Zabawy w Polaków

Trzy nurty zaznaczają się wyraźnie w polskiej publicystyce ostatnich lat i one wszystkie jak jeden są fałszywe i mają ukrytą intencję. Mamy oto nurt krytyczny, czyli bicie się cudzymi rękami we własne piersi, a czasem po głowie, a też nieraz wręcz do kopania po tyłku dochodzi. Wszystko rzecz jasna dla naszego dobra i żeby się żyło lepiej i żeby nam ogród błoną podłości nie zarósł i też żeby między palcami nam na błona się nie pojawiła. Moglibyśmy wtedy zanurkować i tyle by nas widzieli. To jest nurt omawiany najczęściej, mający swoje źródła i korzenie w oświeceniowej publicystyce takich asów jak biskup Ignacy Krasicki. On jest czynny cały czas, a jego głównym przedstawicielem na Polskę poza oczywiście taką oczywistością jak Gazownia, jest Rafał Ziemkiewicz. On to ostatnio mówił na spotkaniu ze studentami, którego głównym gościem był Komuda Jacek, pisarz książek ahistorycznych, że polska szlachta do niczego się nie nadawała, bo nie wykreowała lidera. A może jakoś podobnie to brzmiało, nie ważne. Ważne, że szlachta zła i trzeba było koniecznie ją czymś zastąpić, żeby było lepiej. Wszyscy dobrze wiemy w jakich okolicznościach i jakimi metodami zastępowano szlachtę i kto przyszedł na zastępstwo. Tacy jak Ziemkiewicz między innymi, którzy swoją przygodę z poznawaniem świata rozpoczynali od rozdrapywania własnych frustracji wyniesionych wprost z czworaków. Tym żyło pierwsze pokolenie, nie mogące się lata całe nacieszyć spłuczką w łazience o wymiarach 4x2 metry (łazienka ma takie wymiary, nie spłuczka) i faktem, że ze ściany leci ciepła woda. Drugie zaś pokolenie zaczęło już zadawać szyku. Trzecie zaś skończy na budowie w Ameryce, bo tu u nas już nic nie będzie. Cała ta trójpolówka zaś nosi charakterystyczną i uwodzicielską nazwę, którą wszyscy znamy: „Walka o lepszą Polskę”.

Drugi nurt to nurt insurekcyjno poetycki. Ja go szczególnie źle znoszę, bo tam jest dużo wątków operetkowych i mnie to drażni. Ot weźcie chodźby ten protest przeciwko wyrzuceniu „Pana Tadeusza” z kanonu lektur. To jest naturalna konsekwencja przecież, jeśli walczymy o lepszą Polskę, bez szlachty, która przeszkadzała, bo nie wyłoniła spomiędzy siebie lidera, to o co chodzi? Nie ma szlachty, po cóż ją wspominać wśród jakichś niewczesnych nostalgii? Po co udawać, że się jest kimś kim się w rzeczywistości nie jest? Takie zachowanie to paranoja przecież. I w to właśnie wpędzają nas przedstawiciele nurtu insurekcyjno poetyckiego. Miałem tu umieścić link do nagrania z wczorajszym protestem pod pomnikiem Mickiewicza w Warszawie, ale nie mogę go znaleźć. Oto Jan Pietrzak w czarnym płaszczu i takim kapeluszu śpiewa tam a capella pieśń zaczynającą się od słów „Żeby Polska była Polską”. Spełnia tym samym postulat tej pani, która na ostatnim spotkaniu w Opolu gdzie bawiliśmy z Braunem, domagała się, by powiedzieć coś o Polsce od serca. No i Jan Pietrzak właśnie czyni zadość jej życzeniom. Nie tylko on, również Anna Chodakowska oraz poeta Wencel. I tu żałuję, że nie mam nagrania, bo Wencelowi coś dziwnego dzieje się z zębami i jeśli pojawiłby się na sali dentysta, mógłby może mu jakoś pomóc. Wencla wczoraj puszczali bez głosu, co uważam, za słuszny kierunek i myślę, że powinni tak czynić nadal. Czy protesty tego rodzaju coś pomogą. Oczywiście, że nie, one jedynie domkną i tak już przymykaną bramę rezerwatu z wielkim napisem na bramie, który brzmi „Polskość to nienormalność”. Gość w kapeluszu niczym Zorro oraz pani, co ją każdy pamięta z najgorętszych rozbieranych scen w polskich filmach, bronią poezji na Krakowskim Przedmieściu. Minister Szumilas, Donald Tusk i cała reszta zacierają ręce. Jest jeszcze lepiej niż w przypadku tej głodówki w Krakowie co była parę lat temu. Śmiechom i zabawom nie będzie końca. Wszyscy jednak będą mieli to czego oczekują – pieśń, łzę, wzruszenie i porcję leniwych w barze familijnym na Nowym Świecie. Kanony nurtu insurekcyjnego są właściwie niezmienne, chodzi o to, żeby się poświęcać dla ojczyzny oraz tych, którzy jej wielkość wyśpiewują i jeszcze o to, by w gniewie stać na deszczu i moknąć. Tylko tyle. Następstwo pokoleń wśród artystów przyssanych do tego kawałka tortu następuje jednakowoż bardzo wolno i pewnie przez to biedny Wencel ma takie popsute zęby.

