Szmal - tak, Rostowski - nie

Życzę panu premierowi, żeby bronił Polski przed kryzysem jak Sławomir Szmal polskiej bramki, ale nie za bardzo wierzę, aby tak się stało. Bo na sportowym boisku nie wystarczają bajery, uśmiechy, miny i "polityka miłości". Tam trzeba twardo grać, przewidywać co zrobi przeciwnik, walczyć do upadłego, do ostatniej sekundy - jak Artur Siódmiak. Boisko obnaża tego, kto jest tylko mocny w gębie, kto nie trenuje, kto udaje, że nie ma kryzysu formy albo dziury w obronie. W polityce, niestety, można długo oszukiwać kibiców - wyborców. Na boisku się nie da.

 

Nie chce mi się dzisiaj pisać o kryzysie, o którym rząd Tuska długo mówił, że go nie ma. Ani o dziurze budżetowej, która rzekomo miała być… wymysłem opozycji. Wolę podziękować naszym biało-czerwonym, którzy dali nam w ostatnich dniach tyle radości. Wypada tylko dziękować Bogu, że zamiast Tłuczyńskiego nie grał Tusk - mielibyśmy wówczas znacznie mniej bramek, a zamiast Jurasika stroju reprezentanta nie przywdział minister finansów Rostowski - z jego darem przewidywania rozwoju sytuacji Polacy wracaliby do kraju po fazie grupowej. Można jedynie żałować, że w Warszawie w Alejach Ujazdowskich, w siedzibie rządu nie ma kogoś takiego jak Bogdan Wenta. Bo do polityki, tak jak do piłki ręcznej i w ogóle sportu, trzeba mieć jaja.  Propaganda nie wystarczy.

 

                                                                                         ***

 

W czasie jedynej lutowej sesji Parlamentu Europejskiego w Strasburgu (w marcu będą takie dwie) wygłosiłem przemówienie w debacie związanej z pierwszą rocznicą powstania Kosowa. Oto jego fragment:

 

"Grzechem pierworodnym przy narodzinach nowego państwa Kosowo było poczucie serbskiej mniejszości w Kosowie i Metohiji, a także w Serbii jako takiej, że nowa państwowość, mająca muzułmańską większość powstaje wbrew Serbom. Musiało to wpływać na stosunki Belgradu z Prisztiną, ale także między Kosowarami a Serbami z etnicznych serbskich enklaw.

 

Jeżeli nie będą przestrzegane prawa kulturalne, edukacyjne, religijne serbskiej mniejszości, nie tylko utrudni to sytuację bilateralych relacji między Kosowem a Serbią i szerzej na Bałkanach, ale też z całą pewnością wydłuży drogę Prisztiny do Unii Europejskiej. Władze nowego państwa muszą zrozumieć, że poszanowanie praw mniejszości to europejski standard."

Nasi piłkarze ręczni zdobyli kolejny medal mistrzostw świata. Znaleźli się w sportowym niebie, ale zaraz potem trafili do czyśćca: przyjął ich premier Tusk… O spotkaniu naszych sportowców z Prezesem Rady Ministrów można powiedzieć, że było dobre, bo krótkie. Szef PO chciał się ogrzać w blasku chwały naszych szczypiornistów. Pewnie niewiele mu to pomoże: Polacy już nauczyli się oddzielać propagandę i odcinanie kuponów od cudzych sukcesów od prawdziwych osiągnięć polityków i efektów ich pracy (a raczej ich braku).