Donald "Sokole Oko" dostrzegł kryzys

Rząd jakby objadł się szaleju, albo "spożył za dużo", bo trzymał się, jak pijany płotu, wersji: kryzysu nie ma!!! Co prawda wszyscy święci światowej ekonomii mówili, że nadciąga największy kryzys globalnej gospodarki od 80. lat, ale Platforma Obywatelska wolała zachowywać się jak struś, który chowa głowę w piasek, wypina kuper i chce wierzyć, że żadne problemy nie istnieją!

 

Straciliśmy ok. pół roku.  Ekonomiści, eksperci, przedsiębiorcy, a nie tylko "Prawo i Sprawiedliwość" - od dawna żądali od rządu działań antykryzysowych. Premier albo jeździł na nartach w Dolomitach, albo nie miał czasu dla ekonomistów, albo oskarżał Jarosława Kaczyńskiego, że ten… straszy Polaków kryzysem! Gdyby nie było to smutne, byłoby zabawne: Donald Tusk zachowuje się jak facet, który widząc, że ma gorączkę, z furią tłucze termometr uważając, że to załatwia problem jego poważnej choroby…

 

Przez brak działań rządu Polska straciła wiele czasu. A czas w biznesie to miejsca pracy i miliardy, których trzeba teraz gwałtownie szukać robiąc oszczędności na oślep - a więc nieskutecznie.

 

Gdy 1 października 2008 roku były premier Kaczyński i jego partia zaproponowała rządowi współpracę ponad podziałami i pakiet działań antykryzysowych - wówczas Tusk ziewnął i poszedł ganiać z piłką na boisku. Okazało się jednak, że jest "na spalonym", a potem gwałtownie strzelił kilka samobójczych goli.

 

Problem polega na tym, że strzelił je nie tylko do bramki Platformy Obywatelskiej. Problem polega na tym, że te gole wpadły do bramki Polski. 

Premier Tusk nagle uświadomił sobie, że Ziemia jest okrągła! Zobaczył raptem, że jest kryzys, choć ów kryzys widzieli wszyscy dookoła na całym bożym świecie od Waszyngtonu po Warszawę, od Reykjavíku po Moskwę. Szef rządu i jego pocieszny minister finansów, który całe życie płacił podatki w Wielkiej Brytanii, a zaczął w Polsce dopiero wtedy, gdy został ministrem - zobaczyli, że czarne jest jednak czarne, mimo że osobiście przekonywali przez wiele miesięcy, że czarne jest białe.