Trzeci nurt ujawnił się moim oczom wczoraj. Ja go w ogóle nie znałem, a nawet nie podejrzewałem, że on istnieje. Otóż chodzi o taki nurt, który realizuje nigdy nie skodyfikowany program dający się streścić hasłem: dołączmy do lepszych, albo może inaczej: bądźmy jak najlepsi. Oto mamy reżysera Roberta Glińskiego, brata niedoszłego premiera Piotra Glińskiego, który już premierem na pewno nie zostanie, co do tego nie można mieć żadnych wątpliwości, i mamy jego twórczość (Roberta nie Piotra). Ja szczerze Wam powiem, że nie wierzyłem i nie wierzę nadal, że to jest prawda. Że wysuwa się na stanowisko premiera człowieka, którego brat kręci takie filmy jak „Cześć Tereska”, albo „Świnki”, albo „Homo.pl”.

Zacznijmy jednak od początku, bo to jest bardziej niesamowite niż przypuszczałem. Oto w roku 1883 Gliński nakręcił film pod tytułem „Niedzielne igraszki”. Film został postawiony na półkę, bo był obrazem demaskatorskim, a jego twórca należał do reżyserów niepokornych. Do dystrybucji obraz wszedł dopiero w roku 1988, był więc zwiastunem zmian. Nie ma jeszcze okrągłego stołu, a film już można oglądać. I teraz proszę, mamy streszczenie fabuły. Nie wymyśliłem tego, przysięgam:

Jest rok 1953. Pierwsza niedziela po śmierci Stalina. Grupa dzieci bawiąca się w podwórku starej i remontowanej kamienicy jest pozbawiona nadzoru. Dzieci naśladują brutalne życie dorosłych. Chłopiec mający wyjechać na wypoczynek zmyśla, że jego celem podróży jest uroczystość pogrzebowa Stalina. Przyozdabia się w medale ojca, zabiera inne medale koledze. Medale zwracają uwagę kierowcy, który ma zawieźć dzieci na dworzec kolejowy, a który okazuje się być donosicielem UB. W obecności funkcjonariuszy SB niczego nie świadome dzieci brną w dalsze kłopoty. Skutkiem tego rodzice chłopca, któremu marzyło się uczestnictwo w pogrzebie Stalina znikają w więzieniu a on sam trafi do domu dziecka.

Na tle tej tragedii dzieci znęcają się nad chorą umysłowo kobietą, znęcają się nad małym kotkiem, który w końcu ginie z rozciętym brzuszkiem. Podczas "pogrzebu" kotka dzieci żywcem zakopują razem z kotkiem dziewczynkę, sprawczynię śmierci małego zwierzęcia.

