Rokita i niemiecka buta

W tej sprawie milczeć nie sposób. Nie tylko dlatego, że tak potraktowany został bardzo znany polityk, przez 18 lat bez przerwy zasiadający w parlamencie, były minister, kandydat na premiera. Niewyobrażalne, aby w ten sposób w Polsce potraktowano polityka np. niemieckiej CDU. Jednak niemniej ważne, a może nawet jeszcze ważniejsze, że jest to wymowny przykład na to, jak Niemcy traktują polskich obywateli. Arogancja, buta, wulgaryzmy, poczucie wyższości (skąd my to znamy?)… Ile razy spotkaliśmy się z czymś takim bezpośrednio lub słyszeliśmy o tym.  

 

Niemiecka stewardessa i bawarscy gliniarze, reprezentujący najliczniejsze i najsilniejsze ekonomicznie państwo UE, nie mieli żadnych wątpliwości, że można użyć przemocy - słownej i fizycznej - wobec trzeźwego Polaka w średnim wieku i w okularach. I to na oczach jego żony. Wobec pasażerów, w dużej mierze Polaków, zrobiono demonstrację siły. Rokitę zakuto w dyby, bo nie wykazał oczekiwanej, słowiańskiej pokory. Rokita nie przepraszał za to, że żyje. Ciekawe, czy mogłoby to się zdarzyć trzeźwemu pasażerowi na trasie z Monachium do Londynu czy do Paryża - a nie do Krakowa? Pewnie mogłoby, pod warunkiem, że Anglik byłby pijany, a Francuz zaćpany - lub odwrotnie. Ale obywatel Polski nie był ani po alkoholu, ani po narkotykach. Potraktowano go tak dlatego, że był Polakiem i nie siedział cicho.

 

Wiele takich historii przechodzi bez echa, bo upokarzany Kowalski czy Nowak nie protestuje, konsula nie wezwie, do mediów się nie poskarży. Zbiera cięgi w milczeniu. Jak to Słowianin, historycznie, pod teutońskim butem. Oczywiście z wyjątkami, o których nasi zachodni sąsiedzi pamiętać nie chcą.

 

Czekam na notę w tej sprawie polskiego MSZ. Czekam aż Minister Spraw Zagranicznych, który własnych rodaków, oponentów politycznych wyzywał od "watahy", którą trzeba dorżnąć rownie twardo zareaguje wobec Niemców wzywając - jak to jest w zwyczaju - niemieckiego ambasadora w Warszawie. Milczenie w tej sprawie będzie hańbą i kolejnym przejawem słabości. Milczenie w tej sprawie zachęci szwabskich osiłków do "powtórki z rozrywki".

 

Jeżeli dla niektórych polskich dziennikarzy, polityków czy tzw. zwykłych obywateli "sprawa Rokity" stanowi powód do żartów to należy im współczuć, a także życzyć, żeby nigdy ich samych coś takiego nie dotknęło. Wówczas ironiczne uśmiechy zamrą im na twarzy, a satyryczne komentarze uwięzną w gardle. Tyle że będzie już za późno.

 

A Niemcy spokojnie sprawdzają, na co mogą sobie pozwolić. I właśnie na to im nie pozwólmy.

Aresztowanie, skucie kajdankami, poniżanie, wyzywanie od najgorszych - to spotkało polskiego obywatela na pokładzie niemieckich linii lotniczych "Lufthansa", a potem na komisariacie dworca lotniczego w Monachium. Obywatel Polski miał szczęście w nieszczęściu - jest znaną osobą, zadzwonił do przyjaciół w Polsce, przyjaciele uruchomili kogo trzeba, w rezultacie polska konsul w Monachium, była wiceminister pracy w rządzie AWS, Elżbieta Sobótka, przyjechała w nocy z odsieczą. Gdyby nie to Jan Rokita - bo o nim oczywiście mowa - spędziłby w areszcie znacznie więcej czasu, musiałby płacić wysoką grzywnę, byłby jeszcze dłużej narażony na chamskie zachowanie niemieckich policjantów.