27 lat wojny jaruzelsko-polskiej

Zwykle, w kontekście stanu wojennego, mówi się o czołgach, stu zabitych i tysiącach aresztowanych. To jasne. Ale jest też inny, mało dostrzegany dziś wymiar: dziesiątkom tysięcy ludzi złamano życie, wyrzucono z pracy, nie pozwolono normalnie funkcjonować. Dwa miliony Polaków wyjechało na stałe za granicę. Dziś dzieci tamtych emigrantów: Klose i Podolski strzelają bramki dla Niemiec, a nie dla biało-czerwonych. To też "zasługa" komunistów.

 

W gospodarce - przez 13 grudnia 1981 - straciliśmy bezpowrotnie 10 lat. Przed II wojną gospodarczo wyprzedzaliśmy Grecję i Portugalię i byliśmy na poziomie Hiszpanii. PRL spowodował znaczące spowolnienie tempa rozwoju kraju - szczególnie było to widoczne w latach 80.

 

Jeżeli dziś domagamy się uparcie rozliczenia winnych "wojny jaruzelsko-polskiej" sprzed 27 lat to nie chodzi o dziadków, którzy dziś zasłaniają się przed wymiarem sprawiedliwości wiekiem i stanem zdrowia. Chodzi o to, aby w pamięci Polski i Polaków białe było białe, a czarne - czarne, dobro było dobrem, a zło - złem, ofiara - ofiarą, a ubek - katem. Bez rozliczenia wpadniemy w korkociąg moralnego relatywizmu, w którym zamordowani górnicy z kopalni "Wujek" będą tak samo OK. jak generałowie Kiszczak i Jaruzelski. Tylko, że ci pierwsi już nigdy nic nie powiedzą, a ci drudzy wciąż kłamią.

 

                                                                                        ***

 

W pierwszym dniu szczytu UE w Brukseli red. Bartosz Węglarczyk pouczał w TVN 24, że UE jest cacy, a Traktat Lizboński super. OK, jego prawo. Można wierzyć, można nie. Ale następnego dnia w "Gazecie Wyborczej" ten sam znawca Unii występuje tym razem jako ekspert od... kinematografii, polecając filmy, w tym radziecki z lat 80. Zapewne jutro specjalista od Brukseli okaże się również fachowcem od kuchni chińskiej. Człowiek renesansu. W sam raz na czas demokracji medialnej XXI wieku.

Gdy ma się niecałe 19 lat - jak ja, gdy ogłoszono stan wojenny - świat widzi się w biało-czarnych kolorach. Ale akurat tę sprawę zawsze chciałbym oceniać w taki sposób. Będąc wtedy studentem I roku historii i wożąc strajkującym robotnikom do Pafawagu i innych fabryk we Wrocławiu paczki z żywnością, miałem taki sam obraz "wojny Jaruzela z narodem" jak dziś, gdy jestem eurodeputowanym.