego było relacjonowanie zduszonymi z emocji głosami tortury Juranda a potem uwolnienie Zygfryda. Moralnemu dylematowi, odnoszącemu się do kształtu odwetu, przydawano w dziecięcych kręgach większą wagę niż bardziej filmowo atrakcyjnym scenom pojedynku Zbyszka czy bitewnym epizodom z dwoma mieczami i ze śmiercią Wielkiego Mistrza włącznie. Pytanie, z narzuconą w istocie odpowiedzią, było skierowane jak gdyby do każdego: porywają i krzywdzą twoje dziecko, wypalają ci oczy, ucinają język i rękę a potem nagle role zostają odwrócone - jesteś panem losu twojego krzywdziciela i kata – jaka będzie twoja zemsta? W czasach, gdy niezasklepione zostały jeszcze rany po okrutnej, pełnej nienawiści wojnie, nie trzeba było wielkiego wysiłku wyobraźni, by tego typu rozważaniu nadać  wymiar realny.

Zamierzałem chrześcijańską postawę Juranda określić jako elementarz miłosierdzia. Lecz cóż można z dzieł ludzkich zaproponować ponad to? Gdzież można znaleźć akt większej wspaniałomyślności, niż ten wyraziście pokazany przez pisarza a potem scenarzystę Jerzego Stefana Stawińskiego i reżysera ekranizacji powieści? Ta mała nauka pozostaje kompletnym wykładem.
Siła jej działania na całe pokolenia była ogromna. Łatwiej chyba przychodziło potem zrozumieć ludziom trudny list polskich biskupów do biskupów niemieckich, w którym wyciągano rękę do pojednania. Przygotowywało to szerokie kręgi wiernych do przyjęcia Miłosierdzia Bożego oznajmianego przez św. Faustynę, którego sens i znaczenie zaczął z czasem Kościół lepiej rozumieć. Należy pamiętać, że kolosalne przemiany zachodzące w społeczeństwach świata, działania sprzyjające pokojowi i sprawiedliwości, wzięły się z takich właśnie chrześcijańskich wizji, jak ten miłosierny gest Juranda. Jego opisanie, będące czymś znacznie więcej niż literaturą, określa w jakiś sposób sedno polskości. Dobrze jest je znać i respektować.

 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika andzia

29-04-2014 [10:38] - andzia | Link:

Mieliśmy szczęście mieć dobre lektury,takie,które kształtowały wrażliwość na drugiego człowieka,widzenia i odczuwania jego krzywd,wyrazistego pokazywania niesprawiedliwości i zła (oczywiście piszę to z mojego punktu przeżywania ich podczas czytania).Sienkiewicz,Konopnicka,Prus,Dąbrowska, ...
Zbyt wcześnie przeczytałam Krzyżaków.Tragedia Danuśki i Juranda bolała wtedy aż fizycznie.Dlatego nie pamiętam,jak wtedy zapatrywałam się na jego gest wobec krzyżackiego kata.
Pamiętam ogromną ulgę,kiedy Jurand został otoczony miłością i opieką po tym,co go spotkało.
Satysfakcja z zemsty to bardzo złudne uczucie.
Sama jestem bardzo emocjonalną osobą i zdarza mi się powiedzieć (czy napisać)za szybko,a potem odczuwam niesmak do samej siebie.
Jestem jednak pewna,że tę wrażliwość którą mam ,zawdzięczam w znacznym stopniu książkom.
Cieszę się,kiedy poruszane są tak ważne -na co dzień-sprawy.
Pozdrawiam.

Obrazek użytkownika St. M. Krzyśków-Marcinowski

30-04-2014 [00:53] - St. M. Krzyśków... | Link:

Kiedyś uważałem, że lista narzucanych mi lektur godzi w moją wolność. Z czasem, zanim jeszcze ukończyłem szkoły, doszedłem do wniosku, że o ile sam model oświaty jest jakąś bzdurą, to sugestia, co należy w pierwszym rzędzie przeczytać, jest czymś użytecznym. Tak powstaje podstawa języka szerzej rozumianego - kultury. Dlatego co niektórzy (my na ten przykład) mogą osiągnąć wyższy szczebel wzajemnego zrozumienia. Dotyczy to niestety niezbyt licznej grupy, tych czytających. W Polsce jest to margines. Ktoś, człowiek bystry zresztą, powiedział mi wprost, szczerze: - Tylko głupi ludzie czytają książki.
Jest w tej opinii jakaś przykra, ukryta racja.

Z tą bolesnością lektury, z uwagi na to, że było się zbyt wrażliwym, też przychodziło mi się mierzyć. Tak było np. z „Bankructwem małego Dżeka” Korczaka; czytałem tę niewinną powiastkę w wieku 9 lat i odebrałem ją nader traumatycznie. Ale tym sposobem była to prawdziwa nauka:)

Serdecznie pozdrawiam.

Obrazek użytkownika andzia

30-04-2014 [09:28] - andzia | Link:

Proszę Pana,jeśli w tym samym wieku(7)lat,czyta się -jedna po drugiej- Janka Muzykanta i Dzieci z Leszczynowej Górki,musi to mieć ogromny wpływ na psychikę.
Janko Muzykant przepłakany najrzewniejszymi łzami,prawie koszmarami nocnymi.
Potem Dzieci z Leszczynowej Górki.Dzisiaj po ...dziesięciu latach widzę "socjalizm",ale wtedy była to ze wszech miar książeczka dla dziecka:spokojna,pełna rodzinnego ciepła i bezpieczeństwa.
Tyle,że zderzenie obu lektur powodowało emocjonalny chaos.
Na szczęście nie spowodowało to ucieczki od książek,wręcz przeciwnie.
Wie Pan,ludzie którzy uważają nas za głupich dlatego,że nie ma w nas cwaniactwa,chamstwa,że nie wdrapujemy się w górę "po trupach",są biedni.My zawsze możemy mieć lepszy samochód,pracę,dom ... (teoretycznie :)
Oni nigdy nie zaznają najcudniejszych wzruszeń jakie daje prawdziwe piękno słowa,obrazu,bycia z drugim człowiekiem ...

Obrazek użytkownika St. M. Krzyśków-Marcinowski

01-05-2014 [01:26] - St. M. Krzyśków... | Link:

Poznawanie książek przybliża nam pewne niepoznawalne z gruntu tajemnice i jednocześnie kreuje nowe. Na piszących i czytających ciąży odpowiedzialność za tych , którzy pozbawieni są tego typu zasadniczej retrospekcji. Nieproste to zadanie... Ponad sławne, poczytne tytuły może się wybijać coś bez nazwy, coś znalezionego przez dedektywów w kieszeniach przestępcy, jakiś autentyczny notatnik:

„Czym jest życie? Błyśnięciem robaczka-świetlika wśród nocy. Tchnieniem bawołu w czas zimy. Jest jak nikły cień, który sunie po trawie i gubi się w zachodzie słońca” - Powiedziane przez Nogę Kruka, wodza Indian Czarne Stopy. [T. Capote]

Uwielbiałem czytać „Historię Psiej Górki” (1953) - chyba tego nie wznowią:)