Kolejny film Glińskiego nie został streszczony w wikipedii, widocznie był jeszcze gorszy niż ten opisany wyżej. Potem mamy obraz „Łabędzi śpiew” on także nie ma streszczenia i „Superwizja”, która też go nie ma. No i mamy wreszcie film „To co najważniejsze” opowiadający o losach Aleksandra i Aleksandry Watt. Ja ten film pamiętam i on nie jest jakoś szczególnie zły. To jest normalny poziom nędzy w polskim kinie, coś zrobione na zamówienie, bo akurat wcześniej wyszły pamiętniki Aleksandra Wata i dobrze się sprzedawały. Potem idzie film „Matka swojej matki” z Krystyną Jandą i Marią Seweryn. Oto streszczenie:

Alicja ma 19 lat i przygotowuje się do matury w liceum muzycznym. Jej matka Barbara jest lekarzem weterynarii. Zaraz po maturze obie mają wyjechać do USA, gdzie mieszka ojciec dziewczyny. Pewnego dnia Alicja odkrywa, że była adoptowana. Zarzuca Barbarze, że nie powiedziała prawdy. Wizyta w domu dziecka i biurze ewidencji pozwala odnaleźć jej adres prawdziwej matki. Alicja zastaje ją w ruderze. Ewa początkowo podejrzewa, że to szantaż...

Dalej mamy film „Kochaj i rób co chcesz”, który wyróżnia się jakąś taką pogodą na tle innych produkcji Glińskiego. Proszę, sami przeczytajcie:

Film opowiada o losach absolwenta konserwatorium w klasie organów Sławka Wiśnika, który nie dostaje stypendium w Niemczech i wraca do swego rodzinnego miasta, Kaliszewa. Tam otrzymuje pracę jako organista, a następnie wyjeżdża, by grać w klubie na fortepianie muzykę disco polo. Jego podejście do muzyki dyskotekowej zmienia się, choć nadal komponuje muzykę organową.

Samanti

Jedną z drugoplanowych postaci, która wpływała na losy i transformacje poglądów muzycznych bohatera filmu była Samanti - fikcyjna gwiazda muzyki disco-polo. W rolę wcieliła się Katarzyna Bujakiewicz.

Samanti to pseudonim artystycznym stworzony przez Łucję Werczak, producentkę muzyki disco-polo. Według artystki słowo "samanti" znaczyło po cygańsku "córkę wiatru". Jej prawdziwe imię to Jolanta Wężyk. "Stworzyła" i wypromowała ją Łucja Werczak. Samanti związana jest z BOLO (Boleslawem) Werczakiem, jednak nie darzy go faktycznym uczuciem.

Samanti jest pierwszą gwiazdą disco-polo i ikoną tego rodzaju muzyki w filmowej rzeczywistości "Kochaj i rób co chcesz". W filmie Samanti, która szuka przeboju na swoją nową płytę, dokonuje kradzieży piosenki Tylko ty autorstwa Sławka Wiśnika. Wersja Samanti - bardziej dyskotekowa i elektroniczna - nosi tytuł Nikt inny. Teledysk promujący nagranie przedstawia Samanti tańczącą nad jeziorem w złotym kostiumie.

No kolejny film to wspomniana już „Cześć Tereska”. Film ten był skandalem jak pamiętamy, nie ze względu na fabułę, ale dlatego, że grająca główną rolę naturszczyca, wyciągnięta z jakiegoś bidula pod Otwockiem zmarnowała sobie przez aktorstwo życie.

Później są „Wróżby kumaka” według Gunthera Grassa. I sami zobaczcie na jak oryginalnym pomyśle zasadza się fabuła tego filmu:

Urodzony w Gdańsku profesor historii sztuki, Alexander Reschke, żyjący w Bochum odwiedził w 1989 swoje miejsce urodzenia. Zamierzał zebrać materiał do swojej nowej książki. Przypadkowo na targu warzywnym poznaje urodzoną w Wilnie konserwatorkę zabytków, Aleksandrę Piątkowską. Zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia. W związku z podobnymi przeżyciami z lat młodości: po 1945 on i ona przymusowo zostali wysiedleni ze swojej rodzinnej miejscowości, postanowili założyć przedsiębiorstwo pogrzebowe i Cmentarz Pojednania (Polnisch-Litauisch-Deutsche Friedhofsgesellschaft), aby zapewnić pochówek wysiedleńcom w ich ziemi ojczystej.

