Walentynki: Czarnecki wyznaje miłość

W czasach globalizacji i integracji, w czasach, gdy ludzie podróżują po całym świecie - narody pozostały sobą. Niemcy są Niemcami, Australijczycy - Australijczykami, Polacy - Polakami. I dobrze. Dobrze, że my, Polacy, nie chcemy przefarbować się na nikogo innego, że - różniąc się między sobą - szanujemy własne tradycje, własną historię, to, co stanowi o polskiej specyfice. I że w końcu nie udajemy innych niż jesteśmy.

 

Jestem Polakiem - choć nie urodziłem się w Polsce. W Polsce jestem u siebie. Lubię jeździć do innych krajów, poznawać ich kulturę, tradycje, ba także kuchnię (sic!) - ale zawsze wiem, że wrócę tutaj. Wrócę do kraju biedniejszego od innych, do ludzi i narodu mających swoje wady i swoje słabości. Ale to mój kraj. I mój naród.

 Można zmienić partię polityczną, pójść gdzie indziej. Ale Ojczyzny się nie zmienia. Cieszę się, że moje dzieci są Polakami i z Polską wiążą swoje losy. Bo jak pisał przed 100 laty Stanisław Wyspiański: "Polska to jest wielka rzecz". A Rzeczpospolita wcale nie jest pospolita. I jest jedyna.

Bycie Polakiem uważam za wartość samą w sobie. Polskość to dla mnie rzecz pozytywna. Doskonale rozumiem naszych rodaków w USA, którzy w czasie pierwszej pielgrzymki papieża-Polaka do Stanów Zjednoczonych witali go z transparentem: "I'm proud to be Polish" - "Jestem dumny z tego, że jestem Polakiem".