Po obejrzeniu trzeciej części nieco męczącej sagi o matkach i ojcach dzisiejszych Niemców zatkało mnie na kilka dni. Recenzji napisano już chyba więcej niż na temat „Przeminęło z wiatrem”, dyskusje historyczne chyba też już wyczerpały temat. Mogłabym sobie darować przypominanie kto był ofiarą, a kto katem, kto agresorem, a kto obrońcą ojczyzny. Ale jednak nie... Zastanówmy się, czy Niemcy z taką troską pochylający się nad losem swoich przodków, którzy ze łzami w oczach strzelali polskim dzieciom w plecy (autentyczna scena z filmu), zapłacili kiedykolwiek za nasze krzywdy.
Przypomnijmy...
W wyniku wojny z agresorem niemieckim oraz okupacji naszego kraju szacunkowo podaje się, że zginęło około 6 milionów obywateli polskich, w tym ok. 3 milionów Żydów. Ludzie ginęli w walkach, w obozach śmierci, w wyniku tortur, ciężkiej pracy, złego traktowania, głodu, w czasie likwidacji gett... Na tysiąc obywateli zginęło 220 osób.
Należy tu podkreślić, że dokonano eksterminacji dużej części polskiej inteligencji. W obozach koncentracyjnych zginęło 135 pracowników szkół wyższych, w powstaniu - 80 takich osób, w egzekucjach i mordach ulicznych 163 pracowników polskiej nauki (w tym 67 w Warszawie i 52 we Lwowie), w Katyniu zamordowano 44 naukowców.
Do tego doszły straty materialne. W samej Warszawie zniszczono 85% substancji miejskiej, 90% przemysłu, 72% zabudowy mieszkalnej, 90% dóbr kultury narodowej i zabytków.
Majątek polskiej służby zdrowia po wojnie stanowił 55 % stanu przedwojennego. W ponad 50% zniszczono infrastrukturę kolejową, drogową, transportu lotniczego i morskiego, infrastruktury telekomunikacyjne. Zagrabiono 43% dóbr kulturalnych Polski, których jedynie niewielki procent udało się odzyskać. Samych książek zniszczono nieodwracalnie 22 miliony.
W 1990 r. wyliczono, że straty wojenne poniosło ponad 13 mln obywateli polskich w wyniku czego poszkodowanym oraz ich spadkobiercom należałoby się 285 miliardów dolarów odszkodowań i to jedynie za zniszczenia i grabieże, nie uwzględniając strat spowodowanych eksploatacją przez Niemców polskiej gospodarki, w tym tzw. przymusowych kontyngentów pobieranych od polskich rolników.
23 sierpnia 1953 roku. Ponoć władze PRL na posiedzeniu Rady Ministrów deklarują zrzeczenie się roszczeń wobec Niemiec. „Ponoć”, bowiem w 2005 roku sejmowa komisja zbadała sprawę i doszła do wniosku, że nie ma dowodów na taką deklarację władz PRL. Poza tym nawet jeśli komunistyczne władze ówczesnej Polski rzeczywiście zrzekły się praw do reparacji wojennych, to zrobiły to tylko wobec NRD. Sprawa odszkodowań od RFN nie została poruszona.
10 września 2004 roku. Ówczesny wicemarszałek sejmu, Donald Tusk odczytuje uchwałę dotyczącą podjęcia działań wobec Niemiec w sprawie odpowiedniej rekompensaty finansowej za okupację, zniszczenia wojenne i ludobójstwo. Dziś ten sam człowiek na stanowisku, które umożliwia mu dużo bardziej efektywne działania w tej sprawie, uznaje temat za niewygodny.
A jak radzą sobie niepolskie ofiary? O środowiska żydowskie dba Jewish Claims Conference. Żydowskim ofiarom wojny rząd niemiecki wypłaca ok. 100 milionów euro rocznie. Ostatnio rząd federalny zadeklarował przeznaczenie jeszcze większych pieniędzy na opiekę nad żyjącymi ofiarami Holocaustu. Przedstawiciele tego samego rządu federalnego zdają się nie mieć świadomości, a może po prostu już nie chcieć pamiętać, że w obozach ginęli też ludzie innych nacji, że rodziny, zdrowie, mienie, a czasem spokojny sen na zawsze utraciły też miliony Polaków. Polscy więźniowie obozów koncentracyjnych, którzy starali się w Berlinie o stworzenie funduszu pielęgnacyjnego zostali zlekceważeni. Nie pomógł im w żaden sposób polski rząd.
Niemcy nie tylko Żydom wypłacają odszkodowania. Jak podaje Piotr Cywiński w swoim artykule „Ofiary drugiej kategorii” („Sieci” 10- 26 czerwca 2013 roku), kwota wypłacana przez RFN z tytułu wojennych reparacji do 1998 roku wynosiła 102 miliardy marek, z czego 90% otrzymali... no kto? Żydzi? Nie. Rosjanie? Skądże. No przecież nie Polacy? Oczywiście, że nie. Obejrzeliście Państwo serial? Kto był najbardziej poszkodowany w wojnie z III Rzeszą? SAMI NIEMCY. Wysokie renty dostawali m. in. członkowie Waffen- SS, czyli po prostu esesmani mieszkający w Niemczech i poza krajem. To właśnie ta formacja była odpowiedzialna za masową egzekucję w Palmirach, zbrodnie w czasie tłumienia powstania w getcie, zamordowanie 40 tysięcy mieszkańców Woli i 10 tysięcy mieszkańców Ochoty podczas powstania warszawskiego, spalenie żywcem 32 polskich jeńców w Podgajach i wiele innych zbrodni zarówno w Polsce, jak i w innych krajach pod okupacją niemiecką.