Interes rozwijał się dobrze, było wielu chętnych do pochówków. Rozbudowana firma poszerzyła działalność o budowę hoteli dla żałobników oraz domy starców. W tym momencie Aleksandra i Alexander opuszczają przedsiębiorstwo. Biorą ślub i wyjeżdżają do Włoch w podróż poślubną. Tam oboje giną w wypadku samochodowym i zostają pochowani na włoskim cmentarzu.

Następny film Glińskiego opowiada o górnikach i nosi tytuł „Benek”. No, a potem jedziemy już z górki. Najpierw jest „Homo.pl”:

Film ukazuje codzienne życie trzech par gejów, pary lesbijek i samotnej lesbijki. Osoby występujące w filmie odpowiadały na ten sam zestaw pytań dotyczących ich życia: kiedy rozpoznały swoją homoseksualność, jak zareagowała na to rodzina i najbliższe otoczenie, jak doszło do poznania się par, jak radzą sobie w codziennym życiu, jaki jest ich stosunek do legalizacji związków par homoseksualnych oraz jak odnoszą się do kwestii wychowywania dzieci w tych związkach.

Jedna z par gejów, mieszkająca w Warszawie, złożyła sobie w 2006 roku prywatne ślubowanie, podobne do ślubowań składanych w kościołach protestanckich. Druga para gejów na emigracji wAnglii zawarła rejestrowany związek partnerski jesienią 2007 roku. Pozostali uczestnicy filmu również chętnie skorzystaliby z możliwości legalizacji swojego związku.

Film ukazuje trudności prawne, obyczajowe i kulturowe, na które napotykają jego bohaterowie na drodze życia. W ogólnym wydźwięku film pomija kwestie i poglądy polityczne bohaterów filmu.

A potem „Świnki”:

Tomek, szesnastoletni chłopak, poznaje tajemnicę swojego szkolnego kolegi, Ciemnego. On i kilku innych chłopców sprzedają się za pieniądze niemieckim pedofilom. Aby spełnić różne zachcianki swojej dziewczyny, Marty, Tomek próbuje pracować, by zdobyć pieniądze. Staje się gwiazdą nocnych wyjazdów do Niemiec. Po brutalnym gwałcie, którego pada ofiarą, Tomek sam zaczyna organizować Niemcom młodych chłopców. Jeden z nich, Ciemny, umiera. Tomek dokonuje zemsty – zabija gwałciciela.

W przyszłym zaś roku brat niedoszłego premiera zakończy realizację filmu pod tytułem „Kamienie na szaniec”. Na premierze Jan Pietrzak wraz z Anną Chodakowską zaśpiewają znaną wszystkim pieśń zaczynającą się od słów: Żeby Polska, żeby Polska, żeby Polska, była Polską....

Zajrzyjcie dziś na blog szpaka. Opisał dokładnie wszystkie wąty, jakie Skwieciński ma do Brauna i zadał pytanie retoryczne: czy Braun będzie mógł mu odpowiedzieć na łamach tygodnika „W sieci”? Pod tekstem zaś Marta Luter napisała, że Grzegorz Braun wykazuje pewne cechy paranoiczne. Całe szczęście, że niedoszły premier i jego brat nie wykazują takich cech, bo mogłoby być źle. Ja zaś jak pamiętacie jestem politycznym szkodnikiem. Postępowi cześć i chwała. Wracam do książki.

