Fałszerze historii

Gdy poprzedni polski rząd upominał się o pokazywanie polskiego wkładu w zwycięstwie nad komunizmem czy ostro protestował na haniebne sformułowania w licznych mediach zachodnich o "polskich obozach śmierci" - to walczył bezpośrednio o polski interes narodowy. Dziwiły więc napastliwe ataki na ekipę Jarosława Kaczyńskiego. Zwłaszcza, gdy robili to ludzie, którym jakoś dziwnie nie przeszkadzało, gdy w tym samym czasie Niemcy na siłę wyolbrzymiali znaczenie upadku muru berlińskiego czy - gdy 60 lat po wojnie dokonywali cudownego rozmnożenia niemieckiej opozycji antyhitlerowskiej.

 

Od lat trwa próba pomniejszania roli Polski w najnowszej historii Europy. Oczywiście realizacja na dobre tego celu jednoznacznie przyczyni się do wyraźnego osłabienia współczesnej pozycji Rzeczypospolitej na Starym Kontynencie. Jeżeli ktoś nie widzi związku między jednym a drugim - jest kompletnie ślepy.

 

W tym kontekście należy widzieć skandaliczne propozycje grupy historyków, która na zlecenie Parlamentu Europejskiego, ale poza jego kontrolą, przygotowuje koncepcję swoistego Muzeum Historii Europy. Rolę Polski pomniejszono tam tak bardzo, że już bardziej się nie da. Dotyczy to, co charakterystyczne, zarówno okresu II wojny światowej, jak i schyłku komunizmu. Na tym fałszerstwie traci Polska, zapewne traci też Europa pozbawiona prawdy o sobie, ale zyskują… Niemcy. Według "skorygowanej" historii to oni, a nie polska "Solidarność" obalili komunizm. 

 

Na tego typu fałszowanie dziejów nie może być zgody Polski i Polaków. Dziwi więc w praktyce bezradne milczenie rządu Donalda Tuska w tej sprawie.

 

 

(tekst ten ukaże się w najbliższych dniach w tygodniku "Gazeta Finansowa")

 

Gdy rząd Kaczyńskiego starał się mieć "politykę historyczną", polegającą na pokazywaniu polskiego wkładu w dzieje Europy i świata oraz prostującą różne fałszerstwa na nasz temat - krytykowano go za to zawzięcie na Wschodzie, na Zachodzie, ale także, niestety, w kraju. Gdy swoją politykę historyczną uprawiają inne państwa - jest to zrozumiale i oczywiste, także dla tych polityków i publicystów, którzy za to samo krytykowali rząd PiS-u. Stosuje się tu tzw. podwójne standardy: jedni mogą bronić swoich interesów i swojej wizji historii, ale innym - wara.