Czy w Polsce są szanse na optymizm?

Wielu wystąpieniach w „niezależnej”, także w rzeczywiście opozycyjnej prasie i innych środkach przekazu dominuje nuta pesymizmu z racji naszego polskiego położenia zarówno w UE jak i wewnątrz kraju.

Przeciętny Polak nie czuje się najlepiej we własnym kraju, mimo że przynajmniej statystycznie powodzi mu się lepiej niż za PRL, najprostszym przykładem może służyć cena dwóch artykułów w relacji pośrednich zarobków. Otóż w PRL za czasów najlepszego Gierka przy średniej płacy w granicach 3 tys. zł miesięcznie kilogram szynki / o ile udało się ją dostać jeszcze bez kartek/ kosztował 100 zł czyli zarabiano równowartość 30 kg. Szynki, lub pół litra żytniówki / 103 zł, albo 95 centów w Pekso/. Obecnie przy średniej płacy netto obracającej się według GUS, u również koło 3 tys. zł. to niemal 150 kg. Szynki lub odpowiednią ilość półlitrówek.

Takich porównań w tę i tamtą stronę można mnożyć bez liku, tylko że to niczego nie wyjaśnia, bowiem znaleźliśmy w całkiem innym świecie, w którym kryteria powodzenia mają zupełnie inny wymiar. Na tle świata „realnego socjalizmu” nie wyglądaliśmy najgorzej i zawdzięczaliśmy to ani naszej produktywności ani łaskawości reżimu, a jedynie naszej zdolności przystosowania do najtrudniejszych warunków nabytej wczasach zaborów. Niestety wiele z tych zdolności utraciliśmy na skutek negatywnych doświadczeń i ułatwionej ucieczki od naszej szarej rzeczywistości. Emigracja zarobkowa pozbawia nas najbardziej przedsiębiorczego elementu, a tym samym osłabia naszą zdolność przystosowawczą do nowych warunków egzystencji.

Nie oznacza to jednak konieczności kapitulacji, naród polski posiada jeszcze dość sił na odrodzenie się i znalezienie własnej drogi, Problem leży głównie w inwencji twórczej rzeczywistych elit narodowych.

Można poddać w wątpliwość czy takie jeszcze istnieją, bo z tego, co się w Polsce publikuje niewiele da się wycisnąć pozytywnego, mamy bowiem do czynienia albo z propagandą sukcesu głoszoną przez władze, albo z czarnowidztwem tych, którzy są przeciwni tej władzy. Władza najwyraźniej nie pochodzi z nadania narodowego, gdyż ją los narodu mało albo i wcale nie obchodzi i nawet nie usiłuje stworzyć jakiejś wizji przyszłości. Z drugiej strony trzeba przyznać, że przeciwnicy tej władzy 90 % swoich wysiłków poświęcają na krytykę lub zwykłe wymyślanie nie fatygując się na promowanie określonego programu działań.

Może ze względu na wiek i doświadczenia muszę przyznać, że nie interesują mnie żadne utarczki z władzą poza ogólnym stwierdzeniem, że jest ona zła nie ze względu na osobiste przywary ludzi władających Polską, ale po prostu z tego względu, że nie reprezentuje ona narodu i funkcjonuje w ramach organizacji państwowej niewiele mającej wspólnego z niepodległym państwem polskim.

Istota polskiej sytuacji nie polega na zmianie ekipy nawet na taką, która rodzi nadzieję na lepsze rządy, ale na obaleniu całego układu rządzącego Polską. Mamy bowiem doświadczenie, że próby dokonania zmian w ramach obowiązującej konwencji nie przynoszą pozytywnych rezultatów co potwierdziły nam zarówno rząd Olszewskiego jak i Jarosława Kaczyńskiego.

Polska wymaga wyraźnego odcięcia się od peerelowskiej przeszłości zarówno pod względem personalnym jak i przede wszystkim organizacji państwa we wszystkich jej aspektach ze zmianą konstytucji na czele.

Jest to możliwe do wykonania pod warunkiem, że niezależnie od krytyki obecnych władz zajmiemy się poważnie koncepcją budowy prawdziwie niepodległego bytu państwowego.