Wiosna, rok 1998. Posłanka SPD Herta Daubler- Gmelin apeluje do Helmuta Kohla o finansowe odszkodowania dla ofiar wojny z Europy Środkowo- Wschodniej. Kanclerz nie zgadza się. W tym samym roku, 18 grudnia do biur firmy IG Farben, zatrudniającej w czasie wojny ok. 30 tysięcy więźniów, wdzierają się w obozowych pasiakach członkowie związków byłych pracowników przymusowych III Rzeszy. Wkrótce do zapłacenia rekompensat zostają wezwane inne firmy – m. in.Volkswagen, BMW, Deimler, Detsche Bank. Sprawa trafia do sądu w Nowym Jorku. Gerhard Schroeder, który w międzyczasie zastąpił Kohla na stanowisku kanclerza, proponuje utworzenie funduszu, na który „nękane” przedsiębiorstwa wpłacą 5 miliardów marek, a państwo dołoży drugie tyle. Miało to załatwić sprawę odszkodowań dla 1,7 milionów ofiar, których reprezentują spodziewający się niezłych zysków (i słusznie) amerykańscy adwokaci. Latem 2000 roku powstaje fundacja „Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość”. Niestety z 220 tysięcy firm, które korzystały z niewolniczej pracy więźniów, pieniądze wpłaciło jedynie 8 tysięcy. Nie udało się zebrać planowanej kwoty. Ostatecznie w latach 2001-2007 Niemcy wypłaciły 1,6 milionom ofiar pracy przymusowej i niewolniczej (nie wszyscy dożyli) z 98 krajów 4,4 miliarda euro. Nie jestem matematycznym orłem, ale wychodzi na to, że średnio każda z tych ofiar otrzymała 2750 euro. W rzeczywistości polscy poszkodowani dostali od kilku do 30 tysięcy złotych. Organizacją partnerską niemieckiej fundacji, zajmującą się wypłatą odszkodowań na terenie Polski było „Polsko-Niemieckie Pojednanie”, którego zarządowi w 2003 roku kontrola NIK zarzuciła bezprawne pobranie 400 tysięcy złotych premii kwartalnych oraz załatwianie prywatnych spraw za pieniądze fundacji.
Rok 2011. 1 września, czyli w rocznicę wybuchu wojny, do Berlina udaje się delegacja Stowarzyszenia Niewidomych Cywilnych Ofiar Wojny, aby przedstawić kolejnej kanclerz Angeli Merkel petycję o ich cierpieniu spowodowanym nazistowskimi działaniami i zbrodniami wojennymi. Niosą flagi i transparenty, m.in. z „Rotą” Marii Konopnickiej. Chcą 80 tysięcy euro dla 190 żyjących jeszcze osób, które w wyniku niemieckich działań wojennych straciły wzrok. Nie mają żadnego wsparcia z polskiej ambasady, która odmówiła im nawet dostarczenia napojów chłodzących. Tak o całym wydarzeniu pisał Nasz Dziennik”:
„Demonstranci zebrani na placu przed siedzibą kanclerz Niemiec i Federalnym Ministerstwem Finansów wyrażali też rozgoryczenie z powodu działania polskiego rządu i stojącego na jego czele premiera Donalda Tuska, który - jak mówili - zamiast tego dnia, czyli w 72. rocznicę rozpętania przez Niemcy II wojny światowej, być z nimi i domagać się dla poszkodowanych rodaków sprawiedliwości, nie tylko tego nie czyni, lecz także doprowadził do sytuacji, w której "nawet ambasada odmówiła im pomocy".
Ofiar jest coraz mniej. Coraz mniej potrzeba też pieniędzy na odszkodowania. Dlaczego dostają Żydzi, dostają esesmani, a Polacy są traktowani po macoszemu? Bo ofiary są samotne. Nie wspiera ich rząd, nie ma uczciwej instytucji, która by za nimi stała. Ociemniałe ofiary wojny już na rok przed berlińską manifestacją prosiły ministra Bartoszewskiego, szczycącego się swoimi dobrymi relacjami z Niemcami o pomoc. Odmówił. Ludzie starzy, którzy przeszli piekło nikogo już nie interesują. Nie są targetem dla polityków, nie stworzono dla nich poważnych instytucji. Mogą sobie co najwyżej usiąść wieczorem przed telewizorem i zobaczyć jakie to cierpienia sprawiali Niemcom, kiedy ci musieli ich zabijać. A premier ich kraju? Może oczekiwać, że tak powiem Seawolfem, „poklepania po pleckach” przez radosną Angelę Merkel. Radosną, bo dzięki niemu nie ma z tymi Polakami żadnych problemów.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 13533
Skoro Pani tak nie lubi, jak widac, Polakow, to po co Pani się tym wszystkim tak niekompetentnie zajmuje? Jedyna odpowiedź - podenerwowac ludzi, przejętych swoimi sprawami.