„Sprawa Pawlaka”, „sprawa Misiaka”…

Bo komuś z ulicy, osobie przypadkowej, szeregowemu członkowi PO nie powierza się – jak senatorowi Misiakowi  - strategicznej funkcji szefa kampanii wyborczej partii Tuska do Parlamentu Europejskiego. Swoją drogą jego tłumaczenia dziś można skwitować starym francuskim powiedzeniem o „robieniu dobrej miny do złej gry”…O ile jednak w „sprawie Misiaka” nie ma, jak się wydaje, tzw. drugiego dna, o tyle w „sprawie Pawlaka” dno jest i to takie, że słyszymy odgłosy pukania od dołu… nie podejrzewam jednak wcale dziennikarzy tropiących Pawlaka o jakieś szczególnie złe intencje. Myślę natomiast, ba, jestem przekonany, że za „sprawą Pawlaka” stoją polityczne wpływy i frakcyjne, niestety, rozgrywki. Milczenie PO w tej sprawie jest swoistym „milczeniem owiec”. PO robi w tym kierunku raz krok do przodu, raz krok do tyłu i w końcu nie wiadomo, jak naprawdę wygląda stanowisko i premiera i jego partii. Może i lepiej, bo zaraz by je wykorzystano do „sondażowej korekty”: doradcy Tuska od PR poradziliby, jak szybko wyzbyć się swojego zdania, aby zastąpić je już całkiem nową opinią…„Pawlak - story” była – i jest – jak się wydaje, elementem politycznej gry PO, aby stłamsić koalicjanta i pokazać PSL-owi miejsce w szeregu. Z fazy niby – partnerskiej Platforma przeszła względem ludowców do fazy „przystawkowej”. Nie chodzi wcale Tuskowi o to, aby PSL połknąć – choć „zjedzenie”, choćby części jego elektoratu byłoby dla PO rzeczą bardzo wskazaną – ale żeby ludowców upokorzyć, zminimalizować ich rolę, postawić do kąta, zagrać na obniżenie poparcia (tuż przed wyborami europejskimi). A może jeszcze coś – o czym się w ogóle nie mówi – o wymuszeniu na PSL stopniowej (lub nawet szybkiej) zmiany lidera partii. Bo Pawlak ze swoim chłopskim uporem i tradycyjną nieufnością, z pilnowaniem interesu rodzimego ugrupowania już bywał – i coraz bardziej bywa – kością w gardle bratniej, koalicyjnej partii. Bynajmniej nie oznacza to – to moje poszukiwania politycznego klucza do całej afery – rozgrzeszania Pawlaka. Świętym Franciszkiem z Asyżu to on nie jest, ale mnie nie chodzi o wystawianie świadectwa moralności, ale zbadanie, jakim politykom ta afera się przysłużyła. Kto na niej wygrał, kto stracił, od kogo ściągną hufce do pomocy. Pawlak nie ma dla siebie – na dziś – żadnej alternatywy personalnej w PSL. PO to wie i usiłuje „podgryźć” szefa „bratniej”? partii na tyle mocno, aby jego wpływy skurczyły się tak, aby działacze PSL w końcu zrzucili Pawlaka ze słynnych sań wilkom na pożarcie… Jak zwał tak zwał. Afera Pawlaka, afera Misiaka – a miało być normalnie… Jedno wszak wyraźnie widać: nasze polskie standardy antykorupcyjne i anty-nepotyczne (czy takie słowo istnieje?) są w praktyce znacznie bliżej Grecji i Włoch niż transparentnej do bólu Skandynawii lub Niemiec. Tylko czy tego chcemy?

Po „sprawie Pawlaka” mamy „sprawę Misiaka”. Jednak sprawa sprawie nierówna. Zarzuty wobec wicepremiera i prezesa PSL dotyczą w sporej mierze okresu, gdy nie był jeszcze wiceszefem rządu. Te wobec senatora PO głównie tego czasu, gdy sprawował już społeczny mandat. Tak na marginesie: Misiak jest faktycznie frontmanem Platformy, w praktyce to jeden z liderów tej partii.