Chciałem jeszcze podziękować wszystkim, którzy głosowali na mnie w konkursie „Strażnik pamięci” ogłoszonym przez tygodnik „Do rzeczy”. Nie ujawnię liczby głosów, bo nie wiem czy będzie ona brana pod uwagę przez jury. Jeśli będzie i zostanie opublikowana porównamy ją z tym co jest w moich statystykach. Czekamy teraz co będzie dalej.

Jeszcze tylko tydzień trwa na stronie www.coryllus.pl. Promocja III tomu Baśni jak niedźwiedź. Od czwartku 24 października cena książki wraca do stanu poprzedniego czyli do 45 złotych za egzemplarz, plus koszta przesyłki.

Przed nami trzy duże nakłady, książka Toyaha pod tytułem „Rock and roll czyli podwójny nokaut” jest tuż tuż, zaraz za nią będzie „Baśń amerykańska” i kwartalnik. Przypominam także, że od prowadzimy kampanię której celem jest opanowanie rynku komiksów w Polsce, póki co mamy w sprzedaży jeden album historyczny, autorstwa Sławomira Zajączkowskiego i Huberta Czajkowskiego pod tytułem „Romowe” jest to mroczna, średniowieczna opowieść o wyprawie do Prus, jaką na rozkaz Kazimierza Odnowiciela podjęli pewien rycerz i pewien mnich. Celem jej zaś było odzyskanie wywiezionej z Gniezna podczas najazdu Brzetysława głowy św. Wojciecha. Album ten można także nabyć w sklepie FOTO MAG przy metrze Stokłosy w Warszawie i w księgarni „Latarnik” w Częstochowie, przy ul. Łódzkiej.

19 października o 17.00, będę miał wieczór autorski w księgarni „Latarnik” przy ul. Łódzkiej w Częstochowie. Wszystkich serdecznie zapraszam.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika nikt_inny

18-10-2013 [12:07] - nikt_inny | Link:

"Tacy jak Ziemkiewicz między innymi, którzy swoją przygodę z poznawaniem świata rozpoczynali od rozdrapywania własnych frustracji wyniesionych wprost z czworaków."

A ty niby skąd, wnuku niepiśmiennego parobka?
Często piszesz o ziemiaństwie, o dworach, o czasach które minęły.
To nie jest twój świat, tak jak katolicyzm (z wyboru) nie jest twoją wiarą.
Ty wyssałes z mlekiem matki chłopskie cwaniactwo, chamstwo i tę chłopską zawiść, i chciwość.
Masz to w genach.

Obrazek użytkownika dogard

18-10-2013 [14:27] - dogard | Link:

jest synem premiera---moze jakies slowka w tej i POdobnych historiach.Bez leku, wal smialo.

Obrazek użytkownika tanat

18-10-2013 [20:50] - tanat | Link:

Ziemkiewicz nie wywala swojej frustracji, ale stwierdza fakt. Szlachta, zwłaszcza pod koniec istnienia RP nie była zdolna wyłonić lidera. Tego efektem jest upadek RP i dopiero ci nawróceni na Polskę chłopi z czworaków to potrafili. Gdyby nie oni to pozostał by próżny trud tych wszystkich Piłsudskich. Na tym to polega. Braunowi marzy się król, ale króla nie wyłoni żadna szlachta. Nie jest do tego zdolna, a do czego jest zdolna lub do czego niezdolna łatwiej określić. Myślę, że opis rzeczywistości pomylił pan z jej oceną. Szlachcic zawsze pozostawał szlachcicem niezależnie pod czyim był berłem, po cóż miał wyłaniać własnego przywódcę. Wystarczyło, że obcy zapewnił go, że utrzyma majątek, a nadzieję mógł na to mieć, bo w końcu brać szlachecka w całej była Europie.
Sam pan opisywał Czartoryskiego chyba, jak to jego część ziem się znalazła u cesarza Austrii a ten postanowił sobie gwardyj ę z poddanych szlachciców zrobić. Ah jakie to było przebieranie nogami do ukochanego cesarza, ah ileż to rubinów i diamentów, jakich pięknych zbroi byle tylko się mu przypodobać.
Myli się pan i to bardzo.