Radek Sikorski: Wiele wymiarów zdziwienia

                                                                                         ***

 

Jeden z najbardziej znanych polskich satyryków i karykaturzystów Andrzej Krauze kpi w "Rzeczpospolitej" z turystyczno-politycznych wyjazdów Tuska. "Jest życie na Marsie! Tusk tam leci" - mówi na jego rysunku pan do pani... Krauze nie jest związany z żadną partią, jego głos to typowy "vox Populi"...

 

                                                                                          ***

 

Redakcja "Dziennika" przyjęła moją zasadniczą polemikę z Sikorskim, a konkretnie z jego tezami oraz... błędami merytorycznymi, które raziły w oczy w wywiadzie udzielonym przez niego tej gazecie. Potem nagle rozmyśliła się, uznając, że będzie intelektualnym "bodyguardem" ministra, chroniąc go przed jakąkolwiek, zwłaszcza merytoryczną, krytyką. Ponieważ "Dziennik" zabawił się w cenzora, publikuję tę polemikę z Sikorskim na moim blogu. Oto ona:

 

"Przeczytałem w jednym z ostatnich "Magazynów Dziennika", w końcu zeszłego roku, wywiad red. Michała Karnowskiego z ministrem Radosławem Sikorskim. Dotąd w grudniu dostawałem od św. Mikołaja lepsze prezenty - teraz może nie zasłużyłem, ale może też minister nie jest w najlepszej formie.

 

Rozmowa miała być w zamierzeniu poważna - jak rozumiem - ale już na początek redakcja mrugnęła do czytelnika okiem, że to będzie raczej konwencja "baju-baju: będziesz w raju" niż wykładnia naszej polityki zagranicznej, analizowana potem w skupieniu w Berlinie czy Paryżu. Oto bowiem wyeksponowano w podtytule fragment wypowiedzi Sikorskiego: "swoje ambicje już zrealizowałem". Jeżeli tak mówi polityk 45-letni, to nie jest szczery. Ale przecież Tusk obiecywał cuda, a nie szczerość ministrów swojego gabinetu.

 

Gdy szef MSZ mówi, że chce być "zapamiętany jako dobry minister i autor ciekawych wspomnień" - to w 50 % plan zrealizował. Już ma co wspominać, zwłaszcza urocze anegdoty, które zyskały mu sławę (nie mylić z chwałą) w całym świecie. Czy jednak "dobry minister" w dużym wywiadzie nie powinien choćby słowem wspomnieć o naszym największym sąsiedzie w ramach Unii Europejskiej - o Niemczech? Z drugiej jednak strony specjalnie się temu nie dziwię: szef MSZ woli nie mówić o relacjach Warszawa - Berlin, bo o czym tu mówić? W gruncie rzeczy Polsce zależało w tym roku na poparciu ze strony Berlina w trzech podstawowych sprawach:

 

1) wybór siedziby Europejskiego Instytutu Technologicznego (Wrocław konkurował z Budapesztem - Niemcy poparły Węgrów).

 

2) zablokowanie redukcji limitów CO2  ( Polska właśnie zrezygnowała z prawa weta - ale poparcia Berlina dla swoich postulatów nie uzyskała),

 

3) zablokowanie de facto antypolskiego muzeum wypędzonych w Berlinie - tymczasem muzeum powstanie za pieniądze państwa niemieckiego. 

 

Niemcy zapewne nie lubili Kaczyńskiego - ale się z nim liczyli. Niemcy zapewne lubią Sikorskiego i Tuska, ale nic kompletnie z tego dla Polski nie wynika.

 

Byłoby miło, aby minister spraw zagranicznych RP wiedział o czym mówi i nie obnosił się ze swoją niewiedzą. Gdy czytam słowa Sikorskiego, że zaczynające się za niecałe 3 tygodnie przewodnictwo Czech w UE jest "pierwszą prezydencją nowego kraju członkowskiego" - to łapię się za głowę. Minęło bowiem… 5 miesięcy od prezydencji Słowenii, również przecież kraju "nowej Unii". Czyżby to był drobiazg? A może zajęty "dorzynaniem watah" tego nie zauważył? Oczywiście, w zakresie ignorancji Sikorski ma w PO ostrą konkurencję: to przecież Bronisław Komorowski nie tak dawno przyjął do UE… Norwegię (!).

 

Sikorski mówi szczerze, że "po wydarzeniach na Kaukazie (…) wakacje geostrategiczne się skończyły". Szokująco jest słyszeć, że dla rządu Tuska te "wakacje" dotąd były - bo być nie powinny w tym obszarze ani przez jeden dzień.

 

Wobec Rosji musimy mieć politykę wielowymiarową - mówi Sikorski. Jasne. Dlaczego więc mamy w praktyce - "o pyskowaniu" (zwrot ministra) nie mówię - politykę jednowymiarowych ustępstw ze strony UE wobec Moskwy, które Polska w ciemno popiera i "korzysta z szansy, aby siedzieć cicho", ujmując to słowami Chiraca.

 

"Stalowa dłoń" ministra Sikorskiego (to jego własne określenie) jest mitem. Nie słyszano o tym ani w Moskwie ani w Berlinie ani w Brukseli. Może więc owa "stalowa dłoń" jest skierowana na rynek wewnętrzny? Opozycyjnych "moralnych karłów" trzeba jakoś karać. Putin ze Steinmeyerem jakoś sobie poradzą (nie do nich były te słowa), chodząca o kulach Walentynowicz już nie.

 

Gruzja i Ukraina też będą miały nielekko: minister Sikorski chwali się, że Partnerstwo Wschodnie obejmie oba te kraje i że UE przeznaczyła na to już 360 milionów euro. Nie wspomina, że początkowo miało być 900 milionów. To takiego samego rodzaju drobiazg, jak nieistniejąca dla szefa polskiego MSZ Słowenia…

 

Bo faceci w "jedwabnej rękawiczce" (określenie Sikorskiego) nie są przecież ludźmi, którzy zajmują się tak nieważnymi szczegółami…

 

Na ministra Sikorskiego i jego wywiad należy patrzeć jak na Rosję - wielowymiarowo. To znaczy: z wielowymiarowym zdziwieniem."

                                                                        Rządząca partia PO zamiast rządzić zajmuje się... organizowaniem bojkotu dorocznego balu Rafała Dutkiewicza, prezydenta Wrocławia. Takie polecenie dostali parlamentarzyści i radni PO. Polsce grozi odcięcie gazu, a PO zajmuje się bojkotem balu we Wrocławiu! Pokaż mi problemy, jakimi zajmuje się dana partia - a powiem Ci, ile jest warta!