Przypomina to sytuację w końcowej fazie rozbiorów, kiedy wszystkie niepodległościowe ruchy polityczne poświęcały wiele wysiłków na wypracowanie wizji wolnej Polski. Niektóre z tych prac jak na przykład dzieła Romana Dmowskiego uznane za kanon polskiej endecji, stanowiły istotny wkład w rozwój polskiej myśli politycznej, ale obok wizji państwa narodowego mieliśmy wizję wskrzeszenia Rzeczpospolitej Obojga Narodów, nazywaną też ideą jagiellońską, wizję państwa ludowego, której sztandarowym przedstawicielem był Wincenty Witos, państwa socjalistycznego, a także państwa o ustroju chrześcijańsko demokratycznym. Walka polityczna toczyła się wokół wyboru określonej idei, a nie jak obecnie dla samej władzy.

Podejście krytyczne do istniejących rządów bez stanowiska ideowego promującego określony program działań jest zajęciem jałowym i służy niekiedy krytykowanym, jako wentyl bezpieczeństwa.

Znakomicie wykorzystywała to przed wojną sanacja, która pozwalała nawet ośmieszać się i sama produkowała różne dowcipy na swój temat wiedząc, że takie podejście do krytyki w dużej mierze rozładowuje napięcia.

Znaczną część mojej długoletniej działalności politycznej poświęciłem na wypracowanie konkretnej wizji Polski w podstawowych dziedzinach życia społecznego i państwowego i co znalazło swój wyraz w różnych programach zarówno dla polskiej chrześcijańskiej demokracji jak i dla innych formacji, a także w moich publikacjach w tym również w „niezależnej”. Muszę jednak z ubolewaniem stwierdzić, że odczuwam brak reakcji spowodowany powszechnym niedostatkiem zainteresowania najważniejszymi dla rozwoju, a nawet egzystencji narodu problemami.

Nie można winić polskiego społeczeństwa za brak orientacji politycznej, przecież dobrze wiemy, że ocena większości sprowadza się do najbardziej powierzchownych wrażeń, w tym głównie czy ktoś mniej lub więcej sympatycznie prezentuje się w telewizji. Przynajmniej dwa pokolenia Polaków były pozbawione możliwości swobodnego wyboru politycznego, a w ciągu minionego dwudziestolecia tak zwane życie polityczne ograniczało się do bezwzględnej walki o władzę, a raczej o jej utrzymanie w rękach beneficjentów spadku po PRL.

Myśl polityczna jest konkretnym obowiązkiem elit społecznych, a jej wymiana a nawet ścieranie się stwarza warunki dla wyrobienia politycznego narodu i możliwości świadomego wyboru.

Co to znaczy praktycznie mogłem się przekonać, kiedy na skutek chwilowego obłąkania reżimu po październiku 1956 roku dostałem paszport, który zresztą wkrótce mi odebrano i mogłem pojechać do Anglii. W tym czasie Labour Party przegrała wybory i jadąc pociągiem mogłem zapytać jakiegoś starszego pana o przyczyny tej przegranej. Interlokutor okazał się być majstrem fabrycznym, zapewne nieźle uposażonym, bo stać go było na podróż I klasą, poinformował mnie, że sam jest sympatykiem Labour, ale głosował przeciwko niej gdyż przez masowe upaństwawianie różnych dziedzin naraziła państwo na duże straty. Powiedział przy tym, że ja podróżuję częściowo na jego koszt, bo dopłaty do kolei idą z podatków płaconych przez wszystkich Anglików.

Udostępnienie Polakom wizji niezawisłego państwa funkcjonującego dla dobra narodu jest niezbędne dla uświadomienia na temat naszego położenia i potrzeby dokonania określonych zmian. W przeciwnym wypadku będziemy uprawiali ten taniec chochołów, w jaki wprowadzili naród spadkobiercy PRL.

Jestem głęboko przekonany, że ludzi pisujących w „niezależnej” i innych publikatorach o podobnej proweniencji stać na znacznie więcej niż na podjazdową wojenkę z reżimem i dlatego serdecznie namawiam do politycznej polemiki na tematy podstawowe dla naszej narodowej sprawy. Nabiera to szczególnego znaczenia w dramatycznym położeniu, w jakim znaleźliśmy się na skutek wiarołomstwa, a nawet sprzedajności rządzących i braku orientacji znakomitej większości narodu, coś jakby powtórka z wieku XVIII.